Piotr Ikonowicz 18.10.2017 r. napisał:
„Klasa robotnicza idzie do nieba
Przyszła do naszej sutereny na Grochowie kobieta, której mąż jest niepełnosprawny i otrzymuje zaledwie 153 zł. zasiłku. „A pijaczkom spod sklepu opieka daje”, żaliła się. „Niech pani tak nie mówi”, Agnieszka i Iwona zareagowały bardzo emocjonalnie. „Czy pani coś wie o tych ludziach? Wielu z nich zanim znalazło się na ulicy, a przepracowali uczciwie całe życie. Aż coś się zdarzyło. Coś w nich pękło. Nie ma im czego zazdrościć, zwykle nie żyją długo. Ale stanowią świetne wytłumaczenie, żeby nikomu nie pomagać. Również pani mężowi.” Obie kobiety same były kiedyś bezdomne, a dziś niosą pomoc, stają na sprawach sądowych, negocjują, piszą pisma procesowe w imieniu tych, którym już opadają ręce. Nie mają wielkiego wykształcenia, za to o stygmatyzacji wiedzą więcej niż niejeden profesor.
Ruch Sprawiedliwości Społecznej składa się ludzi, o których kiedyś się mówiło, że są to „niziny społeczne”. A jednak ci kierowcy, ochroniarze, handlarki uliczne, dozorczynie potrafią wznosić się na wyżyny empatii, tolerancji. Ich lewicowość rzadko wynika z lektur, bardziej z życiowego doświadczenia i odruchów moralnych. Nierzadko też bywa wyniesiona z domu tak jak grzeczność, kultura osobista.
Mamy w partii trochę cudzoziemców. Rosjanki, Ormian, Bułgarkę, Mongołkę, imigrantów z Ukrainy. Olga, Rosjanka, która musiała uciekać z Taszkientu przed prześladowaniami ze strony dumnych Uzbeków, wyznawców islamu, którzy z dnia na dzień przestali w niej widzieć sąsiadkę, a zaczęli ja wyzywać od ruskich świń, wyznała, że nie znosi muzułmanów, mieliśmy problem. Ale obyło się bez odgórnego uświadamiania. Marek, tramwajarz warszawski, który w zajezdni na Młynarskiej przepracował 40 lat ma zięcia Turka. Był u nich na weselu i przekonuje Olgę, że to wspaniali, gościnni ludzie. Najlepiej jednak sprawiła się Beata. Samotna matka dwóch synów, żyjąca w nędzy, ale organicznie równościowa i postępowa. Podobnie jak Jola jej matka, która dorabia do chudej emerytury opiekując się autystycznym dzieckiem pewnej zamożnej rodziny. Kiedy Olga po uzbeckiej traumie upierała się, że nie wolno do Polski wpuszczać imigrantów z Syrii, Beata nie wytrzymała i stwierdziła „A myślisz, że my tu was ruskich w Warszawie tak bardzo chcemy?” Nie znaczy, że Beata ma coś do Rosjan. Przeciwnie. Ale chciała by nasza koleżanka/towarzyszka przez chwilę poczuła jak to jest być nie chcianym imigrantem. Pomogło. Skończyły się islamofobiczne teksty.
Jesteśmy czerwoni i od czasu do czasu jakieś łobuzy zdzierają czerwoną flagę wiszącą w oknie lokalu partyjnego na warszawskiej Woli. Bezdomny muzyk, Roman pogonił za nimi, kiedy wyzwali go od komuchów. Wtedy zapytał: „A wy choć wiecie co to słowo znaczy? Komunizm?”
Kiedy w Bydgoszczy składaliśmy kwiaty pod grobem ofiar faszyzmu przywitała nas grupka młodzieży z transparentem ONR. Krzyczeli, że na drzewach zamiast liści…
Wtedy starsze panie, ciężko pracujące kobiety podeszły do nich i zaczęły im wyjaśniać co znaczy czerwony sztandar, i że one rozumieją, że są wściekli, bo zapewne w pracy szef ich czołga i upokarza. „Spróbujcie tak pyskować szefowi w McDonaldzie, a nie tu na starszych ludzi się drzeć. Też mi odwaga”, perorowała Mirka, która na co dzień utrzymuje się z handlu ulicznego i jeździ po jarmarkach. Raptem groźni narodowcy zamienili się w zagubionych sztubaków. Bo mówiły do nich kobiety, które mogłyby być ich matkami i też po matczynemu ich łajały.
Oczywiście cotygodniowe zebrania, ciągłe akcje bezpośrednie w obronie wykluczonych też wyrabiają polityczną świadomość. Kiedy po pochodzie 1 maja nad Wisłą ochrzaniałem komunistów, że przychodzą fotografować się na naszym tle z sierpem i młotem, przywołałem Darka, żeby ich przekonać jak bardzo „lud” tego znaku nie znosi. „Co sądzisz o sierpie i młocie?” zapytałem Darka, który jest kierowcą autobusu miejskiego i jednym z czołowych aktywistów RSS. A ten pyta” Chodzi o państwo czy symbol?” O symbol, odpowiadam. A do symbolu to ja nic nie mam. Okazało się, że jest w Warszawie przynajmniej jeden kierowca, dla którego sierp i młot oznacza sojusz robotniczo-chłopski, który on, robotnik popiera.
Przez naszą organizację partyjną przewija się wiele osób. Niektórzy zostają i bycie socjalistami staje się dla nich sposobem na życie. Inni po jakimś czasie przestają się pokazywać. Do takich efemeryd należeli Iza i Marcin. On homoseksualista, ona osoba po zmianie płci. Przez ponad rok ich aktywności w RSS nikt nigdy nie uczynił najmniejszej aluzji czy złośliwej uwagi, które dotyczyłyby ich seksualności. Kiedy jakiś sympatyk, świeży w naszym gronie czyni homofobiczne uwagi zrywa się wrzawa, kolektyw go od razu prostuje. Wtedy taka osoba godzi się z naszym punktem widzenia, albo przestaje się pojawiać.
Najbardziej wrażliwi jesteśmy jednak na wszelkie objawy wykluczenia. W tym problem nałogów. Ludzie, którzy próbują walczyć, wyjść na prostą, jak się u nas mówi dostają wszelkie możliwe wsparcie. Zresztą w siedzibie partii odbywają się sesje terapeutyczne dla uzależnionych. Nikt się z tym nie kryje. O tym się rozmawia talk jak o innych chorobach. Kiedy młoda dziewczyna, która już wiele sprawiła kłopotu swym nałogiem przebywa na drugim końcu Polski w szpitalu, członkowie RSS jeżdżą tam, żeby ją wspierać psychicznie. Mirka, zanim do nas trafiła była już nie pijącą alkoholiczką i sama z siebie odwiedzała w więzieniach uzależnione kobiety, aby je wesprzeć w walce z nałogiem.
Jeżeli mamy jakieś uprzedzenia to są to uprzedzenia klasowe. Wynikające z życiowych doświadczeń, ciągłego upokarzania przez pracodawców i innych lepszych gości. Kiedy na zebraniu ktoś zaczyna mówić o strategii partii językiem korporacyjnym, natychmiast napotyka na opór i nieufność. Ludzie nie chcą znowu dać się oszukać, nie godzą się też, by nawet w imię najszczytniejszych idei, ktoś miał używać rynkowych technik prania mózgów.
Ta klasowość, często nawet przesadna dała o sobie znać w przypadku Romana. Były muzyk Filharmonii Białostockiej, agent ubezpieczeniowy, który nie sprostał kredytowi hipotecznemu i ogłosił upadłość tracąc dach nad głową. Bezrobotny, bezdomny inteligent pomaga innym pechowcom przeprowadzić procedurę upadłościową. Nie ma żadnego dochodu, jada darmowe obiady, które mamy dzięki hojności jednego z warszawskich restauratorów i nie idzie do żadnej roboty. Wielu naszych członków zaczyna kłuć w oczy jego nieustający dobry humor, nienaganne maniery i elegancki ubiór. Proponują mu więc różne zajęcia. Nagrywają chałtury, a on niewzruszenie ogranicza swą aktywność do społecznej pracy, od rana do nocy dla klientów Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej i starań o emeryturę i mieszkanie socjalne. Mieszka po znajomych, nie chce iść do przytułku, nie chce też podejmować pracy poniżej posiadanych kwalifikacji. Cześć naszych członków uważa, że się wywyższa. Mówią, że oni muszą brać każdą beznadziejną robotę. Jednak czy nie byłoby szkoda, gdyby inteligent, który skutecznie pomaga tak wielu ludziom, przestał korzystać ze swoich zdolności i poszedł do fizycznej roboty, harować od świtu do nocy, by zarobić parę złotych i wtopić się w tłum tych, którym nie wystarcza czasu na bycie dla innych?
A u nas równość jest wartością niemal ewangeliczną. Każdy myje po sobie szklankę i talerz, każdy nosi flagi, każdy wreszcie wychodzi na ulice by zabiegać o poparcie dla naszych akcji i postulatów. Nie ma aparatu partyjnego, jest kolektyw, który sam siebie kształtuje. Często do partii ludzie zapisują się całymi rodzinami. A w rodzinie jak w rodzinie poziom świadomości politycznej bywa różny. To powoduje tarcia, ale rzadko trzeba je zażegnywać na zebraniu ogólnym. Zwykle ludzie dogadują się „horyzontalnie”. Kiedy jednak jest robota, trzeba pójść wypłoszyć licytantów, którzy mają kupić mieszkanie z lokatorami, zablokować eksmisję czy pójść do sądu by być na sprawie z poszkodowanym biedakiem, grupa staje się znów jednością. A ludzie, którzy jeszcze wczoraj skakali sobie do oczu, stoją w jednym szeregu.
Są wśród nas ludzie wierzący, ateiści i wojujący antyklerykałowie. Nie pamiętam jednak, żeby względy religijne doprowadziły w RSS do jakiejś poważnej różnicy zdań. Nie wiem dlaczego tak jest i czy jest to miarodajne. Ale zrzeszamy zwykłych ludzi pracy o postępowym, lewicowym światopoglądzie. Nasze doświadczenie zadaje kłam dość powszechnemu wśród inteligencji mniemaniu, że lud jest ciemny. Może pewne światło na te kwestie rzucą wyniki badań nad opinią w sprawie liberalizacji i zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Otóż, wśród zwolenników liberalizacji ustawy największa grupa, to osoby z wykształceniem zasadniczym zawodowym. Klasa robotnicza, taka jak RSS.
Nasi klienci, ci którym pomagamy, których bronimy i organizujemy, ludzie ubodzy i religijni często dziękując nam za pomoc, mówią, że żywcem pójdziemy do nieba.
Piotr Ikonowicz
(tekst ukazał się na portalu Krytyka Polityczna)”
Źródło – https://www.facebook.com/piotr.ikonowicz/posts/10209592484721281 .
.