Ciągle się uczymy – dzieci są najważniejsze

.

Ciągle się uczymy – dzieci są najważniejsze

Na Zjeździe Rodzin Optymalnych w Ustroniu obiecałam prezesowi Tkoczowi, że napiszę coś o mojej rodzinie. W związku z tym, że w marcu 2003 roku był o nas artykuł w „Optymalnych” – napiszę, co teraz u nas słychać.

Jesteśmy czteroosobową rodzinką. Ja długo nie mogłam mieć dzieci, ale po 15 latach małżeństwa w końcu się udało i urodził się Alexander. Wtedy jeszcze na 100% nie odżywiałam się optymalnie, ale jak 4 miesiące po porodzie Alexowi nie ustępowały kolki, to przeszłam na ŻO i tak jest do dzisiaj. Kolki ustąpiły już na 2 dzień po rozpoczęciu ŻO. Karmiłam Alexa do 3,5 roku życia piersią. Może karmiłabym dalej, ale byłam już w 5 miesiącu ciąży z Maxiem i przestałam. Alex urodził się zdrowiuteńki i do 4 lat w ogóle nie chorował. Potem poszedł do przedszkola, a tam na obiad ciągle mączne rzeczy. Zero mięsa, jajek. Traktowałam to jedzenie jako dawkę węglowodanów, a w domu dawałam tłuszcz i białko. No i się zaczęło. Zaraz załapał ospę, potem zapalenie oskrzeli. Lekarz i antybiotyk. Wyzdrowiał. Po tygodniu w przedszkolu znów zapalenie oskrzeli i znów antybiotyk i tak aż 8 razy w roku. Dostał astmy. Wylądowaliśmy u pulmonologa. Wydolność płuc 70%. Dusił się i kaszlał bez przerwy. Zaczęły się problemy z żołądkiem i jelitami. Tak głośno mu burczało, że wstydził się chodzić do przedszkola. Pulmonolog przepisał spraye na astmę i Kortison. Nie było wyjścia – musieliśmy mu to świństwo 4 razy dziennie dawać. Dziecko zaczęło nam dziwnie chrząkać. Zrobiliśmy badania. Okazało się, że ma mnóstwo alergii prawie na wszystkie pyłki, roztocza, psy, koty. Dostaliśmy lekarstwo na alergię. Koło się nie zamykało. Poszliśmy do lekarza i zrobiliśmy badanie krwi. 5-letnie dziecko miało cholesterolu ok. 350, a trójglicerydów 500. Przestraszyłam się. Poszłam do przedszkola i powiedziałam, że rezygnujemy z jedzenia, bo Alex ma alergię na wiele rzeczy. Chcieli atest od lekarza – nie miałam, bo wymyśliłam tę alergię na żywność. Powiedziałam więc, że ma nietolerancję niektórych produktów i się zgodzili. Zabieraliśmy go do domu w porze obiadowej 12-14, a potem znów szedł do przedszkola. Śniadanie jadł w domu. Pojechaliśmy też do jednej z Arkadii do Polski. Po powrocie zrobiliśmy badania. Trójglicerydy spadły do 56, a cholesterol do ok. 220. Dziecko przestało kaszleć po prądach selektywnych na płuca. Pulmonolog zrobił badania i wydolność po 2 tyg. prądów wzrosła do 90%. W brzuchu przestało mu burczeć. Odstawiliśmy leki. Kupiliśmy w Polsce bańki bezogniowe i gdy Alex załapał jakiegoś wirusa stawialiśmy mu banki, a gdy było to gardło gotowałam ziemniaki w łupinkach i dawaliśmy mu to na szyję w szmacianej torbie. Pomagało. Od tego czasu, a to już 6 lat, tylko raz potrzebował antybiotyk, a było to na szkarlatynę. Nie znaczy to, że nie łapał wirusów. Łapał, ale po 1 dniu baniek przechodziło. Wyniki alergiczne we krwi (IGE) zmniejszyły się 6-krotnie. Przedtem były 10-krotnie wyższe. Alergia na psa i kota ustąpiła. Inne się zmniejszyły. Mieliśmy 100% potwierdzenia, że ŻO działa.

Alex poszedł do szkoły, no i znów problem. Po 2 tygodniach zaczęły się tiki nerwowe. Były tak silne, że myśleliśmy, że to padaczka. Neurolog wykluczył jednak padaczkę i cokolwiek innego. Dostałam lek na tiki – Neuroleptika. Oczywiście nie dałam mu tego świństwa. Zmieniliśmy szkolę – tiki ustały. Wracają jednak przy napięciu nerwowym. Są też wtedy, jak Alex je produkty pszeniczne. Wtedy jest ich mnóstwo. Powiedziałam to jakiś czas temu lekarzowi – pediatra wyśmiał mnie. Pulmonolog zrobił badania i stwierdził, że dziecko ma uczulenie na wszystkie mąki. Dobrze, że mamy internet, bo można samemu dużo sobie znaleźć i poczytać. Ja osobiście dużo czytałam. Skoro medycyna jest bezradna, to trzeba sobie samemu pomóc. Wracając myślami w przeszłość przypomniało mi się, że Alex krótko przed pojawieniem się tików był zaszczepiony na marskość wątroby (wirus C – jakieś dziecko w przedszkolu zachorowało i nam to polecali, więc my, wzorowi rodzice, zaszczepiliśmy go). Poszłam z nim do Pani, która leczy metodami niekonwencjonalnymi. Ta pani stwierdziła, że Alex ma tiki po ostatnim szczepieniu (nic wcześniej jej o nim nie opowiadałam, więc zaskoczyło mnie, że doszła do tego, co ja wiem). Pojechaliśmy z Alexem też do pana Mularczyka – słynnego osteopaty z Wrocławia. Nie dotykając dziecka stwierdził, że nie może jeść mąki. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że medycyna niekonwencjonalna działa – ja byłam zawsze niedowiarkiem. Moje dzieci są bardzo rozumne, odżywiamy je optymalnie. Zdarza się jednak, że w szkole w nagrodę od pani są lody czy jakieś słodycze. Od razu to widzę, bo kaszlą. Ostatnio było tego kaszlu znów więcej, więc zdecydowaliśmy się na wyjazd do Polski na serię prądów. No i znów pomogło. Po 3 zabiegach kaszel ustał. Wybraliśmy pobyt tak, żeby załapać się na Zjazd Rodzin Optymalnych w Ustroniu. Poznaliśmy dużo ciekawych ludzi. Ludzi, z którymi da się rozmawiać. Znajomi, rodzina śmieją się z naszych dzieci, bo w naszym domu dzieciaki nie mówią – mama, daj mi jabłko czy truskawkę czy jajko. U nas dzieciaki mówią – mamo, daj mi jakieś węglowodany czy białko. Dzieciom trzeba dużo tłumaczyć. Nie osobom w koło. Ja jak mówiłam do wszystkich – nie dawajcie moim dzieciom słodyczy, bo tego nie jemy, nie skutkowało. Przynosili jajka niespodzianki itd. Tak jakby robili mi na złość. Nauczyłam dzieci, że niespodziankę wyciągamy, a jajko niespodzianka – do kosza. Jak zaczęli to robić przy tych, którzy ich obdarowywali, skończyły się jajka niespodzianki. Dlatego mówię: Rodzice, nie tłumaczcie tym w koło – uświadamiajcie swoje dzieci. Uczcie je żywienia optymalnego. Nasze dzieci są bardzo mądre. Do końca 4 klasy Alexa nie musieliśmy się z nim w ogóle uczyć czy cokolwiek tłumaczyć. Teraz idzie do 5 klasy. Uważam, że to zasługa ŻO. Alex ma IQ 130. Maxio w 1 klasie został mistrzem w liczeniu do miliona. Moje dzieci chodzą do szkoły z innym systemem nauczania. Są to szkoły Montessori. Tam nie ma ocen. Każde dziecko prowadzone jest indywidualnie. Alex w 4 klasie zaszedł z matematyki do klasy 7. W Polsce też już są takie szkoły, ale tylko w dużych miastach, jak Warszawa czy Poznań. A szkoda, bo życzę takiej szkoły każdemu dziecku. Zero stresu. Dzieci uczą się chętnie i nie chcą iść po szkole do domu.

Ja kiedyś ciągle łapałam choroby gardła i rozkładało mnie na cały tydzień. Teraz jak coś załapię, to dostaję wysokiej gorączki – ok. 39st. – a na drugi dzień jestem zdrowa. Nie psują mi się zęby, a kiedyś przy każdej kontroli było coś do leczenia. Tak samo jest z dziećmi – żadnej próchnicy. Cóż mogę jeszcze o nas napisać? Może tylko tyle, że na pewno nie zrezygnujemy z ŻO nigdy. My już nie potrafimy inaczej jeść. Jak tylko będzie to możliwe, będziemy jeździć do Arkadii, by spotykać się z przemiłymi ludźmi i by się od nich uczyć. Tak, uczyć. Pomimo że już 11 lat tak się żywimy, ciągle się uczymy. Panią Teresę Szczepanek i pana Jacka Kruszyńskiego, których znamy od 2003 roku najchętniej „adoptowałabym”, by mieć ich ciągle przy sobie. To wielcy ludzie. Potrafią przekazać wiedzę w prosty sposób, by nawet prości ludzie mogli zrozumieć. Pierwszy raz w tym roku był z nami w Ustroniu mój tato. Ma cukrzycę i często cukier 400 – ale jeszcze jest na tabletkach, nie na insulinie. Ma miażdżycę i problemy z chodzeniem, bo nogi bolą. Po 8 dniach w „Globusie” cukier w normie bez tabletek, a nogi bolą mniej. Chodził z nami po górach i myślę, że w końcu przekonał się do ŻO. Moja mama, gdyby odżywiała się inaczej, dawno byłaby pod ziemią. Na ŻO pozbyła się miażdżycy, łuszczycy, arytmii serca. Dwa lata temu podczas pobytu w Ustroniu prawdopodobnie ukąsił ją kleszcz. Gorączka i ogólnie zły stan zdrowia. Po powrocie do Niemiec wylądowała w szpitalu na zapalenie zastawek sercowych. Lekarze powiedzieli mi, że może nie przeżyć, bo jest źle. Mama ma 71 lat. W szpitalu załapała zapalenie płuc, zapalenie jelit, alergię na niektóre leki – wysypka na całym ciele. Nie chciała żyć. Dostała 350 kroplówek z antybiotykami. Po 5 tygodniach w szpitalu przestała jeść, była coraz słabsza. Dobrze, że pani, która z nią leżała, nas powiadomiła, iż mama wyrzuca jedzenie do kosza, bo nie chce żyć. Zaczęliśmy wozić jej posiłki. Rano brat z jajecznicą, w południe tata z rosołem na żółtkach, a wieczorem ja z plackami z jabłkami. Mama nabrała sił i po 2 tygodniach takiego odżywiania wróciła do domu. Lekarze tylko mówili, że nie wierzyli, że z tego wyjdzie i że ma silny organizm. Tak – był silny, bo dobrze przez nas odżywiony. Na żywieniu szpitalnym dawno by jej nie było… Po ostatniej wizycie u kardiologa wiemy, że zastawka jest ok, nie ma żadnych zmian. Mama miała przed ok. 30 laty raka krtani. Podczas operacji wycięli jej część nagłośni i naświetlali kobaltem. Przez te naświetlenia ma popalone tętnice szyjne. Niestety jest to uszkodzenie mechaniczne (inne żyły są w porządku) i można to tylko mechanicznie usunąć. Jej żyły to tak jakby ktoś na plastik polał wrzątku. Przed 6 laty mama miała problemy z widzeniem. Poszliśmy do okulisty, a ten stwierdził, że chyba oko jest niedokrwione i chyba są tętnice zapchane. Wysłał nas od razu do neurologa . Tam USG żył i stwierdzenie, że zapchane. W tym samym dniu mama trafiła do radiologa. Kontrast i sprawdzanie, na ile żyły są w porządku . Tętnica główna zamknięta w 100% z jednej strony i w 80% z drugiej strony. Mama trafiła do szpitala. Na drugi dzień wsadzali jej stent. Kazali dziękować Aniołowi Stróżowi, że nic się nie stało . Przy takiej diagnozie to tylko udar. Mama udaru nie dostała. Jak już kiedyś czytałam u dr. Kwaśniewskiego: mózg na ŻO jest dożywiony i dotleniony, i pomimo iż żyły mogą być zapchane, nie dochodzi do udaru, bo mózg ma zapasy tlenu. Tak było u mojej mamy. Wracając do jej raka. Po operacji była odżywiana przez sondę, przez nos. Dostawała jakieś tam kleiki i wlewała sobie to coś przez nos do żołądka. Pewien pan, który też był po tej operacji i leżał w tym samym czasie co mama w szpitalu, przyszedł do niej i powiedział: Pani, nie lejcie sobie tego świństwa, ja będę przynosił pani jajka. Tym sposobem mama zamiast kleików lała sobie do żołądka surowe jajka. Dziś wiemy, że rak potrzebuje glukozy, by żyć, a w żółtku umiera. No i umarł, bo przerzutów nie było. Myślę, że to właśnie był mamy Anioł Stróż. 30 lat temu nie mówiono o tym, czym żyje rak. Dzięki Bogu za takiego Anioła Stróża! My dzięki mamie dowiedzieliśmy się o ŻO, bo ona odżywia się tak już 13 lat.

Rozpisałam się na dobre. Gdyby były jakieś pytania, to śmiało proszę pisać. Dziennie sprawdzam pocztę mailową i chętnie odpiszę. Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim za przemiłe towarzystwo w Ustroniu i przesyłam serdeczne pozdrowienia z Bawarii.

Jolanta Seweryńska”

Źródło – http://optymalni.org.pl/index.php?dzial=med&id=25

.

Polecam:

– Żywienie kobiet ciężarnych i dzieci – http://www.stachurska.eu/?p=5829

– Inteligencja zależy od odżywiania – http://www.stachurska.eu/?p=6400

– Jan Kwaśniewski: Żywienie Optymalne – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsMore&iProduct=14

– Jan Kwaśniewski: Jak nie chorować? – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsMore&iProduct=6 .

.

12 Responses to Ciągle się uczymy – dzieci są najważniejsze

  1. Renia pisze:

    Miałam przyjemność poznać tą sympatyczną Rodzinkę będąc z dziećmi na wczasach w Arkadii Globus dwa lata tamu… ?

  2. OPTY pisze:

    No to jesteś szczęściarą Reniu przesympatyczna. hehehe pozytywnie zazdroszczę i pozdrawiam.

  3. Renia pisze:

    ?

    Piszemy jeszcze ze sobą mailowo i mamy zamiar jeszcze nieraz się spotkać. Nasze dzieci też się wzajemnie polubiły… ?

    Świat nie jest taki wielki…może wszyscy razem się jeszcze na jakimś zlocie Optymalnych spotkamy… ?

    Pozdrawiam serdecznie – Renia

  4. Renia pisze:

    Teresa, mają te „zawiedzione” Panie mobilne IP? :roll: jak Pan Verbal?

  5. Renia pisze:

    To już będzie całkowita degeneracja rasy ludzkiej… Dieta wegetariańska poprawia intelekt? Tak jak zwierzęta trawożerne są „mądrzejsze” i „silniejsze” od drapieżników…

    Były tutaj na blogu podawane linki do badań nad niekorzystnym wpływem dużych ilości zjadanych węglowodanów (warzywa i owoce to też węglowodany) na naukę u dzieci i link do badania prof. Cichosz mówiącym o tym, że wśród uczniów i studentów niska podaż białka (tym samym wysoka węglowodanów) wpływa na obniżenie intelektu…

    Zresztą o tym wszystkim wcześniej pisał dr Jan Kwaśniewski.

  6. Renia pisze:

    Dzieciom do rozwoju jest potrzebne najlepszej jakości białko. A gdzie takie jest? W fasoli?

  7. Renia pisze:

    A nie lepiej zapobiegać zamiast leczyć…? Jak się nie zlikwiduje przyczyn chorób to choróbska wracają ?

  8. anka pisze:

    Niestety, ale nie ma czegos takiego jak szczepionka na wzw typu c!!!wiec to nie mozliwe, ze dziecko bylo szczepione przeciwko temu wirusowi…

  9. Pani Anko,

    może Pani Jola pomyliła literkę? Może było A lub B?

  10. ela pisze:

    Pytam o astmę.Jak mam z tym radzić?

  11. Pani Elu,

    czytała Pani?:

    – Astma u dzieci i dorosłych – http://www.stachurska.eu/?p=6577

    – Astma oskrzelowa – http://www.stachurska.eu/?p=18291

    – Jak przestroić się na „właściwe częstotliwości” – rzecz o prądach selektywnych cz.I (i następne) – http://www.stachurska.eu/?p=10719 .

Dodaj komentarz