.
Dostałam mailem – Radosław S. Czarnecki:
„NAJSTARSZA GLOBALNA KORPORACJA (część I)
Stat Crux, dum volvitur orbis *
Dewiza zakonu kartuzów (OCart)
Korporacja to rodzaj organizacji społecznej, zazwyczaj posiadającej osobowość prawną, której niezwykle istotnym walorem są jej członkowie. W nomenklaturze amerykańskiej korporacją zwie się duże, rozgałęzione przedsiębiorstwo lub sieć spółek, często o charakterze międzynarodowym. Członkostwo w korporacji winno mieć charakter względnie trwały i podlegać określonemu korporacyjnemu prawu. Należący do tej organizacji są zazwyczaj zarządzani przez korporację w takim zakresie w jakim działają oni jako jej członkowie. Bez członków korporacja nie istnieje. W dawnych czasach – średniowiecze – mianem korporacji określono gildie kupieckie i cechy rzemieślnicze, a także studenckie stowarzyszenia.
Etymologicznie określenie korporacja pochodzi z łaciny – corporatio – i oznacza związek, połączenie, asocjację.
Refleksje nad istotą korporacji
W epoce globalizacji mianem korporacji określa się ponad narodowe koncerny i przedsiębiorstwa, których naczelną dewizą jest patologiczna i totalna pogoń za zyskiem. Wielu działaczy społecznych, publicystów i komentatorów stawia tezę, iż charakterystycznymi cechami dla tych tworów są: potęga – zwłaszcza finansowa, a przez to zdolności lobbystyczne (instytucje mocniejsze i ważniejsze niż rządy czy elity wielu państw) oraz swoista psychopatia. Podstawowym celem jest dobro własne, a przede wszystkim zysk, ucieczka od odpowiedzialności (przerzucanie kosztów z siebie na „Innego” i deprecjacja: jednostek, społeczeństw, wspólnot itd.) oraz tzw. trilateralizm (czyli otwarta współpraca między największymi światowymi korporacjami mająca na celu kontrolę i zarządzanie krajowymi gospodarkami na skalę światową).
Korporacje nie mają dziś pozytywnej reputacji, ani pro-społecznego, humanistycznego wizerunku. Są raczej synonimem bezdusznej, utylitarnej, wąsko interesowanej działalności, nastawionej oprócz zysku na wewnętrzną spójność, tajemniczość, swoistą klanowość. Coś na kształt mafii, coś na kształt kliki, coś na kształt koterii.
Nie jest to wymysł naszych czasów, gdyż charakter korporacji nie jest czymś nowym, nieznanym. Od wieków w kulturze Zachodu funkcjonuje bowiem mocno zakorzeniona, wpływowa i osadzona w świadomości społecznej (choć mało kto zdaje sobie sprawę motywów i modelu jej funkcjonowania) instytucja mogąca służyć za model korporacyjnego – tak krytykowanego i wzbudzającego namiętności – działania. To Kościół rzymski, zwany katolickim.
Polityka kadrowa w korporacji
Papież Paweł VI choć był wyjątkowo ostrożny, pozwalał na mianowanie biskupów, którzy byli odwrotnością potakiwaczy. Byli głośno mówiącymi obrońcami biednych i uciśnionych, prawdziwymi reprezentantami części świata z których pochodzili. Przykładem może być kard.J.Bernardin z Chicago, który pod koniec swego życia bardzo starał się znaleźć wspólny grunt w podzielonym Kościele. Jego przeciwieństwem był kard.B.Law z Bostonu, który krytykował umierającego Bernardina za jego wysiłki, ponieważ jak twierdził Kościół zna prawdę i nie musi się zniżać do czegoś tak niegodnego jak dialog.
Taką opinię o latach pontyfikatu kard. Montiniego wyraził swego czasu – gdy skandale poczęły szarpać kościół amerykański z początkiem XX wieku – liberalny katolik z USA, teolog i religioznawca T.Cahill. Dlaczego ta opinia jest kompatybilna z tytułem i tematem tego materiału ? A to z tego powodu, iż właśnie Kościół katolicki ze swoją historią, strukturą władzy i chęcią panowania (nad wszystkimi wymiarami bytu człowieka – zwłaszcza nad racjami rozumu, myślami, uczuciami i afektami – co przekłada się na materialny i ziemski, czysto doczesny, instytucjonalny zysk) uważany może być za najstarszą, globalną, klasyczną korporację w historii gatunku ludzkiego. Korporację bezżennych mężczyzn zorganizowaną w silnie feudalną i zhierarchizowaną strukturę, o wybitnie centralistycznym i patriarchalnym sposobie funkcjonowania, niosącą w sobie i w swej doktrynie elementy kultury oraz model opisu świata wypisz wymaluj z okresu wspólnoty pierwotnej. Bo Stary Testament stanowiący znaczną część Biblii, podstawowego dokumentu na jakim zasadza się katolicka doktryna, to przecież narracja wydarzeń i zachowań społecznych z czasów gdy semici byli nomadami na pustyniach Bliskiego Wschodu. Drugim elementem potwierdzającym tę tezę to chęć zbawienia wszystkiego i wszystkich (w przeszłości używano do tego nadto tzw. brachium saeculare – czyli „ramienia świeckiego”) na modłę korporacyjnego, globalnego i instytucjonalnego zysku. Perspektywa zbawienia i jej autorytatywna reklama (lub nawet – propaganda) jest właśnie tym zyskiem, w wymiarze duchowym, nie-materialnym, instytucjonalno-doktrynalnym.
Przypisywanie sobie absolutnych, jedynie-prawdziwych koneksji z Panem Bogiem jest sposobem myślenia totalitarnego, a zarazem globalno-korporacyjnego, uniwersalistycznego, w wymiarze eschatologiczno-historycznym. Zwłaszcza w kontekście stwierdzenia św. Augustyna, że bez Kościoła nie ma zbawienia.
Warto tu przypomnieć, że wspominany kard.B.Law musiał zrezygnować ze stanowiska kiedy okazało się iż krył księży podejrzanych o nadużycia seksualne i pedofilskie skandale. Ten kardynał pozostawał zawsze charakterystycznym oraz jednoznacznym reprezentantem polityki Jana Pawła II. To jest także wymiar czysto korporacyjnego podejścia do tzw. kadr i myślenie w kategoriach typowo plemiennej solidarności (gdyż jednym z podstawowych elementów tworzących wizytówkę korporacji jest wizerunek firmy, a ujawnianie skandali szkodzi wizerunkowi i marketingowemu logo instytucji).
Polityka personalna w korporacji wymaga przede wszystkim od nominatów oraz jej członków lojalności i pełnego oddania instytucji, działania w jej imieniu (dla jej dobrego imienia i logo), a także pomnażania zysku. Najtrwalsze dziedzictwo Jana Pawła II dla katolicyzmu – i to na lata bądź dekady – wynikać będzie z dokonanych przez niego nominacji hierarchów. Ksiądz mający zostać biskupem musiał być zdecydowanym i jednoznacznym przeciwnikiem masturbacji, środków antykoncepcyjnych i kontroli urodzin, przerywania ciąży, metodzie zapłodnienia in vitro, badaniom nad komórkami macierzystymi, rozwodom, seksowi poza małżeńskiemu, zniesieniu celibatu, wyświęcaniu kobiet na kapłanów, jakimkolwiek śladom myśli marksistowskiej czy liberalno-lewicowej. Episkopat światowy stał się tym samym zbiorowiskiem prawie jednakowych mentalnie pochlebców i klakierów, a przy tym o wybitnie konserwatywno-tradycjonalistycznym postrzeganiu rzeczywistości, nie rozumiejących współczesnego świata, zdeklarowanych formalnie mizoginów (choć życie pokazuje tu nagminną hipokryzję oraz przeciwstawność teorii i praktyki) dbających o swoje przyziemne interesy i mówiących jednocześnie o zbawieniu, a współczesność prezentujących w kategoriach piekła, cywilizacji śmierci, Armagedonu, potępienia oraz rządów szatana.
Kościół rzymski jako instytucja silnie zcentralizowana, zhierarchizowana i do tego posiadająca wielowiekową tradycję określonej polityki kadrowej to esencja korporacyjnego myślenia oraz postępowania. Tu jak w soczewce widać wypaczenia, dewiacje i głębokie schorzenia trawiące tego typu struktury, ni jak nie przystające do rzeczywistości pluralistycznego, demokratycznego i wolnego świata.
Branding i synergia
Charakterystyczną cechą współczesnych korporacji jest przede wszystkim takie zarządzanie ich majątkiem aby ich wartość rynkową stale rosła przynosząc wymierny zysk. Kościół katolicki, poprzez swoje przesłanie i wynikające zeń naukę oraz doktrynę, też ma swoją wartość rynkową na wzajemnie konkurencyjnym rynku religii i wyznań religijnych. Zarówno w wymiarze lokalnym jak i światowym, gdzie silnie rywalizuje on o wyznawców (m.in. poprzez ewangelizację, katechizację, misje, inkulturację) z innymi religiami, związkami czy wspólnotami religijnymi. Chrzty, konwersje, budowa nowych kościołów i klasztorów, zakładanie punktów katechetycznych i misyjnych ośrodków, wszelkie akcje charytatywne (oprócz ich wymiernych i samarytańskich aspektów dla ubogich, upośledzonych, wykluczonych czy poszkodowanych), liturgia, ryty mają namacalne, porównywalne z efektami marketingu czy reklamy w sferze biznesu, znaczenie. Konkurencja wyznań religijnych niczym się nie różni od sfery powszechnie uznawanej za rynek. Gdy spada liczba wiernych, mnożą się odejścia i wystąpienia z Kościoła tym samym spada jego wartość rynkowa, a notowania giełdowe dołują.
Powszechnie wiadomo od dekad, iż podstawowymi i niezbywalnym zadaniem rynku jest „wytwarzanie rzeczy”, który to proces generuje zysk. Ten zysk ma wielorakie wymiary – finansowy, realny, duchowy, społeczny, gospodarczy itd.. W omawianym przypadku nie mamy oczywiście do czynienia z rzeczami (choć wizualnie i praktycznie budynki sakralne można uznać za produkcję takich elementów korporacyjnego ładu kościelnego, służące następnie pomnażaniu zysku firmy), ale przede wszystkim z wytwarzaniem i sprzedażą określonych idei.
Kolejnymi elementami charakterystycznymi dla działających globalnie korporacji są synergia i branding. W synergii i brandingu – czyli dwóch stronach tego samego medalu, tej samej korporacyjnej przestrzeni działania, mentalności i świadomości – chodzi o stworzenie możliwości bezpośredniego przeżywania firmowej marki w jej najprzeróżniejszych aspektach, łączącego zakupy (wolny wybór), elementy przekazu medialnego i pop-kultury, rozrywki i sportu (wieczny wyścig po konsumenta), strawy duchowej i taniej mistyki, ludowej dewocji i quasi-narodowo-religijnego uniesienia połączonego z post-nowoczesną mieszaniną: takie metkowane lasso na które łapią się kolejni klienci przechadzający się przed oświetlonymi, kolorowymi wystawami, wpatrzeni w ekrany płaskich telewizorów, słuchający radia lub siedzący przed coraz wymyślniejszymi monitorami komputerów.
Synergia to pogląd w psychologii społecznej mówiący, że wspólne działanie daje większe efekty. Te działania wzmacnia się poprzez kooperację i współpracę poszczególnych ogniw korporacji. Wg korporacyjnej teorii zarządzania centrum zbiera wszelkie informacje, często ze sobą sprzeczne, przetwarza je i wykorzystuje celem maksymalizacji zysku. Realizuje się często jednocześnie kilka projektów celem lepszej efektywności, większego sukcesu, zmniejszenia kosztów realizacji. A metody działania dostosowuje się do warunków lokalnych, stwarzając pozory pluralizmu i demokracji.
Z kolei branding oznacza termin z dziedziny marketingu polegający na stałym budowaniu świadomości korporacyjnej w umysłach odbiorców, zainteresowanych, zaciekawionych czyli potencjalnych klientów. To tworzenie i utrwalanie w zmysłach konsumenta faktu istnienia korporacji poprzez promocję logo firmy, jej nazwy, pozytywnego wizerunku, a następnie przedstawienie konkretnej oferty rynkowej.
—-
*-Stat Crux, dum volvitur orbis (łac.) – krzyż trwa, choć zmienia się świat”
.
„NAJSTARSZA GLOBALNA KORPORACJA (część II)
XX w. stworzył trzy formy totalitaryzmu.
Faszyzm, bolszewizm i korporacje. Jedna z nich
wciąż istnieje. Czy to jest konieczne?
Noam CHOMSKY
Sędziwy intelektualista amerykański w cytowanym jako motto passusie się jednak pomylił. Korporacje w codziennym tego słowa znaczeniu może i stworzył XX wiek, ale sama idea korporacyjnego życia, korporacyjnego istnienia i funkcjonowania jest o wiele, wiele starsza niż ów krótki i tragiczny (jak wielu chce) wiek.
Kontynuując nasze rozważania nad korporacyjnym charakterem Kościoła katolickiego trzeba zauważyć, że praktycznie ta forma działalności uskuteczniana jest od czasów Konstantyna Wielkiego (czyli od edyktu uznającego chrześcijaństwo za oficjalnie dopuszczoną w Cesarstwie Rzymski religię – 313 r.)
Władza i religia
Tak więc już od IV w. n.e. Kościół rzymski staje się instytucją nie tyle wyłącznie religijną, ale zostaje wprzęgnięty – czy się sam wprzęga – w struktury władzy państwowej przynoszącej określone profity. Na początku jest to schyłkowa starożytność, potem czasy średniowiecznego feudalizmu kiedy staje się głównym rozgrywającym na politycznej arenie Zachodu.
Jako największy feudał, posiadacz ziemski i przywódca duchowy Kościół rozporządza wówczas wszystkimi atrybutami potrzebnymi do sprawowania totalitarnej kontroli wszelkich form życia. Tłumacząc i narzucając w taki sposób interpretację źródeł pochodzenia władzy – jest ona bowiem boskiej proweniencji więc ołtarz wspierając tron zapewnia sobie, iż tron swoją siłą i autorytetem promuje określony ołtarz roztaczając nad nim ochronny parasol, przysparzając mu tym samym wiernych, a w dalszej kolejności dochodów oraz sankcjonuje dotychczasowy porządek społeczny – toruje jednak drogę (oprócz oddolnego oporu rzesz Europejczyków sprzeciwiających się czynnie autorytarnej władzy Rzymu) przez wieki średniowiecza i renesansu późniejszym często niekorzystnym dla siebie rozwiązaniom. Proces stapiania się wiary religijnej z władzą świecką doprowadza do kompletnej aberracji w okresie kontrreformacji czego wynikiem jest porządek zakreślający się w stwierdzeniu: cuius regio, eius religio *. Kościół katolicki długo nie chciał rozstać się z tym modelem zakotwiczonym na stwierdzeniu Grzegorza VII (pkt. 9, Dictatus papae – 1075 r.), iż „….. Tylko papieża stopy całować mają wszyscy książęta”.
Jak widać już w szczytowych latach Średniowiecza Kościół funkcjonował jak klasyczna, współcześnie nam znana korporacja. Kiedy warunki się zmieniły, gdy populacja europejska odrzuciła w efekcie wielowiekowych walk, protestów, rozłamów i schizm totalitarną oraz monopolistyczną pozycję Rzymu, Kościół począł (a w zasadzie – został zmuszony) dostosować się do zmienionych warunków. Tak jak każdy podmiot rynkowy. Tak jak gildie, cechy i inne asocjacje producentów charakterystyczne dla feudalizmu i Średniowiecza w Europie przekształcają się we wczesnokapitalistyczne kooperatywy by poprzez trusty, syndykaty czy oligopole wraz z ewolucją systemu społeczno-politycznego dążyć ku monopolom (którego z racji rozproszenia rynku nigdy się nie osiągnie) osiągają dziś formę ponadnarodowych korporacji, tak i Kościół katolicki ciągle – zgodnie z wymogami i transformacją rynku – podlega determinizmowi otaczających warunków. Gdy stracił pozycję monopolisty projekty i doktryna płynące z centrali, mające przecież określony cel, w różnych warunkach społecznych, kulturowo-cywilizacyjnych, politycznych realizowane muszą teraz być przez kościoły lokalne, różnymi środkami, różnymi metodami, w nie kompatybilnych (pozornie) często ze sobą formach. To model typowy dla wspomnianej wcześniej synergii.
Krucyfiks jako logo
Za logo nauki katolickiej (a tym samym Kościoła) można uznać krucyfiks; człowiek na krzyżu i jego niewyobrażalna męka. Pomijając traumatyczne i anty-estetyczne wrażenia jakie owo logo musi wzbudzić we współczesnym człowieku, trzeba stwierdzić iż adoracja tego narzędzia kaźni jest właśnie przykładem brandingu. To czysta analogia z Myszką Miki w przypadku Walt Disney Company, żółtym łukiem McDonald’sa, „kopniętym” ha u Hyundaia, sześcionogim psem Agip-a, szeryfem kojarzonym „od zawsze” z Marlboro lub czerwonobiało-niebieskim (barwy na fladze koncernu odzieżowego Hilfingera) wywalonym językiem Rolling Stonesów jako synonimem jeansów i producenta- sponsora trasy koncertowej tej super-grupy pt. No security Tour z 1999 r. Celem reklamy i marketingu zawsze jest pozyskanie klienta, utożsamienie produktu drogą skojarzeń i mentalne związanie nabywcy z oferentem tych dóbr poprzez przeżycia estetyczne, kulturowe, społeczne, historyczne itd. Te skojarzenia i asocjacje z dziedziny przedstawień, wizji, teatru – dziś: multimediów – są przenoszone do bezpośrednio przeżywanej rzeczywistości czy do realności życia codziennego.
Korporacja stara się wytworzyć wokół sprzedawanego przez siebie produktu określoną atmosferę wyjątkowości, mistycznej tajemniczości i klimat prawdziwości przekazu reklamowego. To próba – w połączeniu z poprzednio opisanymi czynnikami – stworzenia modelowo wymaganej, celem maksymalizacji zysku, tzw. „korporacyjnej świadomości” (N.Klein).
A co prowadzi tak na prawdę do uznawanej przez Kościół świętości ? Co zrobić z przekazem, że cierpienie jest pożądanym dobrem, wartością samą w sobie, modnie mówiąc: cool ? Co z tezą, że ubodzy i poniżeni są bardziej umiłowani Bogu niźli ten bogacz nie mający szans przejścia przez ucho igielne ? Albo gdy męczeństwo (nawet w dzisiejszym XXI-wiecznym wymiarze) będące egzemplifikacją skrajnej dewocji, irracjonalnego obłędu lub minionej pobożności staje się synonim kanonizacji i osobowego wzorca postępowania ? Czy te nauki, czy ten marketing nie utożsamia wiernych z takim właśnie logo firmy kodując w ich świadomości określone symbole, określone wrażenia, jednoznaczne hiperbole ?
Tak jak jeansy marki Levis, najnowszy dezodorant Adidasa, okazjonalny model Citroena czy super skuteczna pilarka Husqvarny spełniają twe najskrytsze marzenia, napełnią cię szczęściem i zrealizują twe irracjonalne fantazje (reklama, marketing, branding, tworzenie świadomości korporacyjnej itd.) tak też działają instytucje wyznaniowe obiecując zbawienie i spokój duszy. Różnica polega tylko na ofercie i wymiarze tej propozycji. Zamiary i efekty zakładane przez producentów owych pozornie zróżnicowanych dóbr są tożsame.
Podsumowanie
Kościół rzymski działa i działał zawsze jak klasyczna korporacja wg zasad wolnego rynku. Oplótł swoją marką wszystkie dziedziny życia – tak było jak wspomniano w średniowiecznej Europie. Następujące po sobie rewolucje, kontestacje, zrywy wolnościowe, podziały w ramach chrześcijaństwa w następnych wiekach wyrywały z tych kręgów religijnego uzależnienia kolejne sfery działalności człowieka: kulturę, politykę, sztukę, filozofię, naukę. Równocześnie (od samego zarania swych dziejów) Kościół jako instytucja konkurująca z rywalami na polu religijnej produkcji dóbr duchowych prowadził swoistą kanibalizację lokalnych kultów, idei, sakralnych miejsc swych konkurentów. Analogia z polityką wielkich korporacji nasuwa się sama – wrogie przejęcia, trilateralizm, fuzje itd. Np. miejsce kultu św. Juana Diego w Meksyku (kanonizowanego 31.07.2002), któremu ukazała się Matka Boska z Guadelupe 15.12.1531 r. nierozerwalnie jest związany z aztecką – czyli prekolumbijską, przed chrześcijańską – świątynią poświęcona bogini Tonantzin (na wzgórzu Tepayac). Słynny pisarz rodem z Meksyku C.Fuentes miał stwierdzić, że „…legenda o Juanie Diego była narzędziem propagandy i socjotechniki katolickich misjonarzy. Nową wiarę miała uczynić strawną dla pokonanych i upokorzonych Indian”.
Takich przypadków jest w historii Kościoła całe mnóstwo: typowy przykład synkretyzmu religijnego (w tym przypadku to modelowy marketing i działanie na podświadomość klienta), który bazując na dotychczasowych przyzwyczajeniach ludzi wpisuje się ze swoim logo w ich świadomość i przyzwyczajenia, a następnie utwierdza swą obecność poprzez doktrynę oraz naukę, zapisując się w utrwalone od wieków obrazy bądź symbole.
Właściciel kultowej, o światowym zasięgu, amerykańskiej firmy Diesel Jeans R.Rosso miał powiedzieć: „My nie sprzedajemy produktu, my sprzedajmy styl życia”. Jak najbardziej odpowiada to korporacyjnemu wizerunkowi i zamiarom Kościoła katolicki.
Korporacyjny ład oznacza porządek, przewidywalność, hierarchię, zgodę, utrwalone układy i boskie podporządkowanie. Zgodnie z doktryną Kościoła korporacyjny ład to także jedność związków zawodowych pracobiorców i pracodawców. Jak pisał papież Pius XI (15.05.1931) „Korporacje powstają z przedstawicieli obydwu związków zawodowych – pracodawców i pracobiorców tego samego rodzaju pracy czyli zawodu. One to w charakterze prawdziwych i właściwych organów i instytucji państwa kierują związkami zawodowymi i w sprawach wspólnych prowadzą je do uzgodnieni swych dążeń. Strajki i lakauty są zakazane: w razie zaś niemożności załatwienia sporu przez strony powaśnione rozstrzyga władza”: a władza pochodzi przecież od Boga, a jego mandatariuszem na ziemi jest Kościół rzymski. Nikt – nawet tak oddany idei wolności związkowej Jan Paweł II – tej dewizy formalnie nie zanegował.
Wszystko więc jest jasne, wszystko jest klarowne, wszystko jest jednoznacznie podane. Ora et labora ** – miał powiedzieć św.Bendykt z Nursji przed 1500 laty.
To nie krzyż trwa – jak mówi motto z I części niniejszego tekstu – choć zmienia się świat. To Kościół chce trwać mimo upływu czasu i ewolucji wszystkiego wokoło. I używa do realizacji tej idei sprawdzonych, uniwersalnych i znanych z handlu metod, form czy sposobów przyciągania konsumentów. Fakt, są to dobra innego typu, innego wymiaru, zaspokajające inne potrzeby człowieka. Ale jeśli trwa logo korporacji, w świadomości sprawdzonych już konsumentów i zaistnieje ono w umysłach nowo złowionych na wspomniane metkowane lasso marketingu nabywców proponowanych dóbr, to firma tym samym też będzie trwała.
———
*-Cuius regio, eius religio – czyja władza, tego religia (panująca)
**-Ora et labora (łac.) – módl się i pracuj”
.
Artykuł ukazał się w Tygodniku FAKTYCZNIE – http://www.tygodnikfaktycznie.pl/ .
.