O Kant dupy

.

Piotr Jastrzębski pisze:

„O Kant dupy
Jak kraść, by się tego nie wstydzić? Czy to w ogóle możliwe? Tak, jeśli się tylko kradnie skutecznie.

Imperatyw kategoryczny Kanta jednoznacznie definiuje kradzież, bez względu od jej motywów i okoliczności. Inaczej mówiąc kradzież pozostaje kradzieżą, niezależnie czy rąbniemy z głodu chleb w hipermarkecie, oskubiemy sejm rozliczając fikcyjną kilometrówkę, czy przewalimy kilka baniek na bankowych lub podatkowych machlojkach.

Jestem przekonany, że każdy kto chociaż raz poczuł głód, i nie była to głodówka terapeutyczna, dopuścił do siebie przynajmniej myśl, żeby rąbnąć coś do żarcia. Większość z pewnością to zrobiła. Ilu z nich płonęło potem żarem wstydu? Myślę, że nieliczni. Głód bowiem nie ma ambicji – jak powiedział jeden z greckich klasyków. Tym nielicznym, którym wciąż spędza to sen z powiek, proponuję zmianę definicji. Należy usankcjonować kradzież konieczną – jako formę obrony życia. Niekonwencjonalny sposób zaspokajania potrzeb. Taka nowa, wolnorynkowa awangarda uczciwości.

Ładnie to wykombinowałem. Wniosek – jak już życie zmusi Cię by kraść, to zrób to tak, żeby nie złapali.

Najprościej oczywiście to wejść do sklepu, rozejrzeć się i zdecydowanym, szybkim ruchem schować coś pod kurtką. Sposób mało wyrafinowany, bardzo ryzykowny i dla ludzi o słabych nerwach raczej nie do przeskoczenia. Podzielę się więc kilkoma bardziej subtelnymi metodami, które wypracowałem na własny użytek. Skuteczne, sprawdzone i testowane we wszelkich niemalże warunkach. Wymagają one jednak pewnej dozy bezczelności.

Pierwszy – sportowy. Od lat – od kiedy tylko pamiętam – kupując bułki w markecie, pakuję do siatki jedenaście sztuk. Przy kasie ekspedientka pyta (standardowe pytanie) ile bułeczek? Odpowiadam, patrząc jej prosto w oczy, dziesięć. Ona liczy w skupieniu i nabija na kasę… dziesięć. Poważnie, za każdym razem, a ja zdycham ze śmiechu. Robię tak niezależnie od tego ile mam pieniędzy i czy potrzebuję tę jedną bułkę, czy nie. Po prostu za każdym razem sprawia mi to radochę. A od teraz beka będzie tym większa, że po publikacji tego tekstu nadal będę tak robił, i nadal kasjerowi lub kasjerce rachunek wyjdzie taki jak zasugeruję. No tak, ale jedna bułka nikogo raczej nie uratuje.

Drugi sposób jest bardziej konkretny. Przy okazji robienia zakupów, nawet najdrobniejszych – jeden chleb lub dwie cebule – wrzucamy do koszyka niewielki, lecz stosunkowo kosztowny przedmiot, typu maszynka do golenia lub depilacji. Ale taka z górnej półki. Wcześniej trzeba pozrywać z niej wszelkie opakowania i naklejki. Przy kasie zapytają: a to, to co? Wtedy również patrząc jej w oczy odpowiadamy: oj musiało mi wypaść z kieszeni. Co wtedy robi ekspedientka? Wręcza nam ów przedmiot. Serio – testowałem.

Trzeci sposób jest najbardziej bezczelny, najbardziej skuteczny i najbardziej wydajny. W markecie obok wynajdujemy paragon z datą i godziną jak najbardziej zbliżoną. Jest ich do cholery – zaryzykuję nawet twierdzenie, że można precyzyjnie dobrać do potrzeb. Załapaliście już? Na bezczelnego pakujemy do siatki to wszystko co jest na paragonie. Ważne, żeby siatka była w koszyku. Przy kasie zapytają naturalnie co to i skąd, wtedy odpowiadamy, że ze sklepu obok i na dowód pokazujemy paragon. Mogą marudzić, że są specjalne szafki, schowki itp. wtedy trzeba udawać głupka, nieobcującego na co dzień w wysokich sferach marketów. Możemy nawet sami ustawić się bardzo nisko w poziomie towarzyskiego obycia, którego miarą jest znajomość arkanów miejskich zakupów. Tak, by sprzedawca poczuł wyższość. Wzrośnie kubatura jego ego i tym samym spadnie czujność. Pracownik marketu, z uzasadnionym poczuciem wyższości przełoży ją obok siebie. Co jest jednak w tym wszystkim najważniejsze – „zakupy” ominą bramkę i jeśli były tam jakieś zabezpieczenia, to nie zapiszczą.

Przed każdą taką akcją dobrze jest się wyluzować niewielką ilością alkoholu. Nie wolno jednak przesadzać.

Podczas jednej z transcendencji postanowiłem skoczyć do sklepu po flaszkę. Byłem jednak trochę wstawiony. Bardziej niż trochę. Tak naprawdę byłem naprany jak cholera, nie wiem jakim cudem w ogóle udało mi się trafić w drzwi. I nie dość, że zamiast flaszki podpierdzieliłem danonka, to jeszcze mnie kurwa złapali.

Na dzisiaj wystarczy – tyle mogłem zaryzykować. Resztę patentów zachowam na razie dla siebie.

Szanowny Panie Emmanuelu, nigdy bym nie przypuszczał że ośmielę się coś takiego napisać, ale ten Pański imperatyw – to o Kant dupy. Kategorycznie.

Piotr Jastrzębski”

Źródło – https://www.facebook.com/groups/242873486192743/?ref=ts&fref=ts .

.

Polecam uwadze:

– Powrót do uczciwości – http://www.stachurska.eu/?p=20446 .

– Zrzutka – https://zrzutka.pl/sy7w5d .

.

9 Responses to O Kant dupy

  1. Renia pisze:

    I co Teresa? Mamy testować te sposoby? ?

  2. Kangur pisze:

    Edziu Ty przetestuj psychotropy i nic więcej Tobie nie trzeba

  3. Renia pisze:

    No fajnie… :)))

  4. Piotr Jastrzębski pisze:

    Na blogu Pani Teresy jest także mój tekst pt. „Powrót do uczciwosci ” fajnie gdyby był jego dopelnieniem. Pisalem go teraz, a ten o kradzieżach jest z czasów gdy żyłem na dnie, a przerwy w jedzeniu były tak dokuczliwe, że wszelkie skrupuly, wychowanie i wpojone wartości przegrały ze zwykłym głodem. Przegrały do tego stopnia, iż nie wiem jak wrócić do normalnych, uczciwych odruchów. Między innymi dlatego o tym piszę, szukam drogi

  5. Powrót do uczciwości – właśnie dołączyłam w polecanych linkach pod postem. Szkoda, że nie zrobiłam tego wcześniej.

  6. pisze:

    Co jest z forum dr-K?
    Ukradli?
    Da się odnaleźć?
    Trwają poszukiwania?

  7. Spokojnie :) Jakieś porządki na serwerze. Kłopot, ale minie. Mam nadzieję.

  8. pisze:

    Dzięki za info!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>