.
Dostałam mailem – Radosław S. Czarnecki:
„HISTORIA IRAKU I 01.03. NAD WISŁĄ
Studiując książkę polskiego arabisty prof. Marka M. Dziekana pt. „Historia Iraku”, w przededniu 1 marca, świętowanego w naszym kraju jako Dzień tzw. „Żołnierzy wyklętych”, naszły mnie takie oto refleksje:
Po upadku Saddama nastał czas całkowitego
bezprawia. Na porządku dziennym były rabunki
i napady. Amerykanie chronili pałace Husajna
i ośrodki dyspozycyjne, wydając miasto i kraj
na pastwę rabusiów (w tym także
wywodzących się z sił zbrojnych USA).
prof. Marek M. DZIEKAN
Wiemy nie od dziś, iż prawica i liberałowie polscy rządzący po 1989 roku w naszym kraju (i nie chodzi mi tylko wyłącznie o rządy faktyczne, mające oparcie w Sejmie, Senacie, Urzędach – Prezydenta RP i Rady Ministrów, w edukacji, polityce regionalnej, itd. ale mam na myśli zwłaszcza przestrzeń narracji medialnej, w sferze świadomości i nadbudowy – jak to drzewiej się mawiało i niosło określone znaczenie – co egzemplifikować z kolei musiało w jednoznacznej i powszechnie narzucanej przez mainstream symbolice) nadużywali zawsze – i używają nadal – argumentacji etyczno-moralnej, aksjologii uzurpując sobie tym samym aprioryzm swoich tez, potraw, decyzji., retoryki. A że nie ma to nic wspólnego z demokracją, wolnościami osobistymi czy pluralizmem nikomu nie trzeba tłumaczyć. Te formacje wyrosłe z polskiej gleby i miejscowych fantazmatów – którymi mimo zaklęć o europejskości, nowoczesności, modernizmie, racjonalizmie etc. ochoczo się one karmią czerpiąc z nich życiodajne soki dla swych myśli i tez – pozostają nadal mentalnie w strefie „folwarku” (doskonale ten fenomen a’rebours tłumaczą w swych opracowaniach Andrzej Leder i Jan Sowa), w płaszczyźnie świadomości przed-nowoczesnej, politycznego „chciejstwa” i nadwiślańskiego mesjanizmu, a nie w racjonalnej i realnej ocenie rzeczywistości.
Wiosną 2016 roku mija 13 lat od ataku Zachodu na Irak. Polska brała czynny udział w haniebnym najeździe na ten kraj. Dla tamtejszych społeczności, jak pisze Marek Dziekan, zajęcie Bagdadu i zniszczenie de facto państwa nad Eufratem i Tygrysem przez wojska interwencyjne, będzie w historii Arabów postrzegane i komentowane latami tak samo traumatycznie jak przegrana wojna w z Izraelem AD’1967 czy zdobycie Bagdadu w 1258 roku przez Mongołów pod wodzą Hulagu-chana (równoznacznego z upadkiem kalifatu Abbasydów co związane jest faktycznie z końcem rozkwitu tzw. cywilizacji arabskiej). I to dotyczy sądów bez względu na opinie o reżimie Saddama Husajna. On dziś już jest w wielu środowiskach świata muzułmańskiego i wśród Arabów postrzegany jako „nowy Saladyn”. Jako symbol oporu i walki z krzyżowcami, z niewiernymi, z kolonizatorskimi zapędami Zachodu. A symbolika i fantazmat chodzą różnymi drogami niźli racje rozumu i niż historyczna prawda. Polska zbiorowa mentalność w tej sferze jest niesłychanie predestynowana, podatna oraz wyćwiczona w takich sur-realiach i mitologii.
Dla tych społeczeństw jest to dalszy przejaw tzw. „kryzysu arabskości”. Może tu trzeba też szukać frustracji, gniewu, predylekcji do przemocy jaką znajdujemy współcześnie w świecie arabskim ?
Ale nie na ten fakt chcę zwrócić tu uwagę. Nasz krajowy mainstream – od lewa do ultra-prawej strony – zachwycał się, zachłystywał polskim udziałem w tej haniebnej, irackiej, na wskroś kolonialnej, ekspedycji. Walczący później z okupacją Irakijczycy – obojętnie czy byli to dawni członkowie Partii Baas, byli wojskowi i policjanci Saddama, ludzie związani z funkcjonowaniem dawnego reżimu – ale i państwa irackiego (postawieni przez okupantów poza nawiasem społeczeństwa) bądź członkowie międzynarodówki terrorystycznej, którzy w wyniku chaosu i bezprawia jakie zapanowały nad Tygrysem i Eufratem przybyli tu by realizować dżihad w wojnie z niewiernymi „krzyżowcami” (miejscowa al-Kaida pod wodzą Jordańczyka Abu Musab az-Zarkawiego uzyskała fantastyczne pole dla swych działań tak pod względem operacyjnym jak i społecznego wsparcia) – nazywani byli terrorystami, bandytami, pospolitymi rzezimieszkami, osobnikami bez czci i honoru dybiącymi na życie i mienie zwykłych ludzi. Wszyscy oni próbowali jednak walczyć i walczyli – w imię różnych ideałów, z racji różnych przesłanek, o niejednoznacznie pokrywających się celach, kierowały nimi bowiem rozbieżne motywacje i warunki indywidualne w jakich znaleźli się poszczególni bojownicy – przeciwko okupantowi. Choć my jako Zachód, uważaliśmy iż nasze intencje, nasze działania, nasza interwencja były na wskroś szlachetne, wzniosłe i miały przynieść Irakijczykom wolność, demokrację i postęp.
Polski mainstream, przede wszystkim zwany liberalnym (czyli zaplecze intelektualno-polityczne dla takich ugrupowań jak ROAD, Unia Wolności, PO czy .nowoczesna) – ale i neoliberalno-prawicowym – przedstawiając tych ludzi tak jak wspomniałem, popadł jednak, w świetle uznania i uzasadnienia dnia 1 marca za tzw. „Dzień Żołnierzy Wyklętych” jako daty wartej obchodów, świętowania, gloryfikacji postaw „niezłomności” i „walki z okupantem”, w potworny „dysonans poznawczy” i rozdwojenie jaźni. Można to nazwać także „dysjunkcją aksjologiczną”, która wyklucza absolutnie argumentację wartościującą z tak prowadzonego dyskursu czy narracji. Owo rozdwojenie kompromituje bowiem absolutnie używanie tego typu uzasadnień czerpanych ze sfery etycznej, moralnej, z dziedziny aksjologii i racjonalności najszerzej pojętych. Bo czyż „Bury”, „Ogień”, „Łupaszka” i setki im podobnych, a gloryfikowanych dziś jednoznacznie (bo walczyli z „komunizmem”” i „okupacją sowiecką”) tragicznych de facto postaci nie są – w świetle przytoczonych przykładów sprzed dekady jakie miały i mają nadal miejsce w Iraku i na całym Bliski Wschodzie – jak ów az-Zarkawi czy członkowie tzw. „armii Mahdiego” Muktady as-Sadra (tylko w innych warunkach społeczno-polityczno-
Smutnym epilogiem tego dramatu i tragizmu nadwiślańskich dziejów może być tylko fakt, iż posłowie lewicowego (ponoć ?) Sojuszu Lewicy Demokratycznej głosowali w lwiej części onegdaj za uświeceniem dnia 1.03. jako rocznicy gloryfikującej en bloc wątpliwej jakości postacie naszej najnowszej historii (wpisując się tym samym w ultra – prawicową i anty – lewicową narrację). O równoczesnych decyzjach udziału Polski w haniebnej interwencji Irak AD’2003 i politycznych enuncjacjach na temat sytuacji nad Tygrysem i Eufratem zaistniałej na kanwie tej interwencji, nie wspominając. Ciszej nad tymi trumnami Elito różnej maści …….
Na zakończenie warto tylko moim zdaniem przypomnieć znacznej części polskiej opinii publicznej – tak emocjonalnie i afektywnie reagującej na hasło „żołnierze wyklęci” – szlagwort Arystotelesa który mówi, iż nie warto prawić „…uroczyście o sprawach marnych”. Bo zawsze to wróci niespodziewaną kontr-akcją, niekorzystnym rykoszetem, szkodliwym bumerangiem …….. ”
.
Polecam – http://eloblog.pl/wszystkie-bitwy-w-historii-swiata-na-mapie/
Przyslowia madroscia narodow: fortuna kolem sie toczy,
kazdy pies ma swoj dzien itd
Przypisywanie Polsce jakichs wrodzonych ulomnosci czy tez,
ze Polacy zywia sie mitami jest zarowno i prawdziwe,
i bledne. Polska miala swoje wzloty jak rowniez i upadki.
A czy upadki to tylko tragedie czy tez nowe mozliwosci
by sie odbic z twardego gruntu. Spojrzmy na tzw przodujace
kraje Europy: Niemcy, Francje, Wielka Brytanie. Kaze z nich
ma wyzszy poziom zycia w sferze materialnej. Te dobrodziejstwa
sprawily, ze staly sie celem wedrowki ludow.
Polityczna poprawnosc obowiazujaca w Europie nakazuje im
wierzyc, ze nowi goscie to lepsze niz manna z nieba.
Bezdzietna Europa nie znosi pustki, ich miejsce wypelnia
inni. Polska pelna ksenofobow znowu poddana jest upakarzajacym
osadom. Picie czarnej kawy jest na czasie, z jej fusow
bez wapienia mozna przewidziec, ze za kilka miesiecy to
co teraz nazywa sie czarnym jutro bedzie bialym i odwrotnie;
to tyle ku pokrzepieniu serc.
Paweł Be 07.03.2016 r. o 09:26 pisze:
„Plusem afery z Wałęsą oraz wyciągnięcia z szafy „żołnierzy wyklętych” jest to, że z większą śmiałością zaczynamy mówić o wstydliwej, polskiej przeszłości. Nie tylko kapusie SB, nie tylko przychylni hitlerowcom wyklęci podpalacze z lasów, nie tylko Jedwabne i rozkopywanie grobów dla złota, ale także dziesiątki tysięcy zwykłych obywateli donoszących okupantowi. Wraz z upływem czasu pęka kolejny mit narodowy – bajka o nieskazitelnych rycerzach na białych rumakach… tacy w warunkach wojny bywają, ale rzadkością… Nie chodzi tu absolutnie o poniżanie naszej historii czy dumy. Wręcz przeciwnie – musimy pozbyć się kompleksów. O wiele więcej z hitlerowcami współpracowało Francuzów, Rosjan, prawie wszyscy Niemcy. Taka była historia i tylko kompleksy pchają nas w jej idealizowanie. My nie musimy niczego idealizować – tak samo jak nie musimy mieć kompleksów. Nie pozbędziemy się ich jednak cały czas stawiając sobie poprzeczkę na levelu „naród wybrany” „