http://paradowska.blog.polityka.pl/2011/10/23/mandat-szybko-kupie/#comment-89123 :
201
„Między Klarą2010 a Jacobsky’m rozgorzała dyskusja, która mi przypomniała powieść Choromańskiego – „Zazdrość i medycyna”, tzn. na temat różnicy między językiem medycyny a prawniczym, a może właśnie o ich ścisłym związku?
Nie ma sensu włączyć się do tej dyskusji. Komentarze są długie, więc mój komentarz do nich byłby z konieczności jeszcze dłuższy i niestrawny dla czytelnika – chyba, że komentarz byłby chiński – choć nie uważam, że ich wypowiedzi są typu „czang” (znany dowcip o sprawności tłumacza i zwięzłości chińskiego języka).Mnie frapuje co innego. Przy śniadaniu znów usłyszałem o inicjatywie polskich lekarzy, zmierzającej do absolutnej nieodpowiedzialności za własne czyny. Przygotowano podobno kilkustronicową ankietę, którą musi podpisać pacjent przed operacją, w której godzi się na wszelkie możliwe powikłania pooperacyjne z zejściem śmiertelnym włącznie.
Tak to przedstawiał precyzyjnie dziennikarz radiowy i podobnie wyglądało to w TV.
Ja to rozumiałem inaczej, ale jestem człowiekiem bardzo naiwnym. Sądziłem, że ta lista ma tylko charakter informacyjny dla pacjenta, czego nie można wykluczyć nawet w przypadku znakomitej pracy zespołu lekarskiego, a nie jako „carte blanche” dla każdej fuszerki kiepskiego chirurga i niechlujnej pracy pozostałego personelu medycznego (zarażanie HIV, gronkowcami, wirusami WZW itp.). Znam przykłady z rodziny i znajomych na wiele takich dokonań, zależnych od szpitala, na które pacjent nie ma wpływu.
Powróciły z zakamarków pamięci „…jak za dawnych lat…” moje maile do Szkła Kontaktowego i Angory po strajkach lekarzy, wiodących w Polsce prawie żywot pariasów (ich zdaniem). Długie studia, małe zarobki i bardzo odpowiedzialna i niebezpieczna praca itd. Dziwiło mnie zawsze, dlaczego polska młodzież jest taka masochistyczna i tłumami wali na studia medyczne, skoro jest tak źle i jeszcze ci idioci, pacjenci, mają pretensje i próbują skarżyć lekarzy za ewidentne fuszerki, spowodowane przemęczeniem tak ciężką pracą na wielu etatach, aby „godnie żyć”.
Mnie zawsze intrygowało to dążenie do godnego życia jak na Zachodzie. Polscy lekarze chcą zarabiać tak jak amerykańscy, ale nie przepracowywać się i bez ryzyka ukarania za brak profesjonalizmu. Ta „instrukcja” jest krokiem w tym kierunku. Tak się składa, ze lekarze w USA – oraz szpitale – ubezpieczają się na wypadek potrzeby wypłaty odszkodowań za błędy lekarskie, a w Polsce jest to na razie typowa walka z wiatrakami – nawet gorzej, bo eksperci są z tego samego grona i nie zgadzają się na „wzmożony odstrzał kruków” (jak ekolodzy w ostatnio modnym problemie), nawet nie chcą wydziobać tego oka drugiemu krukowi.
Jak ciekawe i hermetyczne jest grono specjalistów widać przy próbach sądu znalezienia choć jednego sprawiedliwego (Pan Bóg chciał 10), który odważyłby się zostać ekspertem w sprawie „nowatorskich” metod leczniczych kolegi – dotykanie kobiet w miejscach intymnych w celu zmotywowania do powrotu do zdrowia. Sad szukał długo, dopiero zagraniczny „kruk” napisał co sądzi o takich praktykach „stymulacji”.
Od dziecka wpajano mi, że są zawody, w których nieważne są pieniądze, ale powołanie i możliwość służenia ludziom. Te zawody to: Kapłan, lekarz i nauczyciel!
O kapłanach, brzydzących się „z urzędu” rzeczami doczesnymi krąży porzekadło: „Nie zginie, kto ma księdza w rodzinie”.
Gdy rozpocząłem pracę zawodową królowało wśród lekarzy powiedzonko: „Sto piczek – Moskwiczek”!
Ja miałem to trzecie powołanie – do noszenia kaganka oświaty i sobie czegoś zbliżonego nie przypominam. Nawet w liczbie etatów nauczyciel nie był w stanie dorównać lekarzom, a były to czasy ogromnego braku nauczycieli. Miałem wtedy trzy „gołe” etaty, tj. 3×18 godzin tygodniowo. Dziś nauczyciel jest szczęśliwy gdy ma etat, a lekarze dalej chałturzą na kilku etatach i oczywiście próbują uzdrawiać pacjentów po godzinach oficjalnej pracy w prywatnych gabinetach. W całym długim życiu znałem tylko jedną młodą lekarkę, anestezjologa, która była tylko na jednym etacie i klepała biedę. Nie była chyba typowym przedstawicielem klanu, bo popełniła samobójstwo, choć nie na tle finansowym. Jakość usług medycznych bywa różna. Dawno temu wezwaliśmy do chorego dziecka najlepszego pediatrę Wałbrzyskiego. Przyjechał, popatrzył na dziecko i powiedział: „Nie wiem co jej jest”! W tym byliśmy zgodni, też nie wiedzieliśmy. Zapytałem: „A ile się należy”? „Sto złotych i taksówka”!
Powracam do tej ankiety. Bazuję na nieprecyzyjnych informacjach z mediów. Cel jest jasny – zamknąć gębę ofierze błędu, jeśli pójdzie coś nie tak – przecież podpisała!
Każdy problem widać lepiej, gdy się sprawę doprowadza do absurdu:
Wyobraźmy sobie chirurga, który patrzy na krzywy szew na brzuchu u pacjenta i zniesmaczony własnym brakiem umiejętności przypomina sobie, że pacjent zgodził się na czwartej stronie ankiety na „zejście” – jeśli coś poszło nie tak, i w mocy prawa ów chirurg dokonuje eutanazji pacjenta, środki techniczne ma przecież ogromne. Nawet można go skarżyć, ale przed sędzią pomacha podpisaną przez pacjenta ankietą. To zrobiłoby wrażenie nawet na ławie przysięgłych w Ameryce. Dobry prawnik wyciągnie od rodziny ofiary odszkodowanie za straty moralne chirurga!”
‚
Polecam:
– Stowarzyszenie Pacjentów Primum Non Nocere – http://www.sppnn.org.pl/artykuly.php
– ABC Żywienia Optymalnego – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=80
‚
Powodów do asekuracji jest wiele, na przykład – http://nowadebata.pl/2011/11/08/statyny-medyczna-pomylka/ .
Błędy lekarzy kryje ziemia…
http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,15886728,wiadomosc.html