Mam na stole „Kasę Pana Boga” w podtytule „Raport ze śledztwa w sprawie majątku Kościoła w Polsce” autorstwa Seweryna Mosza. Parę miesięcy temu recenzję tej książki czytałam w tygodniku NIE. Każdemu polecam:
„Boże pinezki
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o majątku Kościoła, ale nikt Warn nie chciał tego ujawnić.
Wyobraźcie sobie przedsiębiorstwo produkujące pinezki. Hale fabryczne są konserwowane, ogrzewane i remontowane dzięki dotacjom państwa i samorządów. Urządzenia do produkcji pinezek sprowadzone zostały bez cła i podatku. Zatrudnieni robotnicy płacą podatki na innej niż powszechnie uprzywilejowanej zasadzie albo w ogóle ich nie płacą, a mimo to korzystają z ubezpieczenia społecznego, zdrowotnego i emerytalnego. W instytucjach państwowych – w policji, wojsku, straży pożarnej i granicznej, w służbie zdrowia, szkołach i przedszkolach – na ich koszt zatrudniani są sprzedawcy pinezek. Konstruktorzy i wytwórcy pinezek kształcą się w szkołach dofinansowywanych lub zgoła finansowanych przez państwo. Do tego wszystkiego fabryka pinezek na mocy specjalnego porozumienia między nią i państwem domaga się zwrotu majątku (gruntów, budynków produkcyjnych i biurowych) utraconego wskutek wojen i rewolucji. Bywa, że roszczenia te sięgają czasów, w których nie tylko nie produkowano pinezek, ale w ogóle ich nie znano. Mimo to państwo gorliwie zwraca ów majątek, czasami z pogwałceniem przepisów, które samo ustanowiło we wspomnianym specjalnym porozumieniu. Ile pinezek można sprzedać w takim kraju jak Polska? Ile ich można wyeksportować? Nic dziwnego, że fabryka pinezek wytwarza i sprzedaje już nie tylko pinezki, ale też szpilki, igły, gwoździe, akcje, złoto, brylanty, traktory i kombajny. Inwestuje na giełdzie, skupuje obligacje, przejmuje przetwórnie owoców, fabryki guzików i spinek do mankietów. Przerabia miliardy złotych płynące do fabryki z dotaqi państwa i samorządów oraz subwencji z Unii Europejskiej. Popełnia przy tym szkolne błędy ekonomiczne, ale przecież nie bankrutuje i nigdy nie zbankrutuje. Co byście powiedzieli o państwie, które tak wyróżnia fabrykę pinezek? Co to za szalony rząd pozwala na jej przywileje? Czy głosowalibyście na wójta, który fabryce pinezek daje pieniądze pochodzące z Waszych podatków? Na radnych, którzy na to się zgadzają? Na posłów, senatorów, prezydenta państwa? Taką pieszczoną przez państwo fabryką pinezek jest oczywiście Kościół katolicki w Polsce, choć produkuje towary i usługi jeszcze mniej potrzebne niż pinezki. Gdyby Seweryn Mosz, autor książki „Kasa Pana Boga”, opisał gospodarcze zasady działania fabryki pinezek, podniósłby się krzyk i rwetes. Ekonomiści by szaleli, tropiciele afer zacieraliby ręce, a prokuratorzy wszczynaliby śledztwa. Jedno po drugim. Ale Mosz pisze o finansach polskiego Kościoła, zatem czyta się o tej ekonomii bez wypieków na twarzy. Komisja Majątkowa, Fundusz Kościelny, zwolnienia podatkowe, ulgi celne, dotacje, subwencje, utrzymywanie na garnuszku państwa armii kapelanów, katechetów, darmozjadów… Wszystko to niby świetnie znamy – choćby z lektury „NIE”, a ostatnio także z innych mediów – ale gdy czyta się to w jednej 350-stronicowej książce, włos na głowie się jeży. Jak to możliwe, że uważający się za cywilizowany naród w środku Europy na przełomie XX i XXI wieku pozwolił na takie zwyrodnienie zasad i obyczajów gospodarczych? Dlaczego naród zgadza się, aby władze świeckie płaciły bezczelnemu koncernowi pinezkowemu miliardy złotych? Nie dowiecie się z książki Mosza, ile jest tych miliardów, bowiem autor – jak wszyscy inni – zderzył się z murem przebiegłości Kościoła i uległości bądź indolencji państwa. Okazuje się, że w kraju, w którym urzędy skarbowe mają informacje o sprzedaży i zakupie każdej pinezki, nie ma instytucji, która potrafiłaby podać kwotę, jaką co roku państwo zasila Kościół. Źródeł tego zasilania jest zresztą tak wiele, że wszyscy już się pogubili i nie bardzo wiadomo, czy zakup nowych ławek w kościele na Podkarpaciu za państwowe pieniądze jest finansowaniem Kościoła, czy wydatkiem na remont i konserwację zabytków. Mosz napisał. enigmatycznie, choć obrazowo: Złotówkę dziennie od każdego z prawie 40 milionów Polaków, wierzących i niewierzących, dostaje Kościół katolicki ze środków publicznych, ulg i przywilejów oraz bezpośre”dnich datków i opłat wiernych. 40 min zł dziennie. Ponad 14,5 mld zł rocznie! „Kasa Pana Boga” nie jest – jak pisze autor – dokumentem, który w rozumieniu prawa może być dowodem w postępowaniu sądowym. Ale nawet gdyby książka tym dowodem była, to w Polsce takiego postępowania nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Przed żadnym sądem, nawet ostatecznym.
Seweryn Mosz, „Kasa Pana Boga”, wydawnictwo Lux, Katowice 2010
Seweryn Mosz
ma 32 lata, jest filozofem, teologiem, publicystą. Byty duchowny – karmelita bosy. W roku 2005 poprosił Watykan o dyspensę i mógł legalnie opuścić zakon. Skończył świeckie studia na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie oraz studia doktoranckie na Uniwersytecie Śląskim. Specjalizuje się w epistemologii klasycznej, tomistycznej i neotomistycznej. „Kasa Pana Boga” jest jego osiemnastą książką.
Autor: P. Ć.
Strona: 15″
Gruba książka – 350 stron – opracowanego , zagrabionego majatku przez kościól, ktory nie przylożył pulchnej łapki do jego wytworzenia. Ale co najbardziej wkurzajace, to – to,że nasi doświadczeni śledczy, zaprawieni w bojach , nie umieja wyliczyc i oszacowac tego majatku !!! Żenujaca postawa naszych kleczących i posranych ze strachu przedstawicieli rzadu. Polecam wszystkim zainteresowanym Klub Da Vinci, gdzie mozna kupić tanio wartosciowe książki i Sewryna Mosza i Roberta Haslera.