Żywieniowy stan wyjątkowy

.
Mateusz Rolik:
.
.
.
„…Od niemal 40 lat urzędowa dietetyka promuje jako „korzystną dla zdrowia” dietę bogatą w węglowodany i ubogą w cholesterol oraz tłuszcze zwierzęce, obrazkowo wyrażoną w formie piramidy zdrowego odżywiania, a umiar w spożywaniu kalorii przedstawia jako warunek zachowania dobrego zdrowia i szczupłej sylwetki. Tym samym, dzięki Pollanowi „autorytet naukowy” spotkał się z „autorytetem tradycji i zdrowego rozsądku” i teraz oba autorytety przemawiają do nas jednym głosem promując niskokaloryczną i quasi wegetariańską tradycję „zdrowego odżywiania”. Warto więc zapytać, co to za tradycja i jak się narodziła, przynajmniej w Europie?
.
Pewne światło rzuca na tę problematykę artykuł Bartosza T. Wielińskiego pt. „Oblężeni Niemcy jedzą erzac”, opublikowany w dodatku do „Gazety Wyborczej” zatytułowanym „Ale Historia” (13 lutego, 2012 r.). Autor opisuje w nim wpływ, jaki na politykę żywieniową mocarstw europejskich, zwłaszcza Niemiec, wywarła przedłużająca się i wyczerpująca europejskie narody pierwsza wojna światowa. U Wielińskiego czytamy m.in:
.
.
… im bardziej kajzerowska armia grzęzła w północno-zachodniej Francji, tym bardziej w Rzeszy wydłużały się kolejki przed sklepami, a półki pustoszały. Już w listopadzie 1914 r. zaczęło brakować chleba, a w kraju pojawiły się pierwsze ulotki wzywające Niemców do oszczędności i niemarnowania jedzenia. Władze apelowały też, by Niemcy jedli mniej mięsa, a więcej warzyw. Ulotki uzasadniały to troską o zdrowie obywateli. Prawda była jednak taka, że władze promowały wegetarianizm, bo mięso przeznaczano głównie dla żołnierzy. A uprawa warzyw i owoców była tańsza i prostsza niż hodowla bydła i trzody. Organizacje kobiece zaczęły więc szkolić niemieckie gospodynie domowe, jak przygotowywać posiłki z warzyw.
.
W 1915 r. Berlin wprowadził reglamentację chleba i innych produktów. Całą produkcję rolną i handel poddano państwowej kontroli. W 1917 r. w całych Niemczech kryzys żywnościowy próbowało opanować 125 instytucji i urzędów. Samą kwestią zboża zajmowało się 450 osób. Ale rozrost biurokracji w walce z głodem nie pomagał. Niemiecka recepta na brak żywności to wprowadzenie na rynek zamienników, czyli erzacu. Gdy zaczęło brakować mięsa – próbowano kompensować to dorszem.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Symbolem zamienników stała się margaryna. Wynaleziono ją w XIX w., gdy francuski cesarz Napoleon ogłosił konkurs na zamiennik masła, którym można by żywić wojsko i biedotę … Ale Francuzi, a potem i Niemcy, nie podzielali zachwytu nad nową substancją. Woleli tradycyjne masło. Jednak podczas I wojny margaryna stała się w Rzeszy rarytasem, choć jej jakość była coraz gorsza… Popularność zdobywała też w innych krajach. W Wielkiej Brytanii uważano, że zastąpienie margaryną masła dowodzi patriotyzmu… Za to w głodujących Niemczech, by uzyskać tłuszcze, sięgano po rozmaite sposoby. W miastach z miernym skutkiem ludzie próbowali sadzić na placach i nasypach kolejowych słoneczniki, z których ziaren można wycisnąć olej.
.
Innym słynnym przedwojennym zamiennikiem był cukier wytwarzany z buraków cukrowych. Bo wówczas „prawdziwy” cukier był przecież z trzciny cukrowej.
.
Zanim Niemcy zostali zmuszeni do jedzenia brukwi …, na stołach pojawiły się ziemniaki. Patrzono na nie niechętnie – bulwy w czasach dostatku traktowano jako pokarm plebsu … Szacuje się, że w 1916 r. statystyczny Niemiec spożywał 1300 kalorii (dzienna norma to 3,3 tys.). Pod koniec roku ta wartość spadła do 1000 kalorii. Słowo „brukiew” do dziś kojarzy się z głodem i nędzą. Przy domach wyrastały ogródki warzywne (w miastach nie było wolnej przestrzeni, której nie porastałyby uprawy) …”

.
Okazuje się zatem, że to, co władze wprowadziły jako zamienniki prawdziwej żywności w obliczu wywołanego wojną głodu oraz nędzy, dzięki naukom o żywieniu przekuto następnie w składniki „zdrowej diety” i fundament „tradycyjnego modelu odżywiania.” („Jedz głownie rośliny, nie za dużo”). Dlaczego tak się stało? Między innymi, dlatego, że – jak pisze Wieliński – „w 1918 roku było już na rynku aż 11 tys. produktów zastępczych” rozmaitego rodzaju. Ich wycofanie z rynku przyniosłoby zatem producentom duże straty finansowe. Było nieopłacalne i tym samym stało się niemożliwe. Cały ten erzac musiał jakoś na rynku pozostać i dzięki dietetykom zamienniki żywnościowe nie tylko zostały z nami do dziś, ale wręcz zyskały status „zdrowej żywności”. Przypomnijmy, że jeszcze do lat 90. XX w. cukier uchodził za zdrowy tylko dlatego, że nie zawierał ani tłuszczu (jest mniej kaloryczny) ani cholesterolu…” Więcejhttp://nowadebata.pl/2012/04/27/zywieniowy-stan-wyjatkowy/ .
.
.
.
Nie wątpię że polityką żywieniową i dziś rządzi tradycja biedy i głodu. Władza przymyka oczy na jej skutki. W interesie zaprzyjaźnionych z nią środowisk. Inaczej nie można byłoby reklamować w mediach ani cukrów, ani olejów i margaryn, ani… leków – z ich skutkami ubocznymi – http://www.stachurska.eu/?p=5878 – mających jakoby zaradzić konsekwencjom – mainstreamowej – polityki żywieniowej.
.
.
.
Polecam:
.
.
– Cukier najsłodsza trucizna – http://www.stachurska.eu/?p=9074
.
– Zaraza wysokowęglowodanowa – http://www.stachurska.eu/?p=992
.
– Albo cukry, albo zdrowie – http://www.stachurska.eu/?p=2845
.
– Dieta wysokowęglowodanowa jest OK!… – http://www.stachurska.eu/?p=9928
.
– Źródła energii dla człowieka – http://www.stachurska.eu/?p=3383
.
– Życie to białko – http://www.stachurska.eu/?p=3439
.
.

Dodaj komentarz