.
Magdalena Ostrowska 05.06.2016 r. o 01:52 pisze:
„Paradoks obchodzonej wczoraj rocznicy polega na tym, że beneficjenci i przegrani transformacji są w obu historycznych obozach, na jakie Polska podzieliła się po 1989 r. – „postsolidarnościowym” i „postkomunistycznym”. Ale to tylko pozorny paradoks.
4 czerwca 1989 r. doszło do częściowo wolnych wyborów parlamentarnych, co stało się symboliczną datą rozpoczęcia przemian ustrojowych i gospodarczych. Te ekonomiczne, zmierzające do wprowadzenia w Polsce gospodarki wolnorynkowej, zamiast centralnie planowanej, zaczęły się jeszcze w latach 80-tych. Paradoks polegał na tym, że doły „Solidarności” od 1980 r. chciały autentycznej realizacji socjalistycznych haseł, zaś strona rządowa („komunistyczna”) kilka lat po Sierpniu rozpoczęła proces restauracji kapitalizmu. Zmiany ustrojowe zwieńczyła zaś rewizja konstytucji z grudnia 1989 r., kontynuowane następnie w Małej Konstytucji z 1992 r. i zwieńczone w obowiązującej (?) ustawie zasadniczej z 1997 r.
Z punktu widzenia zwykłych obywateli najważniejsze były jednak zmiany społeczne, spowodowane ówczesnymi decyzjami politycznymi i trwające w okresie transformacji. Można je streścić jako odbudowanie podziałów klasowych, właściwych społeczeństwu kapitalistycznemu, tylko że ów podział nie do końca dokonywał się naturalnie, oddolnie, jak w Europie Zachodniej od XVII/XVIII w., lecz odgórnie, na skutek decyzji politycznych (i sytuacji geopolitycznej…), takich jak m.in. rozpoczęta w latach 90. prywatyzacja i reprywatyzacja. To wtedy decydowało się, do jakiej klasy społecznej trafiali określeni ludzie czy też środowiska. Dziś możemy już mówić o zjawisku dziedziczenia zdobytej wówczas pozycji społecznej w następnych pokoleniach (oczywiście, jednostki poruszają się po drabinie społecznej – awansują bądź spadają).
Paradoks obchodzonej dziś rocznicy polega na tym, że beneficjenci i przegrani transformacji społecznej i ekonomicznej (!) są dziś w obu historycznych obozach, na jakie Polska podzieliła się po 1989 r. – zarówno „postsolidarnościowym”, jak i „postkomunistycznym”.
Tymczasem obowiązująca od ćwierćwiecza narracja narzucała i podtrzymywała ów historyczny podział, chociaż nie miał on nic wspólnego z autentycznym podziałem klasowym, jaki w tym czasie się odtwarzał, czy raczej był odgórnie odtwarzany. Tym, co obie grupy mogą zgodnie oceniać jako osiągnięcie owych przemian są z pewnością zmiany w sferze nadbudowy, czyli wprowadzenie jednego z modeli systemu demokratycznego. Może stąd właśnie wynika ambiwalentny stosunek niektórych środowisk do działań podejmowanych przez KOD – z jednej strony nie sposób nie popierać walki w obronie USTROJU demokratycznego (rozumianego jako mechanizmy), z drugiej jednak, przynajmniej niektórym, trudno nie dostrzegać opłakanych skutków społecznych, jakie owe przemiany przyniosły ogromnej części społeczeństwa – na gorsze, czyli pauperyzacji całych grup społecznych.
Marsze KOD-u przez znaczną część społeczeństwa, szczególnie na prowincji, postrzegane są bowiem jako demonstracje beneficjentów przemian ustrojowych, i to ci tzw. zwykli ludzie obronę demokracji w wydaniu KOD postrzegają jako obronę również zmian ekonomicznych, które oceniają negatywnie z punktu widzenia własnych interesów. To nie ich wina, że przez lata wbijano im do głów zbitkę „demokracja i wolny rynek”, zamiast oddzielać te kategorie. To dlatego upowszechniło się przeświadczenie, iż są to demonstracje „oderwanych od koryta” i utożsamianych z przegraną PO, której liderzy lansują się na tym ruchu społecznym. Zresztą, wraz politykami z Nowoczesnej, która jest odbierana jako reprezentacja „banksterów”. Z drugiej strony, liderzy KOD, broniąc zasad demokratycznego państwa prawnego, nie zająknęli się dotąd na temat konieczności obrony praw socjalnych, a wręcz blokowali tego rodzaju wystąpienia na swoich marszach. I na to właśnie zwraca uwagę partia Razem, która m.in. z tego powodu dystansuje się od tego ruchu. KOD sprowadza bowiem swoją walkę do obrony zapisanych w konstytucji MECHANIZMÓW demokratycznych, podczas gdy SYSTEM demokratyczny się do nich nie ogranicza. Lewica i ruch robotniczy, walcząc o demokrację, zawsze podkreślały, że nie wystarczy liberalna równość wobec prawa, zagwarantowanie wszystkim prawa głosu, jeśli mamy do czynienia z nierównościami ekonomicznymi, na skutek których dla znacznej części społeczeństwa owe demokratyczne mechanizmy są fikcją. Walcząc o byt, nie mogą być oni pełnoprawnymi uczestnikami życia społecznego. Po prostu nie mogą sobie pozwolić na taki luksus.
Problem z KOD ma zwłaszcza lewica zwana „postkomunistyczną”, rozdarta między neoliberalną i występującą jako prodemokratyczna PO, a „socjalnym” i ocenianym jako niedemokratyczne PiS-em. W jej przypadku przez wiele lat o poczuciu wspólnoty decydowało pochodzenie, wspólnota biografii, zwłaszcza w czasach, gdy była atakowana i okładana ze wszystkich stron przez obóz „postsolidarnościowy” oraz inne odłamy dawnej opozycji z czasów PRL. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, to podobne dylematy występują także i po drugiej stronie tego historycznego podziału, dlatego np. w PiS znajdziemy zarówno przedstawicieli dawnej „Solidarności”, tzw. antykomunistów, jak i byłych członków PZPR. Powtórzę – beneficjenci i przegrani transformacji są dziś w obu historycznych obozach.
Przy tej okazji warto przypomnieć, że 4 czerwca przypada też 24. rocznica obalenia rządu Jana Olszewskiego, który w niedawnym wywiadzie, wspominając znaczenie jego rządu stwierdził, że wówczas chodziło o to „czyja ma być Polska”. Różnie można odczytywać znaczenie tego pytania oraz intencje byłego premiera. Jeśli odczytywać je przez pryzmat podziałów klasowych, było to zasadnicze pytanie.
Niestety, większość ludzi rozumuje w kategoriach plemiennych, a nie systemowych, nie mówiąc już o klasowych, czyli pozycji zajmowanej w strukturze społecznej. Pozycji determinowanej ekonomicznie. Moim zdaniem, podział na „postkomunę” i „obóz postsolidarnościowy” na długie lata zafałszował świadomość klasową. Osobnym problemem jest to, czy takie zafałszowanie było zabiegiem świadomym, czy nie. Mam wrażenie, że dylematy, jakie przeżywają w ostatnim czasie niektórzy ludzie lewicy wynikają właśnie z owego zafałszowania. Tymczasem jesteśmy świadkami powolnego kształtowania się takiej świadomości klasowej w społeczeństwie, zwłaszcza wśród ludzi pracy. Żeby dostrzec, w którym miejscu stoi barykada podziałów klasowych, trzeba jednak zdjąć z oczu klapki dawnych podziałów historycznych (i towarzyskich) i spojrzeć głęboko w inne oczy – prawdzie.”
Źródło – https://www.facebook.com/magdalena.ostrowska.666/posts/1132921010063810 .
.
.
http://strajk.eu/transformacja-jako-wieczna-farsa/ .