.
Magdalena Ostrowska 10.08.2016 r. o 04:01 pisze:
„Wczoraj dowiedzieliśmy się o śmierci lekarki (anestezjolog), która zmarła po czterech dobach pracy non stop. To nie jest pierwsza śmierć z przepracowania w tej grupie zawodowej. Oczywiście, zaraz pojawiły się komentarze, że zmarła lekarka przepracowała się na własne życzenie, bo zależało jej na pieniądzach. Nie chce mi się nawet komentować tego rodzaju opinii (a może przyzwyczaiłam się już do chamstwa, podłości i głupoty niektórych rodaków, choć wolałabym się jednak do tego nie przyzwyczajać).
Mało kto wie bądź pamięta, że w polskim publicznym systemie ochrony zdrowia (ale nie tylko w polskim…) coraz bardziej brakuje personelu medycznego. Dotyczy to nie tylko pielęgniarek, ale również lekarzy i przedstawicieli innych zawodów medycznych, niezbędnych do zapewnienia opieki oraz bezpieczeństwa pacjentów. Czemu ich brakuje? Zapewne nie chodzi tylko o same zarobki, ale również warunki zatrudnienia, w tym – zmuszanie do pracy jako firmy jednoosobowe (samozatrudnienie, tzw. działalność gospodarcza). Zmarła lekarka pracowała na takich właśnie zasadach. Jakoś nie podejrzewam, by sama wpadła na pomysł założenia jednoosobowej firmy pn. „Znieczulenia miejscowe i ogólne” i sprzedawania swoich usług różnym placówkom medycznym na zasadzie kontraktu. Do takiej formy zatrudniania się zmuszają najczęściej tzw. pracodawcy, w przypadku publicznej tzw. służby zdrowia są to najczęściej dyrektorzy placówek (ZOZów bądź szpitali), którzy dysponują określonym budżetem na ich funkcjonowanie. Ten zaś w większości zależy od wysokości kontraktu zawartego z NFZ, a także od funduszy, jakimi dysponują samorządy, pod które podlega większość publicznych placówek. Zarówno samorządy, jak i NFZ nie mają wystarczających pieniędzy, aby zapewnić realizację wszystkich potrzeb – pacjentów i pracowników. Co więc czynić? Ciąć koszty. Oszczędza się więc nie tylko na pacjentach, ale również na personelu.
Przypomnijmy, że jako pierwsi ofiarami takich cięć pracowniczych padła część pozamedycznego personelu szpitali, czyli np. sprzątaczki, salowe, kucharki itp. To tego rodzaju pracownicy jako pierwsi zostali wypchnięci ze szpitali i przychodni, a dokładniej – zlikwidowano ich etaty, by zmniejszyć koszty funkcjonowania publicznych placówek. Od wielu lat tego rodzaju usługi wykonują więc firmy zewnętrzne, które zatrudniają ludzi głownie na umowach śmieciowych, a więc po najmniejszych kosztach. Jednocześnie szpitale pozbyły się „zbędnych” etatów, które były stałym obciążeniem dla ich budżetów. Kolejne oszczędności uderzyły w następne grupy zawodowe – personel medyczny. Oni też coraz rzadziej zatrudniani są na stałych umowach o pracę, które zastępują m.in. kontrakty czy właśnie własna działalność gospodarcza. Dla tzw. pracodawcy jest to o tyle wygodne, że: cały ciężar składek na ZUS, ubezpieczenia różnej maści itp., jest przerzucony na barki takiego pracownika-firmy, który musi mieć co miesiąc odpowiedni dochód, aby móc je sobie samodzielnie opłacić. W przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej to ok. 1,2 tysł zł miesięcznie na same składki. Dodatkowo, taki „pracownik” nie jest objęty ochroną przepisów prawa pracy. Bo przecież jest przedsiębiorcą! Przedsiębierze więc tyle, ile może i zapieprza w kilku pracach, żeby choć zapewnić sobie te ZUSy, z których płaceni ta instytucja rozlicza nader gorliwie i skrupulatnie.
Kolejną „zaletą” pracy pozakodeksowej, takiej jak samozatrudnienie, jest to, że działających w ten sposób ludzi nie obejmują regulacje dotyczące czasu pracy. W końcu jest, rzekomo, sam sobie okrętem, sterem i żeglarzem i, podobno, sam decyduje, ile i kiedy pracuje. W praktyce wygląda to tak, że w jednym miejscu wyszarpie tysiaka, w drugim kolejnego (już jest na ZUS-y), w następnym może ze dwa tysiaki (żeby mieć na czynsz czy wciąż rosnącą ratę kredytu za mieszkanie), ale jeszcze pozapieprza w czwartym miejscu, żeby móc opłacić przedszkole dziecka albo szkołę. Itd. Nikt mu przecież czasu pracy nie ogranicza i jeśli ma taką potrzebę, może zaiwaniać i cztery doby non stop, tak jak ta zmarła lekarka.
Nadmierne obciążenie pracą w tej branży nie jest tylko wynikiem tych patologii w zatrudnieniu (bo to jest patologia), ale po prostu braku rąk do pracy. Wielu pracowników ochrony zdrowia pracuje więc ponad siły nie tylko ze względów finansowych, ale nierzadko z poczucia odpowiedzialności za pacjentów, bo mają świadomość, że są to ludzie potrzebujący szczególnej pomocy i opieki z ich strony. Oni mają świadomość, że odpowiadają za zdrowie i życie innych ludzi i wielu właśnie dlatego „nie wychodzi z pracy”. Bo nie ma ich w tej pracy kto odciążyć. Oczywiście nie wszyscy w tej branży – jak w każdej – są święci.
Chodzi jednak o SYSTEM – w mniejszej oraz większej skali – który zmusza ludzi (nie tylko medyków przecież) do pracy w takich warunkach, na takich zasadach i takim kosztem. Chodzi o doraźne oszczędności finansowe, które w dłuższej perspektywie odbijają się na nas wszystkich. Bo tego rodzaju oszczędności prędzej czy później powodują określone koszty SPOŁECZNE. Czy jest to przepracowana pielęgniarka, lekarz, budowlaniec, górnik, nauczyciel, kierowca, przedstawiciel handlowy, czy pani na kasie w markecie. Oszczędza kapitalista, oszczędza budżet państwa, ale cenę za te oszczędności ostatecznie płacimy my wszyscy. I to nie są pieniądze, ale coś o wiele ważniejszego.
PS. A poniżej, w komentarzu, na temat raportu PIP o tym, jak się omija prawa pracownicze w służbie zdrowia.”
.
Wskazywany powyżej link do omówienia raportu PIP (Państwowa Inspekcja Pracy) – http://trybuna.eu/16221-2/ .
Źródło – https://www.facebook.com/magdalena.ostrowska.666/posts/1177852232237354 .
.
Polecam – http://wiadomosci.onet.pl/szczecin/trwa-sledztwo-w-sprawie-smierci-lekarki/635dxn .
.