.
Dostałam mailem:
.
„PROPAGANDA ZAGROŻENIA
.
Dzisiaj wiemy już, że w Iraku żadnej broni masowego rażenia, ani terrorystów nie było. Oczywiście, mamy na myśli czas przed inwazją na to państwo, krzewiących pokój i miłość, Stanów Zjednoczonych (marzec 2003). Obecnie wojny już nie ma, ale są terroryści i ich krwawe zamachy. Ale rażą nie tylko one. Razi też głód i choroby. Do dzisiaj, w wyniku tej jurnej wojenki, śmierć poniosło około 1 milion Irakijczyków, głównie cywilów, 1,5 miliona zostało kalekami, a ponad 4 miliony wyemigrowało.
Otwarcie granic Iraku na wolny handel spowodowało masowy import i upadek irackich przedsiębiorstw. Zrobiono to chyba tylko po to, aby bezrobotni Irakijczycy zasilili szeregi terrorystów, a pozbawieni zysków iraccy przedsiębiorcy – zaczęli finansować terroryzm z tego, co im pozostało. A wystarczyło trochę pomyśleć…
Firmy zagraniczne mogą posiadać 100% aktywów irackich przedsiębiorstw, co
przyczyniło się między innymi do tego, że zyski ze sprzedaży ropy spływają do kieszeni zagranicznych firm naftowych, a nie do irackiego budżetu. A bez tych pieniędzy Irak bardzo długo się nie podniesie. Myślę, że jesteśmy już wszyscy przekonani, że to Irak był zagrożeniem dla USA, a nie przecież odwrotnie…”
.
W ostatnim zdaniu miało być chyba, że to USA było zagrożeniem dla Iraku a nie odwrotnie …
A czy nie jest tak że niemalże cały wysiłek marketingowy lepiej czytać odwrotnie? W każdej dziedzinie, bo jest więcej szans na mniej osobistych błędów/porażek?
Koniec jest z przekąsem…