Dobrze to już było…

.

http://passent.blog.polityka.pl/2014/09/21/po-owocach-ich-poznamy/#comment-634041

.

wiesiek59 21 września o godz. 21:28 pisze :

„W XVI wieku robotnik budowlany w Warszawie mógł ze swojej pensji samodzielnie utrzymać trzyosobową rodzinę. Dziś przeciętne zarobki takiego pracownika wystarczają na pokrycie zaledwie 80 proc. minimum socjalnego dla dwojga rodziców z jednym dzieckiem. Okazuje się także, że emigracja zarobkowa od wieków jest dla Polaków atrakcyjna. Już czterysta lat temu rzemieślnik na budowie w Londynie zarabiał o 82 proc. więcej niż w Warszawie.
http://tvn24bis.pl/informacje,187/zarobki-kiedys-i-dzis-naszych-przodkow-bylo-stac-na-wiecej,470292.html
====================

DOBRZE, to juz BYŁO?……..”

.

Polecam również – http://serwisy.gazetaprawna.pl/praca-i-kariera/artykuly/823292,polska-krajem-prekariuszy-bez-perspektyw-zyciowych-bez-przyszlosci.html

.

6 Responses to Dobrze to już było…

  1. Vera pisze:

    A ten robotnik budowlany w XVI wieku to jeździł do pracy rowerem czy własną bryką? A może metrem konnym. A jeśli komuś tak żal tamtych czasów to proponuję się tam przeprowadzić. Tyle, że najpewniej trafi do tych 95% społeczeństwa, które było niewolnikami (pańszczyźnianymi) i nie wolno im było opuszczać wiochy, chyba, że zostali sprzedani przez pana. A jeśli jeszcze mieli to szczęście być młodą kobietą to byli do użytku w dzień i w nocy przez pana i plebana. No a w tej Warsiawie to jako mieszczanie byliby używani jako podnóżki dla jaśnie panów, czapki ze łba kiedy pan przejeżdżał bo inaczej baty i koza. Tylko z chodnika by nie musieli schodzić jak za Niemca – z braku chodników. Itd itd… Oczywiście średni czas życia 28 lata w ogóle a 32 w mieście. Na rozmnażanie wystarczy.
    Komu się chce, niech pomarzy. Ja znam ciekawsze zajęcia.

  2. Vera pisze:

    P.S, I żeby wychować te dwoje dzieci to trzeba było urodzić ośmioro bo reszta umierała, szczególnie z głodu na przednówku.

  3. OPTY pisze:

    Jak ma być lepiej , jak lepiej być nie może . Bo …?

    Strajk.eu – Polska – Gospodarka
    wtorek 18 listopad 2014 16:12

    Kapitaliści mogą płacić więcej. Ale nie płacą. Dlaczego?

    facebook.com/KonfederacjaLewiatan
    Koszty pracy jeszcze nigdy nie były tak niskie. Rośnie stopa zysku. Przedsiębiorcy się bogacą ale z pracownikami dzielić się nie mają zamiaru.
    Polscy kapitaliści dysponują nadwyżkami, które mogliby przeznaczyć na podwyżki. Rekordowo niskie koszty pracy sprawiają, że przedsiębiorstwa generują coraz większe zyski. Oczywiście wyzyskiwacze nie mają zamiaru dzielić się z pracownikami, którzy wypracowują dla nich całe bogactwo.

    Organizacje zrzeszające kapitalistów prowadzą zmasowaną propagandę w celu wytworzenia powszechnego przekonania, że płace i składki doprowadzają firmy do ruiny. Tymczasem według danych Narodowego Banku Polskiego obecne koszty pracy w Polsce są najniższe od 1989r. Eurostat podaje, że należą również do najniższych w Unii Europejskiej i cały czas notują tendencje spadkową. Godzinowy koszt pracy na poziomie 7,2 euro plasuje Polskę na piątym miejscu od końca. Praca jest tańsza jedynie w Bułgarii, Rumunii oraz na Litwie i Łotwie. Jak podaje portal ozzip.pl, jest to ponad trzykrotnie mniej niż wynosi średnia dla całej Unii (23,6 euro), dwukrotnie mniej niż na Słowacji i o 3,5 euro mniej niż w Czechach. Kapitaliści notują również bardzo wysoką stopę zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki. Każda złotówka wydana na pracownika przynosi zwrot w wysokości 1,7zł. Dla porównania, średnia UE wynosi 1,2 euro, a w USA firmy zyskują 1,4-1,5 dolara od pracownika.

    Dlaczego zatem polscy przedsiębiorcy nie kwapią się do dawania podwyżek? Bo nie czują presji. Spadająca stopa uzwiązkowienia powoduje, że pracownicy tracą swój najskuteczniejszy oręż – możliwość grupowej artykulacji żądań. Do związków zawodowych należy obecnie zaledwie 15 proc. zatrudnionych. Udział płac w ogólnych przychodach firmy nie przekracza zazwyczaj 10 proc. Dla porównania w większości państw skandynawskich uzwiązkowienie oscyluje na poziomie 70 proc., a pracownicy dostają ok. 30 proc. tego, co wypracowują. Kapitalistom sprzyja również wysokie bezrobocie. Zdesperowani i wystraszeni pracownicy godzą się pracować za niższe stawki na czym wyzyskiwacze skwapliwie korzystają.

  4. OPTY pisze:

    Jak zwykle świetne pióro Piotra Ikonowicza , jednego z niewielu , który rozumie jakie zagrożenia przynosi dla ludzkości współczesna neoliberalna odmiana zw. turbokapitalizmem. On jak mało kto pojął przekaz fommowskiego twierdzenia o przyspieszonej śmiertelności życia jedynie / tylko w zekonomizowanym świecie.

    Polecam uwadze wszystkim , którym kapitalizm nie zeżarł jeszcze mózgu doszczętnie .

    Strajk.eu – Publicystyka –
    czwartek 20 listopad 2014 09:14
    OD MARKSA DO MAD MAXA

    fot. autora
    Piotr Ikonowicz

    Każdy, niekoniecznie ekolog, ale każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie wie, że nie jest możliwy nieograniczony wzrost w ograniczonym świecie.
    Ludzie nie uważają już, że przyszłość będzie przypominać przeszłość; zakłady, które zrobili nie przyniosą oczekiwanych zwrotów. Upadki finansowe są niemal gwarantowane, kiedy następuje akumulacja niespłacalnego długu. Finansowy upadek dopełnia się w ciągu jednego dnia, jednego popołudnia. Aby zobowiązania mogły być spłacane, tempo wzrostu musi być wyższe od stopy procentowej. Tak twierdzi Dmitrij Orłow, autor książki „The Five Stages of Collapse: Survivors’ Toolkit”.

    Była epoka kamienia łupanego, neolit, epoka brązu itp. A teraz mamy kończącą się właśnie epokę taniej energii. Jej wyczerpanie będzie według autora tej katastroficznej teorii końcem cywilizacji, jaką znamy.

    Coraz częściej optymistyczny „koniec historii” Fukuyamy zastępują teorie pesymistyczne wieszczące koniec naszej cywilizacji. Większość alterglobalistycznych mózgowców wskazuje jednak jakieś drogi uniknięcia katastrofy, na zasadzie „jak zaczniemy działać racjonalnie i etycznie ocalimy planetę i nas samych”. Orłow przeciwnie, nie widzi szans i radzi ludziom przystosować się do życia w małych plemiennych grupach pozbawionych większości obecnych udogodnień cywilizacyjnych. „Uszczuplenie zasobów oznacza, że musimy powrócić do życia w małych grupach (około 150 osób) – plemion i klanów. Grupy te nie mają zdolności trwonienia surowców na zhierarchizowane organizacje. Anarchia jest jedynym sposobem, aby przetrwały. Dlatego anarchia zasługuje teraz na szczególną uwagę i re-ewaluację. Nie jako ruch polityczny, lecz jako zasada organizacyjna. Uważam, że niewiele jest rzeczy bardziej przyjemnych niż dobrze zorganizowana anarchia.”- konkluduje Orłow.

    Wizja Orłowa przypomina filmy w stylu Mad Maxa, które pokazują nam życie po demokracji, rynku, bez pieniędzy. Oznacza wielkie wątpliwości, jakie budzi obecny model skoncentrowany na nieograniczonym wzroście produkcji, który musi nadążać ze spłatą oprocentowania kredytów, na których opiera się nasza ekonomia. Każdy, niekoniecznie ekolog, ale każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie wie, że nie jest możliwy nieograniczony wzrost w ograniczonym świecie. Zabraknie w końcu wszystkiego, energii, ziemi uprawnej, żywności, wody pitnej, surowców, a nawet tlenu.

    I takie rozważania nie mają bynajmniej charakteru akademickiego, lecz praktyczny i polityczny. Dysproporcja między postępem naukowo-technicznym a nienadążająca za nim organizacją społeczną i ekonomiczną sprawia, że przypominamy dinozaura, maleńki mózg w olbrzymim ciele. A dinozaury wyginęły.

    Jeżeli więc chcemy, a ja chcę, zbudować nową formację polityczną, która „wyrówna rachunki krzywd” musimy mieć odpowiedź nie tylko na proste pytanie, komu zabrać a komu dać, ale i na pytanie o przyszły kształt społeczeństwa i świata, wymyślić model jego funkcjonowania. Zważywszy, że „nierównomierny rozwój kapitalizmu” nie prowadzi automatycznie do socjalizmu tylko do barbarzyństwa. Marks przesiąknięty był dziewiętnastowiecznym optymizmem, jaki budził gwałtowny rozwój sił wytwórczych.

    Od pytania jak długo potrwa jeszcze kapitalizm przechodzimy płynnie do pytania: jak uratować ludzkość przed stoczeniem się w mrok. Zadanie to jest tym pilniejsze, że nie podzielam zachwytu Orłowa dla życia w 150-osobowych anarchistycznych grupach plemiennych i klanowych.

    Jeżeli lewica nie zdoła wygenerować z siebie jakiejś wizji historiozoficznej, to jest zbędna, bo nie zdoła powstrzymać ani narastającego wyzysku, ani i katastrofy ekologicznej, ani koncentracji pieniądza w rękach malejącej elity. A na końcu, jak w grze monopoly, zwycięzca zostanie z całą masą pustych domów i hoteli, na które nikogo nie stać.

    Dziś idziemy do ludzi z komunikatem: Zróbmy jak na Zachodzie. Bo tam są jeszcze elementy państwa opiekuńczego i jakieś prawa obywatelskie. Wystarczy jednak wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała Europa po utworzeniu wspólnego rynku z USA, żeby zrozumieć, jak wielki znaczenie ma słowo „jeszcze”. Jaki jest sens zwiększania dochodu narodowego, skoro w najbogatszym państwie świata, co piaty obywatel (50 milionów Amerykanów) musi korzystać z kartek żywnościowych?

    Etos rewolucji proletariackiej umarł razem z wielkoprzemysłową klasą robotniczą. Etos socjaldemokracji, kapitalizmu z ludzka twarzą Schroedera, Gonzaleza czy Mitteranda kończy się na naszych oczach. Technokratyczne rządy neoliberałów zapoczątkowane przez Thatcher i Reagana potrafią już tylko administrować kryzysem, piętrząc niespłacalne długi.

    To daje pożywkę nostalgikom od Korwina i Farage’a, którym marzy się cofnięcie koła historii, do „złotego wieku” pracy dzieci, zniewolonych kobiet, kar cielesnych i pieniądza opartego na parytecie złota.

    Rodzi też paroksyzm nacjonalizmu, który jednoczy narody i grupy etniczne przeciw obcym, nie mając najmniejszego pojęcia, dokąd tak zjednoczone oddziały Niemców, Anglików czy Francuzów poprowadzić.

    I tylko Ameryka Łacińska ze swoim anty-jankeskim nacjonalizmem i lewicowym populizmem podnosi się z kolan dzięki przegłosowywaniu przez masy ludowe wielkich korporacji. Początkiem marszu w stronę postępu był bunt boliwijskich Indian z Cochabamba, którzy w krwawych protestach i demonstracjach potrafili odebrać koncernowi Bechtel swoje prawo do wody, prawo do życia.

    Budując w Polsce lewicę trudno jednak mieć na sztandarach przykłady państwa bądź co bądź Trzeciego Świata. Kiedyś przyjechali do nas z Peru przedstawiciele tamtejszego związku bezrobotnych. Pochodzili po sklepach i bazarach i sporządzili optymalną z punktu widzenia biologicznego przetrwania dietę dla ubogich Polaków. Nie przyjęła się. Bo my inaczej niż oni jeszcze nie musimy walczyć o każdą kalorię. Niezależnie od tego, co się mówi o niedożywionych dzieciach w Polsce trudno sobie wyobrazić, że będziemy jak brazylijski prezydent Ignacio Lula da Silva prowadzili kampanię pod hasłem „Zero głodu”.

    Na co dzień walczymy, i słusznie, o przyzwoite umowy o pracę, podwyższenie płacy minimalnej, ochronę lokatorów, większe zasiłki z pomocy społecznej, łatwiejszy dostęp do edukacji i leczenia. Wszystko to jednak nie zatrzyma zwycięskiego pochodu wielkich międzynarodowych korporacji, które przejmują nie tylko rynek, tanią siłę robocza ale i władzę w kraju. Prywatyzacja zysków połączona z nacjonalizacją strat musi generować deficyty, zadłużenie i lichwiarskie odsetki. I tak jak niewypłacalnego obywatela rozszarpują banki, lichwiarze i windykatorzy, tak niewypłacalne państwo przejmują reprezentujące międzynarodowy kapitał instytucje finansowe znane z Grecji czy Hiszpanii pod niechlubnym mianem „trojki”. W krajach zadłużonych władza przechodzi w ręce wierzycieli, którzy obsadzają za pomocą szantażu, finansowania i dyktatu najważniejsze instytucje tzw. władzy przedstawicielskiej i wykonawczej.

    Warunkiem suwerenności, wolności jest uczestnictwo większości ludzi w podejmowaniu kluczowych decyzji. Ustrój, w którym społeczeństwo rządzi lubimy nazywać socjalizmem. Zapytani o to czy wolą wydawać pieniądze na budowę autostrad, czy na przyzwoity, powszechnie dostępny system opieki zdrowotnej ludzie oleją autostrady. Dlatego nikt ich o to nie pyta. Płatne autostrady to złoty interes dla kapitału a nieodpłatne leczenie to zysk dla społeczeństwa. W Polsce, kraju, gdzie po to, by wymusić prywatyzację służby zdrowie ustalono jedną z najniższych w Europie składek zdrowotnych, autostrady okazały się absolutnym priorytetem.

    W Hiszpanii, żeby demokracja zaczęła działać musiało dojść do tego, że połowa młodych ludzi była bezrobotna, wyszła na ulice i powstała partia Podemos, która ma szanse objąć władzę w państwie. Inaczej niż Hugo Chavez w Wenezueli nie proponują oni jednak dążenia do socjalizmu tylko reformę kapitalizmu. Czy jednak w momencie, gdy większość wygra wreszcie wybory i społeczeństwo w swej większości zacznie decydować o swoim losie, nie pojawi się możliwość i wola dokonywania czegoś więcej niż korekty ustroju? Na razie Podemos nie używa tradycyjnych czerwonych sztandarów ani klasowej retoryki. Mimo to wszyscy wiedzą, że to lewica i to lewica radykalna.

    Ludziom jest obojętne czy system, w którym żyją nazywa się kapitalizmem czy socjalizmem. Chcą mniej się bać, chcą być szczęśliwi. Propozycja zmiany systemu opartego na wyniszczającej konkurencji na system oparty na twórczej współpracy to propozycja kusząca, ale i ryzykowna. Nawet my, wieczni rewolucjoniści zmęczeni walką, przestajemy zadawać sobie fundamentalne pytania o dalszy ciąg historii, jej sens, kierunek i nasz Wielki Projekt. To źle, bo pozbawieni azymutu możemy się kręcić w kółko albo miotać od ściany do pieca.

    Źródło – http://strajk.eu/index.php?article=277 .

  5. Churo1 pisze:

    „anarchia zasługuje teraz na szczególną uwagę i re-ewaluację.
    Nie jako ruch polityczny, lecz jako zasada organizacyjna.”

    Gwoli przypomnienia, anarchia jako system to nie „organizacja”
    balaganu lecz zycie czlowieka w srodowisku dajacym mozliwie
    wieksza swobode osobista. Jak wiele ruchow anarchia ma wiele
    odmian. Tym niemniej wielu anarchistow widzi technologie jako
    zrodlo zla bo technologia dla swego instnienia potrzebuje
    autorytetow i przymusu swiatowego by mogla ona funkcjonowac.
    Loty miedzynarodowe wymagaja nadzoru w takiej skali.
    Ale to nie tylko anarchisci sa przeciwko wielkiemu kapitalowi.
    Ostatecznie przemysl napedzany elektrycznoscia ma cale rzesze
    pracownikow obslugujacych elektrownie, wieze telekumunikacyjne itd
    produkujace nie tylko elektrycznosc ale i w rezultacie
    „brudna elektrycznosc” i chorobotworcze pola magnetyczne, mikrofalowe
    i inne. Tak wiec obsluga takiego systemu jest w pierwszym rzedzie
    narazona na choroby typu wrazliwosci elektromagnetycznej.
    Oni tez chcieliby zyc w zdrowym srodowisku. Lecz ono jest juz
    dostatecznie zatrute, ze i oni nie maja gdzie uciekac.
    Tymczasem znamienny fakt, ze w Rosji muzulmanie nie moga wydawac
    swej swietej ksiegi – Koronu- moze wskazywac na to, ze to muzulmanie
    sa liczaca sie sila zagrazajaca kapitalizmowi w jego obecnym wydaniu.

Dodaj komentarz