.
„Wspaniała sprawa (cz. I)
Wiadomo, nieważne jak długo się żyje, ale jaka jest wartość życia człowieka.
Byłam na diecie białkowo-węglowodanowej, tak mi wmówiono, (co za wstyd). Jestem lekarzem,
który biochemią na studiach interesował się nie tylko w celu zdania egzaminu, co na Warszawskiej Akademii było sztuką nie lada. Choruję na nadciśnienie już od 13 lat. Jestem psychiatrą, a nadciśnienie jest chorobą psychosomatyczną i sprawy się udzielają od pacjentów, czyż nie tak?
Poza tym miałam całą furę rozpoznań medycznych, na które mnie zapamiętale leczono, oczywiście bez większego wyniku.
Pewnego razu – pod nieobecność mojej, bardzo ambitnej i wszechwiedzącej, lekarki – zostałam przyjęta przez młodą mniej „ambitną”, za to słuchającą pacjenta lekarkę, która przekazała mi,
że mam niedoczynność tarczycy. Na hormonie sprawa poprawiła się znacznie, ale w dalszym ciągu miałam podwyższony cholesterol, mimo pozostawania na wskazanej (oczywiście węglowodanowej diecie). Statyny uszkadzały mi wątrobę. Moje ciśnienie nadal skakało do 210/102, byłam częstym gościem w izbie przyjęć, gdzie traktowano mnie po psiemu. Miałam częste bóle serca, duszność wysiłkową, potworne zmęczenie po wykonywaniu niedużej pracy w domu, a po powieszeniu zasłon skończyłam w karetce.
W lecie 2003, kiedy już całkowicie odeszłam na emeryturę w wieku 68 lat, zmuszona niemiarowością serca, nie byłam już w stanie chodzić na spacery, a chodziłam 2,3-3 km dziennie, czasem dwa razy dziennie, nawet dojście do skrzynki pocztowej na osiedlu stanowiło nieprawdopodobny wysiłek.
Przez wiele lat miałam bóle głowy, stałe zmęczenie, potworne bóle wszystkich stawów, szczególnie
kręgosłupa szyjnego, zawroty głowy, nudności, wędrujące, nieokreślone bóle brzucha, potworne zaparcia (a byłam przecież na bardzo wysokiej diecie pektynowej).
Żaden z lekarzy nie był w stanie mi pomóc, co najwyżej podawano mi następną pigułę – przepraszam za sarkazm, ale to w zasadzie nie moich kolegów wina. Tak ich „wychowano” na uczelniach.
W lecie 2003 roku usiłowałam dostać się do neurologa. Nie będę pisać, dlaczego miałam trudności. Potworne bóle głowy i podwójne widzenie dokuczały mi straszliwie i miałam duże trudności
w prowadzeniu samochodu. W tym samym czasie moje ciśnienie „skakało”, z trudem mogłam wstać
z łóżka, by sobie zrobić co do jedzenia. Ja po prostu powoli, systematycznie, stopniowo umierałam…
W sierpniu rozpoznano u mnie zespół nadgarstka, potem miałam też fizykoterapię na bóle (potworne) w prawym barku. Zdjęcia nie wykazały żadnych złogów, więc ortopeda – najlepszy w mieście – wysłał mnie do neurologa.
W międzyczasie moja koleżanka po fachu przysłała mi książkę o intrygującym tytule „Tłuste Życie”. Ale ja już powolutku konałam i niewiele mogło mnie nakłonić do czytania czegokolwiek, nawet książki o fascynującym tytule. Za dwa tygodnie otrzymałam telefon od koleżanki z Warszawy, z zapytaniem czy książkę otrzymałam i czy przeczytałam. Omalże wrzasnęła na mnie przez telefon, że jeszcze nie tknęłam. Znała mnie, jako kogoś zawsze zainteresowanego prawidłowym żywieniem – z przykrością tu powiem, że nie dzięki uczelni medycznej, która dobrze mnie zresztą kształciła, ale dzięki mojej kochanej mamie, która dawała mi omlet z jajkiem, lub kromkę razowego chleba z taką samą grubością masła. A nie była „medyczką”. Za to miała znajomych, najwyraźniej całkiem rozgarniętych w tej dziedzinie.
Zatem w półleżącej pozycji zaczęłam czytać „Tłuste Życie” dr. Jana Kwaśniewskiego. Już po kilku stronach doszłam do wniosku, że autorem książki jest geniusz. Omalże wszystko, o czym pisał,
było mi znane, nie tylko zresztą ze źródeł medycznych. Po skończeniu czytania doszłam do wniosku, że tej książki nie można czytać, należy ją studiować, każde bowiem zdanie w tej książce jest na
wagę złota. Kiedy już – po raz drugi – doszłam gdzieś do 1/3 treści, zaczęłam Żywienie Optymalne (®).
Było to bardzo łatwe. Kupiłam maleńką wagę i wiernie wszystko ważyłam. Byłam bardzo zmartwiona ilością chleba, którą musiałam zmniejszyć. Pomyślałam: „umrę z głodu”! Drugie zagadnienie, które mnie „szokowało”, to była ilość tłuszczu, którą miałam spożyć. Zawsze uważałam, by nie utyć – dla zdrowia, nie tylko dla prezencji – a miałam takie nieregularne grudy tłuszczu, odłożone w złych punktach ciała. Na „zmodyfikowanej” diecie optymalnej (przez „panią Głuptasińską”) zaczęłam,
ma się rozumieć, gwałtownie tracić wagę. To mnie zastanowiło, bo w tym samym czasie poczułam
się znacznie lepiej. Nie przyjęłam do wiadomo ci, że to dieta może robić cuda. Pomyślałam więc:
„oczywiście, bardzo chcę wydobrzeć, więc ten system żywienia daje dobre, efekty, a niedługo wszystkie dolegliwości wrócą, bo kto to słyszał, by sprawy poprawiły się wręcz raptownie.
Przeprosiłam się ze złotą zasadą dr. J. Kwaśniewskiego – dodałam tłuszczu.
Pierwszymi dolegliwościami, które ustąpiły już po 4 (czterech) dniach, były nieokreślone
„niczym nieuzasadnione”, wędrujące bóle brzucha. Powoli poprawiła się perystaltyka jelit,
bez środków przeczyszczających, branych garściami, lewatyw itp. Stopniowo wstałam z łóżka,
powoli zaczęłam chodzić, za czym bardzo tęskniłam (w końcu jestem półgóralką i chodzenie
było zasadniczą częścią mojego życia). Po trzech miesiącach i dalszej poprawie zdrowia
odstawiłam, omalże nie wiedząc kiedy, wiele leków, wszystkie bez recepty i niektóre przepisane. Bowiem w pewnym momencie leczenia byłam na 5-6 lekach przeciwnadciśnieniowych,
np. Alfa-1 bloker, Alfa-2 bloker, beta bloker… i to wszystko było prawie bez spodziewanych
wyników. Miałam pewnego dnia kilkusekundowe porażenie od szyi w dół. Nie robiłam z tego
żadnego „halo”, bo wiedziałam, że i tak nikt mnie nie przyjmie, chyba że „zgarnięto” by mnie
z ulicy.
Za kilka dni miałam wizytę u neurologa, by zrobić EMG – by było wiadomo, czy moje
mięśnie przedramienia prawego nie wskazują na zanik. Ale neurolog, gdzieś 35-letni Libańczyk, wysłuchał mnie uważnie, zbadał (potraktował mnie jako koleżankę po fachu, co było całkiem niezwykłym dla mnie doświadczeniem) i wysłał mnie na MRI kręgosłupa szyjnego. To nie była
w zasadzie jedyna przyczyna, dzięki której „zakochałam się” w jego manierach. Zapytał mnie (naprawdę), na jakiej jestem diecie. Był jednym, jedynym specjalistą, który nie tylko, że się nie
uśmiechał pobłażliwie, jak usłyszał o Żywieniu Optymalnym (®) i nie zlekceważył, zapisał to
w historii choroby i upewnił się, żeby nazwisko autora było napisane poprawnie. Gdyby moje
dolegliwości się powtórzyły, miałam wejść do jego gabinetu bez wizyty.
Szczęściem nie powtórzyły się – bóle kręgosłupa i wszystkich innych stawów ustąpiły,
przepraszam – nie pamiętam kiedy – i pewnego dnia, ze zdziwieniem zauważyłam, że się myję
prawą ręką, tak jakbym nigdy nie miała żadnych kłopotów, a przecież wcześniej nie mogłam
unieść ramienia nawet do wysokości stawu barkowego, a nie było mowy, bym sięgnęła nawet
do mostka, nie mówiąc o lewej stronie ciała. I to wszystko bez bólu!
Chciałam tu dodać, że jednym z powodów, dla których postanowiłam przejść na Żywienie
Optymalne (®), było to, że tak bardzo przypominało mi żywienie stosowane przez moją mamę,
która używała masło, słoninę, tłuste mięso, nie pozwalała nam jeść dużo chleba bez masła
lub smalcu, niewiele ziemniaków, a nawet dawała kromkę świeżo zrobionego sera z grubo
nakładzionym masłem, no i nie było cukru, bardzo niewiele soli, tylko dla ojca, bo palił fajkę
a podobno palacze mają przytępiony smak. (cdn.)”
Źródło – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=634 .
.
„Wspaniała sprawa (cz. II)
Ciąg dalszy …
„We wrześniu 2005 roku miałam szczęście spotkać – w czasie wizyty lekarskiej u dr. Cichockiego,
w Arkadii Ciechocinek – dr. Jana Kwaśniewskiego, którego ubawiła moja odpowiedź na pytanie:
„Jak długo pani jest na żywieniu optymalnym?”. Odpaliłam bez namysłu: „Dwa lata i dwa dni”.
Był 25 września 2003 r. a ja zaczęłam żywienie optymalne 23 września 2003 r. Rachunek, więc prosty. Moje życie ma teraz wartość, cieszę się więc
każdym dniem i nigdy nie zapomnę od jakiego dnia zwrot o 180 stopni miał miejsce. Jest nas na świecie sporo lekarzy, wielu z nas studiowało z największym zainteresowaniem, wielu z nas było
i jest dobrymi fachowcami, ja się za takiego też uważam, bo kochałam mój zawód i było mi
radośnie w sercu, kiedy stan zdrowia pacjenta poprawiał się, ale żaden z nas nie miał tej odwagi,
by się „wystawić” na śmiech i dokuczanie, a nawet więcej, jak to zrobił dr Jan Kwaśniewski, który wiedział, jestem przekonana, że ma wiedzę i że winien ją użyć dla dobra ludzkości.
Dzięki jego wytrwałości tacy jak ja mieli szczęście otrzymać jego książkę, przestudiować ją i skorzystać z jego wiedzy. Wiadomo, nieważne jak długo się żyje, ale jaka jest wartość życia człowieka. A to takie proste. Podobno proste sprawy są najbardziej skomplikowane i tyle osób na wiecie ma takie trudno ci, by je pojąć.
Mój cholesterol był bardzo wysoki kilka miesięcy temu. Teraz nie przyjmuję żadnych leków obniżających poziom cholesterolu. Nie mam bólów serca, nie mam duszności – ani w spoczynku,
ani wysiłkowej, nie mam zawrotów głowy, nie mam bólów stawów, potwornych zaparć, nie mam
bólów kończyn dolnych, śpię wspaniale, 6-8 godzin, bez wstawania do toalety nocą, mam taką
radość wewnętrzną, nie denerwują mnie drobne sprawy, nie podnoszę głosu na nikogo, mogę pracować w mieszkaniu, choć mam panią do pomocy – w końcu mam siedemdziesiąt lat i wolę siedzieć i malować lub iść na spacer, zamiast wycierać kurze. Co także bardzo ważne, że nie mam napadów nastroju depresyjnego, który podobno jest spowodowany nadciśnieniem tętniczym i…
lekami przeciwnadciśnieniowymi. Z całej baterii leków, które brałam jeszcze dwa lata temu, biorę
tylko dwa: hormon tarczycy i małą, systematycznie zmniejszaną dawkę jednego leku przeciwnadciśnieniowego. Moi lekarze: ogólny i kardiolog – są przerażeni tym, co zrobiłam z lekami. Przestałam kłamać, że biorę – w końcu nikogo nie można zmusić do niczego. Za to mój dentysta jest zachwycony. Ma porównanie, przy każdej bowiem wizycie pyta, co biorę, a tu z kilkunastu leków zostały tylko dwa.
Barbara J. Basta
Williamsburg, Virginia”
.
Dr Jan Kwaśniewski:
.
„Obiecałem podać te „dziwne” wyniki cholesterolu u pani Barbary.
Dla porównania – Sierpień 2005 r. i grudzień 2005 r., czyli po 5-ciu miesiącach:
Cholesterol ogólny w sierpniu był – 560 mg%, w grudniu – 410 mg%, czyli spadek o 150 mg%,
LDL był – 410 mg% w sierpniu, w grudniu – 200 mg%, VLDL – 10 mg%, w grudniu – 12 mg%,
HDL (tzw. „dobry” cholesterol) był – 140 mg%, a w grudniu był – 198 mg% (jest to najwyższy
poziom cholesterolu HDL, jaki w swoich obserwacjach spotkałem. W Polsce najwyższy był
193 mg%, a się okazało, że jest i 198 mg%, czyli to jest 50% ogólnej ilości cholesterolu, jest cholesterolu „dobrego”, to świadczy o szybkim ustępowaniu zmian miażdżycowych (patrz: tab. 1.)
co potwierdzają, (tak dla ciekawości jeszcze pani podała) zmiany, które wystąpiły w narządzie
wzroku (patrz: tab. 2.): W grudniu 2004 r. miała w oku prawym +1 dioptrię, (wadę), w oku lewym +1,5 dioptrii. Natomiast po roku w prawym oku było +0,25 dioptrii i w lewym +0,25. O czym to świadczy? Ano świadczy o ustępowaniu zmian miażdżycowych na dnie oczu. Oko się wydłuża i wtedy wada się zmniejsza. Chorzy często piszą (lub dzwonią) do mnie, że oprócz szeregu korzystnych efektów Żywienia Optymalnego (®) na ich organizm, po dłuższym czasie poprawia im się wzrok, nawet do
5-ciu dioptrii. Często rezygnują z okularów do czytania i do dali, czyli, do prowadzenia samochodu odkładają okulary.
Frakcje cholesterolu | Sierpień 2005 | Grudzień 2005 | Wyniki na Żywieniu Optymalnym (®) |
Cholesterol ogólny | 560 mg% | 410 mg% | i 150 mg% |
LDL | 410 mg% | 200 mg% | i 210 mg% |
VLDL | 10 mg% | 12 mg% | h 2 mg% |
HDL | 140 mg% | 198 mg% | h 58 mg% |
Tabelka 1. (OPTYMALNI nr 80) przedstawia wyniki pani Barbary Basty z Virginii w USA
Badanie okulistyczne | Grudzień 2004 | Grudzień 2005 | Wyniki na Żywieniu Optymalnym (®) |
Oko prawe | + 1 D | + 0,25 D | i 0,75 D |
Oko lewe | + 1,5 D | + 0,25 D | i 1,25 D |
Tabelka 2. Badanie okulistyczne pani Barbary Basty.
Jeszcze wzmianka na temat tych lipoprotein o bardzo niskiej gęstości, których było 10 mg% w sierpniu 2005 r. i 12 mg% w grudniu 2005 r. One biorą głównie udział w znacznym stopniu przy syntezie ciał ketonowych, czyli w kwasicy, a tu jest ich i w sierpniu mało i w grudniu był niski poziom. Tak, że u pani
nie było ketozy, nie było kwasicy, nie było produkcji ciał ketonowych.
Chciałem wrócić do tej modyfikowanej diety „optymalnej”, jak pani dr Basta napisała: „przez panią Głuptasińską”. Żywienie Optymalne (®) jest w moich książkach opracowane, podane, jest to wiedza ścisła, tak jak tabliczka mnożenia. Można poprawiać, ale zawsze się na tym traci. Oczywiście, gdy układałem to żywienie, ono się nie zmieniło od ponad 30. lat, zmieniły się troszkę warunki, jeśli chodzi o zaopatrzenie w żywność. Przede wszystkim okazuje się, że dostarczyciele witaminy C, czyli ziemniaczki na przykład, jakieś jarzyny, owoce, okazuje się po tylu latach, że tych witamin mają dużo mniej, niż kiedyś było.
Dokładne stosowanie Żywienia Optymalnego (®) nie wymaga żadnych dodatków poza, w razie potrzeby, niewielkiej ilości, gdzieś od lutego, marca, witaminy C, której niestety w naturalnych produktach jest coraz mniej. Pędzone na sztucznych nawozach, niestety, nie mają tej wartości,
którą miały kiedyś. Tak, że starajcie się Państwo nie modyfikować, bo jeśli zmodyfikujecie, to na niekorzyść. Jeśli dołożycie za dużo białka – będą bardzo niekorzystne efekty (to, co zalecają niektórzy), jeśli za mało białka – też będzie niedobrze. Macie dokładnie napisane. Ile jeść kalorii
– organizm będzie wiedział.
Utrzymywać proporcję: części zamienne, energię, paliwa, węglowodany,
czyli na 1 g białka przypada u szczupłych 3,5 g tłuszczu (u otyłych mniej, bo spalają własny tłuszcz), węglowodany – najlepszy wskaźnik to jest 0,8 g/kg wagi ciała/dobę, czyli przy 100 kg – około 80 g węglowodanów. I tu nie ma co poprawiać, nie ma co zmieniać, bo zawsze się poprawi lub zmieni na niekorzyść.
Życzę Państwu zdrowia, wszystkiego dobrego i myślenia, wyciągania wniosków prawidłowych. I stosowania Żywienia Optymalnego (®), bo to się opłaca. Dziękuję Państwu.
Jan Kwaśniewski”
Źródło – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=635 .
.
Polecam:
– Książki autorstwa dr Jana Kwaśniewskiego – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsList&iCategory=4
– Strona internetowa dr Jana Kwaśniewskiego – http://www.dr-kwasniewski.pl/ .
.
Ciekawe…