Strasznie i (nie)śmiesznie (2)

.

Rewelacje:

Ważniejsza od składu specyfiku jest wiara, że ten zadziała – przekonuje Juan Esteva de Sagrera, dziekan wydziału farmacji na Uniwersytecie Barcelony i znawca historii leków. Tak było przed wiekami, tak jest również i dziś.

La Vanguardia: Jaki lek uleczył najwięcej ludzi?

Juan Esteva de Sagrera: Środki farmakologiczne istniały od zawsze, tyle że nie wszystkie były bezpieczne i skuteczne. Pamiętajmy, że w historii farmacji najważniejsze są nie medykamenty, lecz dążenie do uzdrowienia. Dlatego właśnie leki ewoluowały.

Czy dziś stosujemy jakieś leki, które były znane już 500 lat temu?

Ze środków wymienionych w traktacie „Concordia de Barcelona” z 1511 roku – drugim w historii spisie leków – stosujemy dziś jedynie zioła lecznicze. A z leków znanych sto lat temu mamy już aspirynę, która jednak niesie ze sobą pewne ryzyko: jest to kwas, który może wywoływać krwotoki.

Aż tak kiepskie były dawne medykamenty?

Kiedy na jakąś chorobę nie ma lekarstwa, człowiek je wymyśla. I niektóre z tych leków przynosiły więcej szkody niż pożytku. Mnie, na przykład, fascynują kataplazmy, które stosował Paracelsus na rany od miecza: nakładało się je na miecz, a nie na ranę.

To działanie z dziedziny magii sympatycznej.

Zgodnie z zasadami tej magii podobne działanie wywołuje podobne skutki, a styczność z jakimś przedmiotem sprawia, że przekazuje on swoje właściwości. Ponadto, ludzie wierzyli w inną równie nieprawdziwą, ale bardziej lukratywną relację: im droższy i trudniej dostępny lek, tym większa jego skuteczność.

To przekonanie wciąż jeszcze ma swoich zwolenników.

Galenus przepisuje specyfik przyrządzany z mięsa żmij rodzaju żeńskiego, które nie są ciężarne.

To magia nie tylko sympatyczna, ale też niebezpieczna.

Nawet bardzo, bo na przykład święty Izydor zalecał, by ci, którzy wybierają się łowić żmije, byli całkiem nadzy.

Dlaczego?

O to należałoby spytać świętego Izydora. Potem zamykano te żmije w amforach z winem, bo uważano, że powinny być pijane. Z biegiem lat, mimo że mikstura nie była skuteczna i wywoływała jedynie efekt placebo, zyskiwała sobie coraz większą sławę, dodawano do niej coraz to nowe ingrediencje – w pewnym momencie ich liczba doszła nawet do stu – przypisywano jej coraz to nowe właściwości i oczywiście jej cena rosła. Wenecjanom udało się wypromować żmije z ich regionu jako najlepsze.

A to cwaniaki.

W efekcie całkowicie wytępiono żmije w Veneto. Podobny los o mało nie spotkał innego słynnego od wieków panaceum: mandragory.

To roślina, której korzeń przypomina wyglądem małego człowieczka?

Zawiera substancje psychoaktywne. Autorzy traktatów rozróżniali mandragory męskie i żeńskie oraz przestrzegali, by żaden człowiek nie wyrywał ich z ziemi, bo wrzask, jaki wydają, może przyprawić o pomieszanie zmysłów.

W takim razie w jaki sposób je wyciągano?

Do mandragory przywiązywano psa, któremu wcześniej przez dłuższy czas nie dawano jeść i pić. Szarpał się dotąd, aż wyciągnął korzeń z ziemi. Potem tego psa składano w ofierze.

Biedne stworzenie.

Na liście zwierząt mających właściwości uzdrawiające pierwsze miejsce zajmuje jednorożec: nieistniejący w rzeczywistości, ale uważany za afrodyzjak.

Sprzedawano produkty pochodzące z nieistniejącego zwierzęcia?

Jednorożce nie istniały, ale wiara w ich cudowne właściwości jak najbardziej istniała. I nie miało znaczenia, jakie specyfiki sprzedawano – po niebotycznych cenach – jako środki sporządzone z jednorożca.

Uzdrawiała sama jego legenda.

Inne leki, owszem, istniały, choć ich działanie również było jedynie legendą. Kamień o nazwie bezoar, tworzący się w żołądkach przeżuwaczy, był bardzo ceniony przez królów jako antidotum na trucizny. Ambroży Paré, człowiek doby renesansu i zwolennik poznania empirycznego postanowił wypróbować jego skuteczność: podał złodziejowi najpierw truciznę, a potem bezoar. Złodziej zmarł, a Paré doszedł do wniosku, że bezoar nie jest żadnym antidotum.

Badanie kliniczne i zarazem cyniczne.

W dawnych aptekach z sufitów zwisały wypreparowane i wysuszone ciała dziewiczych samców krokodyli. W traktatach podkreślano, że gady nie powinny mieć „żadnych związków cielesnych z płcią odmienną”…

Skąd wiadomo, że były prawiczkami?

Jądra tych krokodyli pokrywano złotem. Jeśli złoto nie matowiało, był to znak, że krokodyl nie poznał samicy żadnego gatunku. Pochodzące z nich preparaty leczyły impotencję i kataraktę.

Leczenie preparatami z krokodyli to sztuka pochodząca z Egiptu, prawda?

Podobnie jak stosowanie sproszkowanych mumii, również bardzo zalecane i przynoszące duże zyski rabusiom okradającym piramidy, a znacznie mniejsze chorym, których w ten sposób leczono.

Zdarzały się jeszcze gorsze rzeczy.

Rzeczywiście. Paracelsus zalecał podawanie trującej rtęci przeciw syfilisowi. Inni autorzy traktatów wychwalają pod niebiosa wywołujący wymioty antymon.

Czy to aby nie trucizna?

Owszem, ale Galenus uważał, że wywołane przez nią wymioty mają działanie dobroczynne.

Czy istniały lekarstwa przyjemniejsze dla pacjenta?

Do tego stopnia, że prowadziły do uzależnień. Przez długi czas nie rozróżniano leków od narkotyków. Pod pretekstem właściwości leczniczych panie kupowały w aptekach słynną melisową wódkę Agua del Carmen, zawierającą więcej alkoholu niż trunki, które ich mężowie wypijali w barze. Każda kultura ma swoje narkotyki, tak samo jak i własną religię. Propagują je, także i dziś, apteki i kościoły.

Nie wiem, czy Episkopat by się z tym zgodził.

Dla przykładu Native American Church podaje w formie sakramentu halucynogenną roślinę o nazwie peyotl (jazgrza Williamsa), choć do rytuału dopuszczeni są jedynie miejscowi: prawdopodobnie chodzi o to, by uniknąć nadmiaru wiernych.

Widzę, że farmacja ma bogatą historię, ale czy ma także przed sobą przyszłość?

Mój ojciec miał aptekę w centrum miasta i umierając wcale nie był bogaczem. Dzisiejsze apteki to mikroprzedsiębiorstwa rozproszone po to, by znajdowały się  blisko pacjenta, ale jest to model kruchy i niestabilny. W każdej chwili mogą pojawić się wielkie sieci międzynarodowe, obracające ogromnymi pieniędzmi i wyprzeć małe pojedyncze apteki. Bądź co bądź kryzysy to również przejawy działania kapitalizmu.

Czy najbardziej dochodowym spośród wszystkich istniejących leków będzie viagra?

Raczej gwajak, preparat pochodzący z amerykańskiego drzewa gwajakowca, stosowany w leczeniu syfilisu: przynosił takie zyski, że kiedy Fuggerowie, niemieccy bankierzy, zgodzili się finansować wybór Karola V na tron cesarski, w zamian zażądali monopolu na handel gwajakiem.

A czy uda się kiedykolwiek stworzyć viagrę dla kobiet?

Moim zdaniem kobiecą viagrę odkryto już przed wiekami: to miłość.”

Autor: Lluís Amiguet Źródło: La Vanguardia

Polecam:

– Strasznie i śmiesznie (1) – http://www.stachurska.eu/?p=2190

– Prawo i medycyna – http://www.stachurska.eu/?p=5430

– Obowiązkowe szczepienia, bo zysk – http://www.stachurska.eu/?p=3161

7 Responses to Strasznie i (nie)śmiesznie (2)

  1. Renia pisze:

    Strasznie śmieszne… ? ? ? ?

    … dla tych co na lekach zarabiają, ale nie dla pacjentów… :(

  2. Renia pisze:

    To też jest straszne i (nie)śmieszne… :(

    http://pokazywarka.pl/cqkwpk/

  3. Reniu, masz rację. Dziękuję. Zmieniam tytuł.

  4. Renia pisze:

    Działanie na niekorzyść pacjenta… ? Świadome oszukiwanie dla zysku kosztem zdrowia a być może i życia pacjentów…

    http://www.sfora.pl/Miliardowa-kara-dla-producenta-lekow-Oklamywal-ludzi-a45070

  5. Renia pisze:

    Straszne i (nie)śmieszne… ?

Dodaj komentarz