Masło maślane o otyłości

.

Tytułem wstępu: „Teoria bilansu energetycznego (liczenie kalorii) to produkt niezrozumienia i nadinterpretacji podstawowych praw fizyki oraz biologii. I dlatego nie działa.” – http://nowadebata.pl/2011/03/06/nauka-w-komisjach-czyli-polityczne-korzenie-hipotezy-tluszczowo-cholesterolowej/ .

A teraz clou:

„… Ortodoksyjna dietetyka zakłada, że ludzie tyją (czyt. magazynują energię), ponieważ spożywają więcej kalorii, niż wydatkują. Rzekomo to jedyne wyjaśnienie, ponieważ energia nie bierze się z niczego. Otyłość musi być zatem spowodowana lenistwem i/lub obżarstwem. Jednak coraz więcej naukowców zauważa, że energetyczne wyjaśnienie przyczyn otyłości jest błędem wynikającym z niezrozumienia praw fizyki. Jeśli coś rośnie, to z definicji musi znajdować się w dodatnim bilansie energetycznym. Z tego względu obowiązująca w dietetyce teoria bilansu kalorycznego niczego nie wyjaśnia. To zwykłe masło maślane, coś jak: bieda bierze się z nędzy albo z braku pieniędzy; bogactwo się bierze z majątku; zmęczenie się bierze z braku energii itp….”

Więcej – http://nowadebata.pl/2011/06/22/otylosc-lenistwo-i-obzarstwo-czyli-niezrozumienie-praw-fizyki/ .

Polecam:

– Mark Twain sugerował ostrożność – http://www.stachurska.eu/?p=2600

– Alarmujące statystyki dotyczące otyłych osób – http://www.stachurska.eu/?p=4914

– Mity współczesnej dietetyki – http://www.stachurska.eu/?p=2925 .

.

249 Responses to Masło maślane o otyłości

  1. Renia pisze:

    Jedno jest pewne, że nie mają sensu krótkotrwałe (kilkutygodniowe) diety odchudzające, które przeważnie skutkują uzyskaniem jeszcze większej wagi od wyjściowej, w krótkim czasie po jej zakończeniu. Organizm po głodowaniu robi zapasy tłuszczu (w razie powtórki). Jeśli ktoś chce trwale schudnąć, to zmiana jego nawyków żywieniowych też musi być trwała.

  2. Pingback: przyłącz się – internetowe info (blog/forum) – Coś na temat «

  3. Pingback: Coś na temat | Nauka i Ochrona Środowiska

  4. Lech pisze:

    Pani Tereso,
    Odchudzanie to nie takie masło maślane. Podstawą jest jednak zawsze bilans energetyczny. Z dokładnością matematyczna. Z tym, że w tak skomplikowanej retorcie chemicznej jaką jest nasz organizm, bardzo dużo czynników na ten metabolizm wpływa. Dlatego tak niepewne są efekty redukcji masy ciała. Podstawą jednak zawsze jest niedobór kaloryczny, regularne przyjmowanie posiłków, ZAWSZE z 12-godzinnym głodem kalorycznym od 18 do 6 i wzmożona aktywność fizyczna (minimum 300 Kcal na dobę). .Pamiętać jednak trzeba, aby stosowana dieta była pełnowartościowa jakościowo i aby w niej była dostateczna ilość „wypełniaczy”, a więc substancji balastowych, zazwyczaj błonnika, nie trawionego przez nasz organizm, a wypełniającego przede wszystkim żołądek i jelita, co powoduje, że nie odczuwamy męczącego głodu. Współpracuję z dobrymi obesitologami (lekarze, lub dietetycy zajmujący się prawidłowym żywieniem człowieka w trakcie odchudzania). Jeżeli tylko pacjent współpracuje, efekty są szokująco pozytywne. Sami pacjenci stwierdzają, że nie są w stanie zjeść tego co ów specjalista mu zaleci. Nie odczuwają głodu do chwili, gdy nie zaczną intensywnie pracować fizycznie, lub nie znajdą się na mrozie.
    Pozdrawiam.

  5. Renia pisze:

    Powyższe zalecenia dietetyczne są takie same jak lekarzy konwencjonalnych. A skutki takiej polityki żywieniowej widać gołym okiem – nadwaga i choroby cywilizacyjne … :(

  6. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Czerwiec 24, 2011 o 23:46

    Panu Reniu czy redukcja wagi ciała od 17 nawet do 27 kg i to w sposób trwały, a ta redukcja trwa nadal. Przechodzenie całych rodzin zagrożonych rozwojem zespołu metabolicznego, gdzie objawem osiowym jest otyłość, na dietę, która smakowo niewiele różni się od dotychczasowej, jest postępowaniem konwencjonalnym i nieskutecznym? Widać, że nie miała Pani szczęścia trafić na właściwych lekarzy i dobrych dietetyków – obesitologów, takich po Jagiellonce. Ja to szczęście mam. Zresztą co tam Jagiellonka. Najlepszy dydaktyk i specjalista w tej dziedzinie mieszka w Białymstoku i pracuje na Białostockim UM.

  7. Renia pisze:

    Wielcy naukowcy!, którzy nawet nie wiedzą tego, że cholesterol w tętnicach powstaje z węglowodanów, a nie ze spożytego tłuszczu zwierzęcego – jak to się powszechnie ludziom wmawia.

    A skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? ?

  8. Renia pisze:

    Dlaczego w takim razie lekarze nawet po Jagiellonce zapisują pacjentom leki na obniżenie cholesterolu już nawet przy poziomie 220. ? (Pamiętam jak 270 jeszcze było normą) Wiadomo, że leki te strasznie niszczą wątrobę, powodują depresję i nie zatrzymują postępu miażdżycy. Śmiertelność ludzi z niskim cholesterolem (głównie po pięćdziesiątce) jest dużo wyższa, niż tych z wysokim. Lekarze dbają głównie o interes farmacji i własne profity z tego – a pacjent… :(

  9. Renia pisze:

    Co do błonnika, to on ludziom odżywiającym się prawidłowo (czyli na Diecie Optymalnej) nie jest potrzebny. On jest zbędnym bezwartościowym balastem. Jest potrzebny tylko tym, którzy jedzą niezdrowe, przetworzone pokarmy. Jest u nich „wymiataczem” niestrawionych resztek. Pokarm wartościowy (np. żółtko) trawi się prawie w całości. Błonnik pogarsza przyswajalność witamin i minerałów oraz podrażnia jelita, mogąc wywołać przez to stan zapalny. Zwierzęta mięsożerne obchodzą się z bardzo małą ilością błonnika i ludzie też.

    Zalecane 5 x dziennie warzywa i owoce robią nam więcej szkody niż pożytku :(
    http://zywienie-czlowieka.pl/201/jakie-sa-negatywne-skutki-przedawkowania-blonnika-wplyw-nadmiaru-blonnika-pokarmowego-na-organizm/

  10. Renia pisze:

    W powyższym artykule pisze, że spożycie błonnika w ilości powyżej 60g dziennie jest szkodliwe. Natomiast w tym artykule (poniższy link) pisze, że ośmioletnie dzieci powinny go spożywać od 170 – 200g dziennie… i jak tutaj można zaufać lekarzom?… nawet tym po „Jagiellonce”… :(

    http://www.doz.pl/newsy/a762-Czy_blonnik_jest_potrzebny_dzieciom

  11. Renia pisze:

    Lekarze sami sobie zaprzeczają. Np. tutaj pisze, że ośmioletnie dzieci powinny spożywać dziennie od 170 – 200g błonnika dziennie, natomiast w poprzednim artykule, do którego dałam link – pisze, że już pond 60g błonnika dziennie szkodzi. I jak tutaj można wierzyć lekarzom? Nawet tym po „Jagillonce”… :(

  12. Renia pisze:

    Błonnik…czyli pies, który nie zaszczekał…

    http://nowadebata.pl/2011/01/31/blonnik-czyli-pies-ktory-nie-zaszczekal/#more-902

    Z tym hymnem pochwalnym dla błonnika, to jest takie samo nieporozumienie, jak straszenie zjadanym cholesterolem…

  13. Lech pisze:

    Do danych na temat cholesterolu i jego norm odsyłam do wpisu pod GMO. Górna norma dla cholesterolu to 200 mg/dL., ale i ona jest nienaturalnie zawyżona.

  14. Renia pisze:

    Pan pisze tak, jakby był przedstawicielem świata medycznego albo farmacji i dbał o ich interesy a nie chorych… :(

    Cholesterol poniżej 180 jest bardzo groźny.
    Niski cholesterol zwiększa śmiertelność:

    http://www.healthcentral.com/cholesterol/risks-60637-116.html

    Polecam „Mity o cholesterolu” profesora Hartenbacha:

    http://www.dobreksiazki.pl/b10516-mity-o-cholesterolu.htm

  15. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Czerwiec 25, 2011 o 13:38

    Dane przytoczone przez Panią są już nieaktualne. Dawno już je zweryfikowano. Udowodniono także że „niski” cholesterol nie skraca życica i nie działa onkogennie, Prawdopodobnie optymalny dla człowieka poziom cholesterolu to około 150 mg/dL.
    Pozdrawiam

  16. Renia pisze:

    Nie zgadzam się z powyższym… poziom cholesterolu 150 mg/dl. jest zdecydowanie niekorzystny.

    Nawet medycyna konwencjonalna już łagodniej patrzy na cholesterol…

    „Niepokojący wynik to cholesterol całkowity na poziomie poniżej 180 mg/dl. Istnieje wówczas zagrożenie anemią, białaczką, nadczynnością tarczycy, obniżeniem odporności, nowotworem złośliwym, wylewami, depresjami, agresjami.”

    http://eurovipnet.9com.pl/artykuly/cholesterol

  17. Renia pisze:

    Cytuj z „Lech”: „Dane przytoczone przez Panią są już nieaktualne. Dawno już je zweryfikowano”…

    Najczęściej jest tak, że weryfikacją danych zajmują się strony zainteresowane bezpośrednio, których dochód jest od tych danych zależny. Koncerny farmaceutyczne stać na to, aby badania powtórzyć przez „własnych” naukowców , a wynik badania – jak wiadomo – w największym stopniu zależy od sponsora badań.
    Podobna sytuacja była z aspartamem (zawartym głównie w słodzikach) – był wycofany z rynku przez swoje skutki uboczne dla zdrowia. Jednak koncern go produkujący zweryfikował te badania i „udowodnił”, że jednak aspartam nie jest tak toksyczny…i wprowadzono go ponownie do powszechnej sprzedaży. Tak, że najważniejsze przy badaniach jest ich bezstronność i niezależność. Niestety coraz mniej państwo przeznacza funduszy na badania naukowe, a coraz częściej zlecają je producenci… ?

  18. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 1, 2011 o 11:03

    Pani Regino jeżeli jest tak jak Pani pisze, to dlaczego zarówno kardiolodzy, jak i neurolodzy robią wszystko co mogą, aby u pacjentów po incydencie naczyniowym (zawał serca, udar mózgu) utrzymać poziom cholesterolu LDL (złego) na poziomie ok 70 mg/dL. HDL powyżej 55 mg/dL, a całkowity na poziomie 130 – 150 mg/dl. Dlaczego też żaden z nich (specjalistów) zaleca tym pacjentom dietę z wykluczeniem tłuszczów zwierzęcych, obfitującą w warzywa i owoce oraz tłuszcze pochodzenia roślinnego, a dodatkowo zaleci im suplement diety jakim są kwasy omega 3, lub opcjonalnie przynajmniej 4 posiłki tygodniowo z tłustych ryb atlantyckich (mórz arktycznych).
    A co do wpływu firm na zalecenia medyczne.
    W każdym piśmie naukowym każdy autor prezentujący swoje prace musi napisać czy w trakcie wykonywanej pracy nie wystąpił konflikt interesów.
    Poza tym, pani Reniu, nauka, a medycyna przede wszystkim, tak szybko idzie naprzód, że stałe trzeba sprawdzać, czy nie posługujemy się nieprawdziwymi danymi. Drobny przykład z ostatniej chwili.
    Stosowana w odchudzaniu dieta wysokobiałkowa, wykorzystująca swoiście dynamiczne oddziaływanie białka (więcej kalorii organizm musi wydać na przyswojenie 1 g białka niż wartość kaloryczna owego grama). Przecież od niepamiętnych czasów wiadomo, że taka dieta ma działanie nefrotoksyczne, a ostatnio pojawiają się pojedyncze dane na temat jej działania onkogennego.
    Także nieprawdą jest, że medycyna zmieniła swoje zdanie o niektórych słodzikach. Aspartam nadal jest na indeksie. Cukrzykom zaleca się natomiast diety niemal głodowe (tym w stanach przedcukrzycowych) bez żadnych cukrów prostych i o wysokim indeksie glikemicznym.
    Co do diety optymalnej.
    Dieta z dużą ilością trójglicerydów, cholesterolu, z niewystarczającą ilością tłuszczów z kwasami jedno i wielonienasyconym. Proszę prześledzić cykl Krebsa i pomyśleć co z tego pozostanie. Tak Pani Reniu to wszystko wchodzi do cyklu Krebsa.
    Pozdrówka.

  19. Renia pisze:

    Dlaczego lekarze stosują takie a nie inne zalecenia?
    Bo wierzą (a nie wiedzą) w to co nauczyli się na studiach medycznych, wierzą (a nie wiedzą) w szkodliwość cholesterolu i jest taka sytuacja jaką widać. Coraz więcej jest osób otyłych, coraz większa jest epidemia chorób cywilizacyjnych. W USA spada ilość spożywanego tłuszczu a otyłość wzrasta. Widać wyraźnie, że winowajcą złej sytuacji są węglowodany a nie tłuszcz zwierzęcy – jak to bez przerwy alarmują naukowcy.
    W tętnicach nie gromadzi się cholesterol egzogenny (zjadany) tylko endogenny (wytwarzany w wątrobie z węglowodanów).

    Pozdrawiam Pana – Renia

  20. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 9, 2011 o 22:40

    Przecież to wszystko co Pani tutaj podnosi , napisałem wcześniej. Węglowodany szczególnie proste, tuczą i są trigerem cukrzycy typu 2. To wszystko wiadomo od dawna. Ludzie tyją bo mają nadmiar „szybkich” kalorii i NIE RUSZAJĄ SIĘ. Obecnie podstawą każdej piramidy zdrowego żywienia jest aktywność fizyczna, o czym też wcześniej wspominałem. O tym, że cholesterol endogenny ma małe znaczenie w tworzeniu płytki miażdżycowej już pisałem. Ale właśnie z tego powodu, że w hipercholesterolemiach nadaktynwna jest wątroba, trzeba wdrożyć leczenie lekami hamującymi enzym uczestniczący w jej tworzeniu. Tymi lekami są statyny. No i się w takich przypadkach stosuje. Triacyloglicerole są jeszcze bardziej wredne w procesie aterogenezy, o czym już pisałem. Pozdrawiam.

  21. Renia pisze:

    Statyny niszczą watrobę, a miażdzycy w ogole nie hamują. Pomagają jedynie firmom farmaceutycznym.

    Tutaj podam link do filmu na temat mechanizmów powstawania cukrzycy i możliwościach całkowitego jej wyleczenia. Medycyna oficjalna nie potrafi cukrzycy żadnego typu wyleczyć i chorzy skazani są na życie w postępującej chorobie, która to dodatkowo wywołuje kolejne schorzenia oraz skraca życie chorego (o obciążeniach budżetu państwa nie wspominając).

  22. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 9, 2011 o 23:32
    Statyny niszczą wątrobę, szczególnie pacjentom, którzy zapijają przyjmowaną tabletkę alkoholem. Poza tym stosując te leki prowadzi się wnikliwy monitoring działania tego narządu i nie tylko tego.
    Inne leki niszczą inne narządy a jednak się je stosuje, po przeprowadzeniu dokładnej analizy strat i zysków. Dziś także niekorzystne działania niektórych leków można zneutralizować, np. przy skojarzonych terapiach p/płytkowych zabezpieczając pacjenta inhibitorami pompy protonowej, aby zmniejszyć ryzyko krwawienia z przewodu pokarmowego. A niemal wszystko niszczą, łącznie z nowotworem, leki przeciwnowotworowe wielu ludziom, mimo tego, ratując życie.
    Czy zatem w takiej sytuacji mamy to wszystko porzucić i jak dogmatyzm ekologiczny nakazuje, powrócić do jaskini zadowalając się życiem o średniej długości trwania do 30 lat. Pani Reniu. Wóz albo przewóz.

  23. Panie Lechu, mogę?

    O statynach – http://pl.wikipedia.org/wiki/Statyny , bez których się cudem obeszłam… dzięki koleżance, która przepracowawszy wiele lat w świecie medycznym poedukowała mnie na ich temat. Wątrobę też miałam w kiepskim stanie, mocno powiększoną od dwunastego roku życia, czego przyczynę upatrywałam w nieleczonej żółtaczce. Mylnie, się okazało. Druga koleżanka wywiozła mnie do Arkadii w Jastrzębiej Górze na szkolenie nt Diety Optymalnej. Samodzielnie nie byłam w stanie. Dwa lata czekałam na trochę poprawy (dusznica bolesna), tak marna była moja kondycja. Czułam się na ostatnich nogach, nie będąc w stanie znieść jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Dobrnęłam do takiego stanu prostą drogą od miernej kondycji w dzieciństwie. I, proszę Pana, po dwu latach (w moim bardzo zaniedbanym przypadku) powoli, powoli, przy sumiennym stosowaniu diety B : T : W = 1 : 3 – 4 : do 0,6 czuję się bardzo dobrze. Sześć lat minęło od wyjazdu do Jastrzębiej Góry. Żadnych leków nie potrzebuję :) Potrzebuję paru zółtek – http://www.stachurska.eu/?p=1659 (zamieszczono go w czerwcowym numerze numerze „Optymalnych” :) ) i tłuszczyku na śniadanie oraz coś, choć niewiele, z mięs lub nabiałów, oraz naturalnie tłuszczyków, na obiadokolację. Z węglowodanów używam głównie warzyw, ale nie tylko, czego dowód w „Na moim stole”.

    Wątroba też jak nowa, kamień z nerki lewej sam wyszedł tyle że pogotowie nocą sprowadzałam nie mogąc wytrzymać bólu, górne drogi oddechowe sprawne jak nigdy odkąd pamiętam, okulary 1,5 w miejsce 6,5. Moja Pani Doktor pierwszego kontaktu przeczytała książki Doktora Jana Kwaśniewskiego i orzekła iż ma On rację tyle że jak tu pacjentowi proponować leczenie dietą, jak on wracając do domu kupi pączki bo mu w oko węjda.

    Wcześniej leczono mnie medykamentami prosto z apteki. Przyjmowałam sterydy, masę szczepionek i czort wie czego jeszcze, a nic nie pomogło. Nie miałam szczęścia, czy jakoś tak ? Pomogło najprostsze, tyle że trzeba się było o tym dowiedzieć oraz tego nauczyć.

    Powiem jeszcze coś. Okrutnie marzłam w stopy i dłonie. Prądy selektywne na stopy i dłonie uwolniły mnie w parę dni od problemu. Na stałe, teraz nawet zimą nie potrzebuję rękawiczek. Łatwo się poprzednio przeziębiałam i długo ze skutków wychodziłam. W ostatnie sześć lat przeziębiłam się tylko dwa razy i za każdym razem chorowałam jeden dzień, za to z wysoką gorączką, powyżej 39 stopni. Nie zbijałam lekami, sama się zbiła, bo następnego dnia było już 37 stopni i czułam się normalnie.

    Koleżanka, która jest specjalistą chorób wątroby, a która kiedyś mi mówiła wielokrotnie, żebym uważała, bo ta stale powiększona wątroba wyjdzie mi bokiem, mówi że słyszała o DO. No i dobrze. Im więcej lekarzy słyszało tym większe prawdopodobieństwo że sprawdzą, szcególnie gdy ich osobista kondycja podupadnie. I może wówczas przeprze lepsze?

    Doktorowi Kwaśniewskiemu serdecznie dziękuję za zdolności (że ich nie zmarnował), pracowitość, konsekwecję, za to że się dzielił tym co umiał. Może gdyby urodził się sto lat wcześniej więcej ludzi mogłoby z jego odkryć skorzystać, bo przemysł farmaceutyczny jeszcze nie był w stanie przejąć kontroli nad rynkiem medycznym, czy jak to nazwać. Czytał Pan – http://nowadebata.pl/2011/03/06/nauka-w-komisjach-czyli-polityczne-korzenie-hipotezy-tluszczowo-cholesterolowej/ ? Łatwo się dopatrzyć analogii z – http://www.stachurska.eu/?p=3650 . W dziwnych czasach żyjemy…

  24. Renia pisze:

    Dr Marcola ukazuje przerażającą rzeczywistość. Liczy się zysk a nie człowiek… http://www.optymalni.org.pl/gazeta.php?idart=590

  25. Lech pisze:

    Szanowna Pani Tereso,
    bardzo mi miło, że włączyła się Pani do dyskusji, prezentując swój przypadek. Już mi go Pani przedstawiała w liście do mnie po przesłaniu przeze mnie Pani wytycznych jakie daję pacjentom z czynnikami ryzyka incydentu wieńcowego i po nim. Pamiętam ten opis.
    Niemniej jednak nie mogę obojętnie przejść nad dyskusją akceptującą zalecanie wysokich poziomów cholesterolu, bo nie jest to prawdą. Materiał wskazany mi w Pani linkach znam i przyznaję Pani rację, że cały wiek XX minął pod wpływem teorii tłuszczowo-cholesterolowej Anitchkova, który karmiąc króliki dietą bogatą w cholesterol, uzyskiwał w ich naczyniach krwionośnych zmiany podobne do zmian w naczyniach ludzkich powstających pod wpływem miażdżycy. Dopiero rozwój badań molekularnych i bliższe poznanie procesów zapalnych doprowadził do zarzucenia owej teorii i powrotu do wcześniejszej teorii zapalnej miażdżycy pochodzącej z wieku XIX, a sformułowanych przez Virchova i mówiącej, że cholesterol włącza się do wytwarzanej płytki w późniejszym okresie po uszkodzeniu naczynia przez czynniki (a jest ich sporo) zapalne.
    Proces zapoczątkowują czynniki zapalne o różnej etiologii, kontynuują komórki żerne, a gdy nie mogą poradzić sobie z reparacją zmiany, włączają się substancje tłuszczowe. Od tego momentu płytka zaczyna się intensywnie rozrastać. Drugi istotny i najbardziej groźny moment to wytwarzanie na szczycie płytki miękkiego tłuszczowego plaq’u miażdżycowego podminowującego śródbłonek, który podatny na pęknięcie, pęka będąc przyczyną adhezji płytek krwi rozpoczynających miejscowy proces wewnątrznaczyniowego wykrzepiania z utworzeniem skrzepliny przerywającej przepływ. Jeżeli tak dzieje się w naczyniu wieńcowym, powstaje , zawał serca, jeżeli w naczyniu mózgowym, udar niedokrwienny. Dlatego tak bardzo cenne są w tych przypadkach leki o działaniu zapobiegającym agregacji płytek (leki p/płytkowe – jest ich już wiele) i statyny o działaniu wielokierunkowym (plejotropowym), z których obniżanie cholesterolu, chociaż w tej sytuacji bardzo ważnej, jest najłatwiejsze do zmierzenia. Inne działania statyn blokują w mniejszym, lub większym stopniu inne mechanizmy doprowadzające do rozwoju płytki miażdżycowej i tworzenie się przyściennej skrzepliny. Zatem ich rola jest bezcenna i zaleca się ich stosowania wszystkim pacjentom z licznymi czynnikami ryzyka incydentu naczyniowego (palacze tytoniu, nadciśnieniowcy, otyli, cukrzycy, objawowa dna mocznowa, mało ruchliwy tryb życia) nawet przed incydentem naczyniowym, jako prewencja pierwotna. Po zdarzeniu naczyniowym niestosowanie statyn jest błędem w sztuce. Szczególnie ważnym problemem jest obniżenie cholesterolu LDL.
    Co do diety optymalnej to istnieją dowody na to, że u osób bez zaburzeń metabolicznych po początkowym istotnym wzroście ciał tłuszczowych (cholesterol, triacyloglicerole, WKT) wszystko wraca do normy. Nie dzieje się tak jednak u osób z zaburzeniami gospodarki tłuszczowej i węglowodanowej. Z tego powodu między innymi stosowanie DO uważane jest przez świat medyczny jako zachowanie zdrowotne ryzykowne porównywane do palenia papierosów. Tym bardziej, że są także badania sugerujące, że stany przedcukrzycowe (mówiąc w uproszczeniu) można niemal wyleczyć przez restrykcyjną dietę ubogokaloryczną bez cukrów prostych i tłuszczów nasyconych (zwierzęcych).
    Pani Tereso na tym zakończę dyskusję na ten temat. Wśród czytelników są kardiolodzy, neurolodzy, diabetolodzy, lipidolodzy, obesitolodzy, dietetycy. Oni zorientowali się, że jestem lekarzem i nie wybaczyliby mi, gdybym takiego wyjaśnienia nie napisał.
    Pozdrawiam serdecznie.

  26. Renia pisze:

    Przedstawienie Diety Optymalnej w środowisku lekarskim…

    http://www.optymalni.org.pl/gazeta.php?idart=591

    „…Swoją prezentację zaczęłam ten sposób:
    ‚Od 13 lat jestem na diecie niskowęglowodanowej, a konkretnie optymalnej, i z tego też powodu podjęłam się prowadzenia pacjentów na tym sposobie żywienia w swojej praktyce lekarskiej. Oczywiście tych, którzy sami wybrali ten model żywienia, gdyż jest to dieta nieakceptowana w środowisku akademickiej medycyny, a w 1999 roku 30 profesorów medycyny, bez przeprowadzenia żadnych badań, wydało oświadczenie, że dieta optymalna jest wybitnie szkodliwa dla zdrowia.
    Przy wyborze diety oparłam się na biochemii lekarskiej – rozdział o żywieniu. Stosowana dieta nie powinna się kłócić z podstawowymi prawami biochemii”.
    Dzięki temu, że posłużyłam się tak poważną publikacją, to obecni na sali z pełnym szacunkiem wysłuchali mego doniesienia…”

  27. Panie Lechu, nie napisał mi Pan czy czytał artykuły na stronie nowadebata.pl , a dla mnie byłaby to istotna informacja :)

    Wielu lekarzy na użytek własny korzysta z diety optymalnej… Są też i lekarze, którzy polecają ją również pacjentom. Ja miałam kontakt z dr nauk med. Mariuszem Głowackim. W „Optymalnych” czytuję lekarzy: Przemysława Palę, Ewę Łukaszek Gwóźdź, Alinę Szekiel.

    Są też lekarze, którzy przyparci do muru chorobą (własną) prędzej udadzą się do znachora niż sprawdzą żywienie optymalne. Środowisko medyczne jest zróżnicowane, co mnie już nie dziwi.

    Gdzieś tu wcześniej pisałam,że nie będę zaskoczona jeśli DO „przyjdzie” do Polski jako wynalazek z Ameryki, albo np Nowej Zelandii.

  28. I jeszcze coś. Czemu więc medycy uważają że w co najwyżej 15 % są w stanie pomóc pacjentowi – http://www.stachurska.eu/?p=2712 ?

  29. OPTY pisze:

    ” Wśród czytelników są kardiolodzy, neurolodzy, diabetolodzy, lipidolodzy, obesitolodzy, dietetycy. Oni zorientowali się, że jestem lekarzem i nie wybaczyliby mi, gdybym takiego wyjaśnienia nie napisał. ” – Lech
    —————-
    Jeśli jest tak jak napisałeś to proszę mi odpowiedzieć nawet przy współpracy wielu specjalności wymienionych tu lekarzy jaka jest przyczyna ,że ludzie w ogóle chorują ? Tylko bardzo bym prosił o nie tzw. owijanie w bawelnę tzn. wieści starej treści , bo togo już znieść nie można.
    Dlaczego tak jest ,ze jak sie idzie do lekarza i pyta op przyczyne choroby to prawie w 100% odpowiedź brzmi , medycyna nie zna takiej przyczyny, To kuriozum ,że niewiedza co choroby powoduje i wystarcza by je leczyć , ze skutakami 15% jak napisała T.S.
    Ta sentecja powinna być Tobie Lechu znana, ( sorry z poufałość ale o ile mi wiadmo na necie przechodzimy niejako automatycznie na Ty, no chyba ,że masz inne zdanie)
    ” Medycyna przynosi często pociechę , czasem łagodzi , rzadko uzdrawia. ” – Hipokrates
    I nic tu ma do rzeczy ,że powiedział to 2 tys. lat temu. Medycyna , która nie zna przyczyn 99% chorób, jest swego rodzaju laboratorium wiwisektywnie przeprowadzającym swoje badania na cierpiących ludziach.
    Dlaczego tak ciężko jest siłami całego medycznego świata w naszym kraju spowodować kompleksowe badania testujące prawdziwość lub fausz żywienia optymalnego ? Prawada wyzwoliłaby nas wszystkich .
    Tylko jak w każdym przypadku pewnie jak nie wiadomo o co chodzi , to zawsze chodzi o to samo o co od wieków chodzi ludziom ze zdegenerowanymi umysłami.
    Pozdrawiam i liczę na ciekawą i budującą odpowiedź.

  30. Lech pisze:

    Szanowna Pani Tereso.
    Czytałem wskazany link do nowejdebaty.pl. Żadnej rewelacji nie dostrzegłem. Oczywiście, że manipulacja i naciski są wszechobecne. Wszędzie liczy się zysk. Proszę nie mieć złudzeń. W socjalizmie i tym rzekomym, i tymi prawdziwym (taki także na świecie istnieje i nie w Korei Pn i na Kubie – tam jest rzekomy) też on się liczył, tylko hipokryzja ludzka nie pozwalała o tym mówić. W medycynie także są naciski i już obecnie otwarcie mówi się o zysku. Jednak medycyna nieźle się broni. Jest zbyt wiele ośrodków badawczych na świecie, aby wszystkimi można było manipulować. O tym też już pisałem (oświadczenia naukowców o ew. konflikcie interesów badaczy). O zysku i finansach także się głośno mówi. Ot chociażby ostatnie światowy kongres Onkologów, gdzie przedstawiano nowe niestandardowe modele kuracji możliwe do zastosowania po zbadaniu genomu chorego i genomu nowotworu. Te leki i kuracje są niezwykle kosztowne, ale debatowano nad tym, co uczynić aby jak największej ilości chorych można takie leczenie oferować. Podobnie z lekami sierocymi. Postęp w medycynie jest niesłychany. Może większy jedynie w informatyce. Wystarczy wziąć jakieś przyzwoite czasopismo. Ot choćby dział naukowy POLITYKI, aby się o tym przekonać. Poza tym Pani Tereso owe 15 – 20% niedokładnie Pani zrozumiała. Nie chodzi o to, że tylko w takim procencie może człowiekowi pomóc, lecz o to, że tylko w takim procencie osiągnięcia medyczne składają się na wydłużenie życia ludzkiego. Od średniej 25 lat w okresie neolitu do 80 lat obecnie. W sumie średnia życia człowieka przedłużyła się o 55 lat. To ogromnie dużo, zważywszy, że maksymalny czas przeżycia mózgu ocenia się na lat 120. Proszę zwrócić uwagę że wykorzystano już więcej niż 50%! Głównymi powodami przedłużenia życia jest higienizacja życia. likwidacja popularnych epidemii, zaopatrzenie w zdrową wodę, postęp techniczny, dostarczenie stale poprawiającej się zdrowej żywności (kłania się GMO) i mimo wszystko!, zmniejszanie stref głodu. Szerzej pisałem o tym na blogach polityki odpowiadając Spokojnemu. Proszę jeszcze raz wziąć pod uwagę, że w ciągu 60 lat liczebność naszego gatunku się potroiła, a na cele rolnicze przeznaczono już 90% areału do tego się nadającego. Szczuje się, że Ziemia nie będzie mogła wyżywić więcej niż 9.5 mld. Ludzi. A to osiągniemy w tym stuleciu. Co później? Najprawdopodobniej nastąpi kres ludzkiej cywilizacji. Bo procesy są już GLOBALNE NIE LOKALNE. W okresie przed globalizacją z tego powodu, czyli z wyczerpanie się naturalnych zasobów środowiska, upadało już wiele cywilizacji, że o Inkach tylko wspomnę.
    @ OPTY (optymalny?) dlaczego ludzie w ogóle chorują? Dziwne pytanie! Odpowiedź może być jedna. Bo są organizmami biologicznymi, starzeją się i nie są nieśmiertelni. Większość chorób jest już dokładnie opisana. Ich przyczyny są znane, a że biologia dobrze potrafi się bronić, a badania medyczne w celu wyjaśnienia przyczyn i sposobów ich zwalczania już zeszły do poziomu molekularnego i genetycznego to nic Ci na to nie poradzę. Poza tym medycyna już nie eksperymentuje na ludziach. Te czasy już minęły. O eksperymencie można było mówić przed dobą EBM. W dobie EBM są prowadzone jedynie badania statystyczne na dużych grupach chorych. Jeżeli okazuje się, że np. badany lek, czy metoda leczenia nie przynosi poprawy, a szkodzi, badanie natychmiast ze względów etycznych jest przerywane.
    Oczywiście, że mimo to nie wszystkim można pomóc. Tak jak nie potrafiłem pomóc mojemu 96 letniemu ojcu, który zginął w wyniku udaru CUN. Wcześniej jednak otrzymywał wszystkie leki uważane dzisiaj za przedłużające życie. Miał wszczepiony stymulator serca i do ostatniej chwili był aktywny, w dużej mierze samodzielny i „przy rozumie”. Nie potrafię także pomóc mojej 100 letniej ciotce chorującej na Chorobę Parkinsona. Przyczyna jej choroby jeszcze nie jest jeszcze znana, ale mechanizm jej przebiegu dobrze wyjaśniony. Poza tym, że z żoną zapewniamy jej dobrze warunki roślinnej egzystencji nic więcej nie możemy uczynić. Lecz gdyby nie leki i postępy w terapii, żadne z nich [mój ojciec i ciotka] nie dożyłoby tak sędziwego wieku. Zapamiętaj sobie OPTY, że gdy nie możesz dodać lat do życia, należy dodawać życia do lat i każda metoda do tego prowadząca jest warta realizacji. Tego co prawda Hipokrates nie powiedział, ale to czynią wszyscy lekarze. Polscy także, a może przede wszystkim i poza kubańskimi, którzy są najdoskonalszymi na świecie, naszych także świat ceni.
    To byłoby na tyle i aż na tyle.
    Pozdrawiam.

  31. Renia pisze:

    Panie „Lechu” skoro jest tak dobrze jak pan pisze, to dlaczego jest tak źle?
    Ile lat ludzie żyli w neolicie tego nikt dokładnie nie wie. Średnia życia wydłużała się głównie przez mniejszą śmiertelność niemowląt i przez postęp chirurgii, która produkuje kaleki (zamiast leczyć przyczynowo cukrzycę, obcinają ludziom zniszczone nią kończyny – ot postęp). Co dają takie np. by-passy gdy chory nie zmieni sposobu jedzenia i nadal będzie opychał się węglowodanami? Na nowo jego tętnice zostaną zapchane cholesterolem. Trzeba leczyć ludzi przyczynowo (przez zmianę diety) a nie łagodzić tylko skutki chorób, zatruwając jednocześnie ich lekami. Już naukowcy przewidują, że średnia życia będzie malała – patrząc na stan zdrowia obecnej młodzieży. Dzisiejsi długowieczni to są ci, którzy dorastali na naturalnej nie przetworzonej żywności. Ci co jedli masło a nie margarynę, ci którzy nie ograniczali spożycie jajek i nie byli pod wpływem fobii cholesterolowej…

    http://neopropaganda.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=95:odywianie-kamstwem&catid=94:spoeczestwo-otwarte&Itemid=149

  32. OPTY pisze:

    Po odpowiedzi Piotra wnioskuję ,że można ją sprowadzić do jednego utartego frazesu – ” po nas choćby potop „. Wszystko jest ok , tak dalej trzymać problemy są fikcyjne. Dzięki za optymizm.

  33. Lech pisze:

    ***Szczuje się, że Ziemia nie będzie mogła wyżywić więcej niż 9.5 mld. Ludzi. A to osiągniemy w tym stuleciu. Co później?***

    Najmocniej Państwa przepraszam za ten błąd. Poprawnie miało być:

    *** Szacuje się, że Ziemia nie będzie mogła wyżywić więcej niż 9.5 mld. ludzi. A taką liczebność populacji osiągniemy już w tm stuleciu. Co później?***

    Błędów różnorakich jest więcej, ale sens wypowiedzi da się zrozumieć. Niestety tak bywa, gdy się pisze ex tempore i z głowy, czyli z niczego, i od razu na czysto. Trudno mi „sadzić” linki, bo informację czerpię z tak wielu źródeł, że trudno znaleźć precyzyjne piśmiennictwo, lub „linkownictwo”. Najwięcej jednak treści pochodzi z osobistych doświadczeń i przemyśleń. Do tego, niestety, nie ma odnośników i linków.
    Przepraszam i pozdrawiam.

  34. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 11, 2011 o 23:31
    ***skąd wiadomo, że ludzie w neolicie przeciętnie żyli 25 lat***.
    Ano z wykopalisk. Ocenić wiek człowieka po jego szkielecie nie jest trudno. Fachowcy potrafią to zrobić z dokładnością do miesięcy. Umieralność noworodków. Oczywiście. To brak higieny i odpowiedniej wiedzy, jak i fakt, że masowo zabijano noworodki, jeżeli brakowało żywności (kłania się brak GMO).
    Widzisz Reniu, opowiem Ci dobry kawał.
    Czym się różni chirurg od internisty i dermatologa.
    Otóż chirurg nie myśli, a leczy.
    Internista myśli, a nie leczy, a dermatolog ani nie myśli i nie leczy.
    To stary kawał. Dzisiaj już nieaktualny, bo wszyscy muszą myśleć, wszyscy leczą, a dermatologia dzisiaj to trudna specjalność.
    Otóż Reniu zarówno cukrzyca, jak i zapychanie się pomostów aortalno-wieńcowych są w dużej mierze zasługą starań chorego, który w ogóle się nie stara współpracować z lekarzem. W swojej karierze mam świetny na to przykład. 4 pacjentów z by-passami założonymi w 1990 roku. Z tego 3 już było po zawale, a 1 bez przebytego zawału miał założony by-pass, bo w tym czasie jeszcze plastyki wieńcowej w Polsce nie wykonywano. Ten bez zawału już nie żyje, ale się systematycznie nie leczył. Poza tym pił, palił i dziewczynek używał. Był też fanem diety optymalnej. Dość wcześnie pojawiła się u niego cukrzyca typu 2. Zawsze miał wysokie lipidy, przebył udar CUN i kilka zawałów. Zmarł wśród objawów niewydolności serca, bo nie doczekał się przeszczepu. Pozostali żyją. Nic się z nimi nie dzieje. Jeden (po zawale ściany bocznej) jest nadal aktywny zawodowo (już po przekroczeniu wieku emerytalnego). Uprawia aktywnie sport, utrzymuje prawidłową wagę ciała i mając nadciśnienie tętnicze, zawsze utrzymuje dzięki lekom prawidłowe jego wartości . Trzeci w najgorszej sytuacji wyjściowej, po rozległym zawale ściany przedniej, przeszedł w wieku 65 lat na emeryturę. Nadal jest czynny fizycznie. Codziennie uprawia sport (jazda rowerem, lub nordic walking). Czwarty po zawale bez uniesienia ST zwalczył chorobę nowotworową, leczy nadciśnienie tętnicze, utrzymuje prawidłową wagę ciała i także prowadzi aktywny fizycznie tryb życia. Żaden z nich od operacji już nie pali tytoniu. Wszyscy wraz z rodzinami hołdują dicie śródziemnomorskiej. Wszyscy mają osiągnięte cele kliniczne odnośnie poziomu cholesterolu całkowitego, LDL i HDL (stosunek ok. 1). Niskie triacyloglicerole, prawidłowe cukry na czczo i po posiłku. Prawidłowy poziom transaminaz i kreatyniny. Wszyscy maja ponad 65 lat i nie skarżą się na ograniczenia fizyczne, mimo, że dwóm z nich pozarastały bypassy żylne i mają trwale dodatnie testy wysiłkowe, ale na przyzwoitym poziomie wydolności. Wszyscy są po konsultacjach kardiochirurgicznych i zostali zakwalifikowani do leczenia zachowawczego. Trójka jest po operacji już 21 lat!
    Co do problemów z młodzieżą i przewidywanym skróceniem życia. Zgoda. Wiem o tym i nad tym boleję. Ale przyzna Pani, że dieta z Mc Donalds’a lub KFC, jest bliższa diecie optymalnej niż śródziemnomorskiej. A tej diecie hołduje nasza młodzież. Z tego powodu mają otyłość wczesno-dziecięcą. Niech Pani spróbuje to zmienić, to będzie Pani atakowana nie tylko przez dziatwę, ale też ich rodziców. Bo tak reklamują media i to jest dobre. Tak ma być!
    Czy jest dobrze, czy źle. Źle bo spada poziom oświaty i to jest największy dramat. Jak mówił Lem: „dopiero, gdy pojawił się internet zorientowałem się ilu na świece jest idiotów”.
    Że rośnie zachorowalność na cukrzycę i chirurdzy muszą leczyć operacyjnie stopę cukrzycowa. Z tego co wyżej powodu plus przedłużenie średniej długości życia.
    @ OPTY. ***Po nas choćby potop***.
    Nie musi tak wcale być. Ale trzeba włączyć myślenie. Zadbać o środowisko, zmienić styl życia, szukać alternatywnych źródeł energii, zaprzestać wojen i powiedzieć sobie, że wszyscy jesteśmy dziećmi tej Ziemi i tego kosmosu. Trzeba przede wszystkim ograniczyć przyrost naturalny i to na całym globie. Ziemię mamy tylko jedną. Czasu jak wyżej napisałem, bardzo niewiele.
    Kosmos będziemy jedynie eksplorować naukowo, a nie kolonizować, jak nasi praojcowie kolonizowali inne kontynenty wyniszczając tambylców.
    Jeszcze jedna uwaga. W przeszłości naukowcy prowadzili doświadczenia na szczurach eksperymentując jak zagęszczenie wpływa na ich populacje. Po przekroczeniu pewnej krytycznej ilości, szczury zaczynały ze sobą walczyć. My też jesteśmy organizmami żywymi, którymi wbrew pozorom, rządzą prawa natury. Jeżeli jednak miało by nas nie być, pozostaną po nas stawonogi. I tak już obecnie są najliczniejszymi stworzeniami na tej planecie.
    Pozdrawiam serdecznie.

  35. Renia pisze:

    Panie Lechu, w wielu punktach zgadzam się całkowicie z Panem. Aktywność fizyczna jest potrzebna dla zdrowia w każdym wieku. Ale nasuwa mi się tutaj jedno spostrzeżenie, mianowicie takie, że Pan w ogóle nie zna Diety Optymalnej.
    Pacjent, o którym Pan pisze, że był fanem Diety Optymalnej – może i był – ale z pewnością jej nie stosował, jeśli nadużywał alkohol.
    A tutaj: „Mc Donalds’a lub KFC, jest bliższa diecie optymalnej niż śródziemnomorskiej…” tutaj to już jest totalne nieporozumienie. Czy Pan jest zorientowany jakie ilości białka, tłuszczu i węglowodanów są w tych „śmieciach”? Tam jest kilkakrotna przewaga węglowodanów nad tłuszczami. W Diecie Optymalnej spożywa się średnio trzy razy więcej tłuszczu niż białka, a węglowodanów malutko – średnio 50g dziennie.
    Co do diety śródziemnomorskiej to mogę Panu z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że ja tą dietę przestrzegałam rygorystycznie przez kilkanaście lat i co? Nabawiłam się arytmii serca. choroby Hashimoto i nerwicy. Nic miłego. Dopiero Dieta Optymalna uwolniła mnie od tych chorób. Teoria lekarska i praktyka nie idą w parze…

  36. Renia pisze:

    Jeszcze jedno. Widać Panie Lechu, że jest Pan z branży medycznej. Czy mogłabym Panu zadać jedno pytanie retoryczne? A co tam? – zadam. Jeśli Pan nie chce, oczywiście nie musi Pan na nie odpisywać.
    Otóż ciekawi mnie co Pan by zrobił, gdyby zachorował Pan na cukrzycę? Czy przestrzegałby Pan zaleceń lekarzy medycyny konwencjonalnej i brał leki na nią, a w późniejszej fazie insulinę i był świadomy ciągłego postępu choroby i skutków z tym związanych? Czy przeszedłby Pan na Dietę Optymalną i pozbył się całkowicie cukrzycy, która na tej diecie jest w 100% wyleczalna…

    Pozdrawiam Pana serdecznie – Renia :)

  37. OPTY pisze:

    Lechu , to tak jakbym sam to pisał . hehehe Zgadza się , tyko kto ma to zacząć ? bo na razie chetnych nie widzę . Co prawda wiele się o tym mówi , pisze ale do działań chętnych nie ma. Jak zwykle ,jak nie wiadomo co leży u podstaw takiego zachowania to leży najokropniejszy wymysł ludzkiej głupoty – pieniądz.
    Pozdro.

  38. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 12, 2011 o 14:34
    Pani Tereso –
    wskazany artykuł przeczytałem i nie widzę sprzeczności pomiędzy jego treścią, a moimi nieudolnymi, mało dydaktycznymi wywodami. Opisywana tam otyłość wczesno-dziecięca dotyczy dzieci chorych z zaburzoną regulacją neurohumoralną i to u niemowlaków. Ja nie jestem pediatrą i w tym mocno nie siedzę. Jednak mechanizm przybierania na wadze u około 90% populacji dorosłej jest zgodny z zasadą termodynamiki. On prowadzi do powstania otyłości brzusznej polegającej na nadmiernym gromadzeniu się tkanki tłuszczowej w brzuchu – konkretnie w jamie otrzewnowej. Ten tłuszcz, jak wykazano, jest sam w sobie narządem endokrynnym. To znaczy, że wydziela wiele czynników zapalnych – kinin w tym także leptyny i doprowadza do stałej/przewlekłej hiperinsulinemii. Ten mechanizm jest mechanizmem osiowym rozwoju tak zwanego zespołu metabolicznego. Od tego momentu wszystkie procesy metaboliczne zostają zaburzone. Zarówno gospodarka tłuszczowa, przejawiająca się pojawieniem się dyslipidemii mieszanej (wzrost zarówno triacylogliceroli i cholesterolu, głównie frakcji LDL, podczas, gdy HDL obniża się) i węglowodanowej. I wcale nie kłóci się to z aktualnie obowiązującą hipotezą powstawania miażdżycy – czyli etiologią zapalną. To kininy uszkadzają komórki mięśniowe błony wewnętrznej naczynia wywołując stany zapalne na rozległych przestrzeniach, a dalej, po nieudanej interwencji komórek żernych, działa rozregulowany mechanizm tłuszczowy. Dlatego cechą charakterystyczna takiej miażdżycy są zmiany długie, wielopoziomowe i wielonaczyniowe, z pozwężanymi i poskręcanymi światłami naczyń krwionośnych. Insulina jest najsilniej działającym hormonem anabolicznym. Zatem sprzyja przyrostowi tłuszczu, ale też przyrostowi i powiększaniu się komórek tkanki mięśniowej w błonie środkowej naczynia, co powoduje rozwój nadciśnienia tętniczego. Zaburza gospodarkę purynową i prowadzi do pojawienie się hiperurikemii. Pobudza także ośrodek głodu co znowuż wywołuje trudne do kontroli nadmierne spożywanie głównie węglowodanów. Pojawienie się hiperinsulinemii i jej trwanie przez 1o do 15 lat wyczerpuje komórki wysp Langerhansa w trzustce i doprowadza do pojawienia się stanów przedcukrzycowych, a później cukrzycy. Jedyną skuteczna i przyczynową, jak narazie, metodą leczenia tych stanów jest przerwanie owego błędnego koła we wczesnym okresie, czyli nie dopuszczenie do powstawania otyłości brzusznej. W 90% przypadków sprawdza się ujemny bilans kaloryczny. Oczywiście, że ów ujemny bilans nie może być drastyczny, aby nie spowodować istotnego zmniejszenia się podstawowej przemiany materii, co jest odpowiedzialne za efekt jojo i co uniemożliwi ponowne odchudzenie się. Odchudzać zatem należy się raz i w swoich nowych nawykach żywieniowych należy być konsekwentnym. O sytuacjach patologicznej otyłości nie piszę, bo jest to margines do leczenia interdyscyplinarnego.
    Pani Tereso piszę to bez zaglądania do bibliografii. Na podstawie codziennego klinicznego doświadczenia, a podobnie to brzmi jak treść wskazywanego przez Panią artykułu.
    O fruktozie, szczególnie kukurydzianej, którą słodzona jest coca-cola pisałem Pani już ponad rok temu. Wyraźnie wówczas podkreślałem fakt, że jest ona szczególnie toksyczna i nie powinna być przez ludzi spożywana. Zatem Węgrzy robią krok w dobrym kierunku, szkoda, że nieskuteczny. Skuteczna w tym względzie jest tylko edukacja! Propagowanie zdrowego żywienia dzieci i młodzieży. Zajęcie ją matematyką, bo rozwija logiczne myślenie i sportem, bo rozwija ciało.
    Co do diety śródziemnomorskiej.
    Wierzę w nią, jak wierzy większość lekarzy i naukowców. Dlaczego. Bo wierzę w ewolucję i wiem gdzie człowiek ewoluował i czym się żywił. Wbrew pozorom klasyczna dieta śródziemnomorska zawiera więcej tłuszczów niż typowa dieta Polska, z tą różnicą, że jest w niej mniejsza ilość tłuszczów zwierzęcych, a węglowodany są głównie złożone o niskim indeksie glikemicznym. Jest w niej dużo błonnika. lignin i pektyn wysokometylowanych, więc czynników balastowych dodatkowo absorbujących cholesterol pokarmowy już w jelicie (tak działa jeden z leków p/cholesterolowych -ezetymib – Ezetrol). Jest w niej bardzo dużo przeciwutleniaczy, mikroelementów i pełen zestaw naturalnych witamin, także aminokwasów egzogennych. Jest także wystarczająca ilość polifenoli zawartych w winie z czerwonych winogron. No i białko szczególnie dobrze przyswajane przez organizm ludzki. Sama Pani przysłała mi kiedyś wyniki badań naukowych opisujących czym się żywią mieszkańcy wysp Morza Śródziemnego. Było tam dużo mięsa koziego, na nowo aktualnie w Polsce odkrytego jako niezwykle zdrowy hit!
    Może mi Pani napisać, że są społeczności występujące endemicznie, które takiej diety nie spożywają i dobrze się mają – np. Eskimosi, którzy poprzez genomikę przystosowali się do innego stylu odżywiania i dobrze się mają. Ale spożywają szczególnie dużo kwasów omega 3. Natomiast drwale z Karelii spożywający szczególnie dużo tłuszczów zwierzęcych, przestali przedwcześnie wymierać dopiero wówczas, gdy rząd fiński objął ich specjalnym programem żywieniowym opartym o zasady diety śródziemnomorskiej.
    @ Pani Reniu –
    znam doskonale zasady diety optymalnej. Nie będąc jednak dietetykiem, technologiem żywienia i kucharzem, nie potrafiłbym jej sobie przyrządzić i ją zastosować. Poza tym jestem fanem j/w
    Co do cukrzycy. Nie choruję na nią. Cukrów prostych i słodyczy nie jadam już od około 42 lat. Płynów nie słodzę nigdy i słodzonych nie pijam. W czasie gdy był na kartki wszystek cukier rozdawaliśmy. Gdybym jednak na cukrzycę zachorował, słuchałbym rad diabetologów i dietetyków. W leczeniu cukrzycy także dokonał się duży postęp i przy racjonalnym postępowaniu bardzo długo można obejść się bez insuliny. Tłuszczów zwierzęcych (smalec i masło) nie używam od lat. Margaryn zresztą też nie. W dzieciństwie tym mnie karmiono, bo moja mama lubiła tłuste rzeczy. Kiedy jednak po tłuszczach (tłustym rosole) zacząłem mieć wymioty, dała mi spokój. Mięsa jem tylko chude i niewiele. Przepadam za rybami, głównie morskimi i „kapuściakami” oraz wszelkiego rodzaju sałatkami, co mogę jeść w olbrzymich ilościach. Mleka nie pijam. Przetwory mleczne lubię, ale tylko chude. Jaja także lubię i jadam.
    @ OPTY –
    ***tyko kto ma to zacząć ?***
    ludzie racjonalnie myślący. W tym sęk, że oni są raczej indywidualistami i z trudem organizują się w grupy/partie. Zatem ich oddziaływanie na społeczeństwo jest słabe. Dlatego rządzą nami prawicowe oszołomy, dla których Bogiem jest pieniądz.
    Pozdrawiam.

  39. Renia pisze:

    Panie Lechu, ja bardzo się cieszę, że mój zachwyt dietą śródziemnomorską minął i życzę Panu, aby Pana stan zdrowia na niej nie ucierpiał tak jak mój.

  40. Renia pisze:

    Cyt. z „Lech”:
    „Natomiast drwale z Karelii spożywający szczególnie dużo tłuszczów zwierzęcych, przestali przedwcześnie wymierać dopiero wówczas, gdy rząd fiński objął ich specjalnym programem żywieniowym opartym o zasady diety śródziemnomorskiej.”

    W tym przypadku to nie tłuszcz był winowajcą, tylko miękka polodowcowa woda bez magnezu…

    http://www.wodadlazdrowia.pl/pl/28025/0/Mineralna_i_inne_wody.html

  41. Renia pisze:

    Jeszcze muszę dopisać – bo nie daje mi spokoju – to, że jestem zdziwiona Pana postawą Panie Lechu. Pan jako przedstawiciel świata medycznego, zdający sobie doskonale sprawę z konsekwencji cukrzycy, wolałby na nią chorować, niż przejść na Dietę Optymalną i być zdrowym. Dla mnie to jest nielogiczne… :(

  42. Panie Lechu, pisze Pan że zna doskonale zasady diety optymalnej, a nieco wcześniej napisał Pan, że fast foody mają do DO blisko, czy jakoś tak. Pisze Pan też, że nie potrafiłby jej (diety optymalnej) sobie przygotować, czego nie rozumiem, bo jak ja znam to umiem. Gdzieś czytałam że najpewniejszą metodą na wyhodowanie sobie cukrzycy jast spożywanie węglowodanów i tłuszczów w proporcji 1:1. Jeśli chorzy pacjenci nie liczą białek, tłuszczy i węglowodanów to nie wiedzą w jakich proporcjach jadają i co im zdrowie rujnuje: niedobór białek, czy ich nadmiar, czy może niedobór albo nadmiar węglowodanów, a może niedobór lub nadmiar tłuszczu? Moja osobista koleżanka, która wywiozła mnie do Jastrzębiej Góry, a która żywiła się wg zaleceń diabetologów (cukrzyca, na insulinie) ze dwa miesiące temu zdecydowała się sprawdzić, czy „na tłuszczu” będzie potrzebować insuliny, czy nie będzie potrzebować. Nie potrzebuje, a i nadwaga spada. Pewnie dlatego – http://www.stachurska.eu/?p=728 . Gary Taubes też nie inaczej – http://www.stachurska.eu/?p=811 . Więcej o dorobku Taubesa można przeczytać wpisując w wyszukiwarkę na http://www.nowadebata.pl : Gary Taubes

    Co do pierwszej zasady termodynamiki to ja z linkowanego wcześniej tekstu zrozumiałam że nie ona jest przyczyną chorowania, a tą przyczyną jest nadmiar insuliny, ów zaś nadmiaru spożytych węglowodanów.

  43. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 13, 2011 o 10:55
    ***Co do pierwszej zasady termodynamiki to ja z linkowanego wcześniej tekstu zrozumiałam że nie ona jest przyczyną chorowania, a tą przyczyną jest nadmiar insuliny, ów zaś nadmiaru spożytych węglowodanów.***

    Szanowna Pani Tereso
    cały dzień gryzło mnie uczucie, że czegoś w swoim poprzednim wywodzie nie dopowiedziałem. Dzisiaj rano, ponieważ jeszcze mam urlop, była u mnie koleżanka, która czytała mój wpis i też to zauważyła, że nic nie napisałem o insulonoporności. To jest w zespole metabolicznym przyczyną hiperinsulinemii. Wobec nieprawidłowego żywienia i rozwoju otyłości brzusznej dochodzi do insulinooporności tkanek (mięśniowej i tłuszczowej) na działanie endogennej insuliny. To w mechanizmie zwrotnym wymusza pojawienie się hiperinsulinemii. Nadmiar węglowodanów jest tutaj trigerem o tyle, że zazwyczaj, ale nie zawsze, jest przyczyną otyłości. Przekarmianie się tłuszczami też nią być może. Dalej jest już dobrze.
    Pani Tereso jestem jeszcze człowiekiem aktywnym, pracującym zawodowo do 14 – 16 godzin na dobę. Nie mam czasu na bilansowanie diety i zajmowanie się kuchnią. Tak naprawdę to w sposób fachowy nikt się w moim domu tym nie zajmuje, bowiem jesteśmy antytalentami kucharskimi. Jadamy jedynie to co jest akceptowane przez dietę śródziemnomorską. Ja mam jedynie niewielka nadwagę (nie otyłość), a żona figurę licealistki. Jak napisałem wcześniej wierzę w ewolucję. Jeżeli 100 tysięcy lat, lub więcej, coś do określonego trybu żywienia organizm przygotowało, to znaczy, że cały metabolizm jest na to nastawiony. Każde wyłamywanie się z tego mechanizmu powoduje jakieś zgrzyty. DO przez osobniki zdrowe może być tolerowana, ale jest dietą niedoborową i ryzykowną. Wiara czyni cuda w różne warianty diety (@ do Reni), także i taką sprawę jak zaburzenia w zmineralizowaniu wody można pod presją naukowców zmanipulowanych zyskiem też . Mnie jednak na wykładach i w artykułach medycznych informowano inaczej. Takie, jako lekarz mam standardy i wytyczne i ich muszę się trzymać. Nie mogę pacjentom zalecać tego, czego nie zalecają przyjęte standardy, a w kwestii zaleceń w leczeniu cukrzycy są one jednoznaczne. Proszę Pana Jana Kwaśniewskiego, aby wpłynął na zmianę owych standardów w skali ogólnoświatowej, to świat lekarski gremialnie zmieni swoje postępowanie i zalecenia. Lekarz w domu prywatnie jest prywatnym człowiekiem i może osobiście postępować jak mu sumienie dyktuje. W miejscu pracy musi przekazywać pacjentom zalecenia wynikające z EBM. Ot taka zawodowa schizofrenia. Niezastosowanie się do niej w skrajnych przypadkach może spowodować prokuratorską interwencję.
    Pozdrawiam.

  44. Renia pisze:

    Tak jest rzeczywiście. Mam znajomą lekarkę kardiolog (moja dalsza krewna), która to zaleca swoim pacjentom jedzenie 5 x dziennie owoców i warzyw, unikanie tłuszczów i większej ilości żółtek, a sama stosuje Dietę Optymalną i piecze sobie sernik z 26 żółtek. W arkadiach leczących dietą dr. Kwaśniewskiego też zdarzają się wśród kuracjuszy lekarze konwencjonalni, którzy najczęściej swoją profesję ujawniają w ostatnim dniu swojego tam pobytu.

    Doktor Kwaśniewski chętnie rozpowszechniłby swoje zalecenia dietetyczne (nie do jednych „drzwi pukał”)…gdyby mu na to pozwolono.

    http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=782

    Dopiero teraz przeprowadzane są badania nad tą dietą w Katedrze i Zakładzie Bromatologii UM w Poznaniu pod kierunkiem prof. dr hab. Juliusza Przysławskiego i dr Izabeli Bolesławskiej.

  45. Renia pisze:

    Jeszcze pragnęłabym podziękować Panu, Panie Lechu, za poważną dyskusję w tym temacie, ponieważ lekarze najczęściej w ogóle nie chcą rozmawiać o Diecie Optymalnej (często nawet dokładnie jej nie znając) – drwiąc z niej – tylko dlatego, że nie pokrywa się ona z przyjętymi w medycynie dogmatami.
    Pozdrawiam serdecznie – Renia

  46. OPTY pisze:

    ” Takie, jako lekarz mam standardy i wytyczne i ich muszę się trzymać. Nie mogę pacjentom zalecać tego, czego nie zalecają przyjęte standardy, a w kwestii zaleceń w leczeniu cukrzycy są one jednoznaczne. Proszę Pana Jana Kwaśniewskiego, aby wpłynął na zmianę owych standardów w skali ogólnoświatowej, to świat lekarski gremialnie zmieni swoje postępowanie i zalecenia. Lekarz w domu prywatnie jest prywatnym człowiekiem i może osobiście postępować jak mu sumienie dyktuje. W miejscu pracy musi przekazywać pacjentom zalecenia wynikające z EBM. Ot taka zawodowa schizofrenia. Niezastosowanie się do niej w skrajnych przypadkach może spowodować prokuratorską interwencję. ” – Lech
    —————————————-

    Dzięki Lechu za szczerość , zawsze to już coś . Szczerość ociera się o prawdę w tym przypadku . Dlaczego tak napisałem ? – bo czuję ,że gdyby nie wyuczony legalizm i subordynacja w jednym do schematów medycznych , co zrozumiałe , byłbyś przekroczył próg niemożliwości spowodowany powyższymi, do tradycji medycznej ,że tak to ujmę (bez urazy). Tak przynajmniej wynika z Twoich słów.
    No cóż , DO – dieta optymalna jak pisze jej twórca ,jest dla ludzi chorych pragnących wyleczenia , natomiast ŻO – żywienie optymalne jest dla ludzi po tzw. przebudowie organizmu – zdrowych i pragnacych zdrowo żyć . A więc jest to dieta dla odważnych a raczej dla zuchwałych. Bo jakże nazwać ją w obliczu ogromnej przewagi odżywiających się inaczej i zasadniczo byle jak i o paradoksie , będących przekonanych ,że zdrowo . Choć jak życie pokazuje u większości przypadków na zdrowie im to nie wychodzi . A przyczyn szukają mówiąc słowami A. Schopenhauera ze skutku o przyczynie.
    Nie Jest prawdą ,że medycyna już zna przyczyny niemal wszystkich choroeb , to jest tylko takie mylne przeświadczenie spowodowane technicyzacją medycyny , badań , labratoriów, nakładami finansowymi , ośrodkami badawczymi , wyskim poziomem i komfortowo wypasionymi szpitalami (nie dla wszystkich ).
    Choć rzecz biorąc prawdziwie , to jak na razie u nas może szybko je poznać wiadomo dzięki komu , tylko spieniężona etyka zawodowa nie pozwala na to (nie dotyczy to oczywiście wszystkich).
    Dr Jan Kwaśniewski , nie potrzebuje sławy , pieniędzy ,zaszczytów i nagród. On potrzebuje tylko zrozumienia.
    I posłużę się jeszcze raz cytatem ;

    Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, ale żadne wykształcenie nie zastąpi zdrowego rozsądku.

    Arthur Schopenhauer

    pozdro

  47. @ Marszałek Zygmunt – http://nowadebata.pl/2011/01/09/ketoza-moze-pomoc-chorym-na-alzheimera/comment-page-1/#comment-1881 :

    „p.Tereso jest pani genialna.Dzięki d.wysokotłuszczowej opanowałem 30 lat temu WZW.Kiedy zastosowałem d.beztłuszczową[(wedle zaleceń poszpitalnych) w garach zeptera] wydymała mi się wątroba tak,że nie można było siedzieć ani leżeć.”

    (w odpowiedzi na link do: Co Polska chce – http://www.stachurska.eu/?p=2326 ).

  48. http://nowadebata.pl/2011/06/22/otylosc-lenistwo-i-obzarstwo-czyli-niezrozumienie-praw-fizyki/comment-page-1/#comment-1836 :

    Mateusz pisze:
    7 lipca 2011 o 22:59

    „Jeśli chodzi o tę wypowiedź, że „cudów w energetyce nie ma, bo zawsze obowiązuje zasada zachowania energi”, to niestety niewiele ona wnosi do zrozumienia problemu otyłości. Jest powtórzeniem teorii forsowanej od ponad 50 lat przez ortodoksyjną dietetykę traktującą otyłość jako problem energetyczny. Każdy wie, że zawsze obowiązuje pierwsza zasada zachowania energii, tak samo jak zawsze obowiązuje prawo powszechnego ciążenia, zasada względności i inne uniwersalne prawa rządzące wszechświatem. Nie mają one jednak żadnego związku z powstawaniem otyłości u konkretnego człowieka

    O tym, że otyłości nie da się zwlaczyć za pomocą ujemnego bilnsu energetycznego, wiemy od czasu kiedy wysunięto energetyczną hipotezę powstawania otyłości. Już w XIX w. przekonał się o tym na sobie Banting – początkowo lekarze, których odwiedzał, zalecali mu więcej ruchu (np. wiosłowanie) bez rezultatu. Dzisiaj przekonuje się o tym wiele otyłych osób, u których głodówka (dieta niskokaloryczna i niskotłuszczowa) oraz trening niewiele dają, zwłszacza na dłuższą mete. Rodzi tylko frustrację, poczucie winy i napiętnowanie środowiska przekonanego że są leniami i obżartuchami. Do tego oskarżani są przez dietetyków o oszukiwanie – mówią, że jedzą mało, podczas gdy w ukryciu jedzą dużo.

    Już w 1956 roku nawet prof. Jean Mayer, który notabene w latach późniejszych stał się gorącym zwolennikiem hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej, zauważył, iż „zbyt wiele osób uważa, że przyczyny otyłości można wytłumaczyć przejadaniem się. Wyjaśnienie takie jest tylko innym sformułowaniem tego samego problemu (…).Wytłumaczenie otyłości przejadaniem się jest równie odkrywcze, co wytłumaczenie alkoholizmu nadmiernym piciem”. Tłumaczenie przyczyn otyłości pozytywnym/negatywnym to masło maślane. Wszystko co rośnie jest z definicji w pozytywnym bilansie energetycznym (wzrost=dodatni bilans energetyczny). Tak samo każdy, kto tyje jest, w pozytywnym bilansie energetycznym, ale nie tyje dlatego że jest się w pozytywnym bilansie, bo dodatni bilans jest skutkiem, a nie przyczyną. Otyłość jest problemem biologicznym, a nie energetycznym, dlatego ludzie mogą schudnąć jedząc więcej kalorii, niż spalają; mogą też przytyć jedząć mniej kalorii niż spalają. Niezrozumienie tego problemu rodzi powszechne zdziwienie wielu odchudzających się oraz ekspertów widoczne na różnych forach.

    Naprawdę szkoda już czasu na dyskusję o otyłości w kategoriach kalorii i energii…

    Pozdrawiam”

  49. Renia pisze:

    Nie wszyscy lekarze trzymają się paradygmatów medycznych. Niektórzy (szkoda, że jest ich tak mało) idą za głosem rozsądku i sumienia.

  50. Nemer pisze:

    Szanowne Panie i Panowie,
    polemika z doktorem Lechem jest bezprzedmiotowa bowiem w dyskusji dot. zdrowia używa chwytów erystycznych by przekonać do nieprawdziwych, wręcz fałszywych twierdzeń. Najpierw pokazał, że jest wyposażony w wiedzę i to jest prawda a także, że jest medykiem -praktykiem, po czym narzuca bzdurną tezę, że dieta niskowęglowodanowa Kwaśniewskiego jest bliższa fast food’om niż inna. Przecież to totalna bzdura! Z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że np KFC jest bliższe preferowanej przez Lecha diecie sródziemnomorskiej niż diecie Kwasniewskiego-Lutza.
    Następnie Lech mówi o bilansie kalorycznym udowadniając jedynie, ze w podstawówce nie wagarował na lekcjach fizyki i nic więcej.
    Pisze bowiem: „Jednak mechanizm przybierania na wadze u około 90% populacji dorosłej jest zgodny z zasadą termodynamiki. On prowadzi do powstania otyłości brzusznej polegającej na nadmiernym gromadzeniu się tkanki tłuszczowej w brzuchu – konkretnie w jamie otrzewnowej. „
    Sugeruje silnie, więc brzmi to jak bezdyskusyjne twierdzenie, że to spożywany tłuszcz jest przyczyną otyłości brzusznej i powołuje się na bilans energetyczny. Nie mówi od czego otyłość, czy od buły i coli czy od przegrzanego roślinnego tłuszczu (a propos – podobno w Danii można już używać tylko smalcu w fast food’ach).
    Nie wierzę w to, by jako lekarz nie wiedział, że wśród tłuszczu na brzuchu nie ma pochodzącego z tego, który został spożyty. Chyba że kapnie na brzuch z brody podczas posiłku.
    Jako lekarz powinien też wiedzieć, że jeśli usmaży się dwa ziemniaki na połowie kostki smalcu i się je spożyje a w rezultacie masa ciała wzrośnie np. o 10 gramów, to gdy te same ziemniaki usmaży się na całej kostce smalcu a nawet na dwóch i też się je spożyje, to masa ciała wzrośnie o tę samą wielkość choć ilość spożytych kalorii będzie czterokrotnie wyższa.
    Z wywodu Lecha wynika, że tyć się będzie jeśli spożyje się ćwiartkę wódki i zakąsi ogórkiem przez cały boży dzień.
    To co piszę o tym posiłku i o wódce, to jest właśnie ta matematyczna logika Lecha i to oczywiście abstrakt ale chciałem jedynie pokazać jak Lech fałszuje rzeczywistość. Jeśli robi to świadomie, to oznacza jedynie, że uprawia tu tę debilną propagandę kaloryczno-cholesterolową.
    Jeśli mam zbiornik na deszczówkę i po iluś deszczowych dniach się wypełnił cały (250 litrów), to choćby do niego się wlewało przez następne trzy dni deszczu, to będzie cały czas tylko 250 litrów i ani litra więcej. Czy Lech to potrafi zrozumieć? – nie mam pewności.

    Przepraszam za te emocje, szczególnie Pana Lecha ale naprawdę już nie wytrzymuję, bo jestem po przejściach, pokrojony jak faszerowana kaczka i właśnie „przeszedłem” wczoraj test wysiłkowy po serii poprzedzających je badań kontrolnych, po 8 latach od wszczepienia 4 by-passów. Dwa lata temu test ten był dodatni, wczoraj ujemny, by-pass’y czyste. Na dodatek jestem niedbaluchem, bo utyłem 10 kg przez te ostatnie dwa lata. Przez ostatnie miesiące nieco zadbałem o dietę (jaką, nie powiem, bo wyjdzie że też jestem jej głosicielem) i spadłem 5 kg. Powiem tylko tyle, moja dieta jest bardzo niskoweglowodanowa a ostatnio jeden z lekarzy wymienianych z nazwiska przez Pania Teresę zalecił mi, bym spożywał ich nieco więcej niż w pewnym schemacie.
    Oczywiście mój pojedynczy przypadek nic nie mówi, nie można go generalizować ale przeczy on tezom głoszonym przez wojujących przeciwko tzw. „diecie optymalnej”.

    Lech pisze dalej: „Co do diety śródziemnomorskiej.
    Wierzę w nią, jak wierzy większość lekarzy i naukowców. „

    Rozumiemy się? – Lech WIERZY! , co nie ma nic wspólnego z wiedzą. Wierzyć to sobie można nawet w krasnoludki. Znamy fizyków i astronomów wierzących w Boga, Niebo i Piekło i w to że Duch Święty dzieci płodzi. Ich sprawa.
    Niech więc Lech sobie wierzy w co chce, mnie laikowi potrzebna jest rzetelna porada specjalistów a nie propagandzistów. Gdy wczoraj ze swoimi wynikami (cała teczką) poszedłem do kardiologa, ten zalecił mi oczywiście tę nową „piramidę”. Ponieważ jestem brutalny, nieco agresywnie wyznałem, że jestem na diecie niskowęgowodanowej i tej ulotki z zaleceniami to dla mnie szkoda, bo tę piramidę już znam a poprzednia, podobna, doprowadziła mnie na stół operacyjny więc dziękuję, bo na pewno nie będę z niej korzystał. Dalej będę na śniadanie spożywał 4 żółtka pod różna postacią. Proszę sobie wyobrazić, że mnie nie wyrzucił i nie było też ani słowa negatywnego komentarza tylko milczenie na temat diety. Było to dla mnie bardzo wymowne. Mam wrażenie, że do niektórych lekarzy zaczyna coś docierać. Może przestają „wierzyć”? Oby.

    Pozdrawiam, Nemer

  51. Renia pisze:

    Bardzo się cieszę z poprawy Pana zdrowia. :) Po przeczytaniu Pana tekstu dostałam aż „gęsiej skórki” z wrażenia… albo to przez ten nadmiar zjadanego tłuszczu… ?

  52. Nemer pisze:

    Dziękuję za miłe słowo Pani Reniu,
    pozdrawiam, Nemer

  53. Lech pisze:

    Nemer pisze:
    Lipiec 14, 2011 o 11:28

    No cóż cieszy mnie, że czuje się Pan dobrze będąc 4 lat po CABG i po dwóch latach z ujemnym testem wysiłkowy, Życzę panu następnych 20 lat takiego dobrostanu.
    Proszę jednak o przeczytanie moich wpisów ponownie, bo nie to w nich napisałem co Pan podnosi.
    Kończę temat. Już do niego nie wrócę za radą Gospodyni.
    Życzę Państwu dobrego zdrowia.
    Pozdrawiam.

  54. Renia pisze:

    Cyt. z „Lech”:
    „Kończę temat. Już do niego nie wrócę za radą Gospodyni.”

    Takiej rady tutaj nie ma…

  55. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 14, 2011 o 21:51

    Lech pisze:
    Czerwiec 24, 2011 o 22:39
    Cytat z mojego pierwszego wpisu. Pierwsze zdania wypowiedzi i otwierające dyskusję:

    ***Pani Tereso,
    Odchudzanie to nie takie masło maślane. Podstawą jest jednak zawsze bilans energetyczny. Z dokładnością matematyczną. Z tym, że w tak skomplikowanej retorcie chemicznej jaką jest nasz organizm, bardzo dużo czynników na ten metabolizm wpływa. Dlatego tak niepewne są efekty redukcji masy ciała.***

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 14, 2011 o 01:01
    Proszę czytać uważnie i ze zrozumieniem.
    Cytat z zakończenia wypowiedzi Pani Teresy:

    ***Naprawdę szkoda już czasu na dyskusję o otyłości w kategoriach kalorii i energii… ***

    Pozdrawiam żałując zmarnowanego czasu, entuzjazmu i zarwanych nocy

  56. Panie Lechu, cytowałam Mateusza Rolika ? ze strony http://www.nowadebata.pl . Że Mateusz Rolik oświadczył, iż żal mu czasu na dyskusję „w kategoriach kalorii i energii’ nie znaczy by to była moja rada dla Pana. To jedno. A drugie: czy nie spotyka Pan osób, które jedzą „w nie swoje duchy”, czyli dużo, nie forsują się fizycznie, i nie tyją? Co z ich dokładnością matematyczną w bilansie energetycznym?

  57. Renia pisze:

    Cyt. Z Teresy:”Panie Lechu, cytowałam Mateusza Rolika…”

    No i wszystko się wyjaśniło… pomyłka jednym słowem… ?

  58. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 15, 2011 o 09:40

    Szanowna Pani Tereso, widziałem takie osoby. Do nich należy moja żona. Zawsze jadła mało, z upływem lat coraz mniej, regularnie i nigdy w życiu nie miała nadwagi. Nawet pojedyńcze szaleństwo tortowo-lodowe nie szkodzi jej wcale. Do tego dużo się rusza i, jak dotychczas, dźwiga systematycznie ciężary. Dietę ma normalną. 30% zapotrzebowania energetycznego z różnych tłuszczów. białko 1 g na kg ciała, reszta to węglowodany złożone. Figura licealistki. I znam wiele takich osób, które są szczupłe. i pochodzą z rodzin, gdzie dominowali szczupli (nawyki żywieniowe). Sporadycznie potrafią dużo zjeść, ale jak moja żona, nigdy nie mieli grama nadwagi. Nim organizm odłoży tłuszcz zapasowy najpierw musi zbudować komórki tłuszczowe (magazyny). Dlatego tak ważne jest aby dzieci nigdy nie były otyłe.
    Bardzo serdecznie pozdrawiam.

  59. Panie Lechu, a osoby które jedzą dużo i są szczupłe spotkał Pan? Bo ja tak.

  60. Renia pisze:

    Chyba moja córa do takich należy. Je to na co ma ochotę i w ilościach też takich na jakie ma ochotę. Słodyczy też sobie nie odmawia – chociaż nie je ich codziennie. Ma 14 lat, 164cm wzrostu i waży 45 kilo…

  61. Nemer pisze:

    Szanowni Państwo,
    znającym język angielski nieco lepiej ode mnie polecam zajrzenie tutaj , który to artykuł każe mi mieć wątpliwości co do tego, że słuszne jest traktowanie organizmu ludzkiego jako maszyny, która funkcjonuje wg prostych praw fizyki.

    Panie Lechu, jeszcze raz Pana przepraszam, za moje emocje i dziękuję za życzenia.
    Mój problem leży w tym, ze 13 lat temu miałem operację TEA t lewej szyjnej przy całkowitej niedrożności prawej. Wystraszony, ze zlasowaną prawą półkulą zastosowałem się ściśle do zaleceń lekarzy dot diety i praktycznie wyeliminowałem z mojej diety tłuszcze nasycone. Statynami wtedy jeszcze nie obdzielano i mój poziom cholesterolu całkowitego był nadal powyżej 250 ze złymi proporcjami. Ta precyzyjna moja dbałość o „zdrowe odżywianie”, aktywność fizyczna czyli rehabilitacja by wyjść z lekkiego paraliżu lewej strony ciała nic nie pomogła, choroba wieńcowa się musiała rozwijać gwałtownie, bo w pięć lat później trafiłem w ręce personelu dra Garlickiego. Orzekł bowiem, że angioplastyką się już u mnie niczego nie załatwi.
    Jestem pewien, że gdybym nadal odżywiał się „zdrowo” wg tych strasznych „piramid” to dzisiaj już bym nikogo na tym blogu nie zanudzał.
    Wiem jak się czułem po CABG, badałem naczynia wieńcowe po 5 latach i teraz. Nigdy, tzn. przez całe 8 lat po operacji nie czułem się lepiej i bardziej wydolny fizycznie jak teraz ale porzuciłem „zdrowe” diety zalecane przez kardiologów. Zawsze bezgranicznie ufałem medykom, w ich fachowość, wiedzę i etykę. Doświadczenie nauczyło mnie, że nie do końca mogę polegać na ich wiedzy choć nadal ufam, ze kierują się dobrą wolą i zdobytą wiedzą ale czy na pewno zawsze trafnie opisującą przyczyny i skutki naszych ludzkich dolegliwości i ułomności?
    Jednym sł0wem, mogę z czystym sumieniem powiedzieć (odnośnie „zdrowych” piramidalnych diet) – „wątpię więc jestem”.

    A co otyłości, to przyczyny muszą być skomplikowane, bo np.do wieku chrystusowego obżerałem się niesamowicie, będąc w wojsku głodowałem i na skutek interwencji lekarza otrzymywałem drugi obiad. Opuściłem koszary przy masie 54 kg przy blisko 180 cm wzrostu. Pożerałem nadal ogromne ilości. Normą były dwa obiady, jeden w pracy drugi w domu, byłem chudy i żylasty. Zdawało się, że nie utyję nigdy powyżej 66 kg masy, która się nie zmieniała przez 15 lat. Nie zawracałem sobie też głowy higienicznym trybem życia. Używałem wszystkiego na „p”, kartograjstwo i inne rozrywki podnoszące poziom adrenaliny z wycieczkami na Bałkany w latach dzięwięćdziesiątych włącznie. Przyszedł moment, ze mnie do medyków dostarczono, zawracam im odtąd głowę i MUSZĘ WALCZYĆ z rosnącym brzuchem, który – byłem pewien – nie urośnie mi nigdy. Na dodatek chodzę prawie ciągle głodny jak za młodu a Szanowna Gospodyni na dodatek jeszcze wywołuje u mnie ślinotok wypisując czego to nie przyrządziła sobie w Kuchni Stachurskiej.

    Pozdrawiam, Nemer

  62. Panie Nemer,

    może być Pan pewien, że od takich dań jak na moim stole nikt utyć grama nie może, pod warunkiem że bitą śmietanę czy lody zje na deser np do salcesonu, czyli do dania gdzie tłuszczu jest mniej niż „ustawa przewiduje” albo jeszcze mniej, np do białej kiełbasy z jarzynami. Dostateczna porcja tłuszczu w daniu powoduje, że nie wpadamy w nadmierne spożycie białka, które to może prowadzić do nadwagi. Na dobrą sprawę można najpierw zjeść „tłusty deser” i dokończyć dzieła daniem głównym :)

  63. Nemer pisze:

    No własnie Pani Tereso, z tymi węglowodanami to łatwo sobie daję radę z wyjątkiem środy, (kiedy to grając w bilard wypijam piwo a czasem „dwóch” ? ale z białkiem to nie za koniecznie właśnie.
    Stąd pewnie te moje kłopoty z nadwagą. Jest faktem, że kiedy tylko pilnuję tego stosunku białka do tłuszczu to muszę wycinać nową dziurkę w pasku więc chyba ma Pani rację.
    A co to? – nie sypia Pani, czy co? Wypoczywać trzeba może trochę a nie „dialogować” po nocy z jakimiś oszołomami.
    Pozdrawiam, Nemer

  64. Panie Nemer, z oszołomami?, a gdzie? Pierwsze skojarzenie – http://paradowska.blog.polityka.pl/2011/07/06/tajemnica-europosla-ziobry/#comment-85456 ? . Dla wielu to ja jestem oszołomem i też OK :) . Na doświadczenie trzeba się napracować, że tak powiem, w obie strony, żeby mieć skalę porównawczą ?

    Współczuję Panu tego co Pan przeszedł jako człowiek chory i gratuluję że się na tyle dużo wykaraskał. Wielu by chciało, a nie wiedzą, że można, albo słyszeli, ale się boją że taka duża zmiana na talerzu to im zaszkodzi. Wiele osób ma wręcz fobię na punkcie „kwaśniewskiego”, może wcześniej miałyby na „kopernika”? Fobie „pięknie” się biorą wprost z talerza, więc mnie nie dziwią, jedynie uświadamiają że akurat temu błędnemu kołu zaradzić nie sposób.

    Co do piwa to może Pana wątroba z trzustką pospołu go nie znoszą, bo to i węglowodany proste: w dwóch aż co najmniej 40 g, czyli co najmniej 8 łyżeczek cukru. Nie wiem czym zastąpić środę, skoro to taki groźny dzień. Może w czwartek po prostu nie jeść nic, a pić jedynie wodę. Takie jednodniowe przerwy ponoć pomagają szlakom metabolicznym wracać do ładu.

  65. Nemer pisze:

    Pani Tereso,
    co do tych „oszołomów” – to głownie siebie miałem na myśli, bo nie chcę nikogo obrażać (bez powodu) jednak z tą propozycją czwartkowej głodówki popiwnej, to być może dla zdrowia by mi się przydała ale czy nie jest Pani zbyt bezwzględna? – A w ogóle, to czy Pani środkiem lokomocji nie jest przypadkiem miotła? ? Oj co ja godom, co ja godom! A niech to szlak (metaboliczny oczywiście).
    Serdecznie pozdrawiam, Nemer

  66. Renia pisze:

    Bardzo fajnie się Was czyta… ?

  67. Panie Nemer, skąd tam bezwzględna ? Dla Pana wątroby, trzustki, serca, wręcz jak balsam :)

    W ogóle to jeszcze nie jest, ale kto wie jak jeszcze będzie? Może inaczej się nie da?

    Pozdrawiam wzajemnie!

  68. Lech pisze:

    Nemer pisze:
    Lipiec 15, 2011 o 23:20

    Gratuluję Panu dobrej kondycji psychicznej i fizycznej, jak i dobrego humoru. Chciałem jednak coś zauważyć. Opisuje Pan siebie z przeszłości jako okaz zdrowia. Jednak miał Pan przynajmniej 2 poważne czynniki ryzyka epizodów naczyniowych.
    1. Palenie papierosów (pozostałe 2 p miały mniejsze znaczenie, a to ostatnie nawet Pana chroniło) i
    2. hipercholesterolemię, z którą istotnie w tym czasie trudno było sobie poradzić.
    Mimo b. aktywnego fizycznie trybu życia, rozwinęła się wielopoziomowa, masywna miażdżyca. Szczęściem trafił Pan na lekarzy, którzy Pana wyciągnęli z tych nieszczęść i teraz, gdyby Pan o tym napisał, nie podejrzewałbym, że miał Pan też epizod mózgowy i to tak poważny.
    Teraz drugie spostrzeżenie.
    Otóż diety Jana Kwaśniewskiego nauczają skrupulatnie na wielu kursach. Podobnie jest z innymi dietami. Natomiast tej naturalnej, śródziemnomorskiej nie uczy nikt. Istotnie ja mam w swoim gabinecie dwie szafy różnych „piramidek” i opisów, masę innej literatury, ale ani jednego adresu, gdzie można się tego nauczyć praktycznie. Nie mając przygotowania dietetycznego i będąc antytalentem kucharskim, który nawet wodę przypali, nie mam szans. Dopiero ostatnio zaczęło to jakoś działać, bo znalazłem mgr. inżyniera z zakresu prawidłowego żywienia człowieka i on rozwiązuje problemy dietetyczne moich pacjentów, szkoląc całe rodziny. Ja natomiast nie tyle wierzę w dietę śródziemnomorską, co w ewolucję. Wraz z ewolucją człowieka ewoluowały procesy metaboliczne, a te uzależnione były od tego czym nasz małpoludzi praprzodek żywił się na sawannach i w okolicy morza śródziemnego. Ewolucja nawet okres głodu, o ile głód nie zabił, przekuła w zwycięstwo. Warto o tym wiedzieć i to umiejętnie w diecie zastosować.
    Poza tym dopóki człowiek jest zdrowy, to niewiele zaszkodzić mu może. Nawet cyjanek potasu Rasputina nie zabił. Ale to wszystko do czasu. Przewlekłe stosowanie jednostronnej diety wcześniej czy później zaszkodzi.
    Niemniej jednak dobrze, że Pan do mnie napisał. Zjednałem sobie następnego przyjaciela.
    Serdecznie pozdrawiam i stałe będę za Pana trzymał kciuki. . .

  69. Renia pisze:

    Panie Lechu chociażbym chciała, to i tak nie mogę się Panem zgodzić. Dlaczego pan określa dietę śródziemnomorską jako naturalną? Przecież ona nie była i nie jest dieta naturalna dla naszego regionu geograficznego. To bardziej Dietę Optymalną można nazwać dieta naturalną, bo właśnie dawniej (nie tak bardzo dawno znowu) na naszym regionie (i nie tylko na naszym – prawie we wszystkich regionach pasterskich – gdzie żyją ludzie długowieczni) podstawą diety były jaka, masło, śmietana, mięso, podroby mięsne i smalec, a nie tłuszcze roślinne. Nie wspomnę o ludziach bardzo ubogich, którzy byli zmuszeni do diety wysokowęglowodanowej (chleb, ziemniaki) – podobnie jak to jest w Afryce i Indiach. Wegetarianie z przymusu.

    Chciałabym również się dowiedzieć gdzie to tak skrupulatnie uczą diety
    Kwaśniewskiego? Lekarze, z którymi rozmawiałam, mało na ten temat wiedzieli. Często kojarzyli ją z dietą wysokotłuszczową i jednocześnie wysokobiałkową. Albo utożsamiali ją z dietą Atkinsa… Na ogół tylko jedno o niej wiedza „dokładnie”, że szkodzi. Jak nie od razu to po latach ale zaszkodzić musi… bo nie zgadza się z dogmatem medycznym.

    Osiemdziesięcioletni pan z Katowic opisywał w miesięczniku „Optymalni” jak to lekarz przestrzegał go przed Dietą Optymalną. Pan ten miał kłopoty ze stawami i nawet z chodzeniem. Pomimo ostrzeżeń lekarza przeszedł na ten sposób żywienia, bo lekarz mu zdrowia już nie obiecywał, jedynie łagodzenie objawów choroby lekami. Po kilku latach pacjent ten chciał pochwalić się owemu lekarzowi tym, że jest teraz okazem zdrowia i może śmiało robić długie górskie wycieczki, ale – jak się okazało – nie mógł tego zrobić, bo ten lekarz już nie żył…

  70. Renia pisze:

    @Lech:”Przewlekłe stosowanie jednostronnej diety wcześniej czy później zaszkodzi.”

    Co to oznacza przewlekłe stosowanie jednostronnej diety? Dieta Optymalna jest sposobem odżywiania się na całe życie. Prawidłowa jej nazwa to jest Żywienie Optymalne. Mylnie jest często utożsamiana z dietami – głównie odchudzającymi – kończącymi się afektem jo-jo.
    A jednostronna? Ma Pan na myśli, że zbyt mało urozmaicona? Albo, że nie zawiera wszystkich niezbędnych do życia w zdrowiu składników. I tutaj pan się myli. Jako lekarz na pewno pan wie, że w samym żółtku znajdują się wszystkie potrzebne nam minerały i witaminy – oprócz witaminy C, którą to łatwo uzupełnić warzywami, czy też owocami, które to w niewielkich ilościach też są zalecane na DO.
    Poznał Pan tą książkę? Urozmaicenie jest spore…
    http://www.ceneo.pl/showPicture.aspx?productID=1427142

  71. Renia pisze:

    @Lech:”…jestem jeszcze człowiekiem aktywnym, pracującym zawodowo do 14 – 16 godzin na dobę. ..”

    Mam tylko jedno pytanie: czy lekarz pracujący tyle godzin dziennie może cierpliwie i dokładnie wysłuchać pacjenta? prawidłowo go zdiagnozować i dać odpowiednie zalecenia co do jego leczenia?
    Odpowiadam sama – może, ale szanse są na to niewielkie…poprawność leczenia i ilość nadgodzin w pracy lekarza, korelują się ujemnie…

  72. Nemer pisze:

    Panie Lechu,
    szczerze dziękuję za troskę, wręcz czuję się zażenowany i trochę żałuję nawet, ze przyznałem się do niektórych swoich „przejść” ale po prostu własne doświadczenia są najbardziej przekonujące. Z wiekszoscią stawianych przez Pana tez się zgadzam choć z pewnymi uwagami, bo np. ewolucja i determinujące ją warunki powodują, że ludzie są różni. Hindusa organizm podobno sam wytwarza witaminę B12 wiec może sobie np. uprawiać wegetarianizm. W krajach cieplejszych można bez szkody dla zdrowia zakazywać nawet religijnie spożywania wieprzowiny ale już w strefie umiarkowanej taka polityka nie jest trafna – moim zdaniem. Podobno utraconych synaps się ni odzyskuje ale podobno rosyjscy naukowcy stwierdzili, że u ludów północy, taką zdolność mają organizmy nałogowych alkoholików, którzy np. mogą zostać laureatami nagród Nobla, nie tylko pokojowych jak Murzyni np.
    Daleki jestem od ocen, który sposób odżywiania jest lepszy, czy propagowany przez Kwaśniewskiego i Lutza, czy przez zwolenników tzw. diety śródziemnomorskiej. Mówieniu o tzw. „Żywieniu Optymalnym” jako diecie jednostronnej nie wydaje się się trafne bo np. różnego typu sałatek składających się z pomidorów, ogórków, rukoli, roszponki i innych kapust pekińskich nikt nie zabrania zdaje się. Ja takimi faszeruję się permanentnie i to obficie skropionymi oliwą extra cnotliwą i na dodatek „z pierwszego tłoczenia”.
    Ryby tłuste też są zdaje się dobrze widziane więc nie ma zagrożeń wywołanych np. brakami tak cennych pierwiastków śladowych. Coś w tym musi być, że równie otyli jak reszta Europejczyków Francuzi znacznie rzadziej zapadają na choroby krążenia. Kiedyś, przypadkowo jakiś czas zmuszony byłem korzystać z posiłków przygotowywanych dla batalionu Legii Cudzoziemskiej. Nie wiem, czy to była „kuchnia francuska” ale jakaś francuzolubna, bo im dpowiadała. Niełatwo mi było na początku, bo żołądek i nie tylko odmawiały współpracy dopóki koledzy z Portugalii nie poradzili mi, bym jednak korzystał z przydziałowej połowy flaszki wina czerwonego (wytrawnego) wypijał szklankę w trakcie posiłku a jedną po. To skutkowało. Przyzwyczaiłem się do tego, że ziemniaki to element sałatek i do tych dziwacznych sosów i do psutego przez kucharzy francuskich chudego głównie mięsa.
    A propos alkoholu, to moje doświadczenia mówią, że aby zapewnić sobie zdrowe kichy, to Europejczyk w tropikach powinien zaczynać dzień od drinka i na drinku kończyć.
    Pisze Pan o cyjanku, który nie zaszkodził Rasputinowi (a raczej ołów podany w sposób gwałtowny i zimna woda). Widać z umiarem, to nawet cyjanek pomoże a nie zaszkodzić, np. amigdalina, czyli B-17, czyż nie?

    Co do zdolności kuchennych, to mamy je pewnie podobne bo ja nawet zaparzając komuś smyczówkę, (komuś, bo sam piję zielona liściastą) jak nie obwiążę tej dryfkotwy wokół uszka kubka, to zawsze mi się utopi ale np. potrafię ugotować jaja w specjalnej jajcarni a jak któreś zgubię po drodze ze spiżarni do kuchni to mój pieseczek (sznaucer olbrzym) zaraz je posprząta i nie ma strat bo i tak ma przydział na min. jedno dziennie.
    A w ogóle to miło mi, że zaliczył mnie Pan do grona swych przyjaciół blogowych, bo tak jest w istocie, szczególnie jeśli jest Pan TYM Lechem, który pojawia się czasami na innych blogach. Niestety nie posiadam tak gruntownej wiedzy medycznej jak Pan, bo wtedy mógłbym różnić się poglądami (czasami) może trochę czytelniej a więc „ładniej”.
    Pozdrawiam, Nemer

  73. Nemer pisze:

    Ach zapomniałem, nie wiem czy trafię w gusta ale biorącym udział w tej dyspucie polecam coś świadczącego o zmieniających się gustach kulinarnych:

  74. Lech pisze:

    Nemer pisze:
    Lipiec 16, 2011 o 23:25
    Wszędzie gdzie się pojawiam i piszę cokolwiek, nawet u Gdeczyka, piszę pod nick’iem Lech. Gdzie to możliwe staram się „zaczerwienić”, chociaż aktualnie nie mam swojej strony www. Robię tak, bo Lechów w Polsce jest sporo, głównie urodzonych tuż po II WŚ. Miło mi czytać tak miłe słowa. Z tą wiedzą to proszę nie przesadzać. Najwięcej właśnie uczę się od pacjentów. Więcej niż z literatury, chociaż stale coś czytam, czasami bez ładu i składu. Pacjentów trzeba jednak wysłuchać. Przeciętnie z jednym pacjentem przebywam godzinę, czasami dłużej. Wiele się więc można dowiedzieć. A jeżeli spotka się pacjenta „współpracującego” i z chorobą przewlekłą, to często ma więcej praktycznej wiedzy na temat swojej choroby od lekarza i na temat tego co mu szkodzi, a co pomaga. To trzeba uszanować. Tutaj jest także odpowiedź dla @ Pani Reni. 10 do max. 15 pacjentów na jeden dzień pracy to chyba, jak na polskie normy, nie tak dużo. Ostatnio jednak ostro wyhamowałem. Trochę wzorując się na Skandynawach, którzy uważają, że każda minuta pracy ponad 8 godzin przynosi pacjentowi szkody.
    Kiedyś czytałem jakąś pracę porównującą różne diety. No i cóż się okazało. Jednak całkiem spora populacja świata stosuje dietę typu śródziemnomorskiego. Różnice polegają na innych produktach zawierające te same składniki i innych przyprawach. Głównie chodziło tam o proporcje kaloryczne. Było podobnie. Ok 30% kalorii to tłuszcze, po 1 g białka na kg ciężaru ciała i reszta do 2200 kcal uzupełniana węglowodanami. W końcu powiększenie kaloryczności segmentu posiłku jedynie o 20% na rzecz tłuszczów czyni z niej dietę tłuszczową, o 20% w białkach dietę wysokobiałkową i tak dalej. A my tutaj toczymy boje. Co do C2H5OH to pisałem o winie (czerwonym wytrawnym) będącym głównym sprawcą paradoksu francuskiego.
    Serdecznie pozdrawiam i do spotkania na blogach.

  75. Renia pisze:

    @Lech:”Jednak całkiem spora populacja świata stosuje dietę typu śródziemnomorskiego”

    I niestety całkiem spora populacja świata choruje na choroby cywilizacyjne… :(

    Jak już pisałam, w moim przypadku, dieta śródziemnomorska nie zapewniła mi zdrowia – wręcz przeciwnie – była przyczyną uciażliwych chorób…

  76. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 17, 2011 o 01:30
    ***I niestety całkiem spora populacja świata choruje na choroby cywilizacyjne… :(***
    co wynika głównie ze zmiany jakości życia i zaniechania morderczego nieraz wysiłku fizycznego, a nie trzymanie się tylko diety typu śródziemnomorskiego. Tego typu dieta charakteryzuje się pozytywnie tym, że niczego w niej nie brakuje i na ogól trudniej się na niech chudnie. Ale poza tym jest naturalnym pożywieniem człowieka.

  77. Renia pisze:

    W diecie śródziemnomorskiej jest za dużo węglowodanów. Za dużo szkodliwych tłuszczów roślinnych i za dużo owoców (nadmiar fruktozy).
    Jest bardzo dużo pacjentów , którzy za poleceniem lekarzy rystrykcyjnie jej przestrzegają (jak wcześniej ja) a mimo to (albo właśnie dlatego) ich choroby się nie cofają… :(

  78. Renia pisze:

    Ruch fizyczny to już jest „inna bajka”. Na Żywieniu Optymalnym jest on bardzo zalecany przez dr. Kwaśniewskiego. Jest on – obok prawidłowego odżywiania – niezbędnym warunkiem zdrowia.

  79. Proponuję przeczytać wątek o wychodzeniu z cukrzycy – http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4325.0 . Póżniej może będę mogła napisać coś więcej, tymczasem przepraszam, ale gości obsługuję :)

  80. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Lipiec 17, 2011 o 08:55
    ***Jest bardzo dużo pacjentów , którzy za poleceniem lekarzy rystrykcyjnie jej przestrzegają (jak wcześniej ja) a mimo to (albo właśnie dlatego) ich choroby się nie cofają… :(***

    W Polsce lekarze nie są dietetykami. Dopiero taka specjalizacja się tworzy. Obesitologia. Dlatego też pozostali posługują się, jak pisał Nemer, schematami. Nie ma niczego gorszego niż schematy, głównie myślowe. Wszyscy, nawet sceptycy, przyznają, że tłuszcze roślinne są zdrowe, poza olejem kokosowym. Niektóre z nich jak oleje rybie pełnią rolę leków. Oczywiście nie mogą one stanowić 100% spożywanych kalorii tłuszczowych, których jak pisałem, w diecie powinno byś około 30% dobowego zapotrzebowania kalorycznego. Powinny stanowić 2/3 ich składu. Pozostała 1/3 należy do tłuszczów zwierzęcych, którą spożywamy w wystarczającej ilości z chudym mięsem. Mięso jest tkanką mięśniową zwierzęcia. Pomiędzy włóknami mięśniowymi jest wystarczająca ilość luźnej tkanki łącznej zawierającej zawsze wystarczającą ilość tłuszczów zwierzęcych.
    Pisząc o porównaniu diet świata chodziło mi o porównanie tzw diet narodowych, a nie żywności śmieciowej, którą głownie odżywiają się współczesne społeczeństwa, głownie amerykańskie. Przyczyn wzrostu chorób cywilizacyjnych, w tym zachorowań na nowotwory jest bardzo wiele i są związane głownie z odejściem człowieka od życia w środowisku naturalnym w środowisko wysoce zurbanizowane. Ponieważ ewolucja za tym procesem nie nadąża stąd problemy.
    Pozdrawiam.

  81. Renia pisze:

    @Lech:
    „Wszyscy, nawet sceptycy, przyznają, że tłuszcze roślinne są zdrowe, poza olejem kokosowym. Niektóre z nich jak oleje rybie pełnią rolę leków. Oczywiście nie mogą one stanowić 100% spożywanych kalorii tłuszczowych, których jak pisałem, w diecie powinno byś około 30% dobowego zapotrzebowania kalorycznego. Powinny stanowić 2/3 ich składu. Pozostała 1/3 należy do tłuszczów zwierzęcych, którą spożywamy w wystarczającej ilości z chudym mięsem. Mięso jest tkanką mięśniową zwierzęcia. Pomiędzy włóknami mięśniowymi jest wystarczająca ilość luźnej tkanki łącznej zawierającej zawsze wystarczającą ilość tłuszczów zwierzęcych.”

    Czy mógłby pan powyższe uzasadnić czymś innym, niż sformułowaniem, że „tak na wykładach nam mówili”…?

  82. Renia pisze:

    Autorytet naukowców jest coraz słabszy, dowody naukowe się dezaktualizują – w medycynie szczególnie… mimo to trzyma się swoich dogmatów…

    http://nowadebata.pl/2011/07/16/dzisiejsze-fakty-to-jutrzejsze-mity/#more-2446

  83. Lech pisze:

    @ Pani Renia

    ***Czy mógłby pan powyższe uzasadnić czymś innym, niż sformułowaniem, że „tak na wykładach nam mówili”…?
    Renia pisze:
    Lipiec 17, 2011 o 13:14
    Autorytet naukowców jest coraz słabszy, dowody naukowe się dezaktualizują – w medycynie szczególnie… mimo to trzyma się swoich dogmatów…***

    Ad)1 ano mógłbym, ale to nie ma najmniejszego sensu w związku z Pani twierdzeniem zawartym w
    Ad)2, który sugeruje szybki powrót do jaskini i życie po bożemu jak natura nakazała.

    Niestety mamy już wiek XXI, rozwiniętą naukę, prowadzone badania od kiedy tylko człowiek je zaczął. Wszyscy poszukujący szukając błądzą, ale czasami coś cennego znajdą, dzięki czemu mamy wspaniały rozwój wszystkiego, w tym i leczenie przy pomocy przeszczepów, coraz doskonalszych protez itp. W sumie populacja ludzka ekspanduje (tylko w 20% z przyczyn medycznych). Ludzie przedłożyli swój średni żywot o przeszło 50% (tez tylko w 20% z przyczyn medycznych). Pozostałe 80% przyczyn jest wynika z tego, że w ogóle szukali i zadawali sobie różne, czasami nawet głupie, pytania.
    Nie jestem naukowcem. Jestem praktykiem i obok osobistego doświadczenia, umiejętności wyciągania wniosków z poczynionych obserwacji, uważnego wsłuchiwania i wczucia się w pacjenta, muszę się na czymś opierać.
    Tak w istocie nasz spór dotyczy tego samego problemu, na który patrzymy z przeciwnych stron. Cytat:
    „serce i wiara silnej mówią do mnie/ niż mędrca szkiełko i oko.” Pani jest od strony wiary i serca, ja od strony szkiełka i oka.
    Pozdrawiam.
    PS. o wszystkim co w linkach mi Pani przekazała wiem. Czytałem o tym wielokrotnie. O dziwo w poważnych tekstach medycznych, a od siebie podobnych pomyłek, upadków hipotez i zanikania dowodów, mógłbym dodać mnóstwo. Faktem jednak jest, że poza aspiryną (wtenczas z innych powodów) furosemidem, naparstnicą, nowszymi nitratami jednym tiazydopodobnym lekiem i rzadko tiazydami, nie stosuję w leczeniu kardiologicznym leków z lat 70’tych.
    Pozdrawiam.

  84. Renia pisze:

    @Lech:”Pani jest od strony wiary i serca, ja od strony szkiełka i oka.
    Pozdrawiam.”

    Niestety ale znowu Pan się myli. Ja nie wierzę w Dietę Optymalną. Ja poznałam ją teoretycznie i sprawdziłam w praktyce. Teoria potwierdzona empirycznie jest już wiedzą . To Pan wierzy w nieomylność autorytetów…Co mi dadzą mądre słówka lekarzy i siatka leków, które choroby i tak cofnąć nie potrafią, a jeszcze dodatkowo szkodzą? Wolę sprawdzoną praktykę i zdrowie. :)
    Pozdrawiam.

  85. Renia pisze:

    Trudno mi jest podziwiać lekarzy, którzy nawet zwyłej cukrzycy typu II nie potrafią wyleczyć. Ile milionów rocznie wydaje budżet państwa na „leczenie” cukrzycy? Ilu pacjentów pacjentów z niej wyleczyli? Ilu niepotrzebnie ma przez nią osłabiony wzrok, tyje i choruje na miażdżycę przez otrzymywaną insulinę? Ilu pacjentom niepotrzebnie amputowane są kończyny przez powikłania cukrzycowe?
    Na Diecie Optymalnej jest ona uleczalna w 100% w ciągu najdłużej 8 tygodni. Jest różnica?
    I co tutaj podziwiać? Chirurgię, która ma coraz więcej do wycinania zamiast leczyć ludzi przyczynowo?

  86. tomasz pisze:

    Witam, przeczytałem z uwagą i mam dwie rzeczy do pana Lecha.
    1. Dieta środziemnomorska nie może być przystosowana do człowieka, gdyż przez większość swego biologicznego czasu my, tu na ziemi używalismy innej diety. Nie było wtedy rolnictwa, więc dieta była podobna do diety znanej jako paleo, mówię podobna, bo nie wiemy do końca jaka ona była, ale na pewno nie zawierałą tłuszczów roślinnych i przetworzonych węglowodanów, i raczej b. mało węglowodanów wogóle. Raczej odmienne od śródziemnomorskiej.
    2. Co to za dieta przy, której, aby być zdrowym wymagany jest „morderczy”(!?!) wysiłek fizyczny?

    Z tego co mnie uczono i z rozmów ze sportowcami duży wysiłek fizyczny wcale nie pomaga zdrowiu, eksploatuje organizm, itp.
    Aktywny tryb, a nie leniwy tryb życia to nie jest morderczy wysiłek.

    Pozdrawiam

  87. To jeszcze ja :)

    Po pierwsze białka – http://www.stachurska.eu/?p=3439 . Zdrowe osoby żywiące się optymalnie potrzebują zjadać 30 – 50 g/kg wagi należnej, za to najwyższej jakości: żółtka, podroby.

    Pan Lech podaje, że w diecie śródziemnomorskiej zaleca się 1 g białka (przyjmuję, że też na kg wagi należnej), ale skąd pacjent wie ile go zjadł skoro tego w ogóle nie sprawdza? Nadmierne spożycie białka jest karcerogenne i daje konkretne objawy, niemniej ile osób chorując może swoje kłopoty zdrowotne odnieść do ilości spożywanego białka, jeśli to zagadnienie nie jest przedmiotem rozważań z lekarzem? Ilu pacjentów lekarz pytał na przykład o zapach ich wydzielin? Mnie ani razu się coś takiego nie zdarzyło. To ważne, bo pacjent niejednokrotnie mógłby zmniejszyć podaż białka by choroba ustąpiła zamiast przyjmować dziesiątą serię leków z długą listą przykrych skutków ubocznych.

    Analogicznie w przypadku niedoboru białka w pożywieniu!

    Już to, że konwencjonalna medycyna zaniedbała informowanie pacjentów o zależnościach ich kondycji od nadmiaru lub niedoboru białka na talerzu dla mnie obecnie, gdy się co tu mówić, trzeba było sporo nauczyć, nie jest w porządku. Mogłam się tej edukacji podjąć lata wcześniej, gdyby mi fachowiec taką potrzebę zasugerował. Fachowców trochę po drodze spotkałam… Przypuszczalnie też nie wiedzieli, bo to sytemowe zaniedbanie.

    Strukturalne – przecież – zaniedbania w systemie edukacji lekarzy oceniam jako szkodliwe dla chorych. Medycyna wzięła się za handel lekami, czy jakoś tak ? uznając się za wieczne pióro dla przemysłu farmaceutycznego?

    Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że lekarze chorują na wszystkie możliwe choroby pospołu ze swoimi pacjentami i z tych samych powodów, którym na imię niedoinformowanie.

    cdn

  88. Renia pisze:

    Bardzo słuszne uwagi Tereso. Chyba nawet więcej niż słuszne i więcej niż uwagi… ?

  89. Cd:

    Po drugie źródło energii – http://www.stachurska.eu/?p=3383 . W diecie optymalnej tłuszcze, w diecie japońskiej węglowodany – nie znalazłam linka, a wiem że jest; Reniu, może pomożesz? – a w diecie śródziemnomorskiej jedno i drugie i to bez sprawdzania, a więc jakiejkolwiek kontroli co do proporcji tłuszczu i węglowodanów w stosunku do białka, jak i ich (tłuszczu i węglowodanów) w ogóle – chybił trafił, czyli… nie ma cudów – chybił. Żadnej możliwości obserwacji organizmu na zmiany. Poza tym węglowodany organizm najpierw musi i tak przetworzyć na tłuszcz, więc po co mu tę robotę zadawać skoro można dać od razu tłuszcz?

    Dla mnie jest logiczne aby trzymać się jednego, szczególnie że doświadczyłam na sobie właśnie „zasilania mieszanego” oraz tłuszczowego i wynik porównania przemawia bezwzględnie na korzyść tłuszczu. Za istotne osobom, które możliwości porównań (na sobie ) nie mają polecam informacje zebrane na niniejszej stronie nt ATP.

  90. Renia pisze:

    Mam link o diecie japońskiej, ale ze słabą jakością techniczną:

    http://dr-kwasniewski.pl/sklep/pliki/60/dj.wma

  91. Mam wrażenie że była na audio oraz w wersji do czytania, ale może się mylę?

  92. Czy ja przywoływałam tu: Z winy insuliny – http://www.stachurska.eu/?p=917 ?

  93. Renia pisze:

    Gdzieś to czytałam…jest to bardzo ważny temat, bo większość diet polega właśnie na zmniejszeniu spożycia dziennych kalorii, co szybko skutkuje zmęczeniem, depresjami i efektem jo-jo. Sama do niedawna nie wiedziałam, że podwyższony poziom insuliny wpływa na tycie i powstawanie chorób cywilizacyjnych. Czyli znowu potwierdza się zgubny wpływ węglowodanów (które podwyższają poziom insuliny) na naszą wagę i nasze zdrowie…

  94. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 28, 2011 o 12:12

    Pani Tereso, proszę mi podać numer swojej skrytki pocztowej. Najlepiej na znany Pani mój adres e-mail. Mam dla Pani doskonały materiał na poruszane tutaj tematy. Z wielką satysfakcją prześlę je Pani. Zaznaczam, że jest to periodyk Towarzystwa Badań Nad Miażdżycą, którego nie czytałem przed moimi wpisami na Pani blogu. O insulinie też tam piszą i innych czynnikach. Bólu głowy można dostać od tego. Warto jednak przeczytać, okazuje się, że samą znajomością chemii nie da się zrozumieć specyfiki naszej retorty biochemicznej.
    Pozdrawiam

  95. Panie Lechu, na swojej stronie to Towarzystwo poleca 130 stron – http://www.ptbnm.pl/pdf/Poradnik.pdf , które mnie nie zaskczyły, wszak chorowałam na serce… Miałam szczęście, że dane mi było z przypadłości się wydobyć, choć nawet profesorowie medycyny szans na wyleczenie nie widzieli. Lekarz Jan Kwaśniewski wiedział jak i tę wiedzę udostępnił w kilku książkach. Polecałam już Panu „Jak nie chorować?”?

    Adres Panu oczywiście już wysyłam, ciekawa jestem materiału jaki Pan zdobył.

  96. Marek pisze:

    Bilans energetyczny to podstawa, tylko i aż. Jest warunkiem koniecznym choć nie wystarczającym (matematycznie). Dochodzi do tego jeszcze efektywność wykorzystania przez organizm dostarczonych surowców. Poza tym czy widział ktoś otyłych więźniów obozów (nie harcerskich)? Efekt jojo? – wyłącznie problem zaopatrzenia – czy widział ktoś otyłych więźniów obozów…
    PS. Moja żona zawsze gdy nieco przytyje liczy kalorie. Pomaga natychmiast – kwestia dyscypliny

  97. Renia pisze:

    Z tego powodu diety niskokaloryczne kończą się efektem jo – jo. Organizm głoduje i zaczyna potem robić zapasy „w razie czego”… Trzeba ograniczać węglowodany, które podwyższają poziom insuliny w organizmie (a ta powoduje tycie) a energię czerpać głównie z tłuszczów zwierzęcych…Nie ma takiej możliwości biochemicznej, aby zjadany tłuszcz odkładał się w postaci tkanki tłuszczowej. Powstaje ona wyłącznie z węglowodanów lub z nadmiaru białka, które to organizm również przetwarza na węglowodany i odkłada w postaci tłuszczu – jest tak np. u Eskimosów.

    Podstępne węglowodany…insulina powoduje tycie…

    http://www.spirulina.pl/dieta/nie-wpadnijcie-w-insulinowa-pulapke.html

  98. Reniu, w tym tekście im dalej tym dziwniej :)

  99. Renia pisze:

    Tak. Końcówka w ogóle pokrywa się z obecnymi zaleceniami dietetycznymi i z tą preferowaną „piramidą choroby” postawioną „do góry nogami”. Ale jest jasno pokazany mechanizm działania węglowodanów > insuliny > tycia…

  100. Lech pisze:

    Marek pisze:
    Sierpień 15, 2011 o 21:55

    Marku, popieram Pana. Ja swoim otyłym pacjentom, którzy zaczynają śpiewkę od:, że gdyby inni jadali tak mało jak oni to….. mówię, że w obozach koncentracyjnych nie było otyłych. Zresztą do świadomości społecznej powoli, ale już przebija się ten fakt, że kalorie liczyć trzeba, wykorzystywać „reset metaboliczny” i zwracać uwagę co się zjada. Obecnie dzielnie mi w tym pomagają obesitolodzy, narazie nie lekarze, a mag. inż. żywienia człowieka. Zbierają wywiady dietetyczne. Układają całkiem poprawne diety. Nie stosują głodówek, diet jednostronnych, tylko zdrowe żywienie z masą substancji balastowych. Pozwalają pacjentowi raz w tygodniu na „niezdrowe” szaleństwo (np, lody, sernik, czy nawet określona porcja piwa), ale wliczone w bilans kaloryczny i wmontowany w dietetyczny kontekst. Obiektywnie zauważam, że mam wśród pacjentów coraz mniej otyłości patologicznej i to bez operacji bariatrycznych. Pozdrawiam.

  101. Renia pisze:

    ” Układają całkiem poprawne diety. ”

    Według kogo czy czego poprawne? Według obecnej piramidy zdrowia?

  102. Renia pisze:

    Żeby schudnąć nie trzeba głodować (to kończy się robieniem zapasów przez organizm, zwolnieniem metabolizmu i efektem jo jo) wystarczy jeść w prawidłowych proporcjach. Zmniejszyć ilość zjadanych węglowodanów (których nadmiar organizm przetwarza na tkankę tłuszczową) i zwiększenie ilości zjadanych tłuszczy zwierzęcych gwarantuje chudnięcie i poprawę stanu zdrowia. Drastyczne ograniczenie zjadania tłuszczów zwierzęcych generuje choroby cywilizacyjne w tym depresję.

    Ja będąc kilkanaście lat na diecie śródziemnomorskiej nabawiłam się różnych chorób, które dopiero Dieta Optymalna zlikwidowała.
    Okazuje się, że tłuszcze zwierzęce są niezbędne dla naszego zdrowia.
    Opinia doktora Pali:

  103. qermi pisze:

    Z natury jestem szczupłą osobą, tony węglowodanów nie zalewają mnie tłuszczem, mimo to i tak unikam ich jak ognia. (Podstawa to jajka z boczkiem:) ) Więc kieruję zaś pytanie ‚z drugiego bieguna’- JAK PRZYTYĆ? Odpowiedź jest niby jest oczywista- dieta wysokobiałkowa +odpowiedni trening siłowy.
    Jaka to jest dieta wysokobiałkowa? Na większości forum kulturystycznych przetarł się mit iż prawo dynamiki tłumaczy wszystko. Chcesz przytyć? jedz 500kcal więcej, chcesz schudnąć?- jedz 500kcal mniej. W takim razie niech ktoś mi wytłumaczy jak ja,- osoba ważąca 70kg, jedząca dziennie 1kg ryżu, 2g białka, 1,5g tłuszczów,- razem / kgmc ok 5000kcal+ nie może przybrać na masie ani ciutki?
    Na szczęście nie stosuję się już do podobnych herezji, w przeciwnym wypadku za kilka lat cukrzyca zapukała by sama.
    W polskojęzycznym jest kilka miejsc gdzie możemy znaleźć z goła odmienny pogląd iż 2g białka/ kgmc to głodowa porcja dla osoby, która chce budować masę mięśniową,- zalecane widełki na początek to 3,5g~ i do tej opcji skłaniałbym się bardziej. Mimo to te osoby nie radzą ograniczać węgli, by białko nie szło na cele energetyczne. Ja się więc pytam- nie możemy ich CAŁKIEM zastąpić tłuszczami i tym samym skutecznie budować masę mięśniową? pozdrawiam

  104. Nadmiar białka osobista wątroba przetwarza na… węglowodany (ze 100 g B – 58 g W) ogromnym i przecież zbędnym wysiłkiem więc nie lubi tej pracy – http://www.stachurska.eu/?p=5910 .

    Wagę należną można uzyskać – jak pisze w wielu opracowaniach dr Kwaśniewski – dzięki ŻO. Proponuję przeczytać książki Doktora oraz zawartość strony http://www.dr-kwasniewski.pl .

  105. Renia pisze:

    Dieta Optymalna jest chyba jedynym takim sposobem odżywiania się, na którym osoby wychudzone tyją, a osoby z nadwagą chudną. Nie na darmo nazywa się „optymalna”… ? Umożliwia optymalne zaopatrzenie organizmu we wszystkie niezbędne dla niego składniki mineralne i witaminy, jak i pozwala uzyskać optymalną wagę ciała.

  106. qermi pisze:

    Niestety przy niskim spożyciu białka 1g~/ kmc budowa masy mięśniowej jest niemożliwa. Organizm potrzebuje pełnej palety aminokwasów. Jeśli faktycznie organizm przekształca białko na węglowodany, to czy nie lepiej od razu spożywać węgle? Takie rozumowanie na pewno jest błędne. Poza tym przy wysiłku siłowym nie ma mowy o nadmiararze białka, które są potrzebne do odbudowy przerwanych włókien mięśniowych

  107. qermi pisze:

    Dodam jeszcze iż nie jestem osobą zaniedbałą, wychudzoną,- mam optymalną wagę. Niestety dr Kwaśniewski nie wspomina nigdzie o swojej diecie w aspekcie budowy idealnej sylwetki.

    pozdrawiam

  108. Renia pisze:

    Przy dużej aktywności fizycznej spożycie białka ulega zwiększeniu. Jednak głównym źródłem energii są tłuszcze nasycone.
    Węglowodany też powinniśmy zjadaś – średnio ok. 50 g dziennie, aby organizm nie musiał męczyć się z przetwarzaniem białka na węglowodany.
    „3. Białka jako materiał do budowy i przebudowy ciała powinno mieć możliwie wysoką wartość biologiczną, powinno to być białko zwierzęce, a nie roślinne.

    Nie należy spożywać za dużo białka. W wielu produktach jest go dużo (patrz tabele 1 i 2). Ryby, drób, chude mięso, a także żelatyna, chudy biały ser – to prawie samo białko. Więcej białka potrzebują niemowlęta i dzieci. Człowiek dorosły potrzebuje go bardzo niewiele. 30-50 gramów na dobę. W chorobach, przy których występują widoczne niedobory białka można początkowo zwiększyć jego spożycie do 100-130 gramów na dobę. Białko białku nierówne. Im lepsze białko (to z żółtek, wątróbki czy nerek) tym trzeba go mniej.”

    http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=80

  109. Ja bym popatrzyła na sprawę „oczami” wątroby :) Jak co wątrobie nie służy to całemu organizmowi nie służy. Nie szukałabym „idealnej” sylwetki, ATP bardziej przydatne – http://www.stachurska.eu/?p=3383 . Poza tym jeśli zjada się za mało tłuszczu w proporcji do białka to można też wpaść w cukrzycę? Jeśli białka 2 g na kg nmc to ile tłuszczu? Na zwiększony wysiłek fizyczny potrzebne jest proporcjonalnie więcej źródła energii.

  110. qermi pisze:

    Oczywiście mówimy tu o białku pochodzenia zwierzęcego, roślinne ma niepełny skład aminokwasów, a poza tym nigdy nie były podstawą żywienia u człowieka.

    Od jakiegoś czasu na codzień jem tylko mięso, ryby, jaja, masło, smalec i nabiał oraz trochę węgli na poziomie ok 50g. Nigdy nie przeliczałem proporcji, ale wyjdzie pewnie ok 1,5g białka, 2,5+ tłuszczu~.
    dr Kwaśniewski zaleca większe spożycie tłuszczów nasyconych, lecz tu mam wątpliwość co do tego jak to się ma do żywienia naszych przodków. Jedząc mięso oraz podroby i szpik, jaja, okazjonalnie warzywa i owoce w okresie letnim osiągali zbliżone spożycie białka w stosunku do tłuszczów.

  111. Renia pisze:

    Nie koniecznie u naszych przodków było wszystko idealnie, ilość zjadanego tłuszczu na pewno była u nich związana z porą roku i obszarem, który zamieszkiwali. Tacy dajmy na to Eskimosi jedli tłuszczu na pewno bardzo dużo, a mieszkańcy Afryki na pewno mniej…

  112. Renia pisze:

    Ja uważam, że to co nas uczyli na lekcjach historii, że dawniej ludzie mieli mało jedzenia, mieli okresy głodu, całymi dniami zajmowali się polowaniem, a jak brakowało im mięsa to jedli korzonki…itd itp…że to są bzdury. Uważam, że dawniej było tyle lasów i zwierzyny – a mało ludzi – że o mięso i jaja nie musieli się nasi przodkowie zbytnio troszczyć. Nie musieli polować codziennie i mieli znacznie więcej czasu niż my na pogawędki i zabawy przy ognisku…

  113. qermi pisze:

    Z tą przemianą białek na węglowodany nie jest do końca tak jak piszesz… Na początku spożycia większych ilości białka zachodzą takie procesy, lecz po ok. miesiącu- mechanizmy buforujące są na takim poziomie, że już zabezpieczają białko przez zcukrzeniem, korzystają w tym celu z cial ketonowych.

  114. Renia pisze:

    Zawsze gdy zjadamy zbyt dużo białka, cześć z niego zostaje zamieniona na węglowodany (organizm nie robi zapasów białka), a te (gdy jest ich za dużo) na trójglicerydy (te z kolei odkładają się w tętnicach i/lub w postaci tkanki dłuszczowej – najbardziej w okolicy okołobrzusznej).
    Mniej więcej po miesiącu na Diecie Optymalnej należy zmniejszyć ilość zjadanego białka, gdyż organizm nie potrzebuje go już tyle na przestawienie metabolizmu. Ale to jeszcze zależy od właściwości osobniczych…np. chorób, wieku, trybu życia…

  115. qermi pisze:

    W tym wypadku nadmiar białka jest dostarczany w celu poprawy bilansu azotowego i odbudowy włókien mięśniowych.
    Przez ostatnie 2 miesiące nie ćwiczyłem, jadłem ok 2g białka 3g tłuszczu, 0,5g węgli / kgmc. Jak wynika z teorii- poziom trójglicerydów powinien wzrosnąć z powodu nadmiaru białka. Przed rozpoczęciem diety oraz po 2msc zrobiłem morfologię krwi- cholesterol podwyższył się z 150 na 190, zaś trójglicerydy spadły z bodaj 80 na 65.

  116. Germi, czym się Pan tak wyniszczył, że cholesterolu miał 150? Po takim tąpnięciu nie dziwi że jeszcze nie jest tragicznie (od chorób z autoagresji zdąża Pan do chorób cywilizacyjnych?), bo organizm się Panu odbudowuje a to wymaga więcej białka. Ile? Sprawdzi Pan jeśli zastosuje 3 – 4 g T na 1 g B. Poza tym jest istotne jakie białko (z czego?) Pan konsumuje.

    Proponuję poczytać o skutkach nadmiernego spożycia białka ?

  117. Renia pisze:

    Cyt. z qermi:”cholesterol podwyższył się z 150 na 190, zaś trójglicerydy spadły z bodaj 80 na 65.”
    Spadek poziomu trójglicerydów uzyskał Pan z pewnością przez ograniczenie węglowodanów…
    A białko organizm wykorzystał na przystosowanie metabolizmu i regenerację organizmu…

  118. qermi pisze:

    Czy się wyniszczyłem? Trochę na pewno,- jadłem normalne posiłki, dużo węglowodanów (bez słodyczy i napoi gazowanych). Mam dopiero 22 lata, więc dobrze, że zmieniłem dietę tak wcześnie inaczej odczułbym różnorodne choróbska za lat kilkanaście.
    Spożywam tylko pełnowartościowe białko – jaja, ryby, mięsa, nabiał.
    Zdefiniujmy pojęcie ‚nadmiar białka’- ile to jest dokładnie?

  119. Germi, to akurat może Pan zrobić sam, ja zaś nie mogę, gdyż niczego w Pana sprawie nie wiem na pewno. Rzecz zależy od stanu zdrowia, należnej masy ciała oraz jakości spożywanego białka. Żółtka, podroby, nabiał, tak powinna wyglądać kolejność. Ryby z rzadka… Kolagen dla dobra kości oraz tkanki łącznej – galarety wieprzowe, salceson. I masło, śmietana i śmietanka, smalec, słonina, boczek, podgardle. Posiłek należy tak kalkulować by na 1 g białka przypadało 3 – 4 g tłuszczu (jeśli nie ma Pan nadwagi) dzięki czemu organizm pokieruje Pana apetytem na białko. To tak w skrócie. Warto poznać książki doktora Jana Kwaśniewskiego z „Jak nie chorować?” na czele. Trochę trudna, ale zrażać się nie warto.

    Przy zwiększonym wysiłku fizycznym (treningi?) można sprawdzić większe spożycie tłuszczu, np 5 g na 1 g białka.

  120. qermi pisze:

    Mity o nadmiarze białka wywodzą się z lat 70-tych, gdy Ancel Keys budował teorię o szkodliwości tłuszczów. A, że oba składniki występują najczęściej razem oberwało się także białkom. Nie ma ŻADNEGO rzetelnego naukowego badania, w którym badano czy nadmiar białka szkodzi. Są natomiast badania wykonane na osobach chorych na nerki, których to narządy faktycznie nie mogą przyswoić większej ilości białka (1g+). Powikłania to m.in. silne obciążenia wątroby i nerek na skutek niepełnego przyswajania i utleniania aminokwasów, schorzenia dróg moczowych , odwapnienia kości, kamnica nerek etc etc. W latach 90-tych zaczęto przeprowadzać pierwsze badania dyskredytujące szkodliwość białka, zaś w latach 2003-2005 nastąpił ich istny wysyp. (Mogę przytoczyć jeśli ktoś prosi)

  121. qermi pisze:

    Dodam iż ŻO zostało opracowane 30lat+ temu i do tego czasu niewiele się zmieniło. Tak więc ew. pomyłki można wybaczyć dr. Kwaśniewskiemu w świetle najnowszy badań.

  122. Renia pisze:

    Jakie pomyłki? Dr Kwaśniewski według Ciebie zaleca za mało czy za dużo białka?

  123. qermi pisze:

    Za mało.

  124. Germi, może Pan należy do osób, które muszą się uczyć na własnych błędach? Od nadmiaru białek szybko zestarzeją się Panu wszystkie organy. Już je Pan jedną metodą wyniszczał (150 dla cholesterolu) i teraz zechce Pan sprawdzić w drugą stronę? Taki nieuświadomiony przymus? Proponuję się pilnować, czyli robić badania i porównywać wyniki. Kontakt z lekarzem optymalnym też byłby pomocny.

    Doktor Kwaśniewski gdyby widział potrzebę to mógł sto razy wyniki swoich dociekań poprawić. Włożył w to dzieło tyle pracy, że na jego jakości musiało Mu bardzo zależeć.

  125. qermi pisze:

    Przyznaję, poprzednia dieta ‚szarego polaka’ na pewno nie była zdrowa, lecz wynikała ona z mojej nieświadomości oraz powszechnego mniemania o szkodliwości tłuszczów. Jednak to nie jest żadnym argumentem potwierdzającym szkodliwość „nadmiaru” białka.
    pozdrawiam

  126. qermi pisze:

    *gdyż jego spożywana dzienna ilość była równa mniej więcej 0,5-1g/kgmc

  127. Renia pisze:

    Tutaj doktor Pala wypowiada się na temat nadmiaru i niedoboru, oraz jakości, zjadanego białka w naszej diecie. Ma on wiedzę w tym temacie teoretyczną – jak i praktykę…

  128. qermi pisze:

    Zakwaszenie organizmu, przez Pana Doktora nazywane ‚przebiałczeniem’ jest bardzo ‚teoretycznym zagadnieniem’ i niestety Pan dr zapomniał dodać, iż ten stan jest niemożliwy do wywołania za pomocą diety u osoby zdrowej (wyjątek stawią tutaj cukrzycy). Problem jest z goła odmienny- jeśli nie dostarczymy organizmowi czynników alkalizujących (m.in. warzyw),- może to doprowadzić do utraty rezerw ustrojowych.

  129. Germi, Bajanie o zakwaszeniu organizmu – http://www.stachurska.eu/?p=3549

  130. Renia pisze:

    To może napiszesz do Doktora i przypomnisz…pouczysz trochę Doktora…

  131. Renia pisze:

    Ile powinniśmy spożywać białka?

    „Białka należy spożywać mało. Organizm człowieka nie magazynuje go na zapas. Przy zbyt dużym spożyciu białka cały jego nadmiar jest szybko rozkładany, przy czym w tym procesie ze 100g bialka organizm wytwarza 56g węglowodanów, które organizmowi nie są potrzebne i na ich dalszy przerób zużywa niepotrzebnie energię.
    Ile człowiek powinien zjadać białka? Można to dokładnie określić dla każdego indywidualnego człowieka, badając u niego poziom wolnych aminokwasow we krwi i poziom tak zwanego „azotu polipeptydowego”. Można, tylko jest to niepraktyczne, bo zapotrzebowanie na białko zmienia się w zależności od rodzaju składników energetycznych („paliw”) dostarczanych w pożywieniu wraz z tym białkiem. Rodzaj „paliwa” i jego jakość wpływają na zapotrzebowanie organizmu na białko; im dostarczane „paliwo” jest lepsze, tym białka potrzeba mniej.”

    http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=80

  132. Jon pisze:

    Panie Lechu. Jest Pan w takim poważnym błędzie, że aż muszę to napisać. Żaden ujemny bilans kaloryczny. Otóż przechodzę fazę uderzeniową diety Atkinsa i jak policzyć mój bilans energetyczny to jest kosmicznie dodatni. Nie ruszam się, żrę białka z tłuszczem na tony i chudnę w tempie błyskawicy. Oto obaliłem Pana wywód szybko i dobitnie.

  133. Jon, witam :) Proszę uważac na nadmiar białka – http://www.stachurska.eu/?p=3359 . Nie od rzeczy będzie też wspomnieć, że naszej wątrobie najmilej gdy tłuszczu na talerzu najwięcej – http://www.stachurska.eu/?p=5910 . Książki dr Jana Kwaśniewskiego polecam.

    Do „kompletu” – Tłusta dieta jest najzdrowsza – http://www.stachurska.eu/?p=7299 .

  134. Lech pisze:

    Szanowna Pani Tereso i szanowni interlokutorzy.
    Niemal przed rokiem bawiąc na wczasach w Wiśle, na rozpadającym się komputerze hotelowym, nocami pisałem na tej stronie nie mając dostępu do żadnej fachowej literatury swoje przemyślenia. Pisałem ot tak, z głowy, czyli z niczego. Nawet Pani Teresie przesłałem czasopiśmiennictwo naukowe po powrocie do domu. Zadziwia mnie, że te „bajeczki” już przez rok są na liście najczęściej czytanych tekstów. Zadziwia mnie też zachwyt nad niezdrowymi tłuszczami obfitującymi w cholesterol w tym LDL. Aż dziw bierze, że w międzyczasie pojawiły się wytyczne lipidologów i nie tylko, niezwykle restrykcyjne dla tłuszczów zwierzęcych, cholesterolu, a jego frakcji LDL w szczególności, a tutaj na ten temat panuje martwa cisza. Czyżby serce i wiara silniej przemawiała na tych stronach od mędrca szkiełka i oka? Tutaj nadal panuje romantyzm. To fajne, gdyby nie fakt, że jest to bardzo szkodliwy trend. A może przesłać następny numer literatury fachowej i literatury faktu?
    Pozdrawiam – Lech

  135. Panie Lechu, trwa Pan przy mainstreamowym… Choć się nie sprawdziło – http://www.stachurska.eu/?p=7299 . Organizm człowieka tłuszcze zwierzęce lubi nad wyraz – http://www.stachurska.eu/?p=5910 , a zdania lekarzy na ten temat są podzielone :) Proszę mi wierzyć, że się ogromnie cieszę, że sie wyrwałam z kłopotów zdrowotych jakich doświadczałam przez lata i że już mnie nie tyczy – http://dobrebadania.pl/slownik-badawczy.html?b=baza&szczegolowo=1196 .

  136. Renia pisze:

    Literatura fachowa tak działa, że lekarze żyją dużo krócej niż ludzie nie znający się na zdrowiu. Lekarze dobrze „znają” teorię ale w praktyce to już się nie sprawdza. Wyleczyć nie potrafią. Dieta Optymalna natomiast sprawdza się w praktyce i dlatego to jest rzetelna wiedza.

    Analogiczna sytuacja jak tutaj…teoria zbyt trudna ale w praktyce się sprawdza….

  137. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Marzec 28, 2012 o 11:31

    „Literatura fachowa tak działa, że lekarze żyją dużo krócej niż ludzie nie znający się na zdrowiu”.

    Tak Pani Reniu lekarze w Polsce żyją najkrócej i to jest prawda! Na jednym z międzynarodowych kongresów poświęconych zdrowiu publicznemu, bodajże w Kapsztadzie, właśnie ten fakt, że przeciętny polski lekarz mężczyzna, umiera przed osiągnięciem wieku emerytalnego (wtedy 65 lat), a przeciętna polska lekarka przeżywa swojego kolegę o półtora roku, wywołał szok! Takie przeciętne nie występowały nawet w krajach afrykańskich. Przyczyna tkwi także w sposobie odżywiania się, a właściwie nie odżywiania się, bo na racjonalne żywienie się przeciętny doktor nie ma CZASU!!!. Przeciętny Polski lekarz przede wszystkim działa w systemie „niewolniczej” wręcz pracy. Głównie z własnego wyboru. Na ten wybór składają się różne okoliczności. Głównie system prawny i ekonomiczny dotyczący organizacji ochrony zdrowia. Jakiż organizm wytrzyma pracę po 18 i więcej godzin dziennie bez szans na godziwy wypoczynek i chwilę spokoju. O systematycznej nauce, przyjemnościach mogą pomarzyć i je zrealizować tylko nieliczni z nas. Radość w naszym życiu trwa sekundy i jest kradziona, lub uzyskiwana w wielkiej tajemnicy przed wszystkimi, a potem okupiona ogromnymi stresami.
    Jeżeli coś piszę się na forum, szanowna Pani Reniu, należy poznać kulisy tego czegoś. O tym nie ma Pani żadnego pojęcia.
    Pozdrawiam.
    Z wyrazami szacunku Lech.

  138. Renia pisze:

    Co napisałam nie tak? Pisałam, że lekarze żyją krócej i to jest fakt. Żeby to napisać nie muszę znać dobrze ich życia zakulisowego…

  139. Renia pisze:

    Na ogół przez to ich trudne życie zakulisowe cierpią pacjenci… ?

  140. Lech pisze:

    Renia pisze:
    Marzec 28, 2012 o 22:21

    Ależ Pani RENIU!, Pani zawsze i wszystko pisze tak. Czy wyraziłem się inaczej w swoim poście.
    A pacjenci cierpiąc żyją w Polsce stale jednak średnio dłużej mimo cierpień lekarzy. Czyż nie tak? Statystyki to poświadczają.
    Pozdro – Pani Reniu. Do widzenia!!!

  141. vis-vitalis pisze:

    Nie ma chorób nieuleczalnych … Są tylko nieuleczalni ludzie…
    Kogo z państwa stać aby wspiąć się poza ograniczenia materii , to zapraszam na stronę …
    http://www.bruno-groening.org/polska/default.htm
    Wszystkiego dobrego !

  142. Lech pisze:

    vis-vitalis pisze:
    Kwiecień 1, 2012 o 08:30
    „Nie ma chorób nieuleczalnych … Są tylko nieuleczalni ludzie…”

    To stwierdzenie Pana „mieszało mi błękit w głowie” przez już 48 godzin. Przejrzałem link podany przez Pana i muszę przyznać, że w wielu przypadkach muszę się z wieloma tezami zawartymi w nim zgodzić. Pomijam moce transcendentalne, jako agnostyk. Jednak w ludzkiej psychice tkwi wiele elementów oczekujących na swoich Kolumbów. Jako lekarz schodzę już ze sceny aktywnej działalności zawodowej. Mam dużą praktykę i duże doświadczenia. Bardzo wiele widziałem i emocjonalnie przeżyłem. Większość, olbrzymią, ogarniam zdobytą wiedzą i praktyką. Są jednak przypadki, które wymykają się znanym regułom. Chociażby zbieżność w czasie śmierci osób mi najbliższych. Może to tylko przypadek?, a może jednak człowiek pozbawiony świadomości postrzeganej i rozumianej przez nas, może nakazać sobie, że wyłącza swój organizm z życia, bo dalsza walka i trwanie jest już bez sensu.
    Pozdrawiam. Lech

  143. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Kwiecień 1, 2012 o 07:10

    No cóż Pani Tereso wskazała mi Pani link, który niczego nowego mi nie powiedział. Zdrowie stało się w mentalności społecznej towarem wyłożonym na półce w supermarkecie. Istnieje tylko kwestia ceny. Tak sądzą prostaczkowie, z którymi spotykam się codziennie na pęczki. Miałem znajomego (czas przeszły, niestety dokonany) , który wręcz twierdził, że lekarze mają tabletkę i sposób na wszystko. Był w czwórce pacjentów poddanych, jak na ćwierć wieku temu, nowatorskiemu zabiegowi. On jeden z z tej czwórki od siebie nie dał nic, będąc w najlepszej sytuacji wyjściowej. Niestety nie żyje. Pozostała trójka współpracująca i stosująca się do zaleceń żyje. Nadal jest aktywna, jeden nawet zawodowo. Jeden pokonał nawet chorobę nowotworową i nadal jest ze mną w kontakcie. Niestety usługa medyczna to nie prosta i typowa usługa. Zdrowie nie jest typowym towarem. Relacja lekarz – pacjent jest czymś szczególnym. To swego rodzaju misterium często wymykające się prostackim ocenom.
    Pozdrawiam.

  144. Panie Lechu, pacjenci prostaczkowie na pęczki? Zwiedzeni przez medyczny przemysł, skołowani – jak czytam u Pana – oczekiwaniami lekarzy, którym się nie podoba, że nie zdrowieją, choć się ich tabletkami zabawia? Żeby choć skutków ubocznych one nie miały…

    Proszę zobaczyć co można jeśli się z „pęczka prostaczków” wystąpi – http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4647.0

  145. Lech pisze:

    Pani Tereso, albo się wie co się mówi i pisze, albo odwrotnie. Tertium non datur.
    Jak dotychczas działanie lekarzy opiera się na naukach podstawowych i sprawdzonych dowodach. Wiara nie jest domeną lekarzy. Od tego są duchowni.
    Zaś linkami, jak cepem, możemy się okładać do woli. Dziwaków na świecie nie brakuje. Każdy może pisać co chce. Cenzury nie ma. Trzeba mieć wiedzę i umiejętność logicznego myślenia, aby oddzielić ziarno od plew. Kto tego nie potrafi jest prostaczkiem.
    Pozdrawiam świątecznie

  146. Renia pisze:

    Panie Lechu pisze Pan bzdury jak mało który. Lekarze wiedzą? Ale im jakoś w praktzce nie wychodzi. Dieta Optymalna jest stworzona na bazie biochemii o jakiej zwykłym lekarzom się nawet nie śniło. Który z nich ma chociażby połowę wiedzy dr Kwaśniewskiego? Dieta Optymalna nie jest poparta tylko teorią (która nie jest wiedzą jeśli się nie sprawdza w praktyce – to jest tylko i wyłącznie wiara w dogmaty) ale i zweryfikowana jest empirycznie. Jeśli praktyka pokrywa się z teorią, wtedy dopiero można mówić o wiedzy. Najważniejszy jest fakt, iż od Diety Optymalnej ludzie zdrowieją z chorób nieuleczalnych dla nauki konwencjonalnej. Lekarze konwencjonalni mają wiedzę? To jest kpina i mordowanie ludzi w białych rękawiczkach .Koniec. Kropka.

  147. Panie Lechu, nie! W „najlepszm” razie na naukach o sponsoringu owych „sprawdzonych dowodów”, które następnie zamieniają bezboleśnie dla ich autorów i zleceniodawców, ale nie dla pacjentów, w mity. Kto za badania płaci ten ponoć czuje się w prawie wymagać potrzebnych mu wyników badań i spolegliwych temu wymaganiu jest nad wyraz wielu. Niezależnych naukowych badań prawie nie ma co szukać i w powodzi „interesownych” na widoku publicznym ich nie widać.

    Po drugie u ilu to rzemieślników i ew. jakich profesji czuje się Pan prostaczkiem? Jakby się ten syndrom Panu nie przytrafiał nagminnie to nie widzę powodu by się lekarz musiał nad nich wynosić.

    Po poprzednim Pana komentarzu dzień cały wahałam się, czy mam się do niego odnieść, czy zapić zimną wodą. To drugie uznawałam dla siebie za lepsze, ale że czytam te komentarze nie tylko ja to chyba nie miałam wyboru… Pojechał Pan po bandzie i co gorsze chce Pan przy tym trwać. Po jakie licho?

  148. OPTY pisze:

    ” Zaś linkami, jak cepem, możemy się okładać do woli. Dziwaków na świecie nie brakuje. Każdy może pisać co chce. Cenzury nie ma. Trzeba mieć wiedzę i umiejętność logicznego myślenia, aby oddzielić ziarno od plew. Kto tego nie potrafi jest prostaczkiem. „- Lech
    ————————-
    To powyższe to na dobrą sprawę moża by uznać za kanon wymijającej odpowiedzi. Taki kit można wcisnąć niemal każdemu w każdy tekst.
    Mamy swego rodzaju festiwal prostaczków , każdy po swojemu i wg. własnej logiki myślących.
    Wasza prostaczkowość , tak jest ! – ruki pa szwam ! – No coments.

  149. Verbal pisze:

    Panie Lechu , niech Pan weźmie poprawkę na to ,że dyskutuje Pan z osobami nie mającymi pojęcia o biologii jako takiej , o funkcjonowaniu organizmu ludzkiego już nie mówiąc. Z powodu braku wiedzy przyjęły owe osoby bezkrytycznie wszystko z książeczek Jana Kwaśniewskiego.Tu dyskusji nigdy rzetelnej nie będzie.Gospodyni bloga opisuje swoją „dusznicę” ,która z opisu w ogóle na dusznicę nie wygląda a p Renia powtarza stale te same mantry ,których się wyuczyła. O Opty nie ma co gadać nawet.
    Panie Lechu , nie wytłumaczy Pan tym osobom ,że obok biochemii (p Renia nie ma pojęcia o jej wykładaniu na medycynie) istnieją jeszcze inne dyscypliny jak fizjologia, patofizjologia czy patomorfologia.Dlatego p Teresa nie wie „co by się mogło stać ,żeby wątroba włókniała , poza niewłaściwym jedzeniem” , jak odpisała Polipowi – nie wie bo tego uczy biologia i medycyna a nie dr Kwaśniewski i linki z internetu.Szkoda czasu i atłasu

  150. Panie Verbal, może się Panu przyda: Tłusta dieta jest najzdrowsza (wywiad z Gary Taubesem) – http://www.stachurska.eu/?p=7299 .

  151. OPTY pisze:

    ” Szkoda czasu i atłasu. ” – Verbal
    —————
    No właśnie , kolejna popierdółka. Uważasz koleś ,że wszyscy muszą się znać na wszystkich dyscyplinach medycznych , wszyscy ? , przecież wiesz doskonale ,że jest to nie możliwe. Więc po co takie zarzuty ?
    Nam wystarczy ,że zywienie optymalne działa , rozumiesz facet ? , czy do tego trzeba znajomości patofizjologii ? Faktem jest ,że chorób i chorych przybywa a medycyna jest bezradna po mimo naszpikowania jej osiągnięciami technicznymi i technologicznymi . Wiadmoym jest ,ze osoby tu piszace nie sa z wyksztalcenia medykami , to po cholerę takie wypisujesz dyrdymały. Tak ciężko zrozumieć ,że ludzie dzięki takiemu żywiniu zdrowieją ?, widocznie ciężko dla zwichniętych umysłowo . Gdyby medycyna i farmacja miały osiągi to chorob i chorych by ubywało , jest niesty odwrotnie . Zajmij się pan tym zagadnieneim i nie pieprz na okrągło tych samych farmazonów. Ale jest tak jak jest napisane w 5 Księdze Mojżeszowej 28.28. – ” Porazi cię Pan obłędem i ślepotą i przytępieniem umysłu „. Z małymi wyjątkami cała medycyna podchodzi pod ten cytat. Dyskusja ztoba jest jałowa , po mimo znajomości dziedzin którymi tu epatujesz , niewiele z tego rozumiesz gościu , tak to wychodzi . Nie jesteś w stanie nikogo skutecznie wyleczyć z czegokolwiek a unosisz się jak nie wiem kto.
    Pycha , zazdrość i zawiść prawie całego środowiska medycznego powoduje to ,że zamiast ludzi leczyć to ich tylko trują.Przypominam , chorych przybywa i to na coraz dziwniejsze choroby. O tak ,do ich nazywania to lekarze mają dar ale do leczenia zupełny brak wiedzy o ich przyczynach. Zrozum tą podstawiowa zależność. Ludzie chcą być zdrowi a nie ustaiwicznie się leczyć. Nie potraficie jak na razie tego skutecznie zrobić i tyle, a bierzecie za to gigantyczne pieniądze. Wczoraj niebożę ministrialne takie głupoty pieprzyło w TV o lekach i medycynie ,że głowa bolała. I ten człowiek miał styczność w Szczecinie z Optymalnymi i co zrozumiał ? – Zakląłbym ale się powstrzymam , NIC, wielkie nic. Arłukowiczowi nikotyna wyżarła mózg.
    Verbal jesteś niewiele wiedzącym bzdeciarzem , wiedza która nie odnosi skutków dla ludzi pozytywnych jest wiedzą fałszywą , ot co ! Ale skąd tobie to wiedzieć , spepyś jak pień .
    Ale jest nadzieja ,że coraz więcej lekarzy po studiach medycznych jest w stanie zrozumieć wiedzę Dra J. Kwaśniewskiego i coraz wiecej modyfikuje nabytą wiedzę teoretyczną o wiedzę praktyczną J.K. i przynosi pozytwne skutki lecznicze dla coraz większej grupy ludzi.
    A ty Verbal jesteś gatunkim endemicznym . Przyszłość należy do ludzi nowego pokolenia , zdrowych psycho-fizycznie a nie leczonych bezskutecznie. Medycyna zmieni swoje oblicze bo ” po owocach ich poznacie. ”
    ” Bóg leczy , lekarz bierze honoraria . ” – B. Franklin

  152. Renia pisze:

    Pan Verbal wszystko wie jak Józek z piosenki, tylko wyleczyć nie potrafi.
    Pan Verbal wie, że chorować trzeba, bo tak w „mądrych” książkach pisze. Łyka wszystko bezrefleksyjnie jak czapla. No cóż. Wolny wybór…

  153. Renia pisze:

    Według Pana Verbala zdrowienie polega na znajomości biochemii, chociaż lekarze wyleczyć nie potrafią. Czyli samochodu nie powinna prowadzić osoba, która nie zna się na zasadach jego działania. A tak nie jest. Wystarczy znać instrukcję obsługi samochodu czy człowieka aby on dobrze funkcjonował. Zasady działania prądu też nie trzeba znać, żeby korzystać ze światła. Lekarze tylko ślepo wierzą w swoją znajomość biochemii. Zła wiedza jest gorsza od niewiedzy. Dawniej zwykli ludzie nie mieli pojęcia o biochemii, przez co żywili się zdrowiej. Podobnie jest z plemionami, do których jeszcze cywilizacja nie dotarła. Ta „znajomość” biochemii powoduje, że lekarze żyją krócej, a ludzie przez nich leczeni są coraz grubsi i coraz bardziej schorowani. Tępo wierzą w dogmaty medyczne, chociaż w praktyce one przynoszą opłakane skutki…:? Ja wolę nie znać się na biochemii i być zdrowa, niż „znać” się na niej i chorować. Zwierzęta nie znają biochemii i dlatego mniej chorują…

  154. Nemer pisze:

    Verbal pisze:
    Kwiecień 6, 2012 o 06:23
    „Panie Lechu , niech Pan weźmie poprawkę na to ,że dyskutuje Pan z osobami nie mającymi pojęcia o biologii jako takiej , o funkcjonowaniu organizmu ludzkiego już nie mówiąc. Z powodu braku wiedzy przyjęły owe osoby bezkrytycznie wszystko z książeczek Jana Kwaśniewskiego.”

    Szanowny Panie Verbal
    Jeśli chodzi o medycynę, biologię i co tam jeszcze, ja też nie mam pojęcia, podobnie jak o funkcjonowaniu organizmu ludzkiego ale czasami coś pozwalam sobie naskrobać na blogu u gościnnej Gospodyni.
    Rzecz w tym, że jak przekonałem się w praktyce, ta wiedza lekarzy i „fachowców” nie zawsze okazała się skuteczna np. w moim wypadku.
    Ja bardzo wiele zawdzięczam lekarzom, których wspominam myśląc o nich z uznaniem i szacunkiem bowiem już wielokrotnie i skutecznie wyciągali mnie grabarzowi spod łopaty i nadal korzystam z pomocy wielu z nich. Zaskakuje mnie jednak, że znaczna ich liczba, szlachetnych, pasjonatów, mających poczucie misji i zaangażowanych zachowuje się czasami jak np. wierzący w chrześcijańskiego boga fizyk, w tym w to, że świat został przez tego boga stworzony 5000 lat temu. Wydaje mi się, że jest to przyczyna, iż nie można lekarzom ślepo zaufać bowiem w wiele rzeczy oni „wierzą” mimo posiadania głębokiej i szczegółowej wiedzy, która tym wierzeniom przeczy.

    Weźmy np. mity kaloryczne.
    Każdy przeciętny zdun wie, że kalorie grzejące nas w mieszkaniu mają różne pochodzenie i nasz, ludzki organizm inaczej je odbiera. Inaczej odbiera ciepło z kaloryfera, inaczej ze stalowej kozy, inaczej z pieca kaflowego, inaczej z płomienia kominkowego a kominka z szybą a inaczej z elektrycznego grzejnika, np. nawiewowego czy też z elektrycznego promiennika podczerwieni. Ten zdun wie, że podobny komfort cieplny np. jak od kaloryfera można przy promienniku czy piecu kaflowym osiągnąć w temperaturze kilka stopni niższej i jak rodzaj ogrzewania ma wpływ na nasze samopoczucie. itd. itd.
    Wydaje się, że wielu lekarzy hołduje mitom kalorycznym, jakby nie mieli pojęcia o tym o czym mówią lub nie potrafili zrobić użytku z posiadanej wiedzy. Stosowanie zasad termodynamiki do organizmu ludzkiego jest wyjątkowo nietrafne bowiem chyba każdy lekarz wie, że kalorie spożywane w formie tkanki tłuszczowej nie mają szans się odłożyć, to po pierwsze a po drugie, to przeliczanie ich na aktywność fizyczną też jest dużym błędem o czym świadczy to, że np. stosunek seksualny z kochanką cechuje się dziesięciokrotnie większą liczbą zużytych kalorii u mężczyzny niż gdyby to robił z żoną.
    (Potwierdza to jedynie prawo Murphy’ego, że wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne albo powoduje tycie).

    Wydaje się też, że podobnie jest z mitem cholesterolowym. Nie ma „złych” cholesteroli, istotna jest jego struktura, pochodzenie i intensywność „recyklingu” po zużyciu, by jako zużyty nie szkodził, co ma niewiele wspólnego z jego poziomem (poza oczywiście jakimiś szczególnymi patologiami). Jak wynika z badań, przeciętna przeżywalność osób w podeszłym wieku z cholesterolem ponad dzisiejszą „normę” jest wyższa niż u tych, którzy tę „normę” trzymają.

    W sposób bardzo lekceważący wypowiada się Pan na temat tego, co głosi Jan Kwaśniewski w swoich publikacjach i z czego wynikałoby, że wg Pana jest szarlatanem i szkodnikiem. Nie wiem, czy Pan to wie ale chyba nikt nigdy nie podjął żadnej inicjatywy, by temu lekarzowi odebrać uprawnienia. Czy zadał sobie Pan pytanie dlaczego?
    Widzi Pan, był kiedyś taki lekarz zza Wielkiej Kałuży, który głosił rewolucyjne tezy dot. tego propagowanego idiotyzmu zwanego „piramidą żywieniową” a nazywał się Atkins. Zmarł dość otyły, bowiem w przeciwieństwie do Kwaśniewskiego preferował inne proporcje tłuszczu do białka i się sam do tego stosował. Tę jego otyłość i śmierć przedwczesną używano do kompromitowania jego diety a to, że zmarł na skutek walnięcia łbem w krawężnik, to o tym „zapominano”.

    Powiem Panu tak, to lekarze przy pierwszych wyraźnych symptomach rozwijającej się u mnie choroby naczyń (chromanie przestankowe) zalecali mi tę idiotyczną „piramidę” do której ściśle się stosowałem i w rezultacie potem bardzo intensywnie i skutecznie mnie leczyli z udarów różnego typu.
    Nie wiem, bo jestem laikiem, czy dieta Kwaśniewskiego może pomóc tylko niektórym jednostkom, takim jak ja, czy wszystkim i dlatego nie mam zamiaru nikogo do niej namawiać ani propagować. Podkreślam, dlatego że jestem ignorantem w medycynie i dietetyce. Skoro jednak Pan wie, że ona jest zła i szkodliwa, ma Pan na ten temat wiedzę, to niech Pan wystąpi do Izby Lekarskiej o pozbawienie prawa do wykonywania zawodu lekarza Kwaśniewskiego i lekarzy „optymalnych”.

    Jeszcze niedawno jaja kurze były „straszliwym złem”, widziałem Amerykanów w 1997 roku, gdy po zamówieniu gotowanych jaj na śniadanie w małej restauracjo-kawiarence oddzielali żółtka i spożywali tylko białka. Na moje naiwne pytanie, dlaczego to robią, zaczęli mi wykładać o szkodliwości cholesterolu. Byli to ludzie z wyższym wykształceniem więc ja frajer pomyślałem że przecież nie mogą się mylić! Wydaje mi się, że m.in. dlatego zapłaciłem zdrowiem za „wiarę” w dietetyczne mity.

    Nie jest grzechem błądzić proszę Pana. Grzechem jest w nim tkwić z maniakalnym uporem.

    Życzę smacznych jaj i pozdrawiam, Nemer

  155. OPTY pisze:

    ” Życzę smacznych jaj i pozdrawiam, Nemer ‚
    ———————————————————-
    Nemer – krótko – dzięki . Prościej już nie można ,rzecz wyłożona zrozumiale dla każdego. Ale czy dla każdego ? – mam wątpliwości podobnie jak Einstein co nieskończoności wszechświata i głupoty ludzkiej. A niech tam…
    Co do odebrania Doktorowi Kwaśniewskiegu uprawnień lekarskich .
    Z tego co wiem to już od paru lat nie jest czynnym zawodowo lekarzem . Poza tym niech by tylko spróbowli , własciwie to dobrze wiedzi ,że gdyby tak zrobili polegliby na debacie i w badaniach oraz w wiedzy w tym temacie. Za dużo jest dokumentów , faktów , ludzi wyleczonych skutecznie żeby sprawa miała przybrać taki obrót.
    Oni doskonale wiedzą ,że się mylą co do dietetyki oraz znawstwa przyczynowego chorób. Doskonale zdają sobie sprawę ,że to przyniosło by Kwaśniewskiemu rozgłos i co najważniejsze zwiększające się z roku na rok poparcie osób skutecznie wyleczonych. Za dużo mają do stracenia bo i lekarzy po takiej kuracji na wielkiej liczbie osób nie byłoby potem tylu potrzebnych. Straciliby rację bytu i musieliby zmieniać zawody, a to już jest raczej nie do pomyślenia. Konfrontacja oficjalna na tym polu doprowadzilaby do kolosalnych zmian mentalnościowych oraz przebudowania wielu segmentów gospodarki , co byłoby jak najbardziej wskazane i zgodne z tym co napisał w swoich książkach rzeczony Doktor. Wierzę mocno ,że taki stan rzeczy i tak nas kiedyś czeka i byłoby dobrze dla wszystkich żeby jak najszybciej.
    Ale w ślad za klasykiem idąc , ” każda nowa teoria jest u swego początku bluźnierstwem . ”
    Jeszcze raz dzięki za taki wpis i pozdrawiam serdecznie oraz wesołych świąt.

  156. @ Fewa na http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4649.0 napisała:

    „Fruktoza ulega glikolizie w wątrobie znaczniej szybciej aniżeli glukoza. Jest to spowodowane tym, że omija ona etap w metabolizmie glukozy katalizowany przez fosfofruktokinazę, który jest etapem regulacyjnym. To pozwala na „zalanie” przez fruktozę szlaków metabolicznych w wątrobie i taką ich stymulację, że następuję wzmożona synteza kwasów tłuszczowych i wzmożone wydzielanie VLDL. To z kolei może zwiększać stężenie triacylogliceroli w surowicy krwi i zwiększać stężenie cholesterolu LDL.
    W wątrobie, nerkach i jelicie występuje swoista kinaza- fruktokinaza, która katalizuję fosforylację fruktozy do fruktozo-1-fosforanu. Enzym ten nie działa na glukozę i – w odróżnieniu od glukokinazy jego aktywność nie ulega zmianie pod wpływem głodzenia albo insuliny; to wyjaśnia, dlaczego fruktoza znika z krwi chorych na cukrzycę z normalną szybkością….”



    i dostała biochemiczną odpowiedź od Pana Tomasza Kwaśniewskiego:

    – „Na tej zasadzie miód jest naukowo zdrowy dla serca, a fruktoza najlepszym źródłem energii dla niego, więc o co chodzi w tym cytacie i czyj to cytat, bo najwyraźniej autor tej wypowiedzi nie zna stanowiska na ten temat współczesnej nauki medycznej lansowanej przez wiodące uniwersytety amerykańskie, a tym bardziej stanowiska IŻiŻ, które jest zawsze tożsame z osiągnięciami amerykańskich naukowców!

    Kto więc śmie wypisywać takie brednie? :shocked:

    – Odpowiem sobie sam – Harper! :(
    W Harperze jest wyjątkowo dużo błędnych i sprzecznych wniosków wysnuwanych przez autorów niestety.
    Harper powinien być wycofany z literatury biochemicznej, ponieważ ukierunkowywuje i skazuje przyszłych „biochemików” na bezmyślność i cytowanie cudzych błędów niestety.

    Wyjaśniam: u zdrowej osoby na diecie niskowęglowodanowej, wysokotłuszczowej, czyli na Diecie Optymalnej zwanej przez niektórych Dietą Kwaśniewskiego, fruktoza zamieniana jest na glukozę dzięki izomerazie przy dużym stężeniu cytozolowym cytrynianu i ATP lub gliceraldehyd i fosfodihydroksyaceton z których może powstać G3P, który jest wykorzystywany głównie, albo do glukoneogenezy, a jeśli wchodzi do cyklu Krebsa – do syntezy tłuszczy zapasowych, lub na glicerynian służący do syntezy seryny lub glicerol wykorzystywany do wiązania wolnych kwasów tłuszczowych w triacyloglicerole.

    W Harperze opisano zaś typowy syndrom diety korytkowej (B:T:W =20%+40%+40%), który nigdy nie występuje u zdrowej osoby, a jest charakterystyczny dla syndromu metabolicznego: otyłości bogatych, insulinooporności, cukrzycy typ II.
    Nasilenie zamiany fruktozy na tłuszcz jest uzależnione głównie od proporcji między GSO.
    Na diecie wysokowęglowodanowej, energetycznie zaś korzystniej jest jeść fruktozę, ponieważ szybciej i łatwiej zamieniana jest na tłuszcz energrtyczny, dlatego właśnie niektórym badaczom wyszło, że ‚miód jest dobry na serce”, a także, że „cukier krzepi”.
    I jest to też prawdą. ?

    – Z fruktozy powstają właśnie głównie „niezdrowe” tłuszcze nasycone, których nadmiar jest odkładany w słoninie, o czym pisze Harprerk charakteryzując syndrom metaboliczny, a nie prawidłowe przemiany metaboliczne. Czyli fruktoza zwiększa wydzielanie VLDL (frakcja B-100), który po rozpakowaniu z trójglicerydów na obwodzie (głównie w tkance adipocytowej), zamienia się na LDL.
    Przypominam, że chylomikrony (frakcja B-48) mają dodatkowy ogonek białkowy, zabezpieczający przed wychwytywaniem w wątrobie i adipocytach, który odrywa się po wypakowaniu z tłuszczu pokarmowego na obwodzie z przeznaczeniem na utleienie i dopietro w takiej formie jest rozpoznawany przez hepatocytowe receptory LDL jako remnant, czyki szczątek do wchłonięcia*.

    Dlatego „od tuscu siem nie tyje” drogie dobredzieci i nie tylko. ? (pokarmowego).

    – Albo jeszcze troszkę napiszę cytując Harpreka, bo sobie coś przypomnieć musiałem: s.166 tab. 15-2 – „Heksozy mające znaczenie fizjlogiczne – cukier – D-fruktoza, źródło – miód, hydrolizat sacharozy i inuliny, znaczenie biochemiczne – w wątrobie i jelitach przekształca się w glukozę i tak zużywa ją organizm.” Wytrawny biochemik dopisze, że przy użyciu izomerazy, powinien jeszcze dodać stężenia hormonów stymulujących i antagonistycznych, aby informacja była pełniejsza, ale przecie to nie doktorat! ?
    Czy to jest jasne? W normalnym organizmie, przy zwyczajowym spożyciu, fruktoza zamienia się na glukozę.
    Tak też jest na Diecie Optymalnej.

    Dalej cytat: „Fruktoza ulega glikolizie w wątrobie znaczniej szybciej aniżeli glukoza. Jest to spowodowane tym…” pochodzi z poddziału zatytułowanego: SPOŻYCIE DUŻYCH ILOŚCI FRUKTOZY MA GŁĘBOKIE KONSEKWENCJE METABOLICZNE – czyli, przy normalnym spożyciu, a nie patologicznym zachodzi proces: „fruktoza w wątrobie i jelitach przekształca się w glukozę i tak zużywa ją organizm”.
    Czyli ktoś kto cytuje: „Fruktoza ulega glikolizie w wątrobie … jest zwykłym manipulantem, ponieważ nie dodaje, że cytat dotyczy patologii!
    I to byłoby na tyle.
    Dlatego lepiej myśleć samodzielnie, a nie wierzyć zmanipulowanym cytatom. ?

    – A ja się muszę przeprosić z Harperem. To dobry podręcznik, ale jednak nie dla wszystkich.

    PS
    cukier nie krzepi, a zdrowe serce nie chodzi na fruktozie – tak dla ścisłości.”

  157. Lech pisze:

    Verbal pisze:
    Kwiecień 6, 2012 o 06:23

    Dziękuję za dobre słowa i obronę. Ja wiem, że wymienione przez Pana osoby wiedzy medycznej i biologicznej nie mają. Nie mają jej także moi pacjenci po zdarzeniach naczyniowych (zawałach serca, plastykach wieńcowych, operacjach serca, udarach mózgu itp). Jednak mówię im to samo co tutaj napisałem. Ogromna większość słucha tego z „otwartymi ustami” w wielkim zdziwieniu i zapytuję, dlaczego dopiero im się mówi o tym wszystkim po nieszczęściu jakie ich spotkało, a nie przed. No cóż zwolennicy diety optymalnej to wyznawcy. (Pani Tereso znowuż pojechałem po bandzie!). Do nich nic nie trafia. A tak na marginesie to najzdrowsza na świecie jest oryginalna dieta tajska. Żadnego mleka, mąki, tłuszczu zwierzęcego z nasyconymi kwasami tłuszczowymi śladowe ilości w mięsie z chudego drobiu i drobnych prosiaków. Jedynie wszystkie owoce morza (najczęściej budzące w nas obrzydzenie), ryby i wszelkie rośliny z ogromną ilością przypraw spożywane są w gigantycznych ilościach. Ale czy widział ktoś chociaż grupę otyłych Tajów mieszkających na stałe w Tajlandii? (poza ich arystokracją oczywiście). Taj zapytany o pieczywo bywa zazwyczaj zażenowany. On wie co to jest, ale żeby to jeść na śniadanie?, to już go dziwi.
    Jeszcze raz dziękuję Ci Verbel za chęć i próbę odsieczy oraz pozdrawiam Lech.

    PS: Pani Tereso nie przeszkadza mi, kto w co wierzy, ani co praktykuje. Jest osobą wolną, niech robi to, co uważa za stosowne. Niech nawet pali papierosy, skoro czuje się wówczas wolny. Ale niech nie propaguje szkodliwych zachowań i tym nie szkodzi innym. Może Pani odwrócić kota i stwierdzić, że właśnie ja propaguję niezdrowe zachowania. Otóż nie. W naukę jednak wierzę i w logikę także.
    Nemera zaś poproszę, ażeby jeszcze raz przeczytał mój pierwszy wpis, gdzie napisałem, że czytelny bilans kaloryczny w naszym organiźmie bywa zdeformowany przez nasze zachowania (różne), w tym genetykę i choroby, ale OBOWIĄZUJE z matematyczną dokładnością. A ciepło (kaloria) jest tylko jedno, lecz jego odbiór jest różny, dzięki naszej psychice i właściwościom fizycznym środowiska, w którym się rozchodzi. Wiedza zduna na niewiele się tutaj przyda.
    Poza tym lekarze to także ludzie. Niektórzy z nich wierzą w różne, nawet bardzo dziwne rzeczy. Jednak rzetelność zawodowa na ogół nie pozwala im szkodzić. Błędy, jak zwykle, zdarzają się wszędzie. W naszym zawodzie bywają one szczególnie bolesne i często nieodwracalne.
    Jednak błąd pilota, jak to tłuczemy już przez dwa lata, kosztuje więcej, a kapitana statku, jak w przypadku „Titanic’a”, znacznie więcej. Zachowajmy więc zdrowe i logiczne proporcje.
    Podobnie jest z cytowanym stosunkiem. Pięknie to umiał unaocznić nam w liceum polonista tłumacząc różnicę między entuzjazmem a apatią. Pierwsze to był stosunek do stosunku przed stosunkiem. Drugie, stosunek do stosunku po stosunku. Poza tym każdy z nas doznaje dreszczyku emocji gdy zrobi coś dobrze po raz pierwszy, lub komuś swoim wyczynem zaimponuje. A to przecież dodatkowy wydatek kaloryczny i czasami można temu zwyczajnie nie podołać, mając na przykład zupełnie niewydolne serce.
    I to byłoby na tyle. Pozdrawiam.

  158. Renia pisze:

    Lech:” W naukę jednak wierzę …”

    Wiara jest zgubna. Ważniejsza jest wiedza. Ja poznałam teorię Diety Optymalnej i zastosowałam ją w praktyce u siebie, i wyzdrowiałam. Teraz już mam na ten temat wiedzę a nie tylko wiarę…Lekarze wierzą w swoją nieomylność i w dogmaty medyczne, stan pacjenta jest mniej ważny… ?

  159. OPTY pisze:

    ” No cóż zwolennicy diety optymalnej to wyznawcy.”- Lech
    ———————————
    Najlepiej jest zaraz na samym początku zakwalifikować optymalnych do roli wyznawców , tak jakby żywienie optymalne (ŻO) miało cokolwiek wspólnego z jakąkolwiek religią – wyznaniem . Dochodzę do wniosku ,że tłumaczenie – wyjaśnianie ludziom wszystkiego tego co z ŻO jest związane mija się z celem. Przekonanie ,że posiada się wiedzę wystarczającą do tego by napiętnować innych ,nawet gdy efekty tej są zaskakująco dla zdrowia pozytywne ,jest nadużyciem. Uważam ,że tak dr Kwaśniewski jak wszyscy ci ,którzy dzięki niemu i jego wiedzy zostali skutecznie ” pozbawieni ” chorób nie zasługują na klasyfikację – łatkę – ” wyznawcy „co kojarzy się jednoznacznie i w tym przypadku błędnie.
    Podejrzewam ,że nie dotrze do zapiekłych oponentów tej metody leczenia nic poza własnymi nieuprawnionymi skojarzeniami . Nikt nikogo do niczego nie zmusza, wolny wybór. Niech sobie każdy żyje własnym życiem z jego troskami i dobrodziejstwami. Wystarczająco już dużo zrobiono aby pokazać światu jakie są efekty takiego stylu życia. Można tylko zaśpiewać ” świat nie wierzy łzom , szkoda twoich łez…. ” itd.
    Jeśli owoce takiego stylu będą korzystne dla ludzi , sami to zauważą i podejmą właściwe decyzje , szkoda tylko ,że w wielu przypadkach tak późno. Nic na siłę. Nasuwa sie tylko jedno z NT – ” mają oczy a nie widzą , mają uszy a nie słyszą „.

    ” Prawda , która jest w stanie wyzwolić ludzi , jest w dużej części prawdą , której ludzie wolą nie słyszeć. ” – H. Agar

  160. Renia pisze:

    Tutaj jest prosta sprawa, bo każdy może sam się przekonać na sobie w krótkim czasie. Nikt w nic nie musi wierzyć – może po prostu sprawdzić i wiedzieć… ?

  161. Renia pisze:

    Ci ludzie też są żywym dowodem działania Diety Optymalnej…

    http://www.youtube.com/results?search_query=Optymalni+wyleczeni&oq=Optymalni+wyleczeni&aq=f&aqi=&aql=&gs_nf=1&gs_l=youtube-psuggest.12…679.8792.0.10464.20.20.0.0.0.0.234.2675.9j6j5.20.0.

  162. Renia pisze:

    Naukowcy ciągle szukają przyczyn otyłości, drepcą w kółko, a nie dostrzegają, że ich zalecenia przynoszą przeciwne skutki od zamierzonych. Ciekawe jak długo jeszcze trzeba będzie czekać na postawienie piramidy zdrowia w prawidłowej pozycji – czyli obróconej o 180 stopni … :roll:

    http://diety.wp.pl/artykul3051_Psychologiczne-przyczyny-otylosci.html

  163. Renia pisze:

    Co piąty chory na raka umiera na… niedożywienie… ?

    http://www.polityka.pl/nauka/zdrowie/280012,1,dieta-kres.read

  164. Verbal pisze:

    „Lekarze wierzą w swoją nieomylność i w dogmaty medyczne, stan pacjenta jest mniej ważny… ”

    Nic Pani nie wie o medycynie.Kompletnie nic.Klepie Pani dogmaty tzw optymalnych.Żałosne. Ale typowe dla ludzi nie posiadających wiedzy.

  165. Renia pisze:

    Pan ma swoją „wiedzę” teoretyczną, która nie sprawdza się w praktyce.
    Ja odzyskałam zdrowie. Mam teorię sprawdzoną w praktyce….to jest prawdziwa wiedza… ?

  166. OPTY pisze:

    ” Nic Pani nie wie o medycynie.Kompletnie nic.Klepie Pani dogmaty tzw optymalnych.Żałosne. Ale typowe dla ludzi nie posiadających wiedzy.” – Verbal
    ——————————-
    No i mamy znowu jakiegoś wszystkowieda zwłaszcza o zdrowiu ludzkim , tego czego chyba gościu nie posiadasz. Żałosne jest to ,że skoro medycyna jest taka mądra to dlaczego chorób i ludzi chorych ciągle przybywa ? Żałosnym jest to ,że medycyna jest taka mądra a nie zna przyczyn prawie wszystkich chorób trapiących ludzi. I wreszcie żałosnym jest to ,że ludzie posiadający wiedzę fałszywą biorą się za leczenie innych w imię zysku . Ale najbardziej żałosnym jest to ,że są tu tacy, którzy głupotę wymieszaną ze zwidami podają jako wiedzę.
    ŻAŁOSNE jest wreszcie też to ,że całe zło wynikające z niewiedzy rości sobie prawo i przybiera postać religii oplatając się dogamatami opartymi na zasadzie niemyślenia.
    Służba zdrowia, podobnie jak uzbrojenie, to największy biznes wszechczasów.
    ” Klamstawo jest chorobą a prawda lekarstwem. ” – arabskie

  167. Verbal pisze:

    Panie Opty , żeby sobie odpowiedzieć na pytanie czemu teraz jest tylu chorych a ile było kiedyś i jak kończyli to trzeba wiedzy.Głownie historycznej.Innymi słowy , żeby być jakimś w miarę przyzwoitym partnerem do dyskusji musiałbyś Pan lekcje odrobić zamiast bluzgać ad personam i zasłaniać się cytacikami. To tyle na Pana temat , więcej nie warto.Lekcje Pan odrób.

  168. Verbal pisze:

    Pani Reniu , tak prawdę mówiąc to guzik Pani wie czy ja jestem teoretyk czy praktyk.Tak jak guzik Pani wie o prawdziwej medycynie.Podobnie zresztą jak to Pani (podobno) wyleczenie , którego jakoś dziwnie udowodnić nie można nijak :)

  169. Renia pisze:

    Dobrze, że Pan „wie”, że etiologia chorób jest nieznana i wyleczyć ich się nie da… Zła wiedza jest gorsza od niewiedzy… :(

  170. Verbal pisze:

    Pani Reniu , wszak ustalone już ,że nic Pani o chorobach czy medycynie nie wie.Jakim cudem :) może Pani zatem oceniać kogokolwiek ?? :)

  171. Renia pisze:

    Powtarzam: jeśli się teorię (w tym przypadku opracowaną przez dr. Kwaśniewskiego) sprawdzi empirycznie, to ma się wiedzę. I ja takową posiadam. A Pan? Ma Pan teorię sprawdzoną w praktyce z pozytywnym skutkiem? Posiada Pan wiedzę większą niż dr. Kwaśniewski? Potrafi Pan leczyć ludzi? Potrafi Pan komuś coś rozsądnego doradzić? Ma Pan w ogóle taki zamiar?

  172. OPTY pisze:

    ” Tak jak guzik Pani wie o prawdziwej medycynie.’- Verbal
    ————————-
    I vice versa Verbalu , vice versa. Prawdziwa medycyna to taka , która powoduje zmiejszanie się obszaru chorób oraz skuteczne i trwałe wyleczenie z już istniejących . Chłopie weź sobie to całe Twoje wykształcenie o kant d..y rozbij jeśli nie będzie spełniało wyżej wymienionych warunków. Lekcjami ale tymi jakimi powinny być to musisz sam się za siebie wziąć ( reedukacja potrzebna jest nie tylko Tobie co poniekąd może być pocieszające dla Ciebie, ale całe społeczeństwa) , możliwe ,że już za późno bo nawet cytaty słuszne na wskroś Ci przeszkadzają tylko dlatego ,że głoszą to, czego Ci panie Verbal brakuje – Mądrość . Wiedzą już się pochwaliłeś i nadaje się do rozbicia o…. jak już napisałem powyżej.

    ” Medycyna akademicka troszczy się o swoje choroby. Ona z nich żyje. O zdrowie musimy się zatroszczyć sami . Ono jest nam potrzebne do życia. ” I nie ważne kto to powiedział , ważne co powiedział . A powiedział to bardzo mądrze ,adekwatnie do rzeczywistości.

  173. Lech pisze:

    Verbal pisze:
    Maj 7, 2012 o 12:21

    Podziwiam zapał. „Daj se luz”. Szkoda nerwów. Lepiej pomóżmy potrzebującym pacjentom, którzy chcą współpracować i zamierzają coś dla siebie zrobić przy pomocy nas, lekarzy. Lekarzy którzy rozumieją, że np. cukrzyca to ulica jednokierunkowa tylko złą stronę i stale na niej jest tylko gorzej, a dieta optymalna to właśnie przyspieszanie marszu do cukrzycy, o ile już nie jej potęgowanie. Gaworzenie o „przyrastaniu” chorób jest lekceważeniem prostego faktu, że ludzie żyją dłużej, a medycyna w swoim rozwoju i poznawaniu przyczyn chorób, o których dotychczas ludzkości się nie śniło, osiąga już niemal szybkość światła. Ta ignorancja wynika z nieznajomości instrumentarium jakim dysponuje współczesna medycyna. Od nowoczesnej wiedzy na temat chemii molekularnej i inżynierii biologicznej, także genetycznej po oszałamiający rozwój informatyki oraz technik komputerowych wykorzystywanych przez nią.
    Prawdziwi naukowcy i lekarze to wiedzą. Jeżeli masz wiedzę, tym bardziej dostrzegasz ogrom niewiedzy, który pozostał jeszcze do pokonania. Każde milczenie naukowców, lekarzy, czy ich pokora wobec tego oczywistego faktu, jest wykorzystywana bezrefleksyjnie przez wiele osób tutaj piszących i młócących cepem np. „nowadebata.pl”
    Verbal pozdrawiam i podziwiam. Mnie się już odechciało. Nie warto „nieść kaganka oświaty „. To było dobre w epoce romantyzmu. Teraz w demokracji każdy jest mądry i swój rozum ma. A autorytety skutecznie i słusznie zlikwidowano. Jak demokracja to demokracja!
    Lech – „ostatni mohikanin”, który po przesiedzeniu przez pewien czas aktywnie zajmując się leczeniem poza publiczną służbą zdrowia i kontakcie jedynie z tymi, którzy naprawdę chcą się leczyć, do tej służby (publicznej) powrócił… i stracił wszelką nadzieję.
    Pozdrawiam jeszcze raz . Już zbladłem, oblekając się w żałobę na znak utraty resztek entuzjazmu..
    L.

  174. Renia pisze:

    Co daje rozwój techniki w medycynie skoro etiologii większości chorób nie znają i wyleczyć nie potrafią. Liczą się efekty. Nawet w Biblii pisze, że „po owocach ich poznacie”… Obecna medycyna to jest biznes, lekarze i naukowcy są na usługach transnarodowych korporacji farmaceutycznych…

    Tutaj jest wiedza…wiedza, która pomaga ludziom, szczególnie chorym…

    – Lek. Agata Płowecka: Żywienie Optymalne – Z wizytą u poznańskich przyjaciół – http://www.stachurska.eu/?p=7701

    – Lek. Agata Płowecka: Cholesterol – Żywienie Optymalne w Służbie Zdrowia – http://www.stachurska.eu/?p=8338

    – Lek. Przemysław Pala: Normalizacja glikemii na ŻO – http://www.stachurska.eu/?p=6857

    – Lek. Przemysław Pala: Cukrzycę można wyleczyć – http://www.stachurska.eu/?p=5530

  175. Renia pisze:

    Co do długości życia ludzi dawniej i dzisiaj…Statystycznie rzecz biorąc to dzisiaj ludzie żyją dłużej. Tak się dzieje dlatego, że wcześniej dużo dzieci umierało przy porodach i w okresie niemowlęcym. Opieka okołoporodowa i szczepienia zmniejszyły bardzo umieralność noworodków i małych dzieci, co wpłynęło znacznie na średnią życia. Ale prawda jest taka, ze dawniej jeśli człowiek dożył dajmy na to do dziesięciu lat to miał znacznie większą szansę na dożycie np. osiemdziesięciu czy dziewięćdziesięciu lat w sprawności fizycznej i psychicznej niż obecnie. Teraz to już u stosunkowo młodych ludzi coraz częściej występują nowotwory, wylewy krwi do mózgu czy zawały. O innych chorobach cywilizacyjnych lepiej już nie wspominać…

    Amerykanie już żyją krócej a do nas wszystko od nich przychodzi…

    http://wyborcza.pl/1,75400,9943297,W_Ameryce_zyje_sie_krocej_niz_w_innych_bogatych_i.html

  176. Renia pisze:

    W poprzednim moim poście dałam 4 linki i nie przeszedł od. Rozbije go na dwa komentarze po dwa linki, może przejdzie…

    Jest odpowiedzią na komentarz Pana Lecha. Cyt. ” Ta ignorancja wynika z nieznajomości instrumentarium jakim dysponuje współczesna medycyna. Od nowoczesnej wiedzy na temat chemii molekularnej i inżynierii biologicznej, także genetycznej po oszałamiający rozwój informatyki oraz technik komputerowych wykorzystywanych przez nią”.
    Co daje rozwój techniki w medycynie skoro etiologii większości chorób nie znają i wyleczyć nie potrafią. Liczą się efekty. Nawet w Biblii pisze, że „po owocach ich poznacie”… Obecna medycyna to jest biznes, lekarze i naukowcy są na usługach transnarodowych korporacji farmaceutycznych…

    Tutaj jest wiedza…wiedza, która pomaga ludziom, szczególnie chorym…

    – Lek. Agata Płowecka: Żywienie Optymalne – Z wizytą u poznańskich przyjaciół – http://www.stachurska.eu/?p=7701

    – Lek. Agata Płowecka: Cholesterol – Żywienie Optymalne w Służbie Zdrowia – http://www.stachurska.eu/?p=8338

  177. Renia pisze:

    Kolejne linki z wiedzą, która pomaga chorym a nie koncernom…

    – Lek. Przemysław Pala: Normalizacja glikemii na ŻO – http://www.stachurska.eu/?p=6857

    – Lek. Przemysław Pala: Cukrzycę można wyleczyć – http://www.stachurska.eu/?p=5530

  178. Renia pisze:

    Jeśli zalecenia WHO dotyczące diety się nie zmienią to prognozy się sprawdzą z nawiązką… ? Cholesterol prawie wyeliminowali i co? Warzywa i owoce nie przedłużają życia?

    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7596563,Dzisiejsze_dzieci_moga_zyc_krocej_niz_ich_rodzice.html

  179. ElaC pisze:

    „Zwolennicy diety optymalnej to wyznawcy” napisano wyżej.

    A co można powiedzieć o zwolennikach medycyny, która nie oferuje wyleczenia?
    Mówimy: leczyłam się u doktora x i jeszcze u specjalistów y oraz z – przez 4 lata, ale się nie wyleczyłam, więc zmieniłam przychodnię, lekarza, specjalistów, ale nadal jestem chora.

    Ja nie chcę się leczyć, leczyć, leczyć, tylko wyleczyć.

  180. Renia pisze:

    Dodam jeszcze, że osoby długowieczne, nawet całe społeczności żyjące dłużej niż przeciętnie, to nie są osoby, które dzięki obecnej technologii medycznej żyją długo, tylko to są osoby, które nie są tak bardzo skażone cywilizacją i nie korzystają z osiągnięć medycyny…najczęściej w ogóle lekarzy nie odwiedzają…

  181. ElaC pisze:

    No właśnie. Kiedyś powiedziałam podczas jakiejś rozmowy o chorobach: „ja się od konowałów trzymam z daleka i dlatego jestem zdrowa” :) Wszyscy się śmialiśmy wtedy, ale to były najwyraźniej słowa „natchnione”, bo gdy jednak zdrowie zaczęło szwankować, jakoś przez całe lata nie otrzymałam żadnej skutecznej pomocy, a leki, które nie wyleczyły, wyrządziły mi wiele szkody.
    Dopiero gdy zaczęłam stosować dietę doktora Kwaśniewskiego (i przestałam pracować zawodowo) – jest poprawa.

  182. Renia pisze:

    Lepiej późno niż wcale :D. Ja bardzo żałowałam, że o DO nie dowiedziałam się przynajmniej 20 lat wcześniej…ile „latania” po lekarzach i po laboratoriach bym miała zaoszczędzone i ile kasy…nie mówiąc o niepokojach i niepotrzebnym cierpieniu…
    Ale sobie mogę to samo powiedzieć – lepiej późno…… ?

    Pani Elu, kiedy ten zabieg na zaćmę Pani ma mieć? To już chyba lada dzień…

  183. ElaC pisze:

    Tak, jutro.

  184. Renia pisze:

    Trzymam kciuki…dobrze, że Pani trochę sił nabrała przed zabiegiem, łatwiej będzie Pani go znieść…Po wszystkim , będzie Pani szczęśliwa… ?

  185. ElaC pisze:

    Dziękuję za dobre słowo.

  186. Lech pisze:

    Co do lepszej opieki okołoporodowej i zmniejszenia umieralności noworodków to się z Paniami zgadzam. Przypomnę tylko, że w międzywojennej Polsce niechciane noworodki najczęściej topiło się jak kocięta, lecz nie w rzece, a w gnojówce. Teraz wraz z postępem techniki, kisi się je w plastikowych beczkach. Jeżeli jednak tylko poprawa nad noworodkami wpływa na statystyczne przedłużenie życie człowieka, to skąd tylu starców wymaga opieki w PDPS’ach i na ZOL’ach niemalże każdego szpitala , szczególnie rejonowego (powiatowego) w Polsce. Panie będące wybitnymi specjalistkami w każdej dziedzinie, pewnie i to zjawisko potrafią wytłumaczyć. Jeżeli tak, to pewnie jasno i dobitnie Narodowi wytłumaczą pobudki, jakie powodowały naszym rządem w kwestii wydłużenia wieku emerytalnego. W moim pojęciu lepsza opieka i zmniejszanie wymieralności noworodków zupełnie nie konwenjują z koniecznością sięgania po takie rozwiązania. Delikatnie zaznaczę, ze problem dotyczy niemal całego Zachodniego Świata. Popatrzcie drogie dyskutantki. Świat jest jak Colloseum. W każdą stronę ma wyjście. W ten sposób od diety optymalnej, jakże cudownie budującej cukrzycę, weszliśmy w świat aktualnych problemów politycznych. Czekam na odpowiedzi. Samodzielne. Bez głupich linków. Myślenie pono nie boli.
    Pozdrawiam Lech

  187. Renia pisze:

    Przecież odpowiedź jest bardzo prosta. Obecni staruszkowie są urodzeni i wychowani w czasach z nieskażonym środowiskiem i z nieskażonym naturalnym pożywieniem. To jest „stary dobry przedwojenny materiał” o który obecnie trudno…Kolejne pokolenia staruszków już nie będą takie sprawne, będą zatrute lekami i wegetujące… ?

  188. OPTY pisze:

    ” Myślenie pono nie boli.” – Lech
    ———-
    Ok , Panie Lechu ponoć nie boli to niech Pan uważa bo może zacząć . Znana jest zapewne Panu postać prof J. Aleksandrowicza ? – znana. Otóż ten wybitny , zanany w całym środowisku lekarskim Polski i świata lekarz i naukowiec zdobył się na taką diagnozę przeszłych i obecnych czasów – powiązanie medycyny z polityką ;
    ” WSZELKIE TRUDNOŚCI SPOŁECZNE , GOSPODARCZE , POLITYCZNE , A TAKŻE ZDROWOTNE MAJĄ SWOJĄ PRZYCZYNĘ W WADLIWEJ STRUKTURZE I CZYNNOŚCI MÓZGÓW LUDZKICH, SPOWODOWANYCH CZYNNIKAMI EKOLOGICZNYMI. CZYNNIKI TE SĄ ZEWNĘTRZNE TO ZNACZY MOŻLIWE DO USUNIĘCIA. ”

    I – ” NIE MA CHORÓB NIEULECZALNYCH , NIEDOSTATECZNA JEST TYLKO NASZA WIEDZA.”

    ————-
    Miało prawo się zdarzyć w naszym karaju ,że wiedza taka została odkryta i zdarzyło się . Kwestią innego typu choć opisanego powyżej jest to ,że nie może być wiedza ta przyjęta ze względów jak wyżej. Mniemam ,że Pan w lot pojął co na myśli miał ten wybitny uczony ?
    Również pozdrawiam.

  189. Lech pisze:

    OPTY pisze:
    Czerwiec 5, 2012 o 12:27
    Owszem znana jest mi postać nieżyjącego już prof, Aleksandrowicza. On był twórcą, między innymi, Polskiej Szkoły Rehabilitacji Kardiologicznej, w czym był prekursorem na świecie. On też pierwszy wprowadził „żywą” zieleń do szpitali, co z punktu widzenia ówczesnych wymogów sanitarnych było obrazoburcze, a co hospitalizowanym bardzo pomagało. Sam pracowałem w takim „zielonym” szpitalu i wiem jak nam wszystkim przyjemnie się tam przebywało. Co do cytatu, to trafi Pan niespecjalnie celnie. Profesor niezupełnie miał na myśli to co Szanowny Pan.
    Jednak znajomość myśli ludzi wielkich zawsze wznosi na piedestał, z którego na wszystkich spojrzeć można spojrzeć z góry, w nadziei, że owego cytatu nikt nie zna, lub go nie rozumie.
    Pozdrawiam ciepło w chlodnym i przekropnym lipcu

  190. Panie Lechu, proszę zajrzeć – prof. Aleksandrowicz popierał dr Jana Kwaśniewskiego – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=782 . Więcej pism jest w książce „Jak nie chorować?” – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsList&iCategory=4 .

  191. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 17, 2012 o 22:34

    Pani Tereso, bardzo sobie cenię Pani zapał, erudycję, elokwencję i wiele innych przymiotów Pani umysłu. Niestety nic z tego co posiada Pani, nie posiadam ja, czego Pani zazdroszczę. Niczego ludziom nie zazdroszczę poza jednym, a mianowicie wiedzy i inteligencji.
    Powracając jednak do tematu Pani linków. Otóż prof. Julian Aleksandrowicz był hematologiem. W czasach, w których działał, było się przede wszystkim internistą, stąd jego także kardiologiczne zainteresowania i działalność na tym polu. Tzw. „podspecjalizacje” wtedy dopiero się rodziły, wskutek czego począł wymierać gatunek profesorów i lekarzy prawdziwych humanistów tzw. „ludzi renesansu”, poza wybitnie zdolnymi i odciążonymi od wszelkich trudów życia, jednostek. Poza tym w czasach 1974 – 1988, a na ten okres opiewają daty korespondencji (m.in. z prof. Rafalskim, który był także i moim nauczycielem) na temat rozwoju miażdżycy nie wiedziano nic.
    ( Np. korespondencja z prof. Rafalskim dotyczy prac nad dietą nisko węglowodanową – co dzisiaj znajduje zastosowanie w praktyce nie tylko diabetologicznej, ale i kardiologicznej – posiłki o niskim indeksie glikemicznym.) Pomimo olbrzymich, wręcz niewyobrażalnych, postępów wiedzy w tym zakresie dzisiaj też jest jeszcze wiele luk i wiele zjawisk nas zaskakuje. Dopiero po 2000 roku wiadomo z całą pewnością, że tylko w nielicznych przypadkach wysoki cholesterol może inicjować rozwój blaszki miażdżycowej. W olbrzymiej większości przypadków włącza się on w jej tworzenie dopiero jako kolejny czynnik. Także dość późno udokumentowano wpływ triacylogliceroli (trójglicerydów) na rozwój miażdżycy, o czym wcześniej mało się mówiło i jeszcze mniej wiedziało. Teraz także pojawiło się wiele sprzecznych doniesień na temat roli cholesterolu i miażdżycy, między innymi i takie, które twierdzą, że cholesterol pełni wręcz rolę obronną w uszkodzonym wcześniej z innych przyczyn, układzie naczyniowym, co już kłóci się ze zdrowym rozsądkiem. Ciekaw jestem dlaczego u osób z dużym ryzykiem zdarzeń naczyniowych, lub u chorych po incydentach naczyniowych naczyniowych (zawał serca, plastyka naczyń wieńcowych, operacja by-passów) lekarze kardiolodzy zalecają redukcję cholesterolu LDL (tzw. „Zły cholesterol”) do wartości poniżej (UWAGA PONIŻEJ!!!) 70 mg/dL. Całkowity cholesterol przy takim poziomie LDL będzie się zazwyczaj kształtował na poziomie 135 – 150 mg/dL.

    PS. a tak w nawiasie Profesor Szostak, który w latach siedemdziesiątych interesował się pracami d-ra J. Kwaśniewskiego, później wespół z prof. Cybulską był zagorzałym przeciwnikiem przekarmiania się żywnością zawierającą nadmiar tłuszczów zwierzęcych i cholesterolu. Nawet w dość oryginalny sposób tłumaczył w jaki sposób witaminy A i E chronią naczynia przed „inwazją” cholesterolu LDL. Później się okazało, że owe witaminy działają jedynie jako antyutleniacze i w ten sposób utrudniają wysycenie makrofagów LDL’em utrudniając powstanie tzw. komórek piankowych. No cóż wszystko w ruchu i żadna cząstkowa hipoteza spełniająca kryteria logiki nikogo nie kompromituje, nawet jeżeli późniejsze badania udokumentują właściwy tok zdarzeń. Oboje prof. prof. Cybulska i Szostak propagowali tłuszcze roślinne i margaryny, chociaż przestrzegali przed ich nadużywaniem. Słusznie. W tym czasie nie było margaryn naprawdę zdrowych. Zawierały zbyt wiele tłuszczów trans, miały za mało kwasów omega 3 i 6, steroli roślinnych i stanoli. Dzisiaj jest już inaczej. Zdrowe margaryny należą jednak do wysokiej półki cenowej i niewielu obywateli na nie stać, podobnie jak na tłuste, zdrowe ryby. Poza tym żadne margaryny, nawet te zdrowe nie nadają się do smażenia. A tak naprawdę niczego i na niczym nie powinno się smażyć. Pozdrawiam Panią ciepło życząc, aby Pani przepiękny Białystok trąby i trąbki powietrzne, tudzież inne niemiłe zjawiska pogodowe omijały.
    Pozdrawiam Lech

  192. Lech pisze:

    POPRAWKA: w zdaniu o ochronie przed LDL’em śródbłonków chodzi oczywiście o witaminę C, a nie A . Za pomyłkę przepraszam.
    Lech

  193. Panie Lechu, te odkrycia ostatnich lat o których Pan pisze dr Kwaśniewski opisał ponad czterdzieści lat temu. Sprawdzalne przecież. A co do witaminy C to ona nie lubi węglowodanów – http://www.stachurska.eu/?p=3507 .

  194. Cholesterol, trójglicerydy, miażdżyca, nadciśnienie:

    – część I – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=702
    – część II – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=703

  195. Lech pisze:

    Teresa Stachurska pisze:
    Lipiec 19, 2012 o 19:51

    Pani Tereso, niedokładnie Pani przeczytała mój tekst. Witamina C nie odnosiła się do węglowodanów, a tłuszczów właśnie, głównie do do frakcji LDL cholesterolu. To po pierwsze. Po drugie dokładnie przeczytałem podane przez Panią linki. Wszystkie odnoszą się do poprzedniej epoki. Epoka w medycynie to już dzisiaj najwyżej 10 lat!!! Poza tym, przynajmniej w kardiologii, nie zauważyłem, aby był jakikolwiek powrót do hipotez Pana J. Kwaśniewskiego. Nadal króluje i utwierdza się dieta śródziemnomorska. Podobnie w diabetologii. Do 30% zawartości kalorycznej posiłku w tłuszczach z tego tylko 10% w tłuszczach zwierzęcych – z kwasami nasyconymi. Coraz mocniejszą pozycję zajmują tłuszcze omega 3, którym przypisuje się dzisiaj właściwości leków modulujących działanie kanałów jonowych w błonach komórkowych mięśnia sercowego, co w sumie ma niewielkie działanie antyarytmiczne.
    Wielki Szacun dla Pani – Lech

  196. Renia pisze:

    Cyt. z „Lech”:
    ” …przynajmniej w kardiologii, nie zauważyłem, aby był jakikolwiek powrót do hipotez Pana J. Kwaśniewskiego.

    …jak może być powrót w medycynie konwencjonalnej do hipotez dr. Kwaśniewskiego, skoro nigdy do nich się nie stosowano? A szkoda…

  197. Nemer pisze:

    Szanowny Panie Lechu
    Z zainteresowaniem śledzę sobie Pańskie wpisy, nie chcę już polemizować chociażby z racji mej medycznej ignorancji, jednak proszę mi pozwolić na kilka uwag i zgłoszenie paru wątpliwości. Napisał Pan, że – „Nadal króluje i utwierdza się dieta śródziemnomorska”.
    W świetle już chyba 8 -letniej mody na dietę LCHF w Szwecji i intensywności tamtejszych dysput, także w środowisku medycznym , to króluje tam aktualnie dieta Kwaśniewskiego, choć oni jej tak nie nazywają bo o niej albo nie wiedzą albo udają, że odkryli coś, co za sprawą tego lekarza było w Polsce wiadome od lat. Niskowęglowodanowa dieta staje się też coraz bardziej modna także w USA. Może i śródziemnomorska króluje, choć to królestwo się zawęża chyba na rzecz diety Kwaśniewskiego, tak mi się może niesłusznie wydaje.
    Ale pomińmy to.
    Po Pańskich wpisach i dość mocnej preferencji w odniesieniu do diety śródziemnomorskiej starałem się dowiedzieć o niej nieco więcej. Doszedłem do konkluzji, że jej bardzo ważnym elementem, może nawet kluczowym jest – o czym zresztą Pan wspominał jako o paradoksie francuskim – kwestia czerwonego wina. Paradoks ten pogłębia się w rejonie Bordeaux tubylcy mają tam najzdrowsze naczynia), gdzie produkuje się i spożywa wina z największą zawartością różnego rodzaju flawonoidów, których zastąpienie przez jedzenie różnych warzyw jest w zasadzie niemożliwe. Flawonoidy, jak pewnie Pan lepiej wie ode mnie, mają kapitalne znaczenie w zapobieganiu uszkodzeniom naczyń a także w procesach ich „naprawy”. Jakie z tego płyną wnioski? Otóż np. taki, że dorosły osobnik stosując dietę śródziemnomorską a nie żadną jej parodię – zaznaczam, powinien wypijać średnio przy posiłkach prawie z pół flaszki czerwonego wina na dobę. W Polsce byłoby to dość trudne, bo praca po alkoholu jest służbowym grzechem, że nie wspomnę o poruszaniu się samochodem. Jednym słowem dieta śródziemnomorska może być dla tych, którzy poruszają się najtańszymi samochodami świata, czyli służbowymi, na dodatek z kierowcą albo dla gospodyń domowych i przy tym zdrowych jeśli chodzi o naczynia krwionośne. Dlaczego muszą być zdrowi? Sam Pan pisał, że alkoholu nie należy łączyć ze statynami, więc Ci, którym zalecone zostało obniżenie poziomu cholesterolu przy pomocy statyn, z diety śródziemnomorskiej są jednoznacznie wykluczeni, bo albo ta dieta albo statyny. Tertium non datur . No chyba że przeszczep wątroby.
    Czyli ludziom po incydentach wieńcowych czy udarach niedokrwiennych mózgu, opowiadanie o dobrodziejstwach diety śródziemnomorskiej jest tożsame z opowiadaniem bajek o żelaznym wilku, nawet jeżeli takie dobrodziejstwa rzeczywiście są.

    Kolejny problem, to Pańskie wsparcie dla Verbala i uwaga, jakoby dieta optymalna – „jakże cudownie budującej cukrzycę”.
    Powiem szczerze. Zaskoczył mnie Pan, jako że m.in. na tym blogu dowiedziałem się, że dieta Kwaśniewskiego jest prozdrowotna dla cukrzyków (typu II) bowiem już po kilku dniach redukują a następnie w ogóle nie muszą korzystać ze wspomagania się insuliną. Ostatnio, na szwedzkiej stronie, na której opisywano (nie propagowano, nie) dietę LCHF, ostrzegano cukrzyków a także tych, którzy biorą leki na nadciśnienie, by tę dietę rozpoczynać pod kontrolą lekarza ponieważ zachodzi natychmiastowa konieczność redukcji leków, w tym insuliny a także na nadciśnienie bowiem ono zaczyna się regulować. Ponieważ znam osobiście ludzi, którzy już brali insulinę i zaprzestali po przejściu na dietę Kwaśniewskiego, to te sytuacje stoją w jawnej sprzeczności z opiniami Pańskimi i Verbala.
    Na tle diety śródziemnomorskiej panuje przy tym też pewne zidiocenie. Otóż niedawno spotkałem w najbardziej poczytnej gazecie codziennej (internetowej) opisy kuchni rzekomo śródziemnomorskiej, gdzie szkodnik i idiotka-dietetyk twierdziła, że oliwę z oliwek zastąpić można z powodzeniem olejem rzepakowym choć ze względu na obecność skwalenu w oliwie, który przeciwdziała chorobie niedokrwiennej serca takie zastąpienie jest przecież niemożliwe . I co robić z tym nawałem niewiedzy i szkodnictwa dietetycznego?
    A Pan naprawdę jest Pan przekonany o prozdrowotności jakichś nowych margaryn?

    To wszystko co napisałem, to takie moje luźne przemyślenia i dywagacje.

    Pozdrawiam, Nemer

  198. Lech pisze:

    Drogi Nemerze,
    przyznaję, że już z niechęcią wracam do tego tematu. Skoro jednak do mnie piszesz, nietaktem z mojej strony byłoby Ci nie udzielić odpowiedzi. Znam Twoją sytuację zdrowotną, którą sam opisałeś.
    Mam tylko jedną prośbę do Ciebie. udaj się do neurologa i certyfikowanej Poradni Żywiania Człowieka. Przedstaw dokumenty z dotychczasowego leczenia i szczerze napisz o tym co Tobie, jako pacjentowi zaproponowano w kwesti żywienia. Zakończmy już tą jałową dyskusję i czepiania się słów wyrwanych z kotekstu.
    Nikt dzisiaj alkoholu Ci nie zaleci jako metody leczenia, bo współcześnie stosowane leki są bezpieczniejsze i skuteczniesze od niego. . Wymiatacze wolnych rodników dostaniesz w diecie.
    Poza tym cukrzycy typu 2 zazwyczaj towarzyszy dyslipidemia mieszana, gdzie kążdy będzie ograniczał podaż tłuszczów z kwasami nasyconymi. Już o innych wątpliwościach nie będę pisać. Sprawdź to w praktyce. Pozdrowienia – Lech.

  199. http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4329.msg172528#msg172528 :

    „Dzwoniła do mnie znajoma (pani, która pracowała u mnie jako pomoc domowa i która też przeszła na DO), żeby podzielić się radością, że jej siostra wyleczyła się z cukrzycy i ma wszystkie wyniki wspaniałe. Cukier w normie (bez leków) cholesterol ogólny 230, HDL90, LDL120 trójglicerydy 57. Jak to jest pięknie jak one dwie cieszą się z DO i ze zdrowia. Aż miło taki telefon dostać… ? „

  200. Nemer pisze:

    Witaj Lechu
    dzięki za zainteresowanie mną, niegodnym i obiecuję, ze już nie będę się naprzykrzał. Co do porady, to powiem tak – u neurologów bywałem i ci, na których się akurat natknąłem nie bardzo potrafili wyjść poza ramy najpierw tej już przecież skompromitowanej „piramidy żywieniowej” a następnie, po kilku latach, tej zmodyfikowanej, które tak naprawdę to niewiele się różnią poza wpleceniem do tej nowej silnego „stopnia” aktywności fizycznej. Konkrety dot. żywienia usłyszałem nie od neurologów ale od neurochirurga do którego trafiłem i który akurat należy do grupy lekarzy tzw. optymalnych. Za Twoją poradą rozważę wizytę w Poradni Chorób Metabolicznych Instytut Żywności i Żywienia w Warszawie chociażby z ciekawości bo z żywienia niskowęglowodanowego raczej chyba nie zrezygnuje już nigdy, jako że zbyt dobrze mi służy.
    Jeszcze raz dziękuję i kończąc wymianę opinii z Tobą, przynajmniej „w tym temacie” jak mówią mędrcy, serdecznie pozdrawiam, Nemer

  201. @ piosza:

    „Wybitna szkodliwość smażenia! Jeżeli smażyć to na oleju rzepakowym („warto go stosować”) ! Smalec i masło zapychają nasz układ krążenia blaszką miażdżycową.
    Czyli kolejny odcinek z cyklu „Porady pulchnej Pani Dietetyk”.

    http://wirtualnaporadnia.wp.tv/i,Wirtualna-Poradnia-Smazenie-jedzenia,mid,1048088,index.html?ticaid=6eebb#m1048088

    Źródło – http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=844.from1343337301#new .

  202. Lech pisze:

    Nemer pisze:
    Lipiec 30, 2012 o 12:39

    Drogi Nemerze jestem zawalony pracą zawodową i rzadko zaglądam do komputera, poza program medyczny w szpitalu i gabinecie. Także poza witryny medyczne, no i pocztę, gdzie więcej spamu niż pożytecznych informacji. Sądziłem, że już niczym mnie nie zaskoczysz. Życie jest jednak barwniejsze niż sądzimy. Piszesz, że poza dietę węglowodanową już nie wyjdziesz. Ano nie wyjdziesz. Kochasz słodycze i węglowodany proste -czyli słodycze. Są one nam do życia potrzebne. Głównie potrzebuje ich nasz mózg, ale spożywane w nadmiarze uzależniają, stając się fałszywym neuroprzekaźnikiem. Jak narkotyki. Widzisz, dawno temu Szwedzi pozwalali swoim dzieciom na jeden słodki dzień w tygodniu. Chodziło wówczas o zdrowie zębów i jamy ustnej. Teraz okazało się, że jest to kardynalna zasada walki z zespołem metabolicznym. Wystukaj w Googlach co to takiego, a będziesz wiedział czym owa choroba jest, jeszcze nie oznakowana w kodzie ICD-10, ale już będąca epidemią zbierającą swoje śmiertelne żniwo.
    Bardzo serdecznie pozdrawiam Ciebie Nemerze. Żałuję iż nie mam czasu czytać Twoich ciekawych wypowiedzi na innych blogach.
    Już myślałem, że ten temat został zamknięty i nikt już tutaj nie zagląda. A jest on nadal najczęściej czytany już przez dwa lata. Ciekaw jestem czy czytają go dietetycy i specjaliści obesitolodzy (narazie magistrzy inżynierowie), szczególnie Ci, z którymi (a jest ich coraz więcej) na codzień współpracuję. Ciekaw też jestem ich opinii o tym co się tutaj piszę.
    Pozdrawiam ich wszystkich i gospodynię bloga Panią Teresę.
    Pozdrawiam Lech.

  203. Nemer pisze:

    Drogi Lechu
    Widzę, że rzeczywiście brakuje Ci czasu. Nigdy i nigdzie nie napisałem, że nie wyjdę poza dietę węglowodanową! Wręcz przeciwnie, napisałem ze nie wyjdę poza dietę niskowęglowodanową!!! Tak naprawdę, to nie jestem na diecie Jana Kwaśniewskiego a na diecie LCHF preferowanej właśnie przez wielu zwolenników w Szwecji. Węglowodanów spożywam niewiele i w zasadzie tylko te, które są nośnikami witamin, głównie np. wit. C (acerola, noni, goja) i mikroelementów, w tym pierwiastków śladowych. Tym sie pewnie nieco różnię od ortodoksyjnie „optymalnych” , choć cale niekoniecznie musi tak być. Przyznam, że jako ” wieńcówkowiec” jestem trochę pod wrażeniem dr Ratha, który twierdzi, że pokaźna ilość witaminy c powoduje oczyszczanie śródbłonka ze złogów cholesterolowych.
    Pozdrawiam, Nemer

  204. Panie Lechu, zrobiłam Panu trochę wypisów nt syndromu metabolicznego z – http://forum.dr-kwasniewski.pl/ :

    toan 2008-02-22, 11:31:19 pisze:

    „To nie ma w efekcie znaczenia, bo jest w uproszczeniu zawsze tak:
    tłuszcze endogenne i egzogenne – betaoksydacja, cykl Krebsa, fosforylacja oksydacyjna – ATP
    węglowodanów akuratnie:
    glikoliza – a-CoA – endogenny, zapasowy cytozolowy tłuszcz energetyczny, betaoksydacja, cykl Krebsa, fosforylacja oksydacyjna – ATP
    nadmiar węglowodanów:
    glikoliza – a-CoA – endogenny, zapasowy cytozolowy tłuszcz energetyczny, kolejny nadmiar – wywalenie do osocza TGL lub cholesterolu – czyli prokukcja koksu, jeszcze większy nadmiar dochodzi cukrzyca typ II. – bałagan jak cholera, czyli „geny chorobowe”, czyli syndrom metaboliczny… ze wszystkimi swymi dobrodziejstwami (to zależne od podaży tłuszczu egzogenego)
    nadmiar białka:
    po wywaleniu azotu – glukoneogeneza, glikoliza, a-CoA – zapasowy cytozolowy… jak w przypadku węglowodanów…
    Dlatego dieta „japońska” jest korzystniejsza od każdej „niskowęglowodanówki” w której nie dostarcza się odpowiedniej ilości tłuszczu egzogennego do fosforylacji oksydacyjnej.
    A więc klasyfikacja diet od najlepszej do najgorszej:
    Dieta Optymalna, Lutz (dieta modyfikowana przez autora od 2003r w kierunku Diety Optymalnej – czyli 72g węglowodanów, tłuszcz do woli, białko do 1g) , dieta japońska, dieta naturalna (jedz co chcesz, byle nie za dużo), dieta „niskowęglowodanowa – wysokobiałkowa” (Lutz- klasyczny, Atkins inne „wymysły niskowęglowodanowe”), i na koniec wszystkie wymysły bilansowane i niebilansowane typu wegetarianizm, śródziemnomorska, 5xwarzywaiowoce do 1000 kcal łącznie
    Konsekwencje zdrowotne każdej diety są wybitnie skorelowane z proporcją GSO i są tym gorsze, czym bardziej odbiegają od proporcji BTW lub BWT jak około 1:2,5-5:0,5. Ilość W lub T jest ściśle powiązana z wysiłkiem energetycznym organizmu. Najgorsze jest: głodzenie, „korytko” i „ubogie pastwisko”.
    No tak to wygląda „na szybko” i w uproszczeniu.”

    Admin 2009-11-15, 10:16:05 pisze:

    „Rozprzężenie tej kontroli cyklu Krebsa powoduje nadmierną powysiłkową produkcję ciał ketonowych i cukrzycowe zakwaszenie w syndromie metabolicznym cukrzycy – o czym się „naukowcom” jeszcze nawet nie śni.

    PS
    „geny” i wynalezienie insuliny dożylnej kompletnie zwolniło „naukowców” z procesu myślowego. ”

    WojciechS 2011-03-25, 16:50:12 pisze:

    „Słuszne, ale tylko przy dostosowaniu poboru BTW do faktycznych potrzeb organizmu. Każdy nadmiar białka, czy węglowodanów, czy jednego i drugiego, zawsze prowadzi do syndromów metabolicznych związanych głównie z wydalaniem nadmiaru pobranego węgla.
    Organizm ma ograniczone możliwości wydalania pobranego nadmiaru węgla ponieważ może to robić w trojaki sposób: albo przez przyspieszenie cyklu kawaów trikarboksylowych, czyli produkcję dwutlenku węgla albo przez zamianę na cholesterol z bardzo dużymi stratami energetycznymi, albo przez odłożenie triglic w depozyt adipocytowy, czyli tycie. Ale nigdy nie ma tak, że wybiera tylko jedną formę. Zawsze jest to wypadowa. Ale pewnie lepiej wytłumaczyłby to „admin”! ”

    Admin 2012-06-17, 08:18:01 pisze:

    „Na „kurczakach i łososiach z warzywkami” kiepsko się biega długie dystanse.
    Skład aminikwasowy, przewaga wydzielania somatotropiny, a nie glukagonu i rzuty insulinowe, nie sprzyjają ani neoglukogenezie, ani lipogenezie, ani nawet porządnej lipolizie w trakcie wysiłku!

    PS
    ale na świninie wydajność rośnie nawet przy takim syndromie metabolicznym. ”

    Admin 2012-03-18, 08:21:52 pisze:

    „Należy przeliczyć sobie całość na jednostki dwuwęglowe wliczając wszystkie aminokwasy keto i glukogenne oraz węglowodany i tłuszcze, z wyłączeniem aminokwasów egzogennych i wyjdzie czarno na białym.
    Ile i z czego powstanie, a ile się utleni możemy odbiczyć ze współczynnika RQ, dobowego bilansu azotu oraz różnicy masy ciała w kolejnych dniach, dzięki czemu możemy wprowadzić koretkę Złotej Proporcji praktycznie od ręki!
    Jak dołożymy do tego biochemię krwi, to każdy syndrom metaboliczny da się wyleczyć w bardzo szybkim tempie pod watunkiem umiejętności poprawnego liczenia i WNIOSKOWANIA.
    Syndrom cukrzycowy typu II leczy się w ten sposób nie dłużej niż tydzień. ”

    Admin 2009-10-26, 15:17:17 pisze:

    „Ważna uwaga: ta sytuacja ma miejsce przy homeostatycznym syndromie metabolicznym. Na syndromach chorobowych genom szwankuje w sposób stosowny do danej jednostki chorowej. Więcj na ten temet w „Jak nie chorować?” (podkreślenie TS) – to podstawowa lektura obowiązkowa, dla tych, co chcą wiedzieć więcej!”

    Admin 2009-05-09, 09:53:41 pisze:

    „Proponuję aksjomat: „Tłuszcze palą się w ogniu węglowodanów” –
    Teza do obalenia: „w organiznie może być spalona bezpiecznie tylko taka ilość tłuszczu w gramach, która odpowiada w dawce pokarmowej: podwójnej ilości węglowodanów w gramach lub połowie ilości białek wyrażonej również w gramach”.
    Bardzo łatwo udowodnić niewiedzę „naukowców”

    PS
    dobre na doktorat, a nawet habilitację, wyjaśniające „syndrom metaboliczny” cukrzycy typ II.”

    Admin 2012-04-30, 07:25:23 pisze:

    „Bardzo dobre!
    Węglowodany są ważnym budulcem dla organizmu.
    Na diecie wysokowęglowodanowej glukoza jest praktycznie jedynym substratem do produkcji WKT (wolne kwasy tłuszczowe) i TG (trójglicerydy).
    To dzięki glukozie w cytozolu magazynowany jest tłuszcz energrtyczny, niezbędny do wytwarzania energii. Na takiej diecie można sobie pożyć długo, zdrowo i szczęśliwie.
    Choć lepiej jest ten tłuszcz dostarczyć z pokarmem na diecie wysokotłuszczowej, koniecznie niskowęglowodanowej, czyli Diecie Optymalnej, ale tego pojąć dietetycy nie potrafią, bo tłuszcz jest zakazany do ogólnego spożycia.
    I słusznie, bo lepiej mieć epidemię nowotworów niż zgony naczyniowosercowe.

    Uwaga:
    dieta mieszana proponowana przez „naukowców” np: z IŻiŻ, na których powołuje się …. w odpowiedzi dla Reni, jest szkodliwa dla zdrowia powodując lub utrwalajać kilka syndromów metabolicznych, w tym syndrom cukrzycy typ II.
    Więcej na ten temat w lekrurze obowiązkowej z zakresu dietetyki, czyli książce „Jak nie chorować?” (podkreśenie TS) ”

    Toan 2007-12-23, 15:31:06 pisze:

    „macek10
    Tłuszcze „nasycone roślinne” – to substytut masła o nazwach „Palma”, „Delma”, „Mix”… odpowiedzialny za pandemię chorób nowotworowych – czyli margaryna .
    I z tego powodu nie zrozumiesz nigdy co się do ciebie pisze. A więc szkoda czasu!

    A z nadmiaru pirogrnowego aceylo-CoA powstają albo tłuszcze, albo ciała ketonowe, albo cholesterol, bo w mitochondriach zdrowego i „syndromowego” (syndrom metaboliczny) człowieka betaoksyduje tłuszcz wytwarzając odpowiednią ilość acetylo-CoA na cykl Krebsa. Bo to tłuszcz jest substratem energetycznym…
    Ale to już ostanie „uświadomienie” ciebie, bo i o tym jest już naposane na tym serwisie – szukaj aż znajdziesz. Linka do książki – też.

    PS
    Ale przynajmniej wiesz już co to są „nasycone tłuszcze roślinne”
    A tłuszcze zwierzęce są również mieszaniną nasyconych i nienasyconych tłuszczy, ale wszystkim się wydaje, że jak zwierzęcy to – nasycony Albo „tłuste morskie ryby”, albo „owoce i warzywa pełne witamin” – wystarczy spojrzeć w tabele… Ale to nie mój problem! ”

    Admin 2009-03-16, 14:48:28 pisze

    „W zdrowym organizmie cholesterol jest zbyt cenny, aby ot tak wydalić go z organizmu i jest wychwytywany w jelitach. Nawet kwasy żółciowe są wychwytywane, wracają do wątroby, woreczka żółciowego i znów do jelit, nie zależnie od tego, czy się dostarcza, czy nie dostarcza cholesterol w pożywieniu. Nawet wiadomo ile (ale nie wszyscy wiedzą dlaczego?) się go właśnie tyle wchłania.
    Szkieletu cholesterolowego nie da się utlenić na fosforylacji oksydacyjnej (czytaj – „zamienić na ATP”). Mogą tylko z niego powstać kwasy żółciowe, hormony kory nadnerczy, hormony gruczołów płciowych, witamina D – i to chyba wszystko?
    Co innego w „syndromie metabolicznym”, ale to zupełnie inny „niezrozumiały” metabolizm.
    Przy głodzeniu zaś (z dostępem do wody) nieco przeważa kabolizm i nie ma cholesterolu pokarmowego (ale jest frakcja jelitowa jak u roślinożernych), a nie opłaca się zbyt dużo „produkować” ani cholesterolu wątrobowego, ani tkankowego, ani błonowego, że o triglicerydach nie wspomnę, bo organizm oszczędza energię na wszystkim na czym się da. I na tej zasadzie „poprawia” się w głodówce krew, ale wyniszczenie (głodzenie) organizmu powoduje znacznie większe szkody niż takie „leczenie” cholesterolu.”

    Admin 2009-09-03, 16:01:39 pisze:

    „A czy każdy musi mieć dokładnie tyle samo cukru we krwi? Kontrola gospodarki węglowodanowej (w tym ilość cukru rozpuszczonego we krwi) w organizmie jest bardzo złożna, choć wydaje się niektórym dość prosta
    We krwi jest bardzo mało cukru i w miarę potrzeb podlega on wahaniom szybko i w szerokim zakresie i niezależnie w większości przypadków od ilości węglowodanów podanych w pokarmie, a od stanu fizjologicznego organizmu!… (wyłączam cukrzycowy syndrom metaboliczny obu typów, gdzie panuje kompletny patologiczny bałagan organiczny)
    Może w miarę prosto opisać?”

    Toan 2007-12-03, 07:11:01 pisze:

    „Dokładnie tak!.
    Pełnoporcjowa dieta bezresztkowa – żłótka, śmietana, masło lub żółtka kolagen, szpik powoduje najniższe zapotrzebowanie na białko i energię przeniany podstawowej (energię i budulec na wysiłek fizyczny zwiększa się przesunięciem proporcji w kierunku tłuszczu oraz zwiększonym apetytem regulowanym cytozolowym stężeniem ATP, a raczej zmianą potencjału cytozolu), a do tego przy spożyciu 0,8g/kg nmc produkcja NADPH następuje tylko z betaoksydacji, co pozwala tylko na ewentualną zamianę połowy nadmiaru acetylo-CoA na cholesterol budulcowy i tłuszcz zapasowy, a ciała ketonowe nie powstają przy utrzymaniu poziomu cukru we krwi bez zwiększonej glukoneogenezy, a wątroba produkuje głównie ATP w fosforylacji oksydacyjnej na potrzeby mózgu i serca. Tego modelu metabolicznego „nauka dietetyczna” pojąć nie może i przyjmuje, że nie istnieje! i nie wie, że do cyklu kwasu cytrynowego wchodzi głównie acetylo-CoA pochodzący z betaoksydacji , co pisze w każdym podręczniku bochemii!!!. Zwiększona podaż cukrowców powoduje „syndrom metaboliczny”, bo komórki nie chcą spalać cukru w szlaku heksozowym, powodując insulinooporność i zamianę cukru na tłuszcz i z frakcji chlesterolowej – głównie LDL . Niezbędny do tego NADPH organizm zaczyna wytwarzać w szlaku pentozofosforanowym, który się uruchamia niehormonalnie – dostępnością substratu (stężeniem cytozolowym glukozy). W kondensacji dwóch cząsetk acetylo-CoA w malonylo-CoA – prekursora syntezy ciał ketonowych, trójglicerydów, cholesterolu osoczowego i blaszki miażdżycowej uczestniczy wyłącznie acetylo-CoA pochodzący z octanu – czyli z GLUKOZY – co większość podręczników biochemii skrzętnie pomija!!! – jako fakt bardzo niewygodny .
    Dodanie do pełnoporcjowych posiłków białka np: z mięsa powoduje zwiększenie zapotrzebowania i na białko i na energię do „utylizacji” nadmiaru, który jest zamieniany po wywaleniu azotu z łańcuchów alifatycznych na glukozę. I w obu przypadkach zaczynają się „nieścisłości” i większość chorób metabolicznych . Na to nakłada się niedobór tlenu atmosferycznego z powodu zwiększonego zapotrzebowania na podstawową przemianę matrii… i człowiek zaczyna „grzeszyć obżarstwem”, a nie jeść, co prowadzi do zakwaszenia (w tym produkcji ketonów na tzw. diecie „niskowęgolwodanowej”) i …
    Do dokładnego obliczenia osobniczego zapotrzebowania na BTW wystarczy niedrogie badanie krwi. Ale w organizmie tkankowym nie ma możliwości dowozu części zamiennych i energii w optymalnej proporcji do każdej komórki w jednostce czasu, co prowadzi do wydłużania łańcuchów białkowych, a to obok rodnika tlenowego, białka fazy ostrej i kilku innych parametrów jest jedną z najważniejszch przyczyn starzenia i rakowacenia organizmu!
    Tak to wygląda biochemicznie i w uproszczeniu.

    PS
    I dla jasności – to nie tłuszcz pokarmowy apoprotein frakcji B-48, a endogenny frakcji B-100 (produkowany przez komórki) powoduje „zagęszczenie” krwi, zatory i zakrzepy ”

    Admin 2009-04-30, 09:31:40 pisze:

    „Dla zainteresowanych podaję kilka faktów odnośnie aminokwasów:
    Pochodnych aminokwasów jest około dwieście!
    Każda ilość nadmiaru spożytych aminokwasów odbiegająca od zalecanej ilości spożycia białka referencyjnego (żółtko, podroby, białko wyciągowe – na „opty”-diecie zwane „wywarem kolagenowym”) powoduje określony syndrom metaboliczny, uzależniony od składu aminokwasowego spożywanego białka i PROPORCJI między GSO.
    Ze względu na energetykę organizmu nadmiar spożytych aminokwasów można podzielić na:
    aminokwasy ketogenne – lizyna i leucyna. Nadmiar tych aminokwasów zamieniany jest do acetylo-CoA albo acetoacetylo-CoA z których organizm produkuje albo ciała ketonowe, albo cholesterol (LDL)
    aminokwasy glukogenne – alanina, arginina, asparaginian, cysteina, glutamina, glutaminian, glicyna, histydyna, metionina, prolina, seryna i walina. Nadmiar tych aminokwasów przerabiany jest na glukozę. Z nich to czerpie energię neoplazma, gdy odgraniczy się ilość podaży węglowodanów w diecie, a „LC-owce” przy nadmiernym spożyciu białka nie są wcale takie „niskowęglowodanowe”, jak im się roi.
    aminokwasy keto i glukogenne – izoleucyna, fenyloalanina, treoninatyrozyna i tryptofan. Nadmiar tych aminokwasów przerabiany jest albo na ciała ketonowe, albo na glukozę w zależności od stanu fizjologicznego i energetycznego organizmu.
    Utylizacja nadmiaru azotu pochodzenia białkowego jest zawsze dużym obciążeniem dla organizmu i wiąże się z wymiernymi stratami energii i utratą zdrowia.

    PS
    badanie wpływu homocysteiny (do szkieletu węglowego cysteiny doczepione dodatkowo CH2) na rozwój miażdżycy jest tylko stratą czasu i pieniędzy.”

    Toan 2007-10-11, 12:41:50 pisze:

    http://www.ajcn.org/cgi/content/full/86/4/899 – – już nic nie rozumiem
    Fruktoza powoduje otyłość, cukrzycę typ 2, chorobę niedokrwienną, metaboliczny syndrom (uruchamia „geny chorobowe”?) i nerek uszkodzenie?

    Wyjaśnienie zjawiska oczywiście w „Jak nie chorować?„(podkreślenie TS) ”

    Toan 2009-02-02, 10:16:26 pisze:

    „CIAŁA KETONOWE.

    U zdrowego:
    pytanie: co to jest ciało ketonowe?
    odpowiedź: najszybsza forma przekazania półproduktu do produkcji energii, gdy wątroba nie nadąża z produkcją ATP.
    pytanie: gdzie najszęściej brakuje ATP?
    odpowiedź: mózg, serce, nerki, wątroba (z racji wysyłania do tych uprzywilejowanych narządów).
    UWAGA: mięśnie wychwytują również ciała ketonowe po stresie wysiłkowym, ale po zaspokojeniu potrzeb narządów uprzywilejowanych.
    I najważniejsze:
    zbilansowana dieta wysokowęglowodanowa (dieta japońska) i wysokotłuszczowa z możliwie najniższą podażą białka (Dieta Optymalna): „nigdy nie powoduje pojawienia się ciał ketonowych” – z wyjątkiem przeciążenia wysiłkiem fizycznym i niefizjologicznym głodzeniem.

    A co u chorych?
    Pojawienie się ciał ketonowych (z wyjątkiem głodu) zawsze świadczy o „metabolicznym syndromie”.
    Koniec o ciałach ketonowych i zakwaszeniu metabolicznym.

    Resztę sobie „dośpiewajcie”.

    PS
    pozostaje kluczowe pytanie: dlaczego mózg nie wytworzył sobie zabezpieczenia przed niedotlenieniem uniemożliwiającym produkcję ATP?
    odpowiedź: bo on rządzi i „zawsze się wyżywi”

    PS bis
    w krytycznej sytuacji zawsze może urządzić „okrągły stół” jeśli nie jest zbyt późno ”

    Admin 2012-04-06, 11:11:38 pisze :

    „Z fruktozy powstają właśnie głównie „niezdrowe” tłuszcze nastcone, których nadmiar jest odkładany w słoninie, o czym pisze Harprerk charakteryzując syndrom metaboliczny, a nie prawidłowe przemiany metaboliczne. Czyli fruktoza zwiększa wydzielanie VLDL (frakcja B-100), który po rozpakowaniu z trójglicerydów na obwodzie (głównie w tkance adipocytowej), zamienia się na LDL.
    Przypominam, że chylomikrony (frakcja B-48) mają dodatkowy ogonek białkowy, zabezpieczający przed wychwytywaniem w wątrobie i adipocytach, który odrywa się po wypakowaniu z tłuszczu pokarmowego na obwodzie z przeznaczeniem na utleienie i dopietro w takiej formie jest rozpoznawany przez hepatocytowe receptory LDL jako remnant, czyki szczątek do wchłonięcia*.

    Dlatego „od tuscu siem nie tyje” drogie dobredzieci i nie tylko. (pokarmowego).

    * – cytowanie tekstu bez podania autora – Tomasz Kwaśniewski (podkreślenie TS) – lub tego linka, jest zabronione.”
    .
    .
    Pozdrawiam Pana, Panie Lechu, wzajemnie!
    .
    .
    .
    PS. „Jak nie chorować?” – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsList&iCategory=4 .

  205. Nemer pisze:

    Szanowny Lechu
    Ze wskazówek skorzystałem, dowiedziałem się czegoś nowego, i za to dziękuję. Zaciekawiły mnie niektóre kryteria rozpoznania wg IDF i kwestie dot. prewencji oraz terapii. Moje osobiste, już przeszło dziesięcioletnie doświadczenia terapeutyczne wskazują, że stosowanie np. statyny nie posłużyło poprawie stosunku LDL do HDL czy też bezwzględnemu zwiększeniu poziomo HDL. Moje wskaźniki wątrobowe pogarszały się systematycznie. Ponieważ zdarza się, że na samym sobie eksperymentuję, pojawił się w trakcie tych eksperymentów specyficzny okres. Porzuciłem statynę bo ją coraz gorzej tolerowałem, na rzecz hinduskiego suplementu, który ponoć (tak twierdzi producent) był badany klinicznie w stosunku do jednej z popularnych statyn. Proszę sobie wyobrazić, że po trzech miesiącach stosowania, w badaniach krwi miałem wyniki jak nigdy w życiu. Wyśmienite po prostu. Gdy przyznałem się swej dr kardiolog, skwitowała to szerokim uśmiechem i kompletnym brakiem komentarza i zainteresowania. Na dodatek działo się to przy stosowaniu znanej Ci diety LCHF a więc sprzecznej z ogólnymi wytycznymi dotyczącymi postępowania w „zespole metabolicznym” określonym we wskazanym przez Ciebie IDF.
    Doszedłem do wniosku, że statyna to szkodzący mi lek, który sztucznie zaniża mi poziom cholesterolu niszcząc przy tym wątrobę zamiast doprowadzić mój organizm do takiego stanu, by nie miał tak dużego zapotrzebowania na LDL, jako przecież substancji niezbędnej, pełniącej też wiele funkcji naprawczych. Jeśli mam go wysoki, to znaczy, ze mój organizm jest w złym stanie ale przyczyną nie jest wysoki poziom LDL a jest jego skutkiem, objawem, więc jeśli się go obniża przez stosowanie stawiania tamy dobrze funkcjonującej wątrobie, to znaczy, że statyna, to taki szkodliwy puder zakrywający liszaj a nie lekarstwo na niego.
    Zaskoczony skutecznością „suplementu” zacząłem sprawdzać inne cuda-niewidy tej hinduskiej firmy (nie wymieniam jej nazwy ani nazwy suplementów, by nasza Gospodyni nie miała pretensji, że chcę jej blog potraktować instrumentalnie i np. coś reklamować). Szereg z nich jest wręcz rewelacyjna, a to pasta do zębów (koniec z krwią na szczotce), a to maść jakaś, a to środek na gazy skuteczniejszy od tych wszystkich, które poznałem, tak mocno reklamowanych i wiele innych. Doszedłem do wniosku, że Big Pharma chyba rzeczywiście blokuje rynek suplementów. Po latach rozrzedzania krwi aspiryno- podobnymi lekami, teraz sobie łykam preparat z kory wierzby. Skutek ten sam, związek chemiczny niby ten sam ale nie z chemicznej fabryki.
    Lechu, piszę to do Ciebie specjalnie, bo leczysz ludzi a zauważyłem już od lat, że środowisko, które chcąc nie chcąc na tym blogu reprezentujesz, coraz bardziej jest w szponach biznesu zdrowotnego i jakby z coraz większym skrępowaniem zaleca środki i metody, które potrafią dobrze się spisywać ale na których nie da się zrobić interesu, bo albo są znane od wielu lat albo nie da się ich opatentować albo patenty wygasły, więc trzeba „rzucić na rynek” coś nowego i w odpowiedniej cenie. Wiadomo, nowy „wynalazek” kosztuje, bo koszty wynalezienia i patentu. I tak się to chyba kręci, więc chcąc niechcąc, ludzie cierpiący przestają ufać lekarzom i poszukują sami metod na poprawienie sobie stanu zdrowia. Wydaje się, że ten blog jest też tego wyrazem.
    Jako zdaje się lekarz starej daty dlatego masz tyle pracy i pacjentów, bo pewnie Ci bardziej ufają niż tej na nowo wykształconej młodzieży, która np. za szkolenia na Szeszelach poddaje się komercji.
    Jest też i druga strona medalu. Skuteczne czy mniej skuteczne albo w ogóle nieskuteczne środki mające służyć poprawie czy ratowaniu zdrowia to też ogromny biznes. Takie metody jak np. różnego typu wlewy dożylne, czy to chelatacja, czy witamina C, czy Legalon Sil albo amigdalina kosztują dość sporo, wykonuje się je za zaleceniem lekarzy, którzy bywa, że w ten sposób dorabiają do etatu, czyli wiedzą coś na temat skuteczności tych metod a oficjalna medycyna się od tych metod odwraca, nie uznaje i nie stosuje. To ci lekarze zalecający niestandardowe terapie są szarlatanami i oszustami, czy po prostu wykraczają poza jakieś oficjalne zalecenia?
    Nie chcę wyjść na jakiegoś zwolennika spiskowej teorii dziejów ale skoro dotarłem do konkluzji z badań klinicznych dot ostropestu plamistego, że jego skuteczność jest niewielka albo żadna a dalej się stosuje pozyskiwane z niego substancje, np. w przypadku zatruć grzybami, to ktoś łże jak bura suka, albo badacze albo producenci leków wytwarzanych na bazie silimaryny i silibininy i lekarze te leki stosujący lub zalecający. Komu ufać? Komu wierzyć? Problemem jest to, że w przeciwieństwie do gier komputerowych mamy tylko jedno życie i bardzo trudno jest na sobie samym przeprowadzać zbyt wiele eksperymentów.

    Pozdrawiam, Nemer

  206. Renia pisze:

    Panie Nemer, zastanawiam się, czy rzeczywiście było to takie wspaniałe działanie tych hinduskich „suplementów”, czy raczej głównie diety niskowęglowodanowej, którą Pan równocześnie stosował?

    Pozdrawiam – Renia

  207. Renia pisze:

    Ja prawie dwie dekady życia wierzyłam w cudowną moc suplementów i sporo pieniędzy z ich powodu zostawiłam w aptece, lecz zdrowia od nich nie uzyskałam…ale może nie trafiłam na te „właściwe”…

  208. Nemer pisze:

    Szanowna Pani Reniu
    Ja należę do niedowiarków, więc efekty typu placebo bądź rodem z homeopatii z pewnością na mnie nie działają. Z tymi „wynalazkami” to było tak, że ten pierwszy, który takie super-efekty mi przyniósł zacząłem zażywać dla świętego spokoju pod naciskiem osoby, której jeszcze na mnie zależy. Nie wierzyłem w skuteczność dopóki nie dostałem wyników swoich badań na papierze. Moje zdziwienie było tak duże, że zacząłem poszukiwać bliższych informacji, m.in. dot. badań klinicznych tego suplementu, który dostępny był u nas tylko przez internet. Mnie nurtuje i właściwie chodzi mi o to, dlaczego o pewnych skutecznych środkach nie dowiaduję się od fachowców, odpowiednio wykształconych i uprawiających odpowiedni zawód, tylko muszę sam poszukiwać informacji np. w internecie, gdzie są one przecież ukryte w zalewie bzdur, pierdołów i tekstów reklamowych. Dla mnie jest dziwne, że weterynarze potrafią, umieją i mają do dyspozycji sprzęt przy pomocy którego np. badając kroplę krwi stawiają diagnozy a sprzętem takim nie dysponują placówki z kontraktami z NFZ i tego typu badanie może sobie Pani zrobić tylko prywatnie. Czasami mam wrażenie, że weterynarze potrafią, umieją więcej i bardziej podążają z duchem czasu niż służba zdrowia.
    A co do kosztów, akurat ten suplement o którym pisałem jest zdecydowanie tańszy od leku, który brałem więc nie zawsze musi tak być, że wspomaganie się suplementami jest kosztowniejsze od stosowania przepisywanych przez lekarzy leków. Wydaje się, że własnie skuteczność i niskie koszty wspomagania się suplementami były przyczyną, że być może pod naciskiem Big Pharmy nasza kochana Unia wprowadziła nową dyrektywę w kwietniu tego roku, by ten rynek nieco wyhamować. Może to właśnie dlatego, by skorzystać z kuracji np. amigdaliną, to trzeba ją sprowadzić sobie z Meksyku.

    Teraz co do diety. Jak już wielokrotnie pisałem, mnie dieta niskoęglowodanowa służy jednak ja, choć laik mam wątpliwości, czy panowie Kwaśniewscy, zarówno Jan jak i Tomasz nie przywiązują zbyt małej wagi np. do roli witaminy C. Spośród ssaków podobno tylko człowiek, naczelne, świnka morska i któryś z nietoperzy nie mają zdolności syntetyzowania witaminy C. Jakieś międzynarodowe normy mówią, że przeciętnemu człowiekowi starcza podobno 60mg na dobę, czyli 50 razy mniej niż małpie i kilkaset razy mniej niż np. psu. Na tle twierdzeń Linusa Paulinga i jego zwolenników ze środowiska medycznego, dieta dra Kwaśniewskiego wydaje się być zbyt ubogą w tę tak niezbędną substancję szczególnie w okresach ataku na organizm ze strony patogenów, że starając się zachować wytyczne BTW szczególnie „adoruję” te węglowodany, które są nośnikami wit.C Ta norma 60mg mnie nie przekonuje po prostu.
    Pozdrawiam, Nemer

  209. Panie Nemer, jeśli mogę się włączyć :) to przyszło mi na myśl iż rodzina Kwaśniewskich już ponad 40 lat jada wg wzoru na ŻO więc niedobór witaminy C potrafiłaby zidentyfikować nawet na samych sobie. Dwa, że problemy z niedoborem mają ponoć inni ? – http://www.stachurska.eu/?p=3507 . Ciekawe, czy nadmiar białka też może tu mieć znaczenie, jako że organizm ten nadmiar przetwarza na węglowodany?

  210. Renia pisze:

    Panie Nemer, bardzo dobrze, że – jak Pan to sam określił – ma Pan sporo wątpliwości – i stara się je wyjaśniać. Ja też na początku stosowania DO miałam obawy o zbyt małą w niej zawartość witaminy C. Ale już nie mam. Wiem, że przy optymalnym modelu żywienia potrzeba jej mniej i nie mam objawów związanych z jej niedoborem (staram się uwzględniać w diecie, paprykę, „zieleninę”, cytrynę i owoce jagodowe).

    Tutaj jest zdanie Doktora na ten temat suplementacji witamin:

    http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4071.0

    Witamina C…

    „Tu jest artukuł, który ukazał się na ten temat w OPTYMALNI nr…?

    Witamina C jako „odkwaszacz” i „antyutleniacz” – spojrzenie biochemika.
    Szanowni Państwo!,
    Na szkoleniu w Hiszpanii dowiedziałem się, że w pewnej broszurze napisali: witamina C odkwasza!
    Stwierdzenie to skłoniło mnie do napisania kilku słów o kwasie askorbinowym (donor protonu), bo chemia uczy, że odkwasza się zasadą (akceptor protonu).
    Biosyteza:
    U eukariota, z wyjątkiem małp naczelnych, świnki morskiej i pewnego gatunku nietoperza z Indii Wschodnich, witamina C powstaje z glukozy w szlaku metabolicznym kwasu uronowego (glukuronowego).
    Metabolity pośrednie tego szlaku umożliwiają wykorzystanie glukozy, w tym nieufosforylowanych cukrowców, jako prekursora wielu ważnych metabolitów.
    Do ważniejszych należą:
    UDP*-glukoza wykorzystywana w syntezie glikogenu,
    UDP*-glukuronian – połączenie kwasu uronowego z innymi związkami za pomocą wiązania glikozydowago – związek ten odgrywa bardzo ważną rolę w oczyszczaniu organizmu z trucizn wydalanych z moczem i żółcią. W ten sposób jest wydalane większość leków, metanol, morfina, kwas salicylowy, hormony steroidowe, bilirubina. UDP-glukuronian jest również metabolitem wyjściowym w syntezie heparyny i chondroityny,
    L-gulonian – metabolit wyjściowy dla syntezy kwasu askorbinowego (wit. C)
    D-ksylozo-5-fosforan – niezbędny przy powstawaniu pentoz.
    *UDP- urydynodifosforan.
    Rola metaboliczna:
    Witamina C w procesie biosyntezy kolagenu jest specyficznym swoistym antyutleniaczem redukującym kompleks Fe3+ – O- do żelaza dwuwartościowego, z odebraniem rodnika tlenowego z żelaza w procesie hydroksylacji reszt proliny, przekształcając się z askorbinianu w kwas dehydroaskorbinianowy. I na tym rola witaminy C jako „antyutleniacza” się kończy!
    Wnioski:
    Witamina C jako donor protonów nie jest substancją odkwaszającą.
    Witamina C jako swoisty akceptor jedynie rodnika tlenowego z żelaza z hydroksylazy prolinowej nie wychwytuje innych wolnych rodników.
    Rady praktyczne wynikające z biochemii:
    Ponieważ człowiek jest jedną z małp naczelnych, musi pokrywać swoje zapotrzebowanie na askorbinian z pożywienia. Obecnie przyjmuje się, że zapotrzebowanie to wynosi około 60mg/D, (prawidłowe stężenie w surowicy około 1,0-1,5mg%) i powinno być zaspokajane pokarmami zawierającymi witaminę C – wątroba, nerki, mózg, ziemniaki, kapusta, porzeczka, cytryna…

    Jak w prosty sposób stwierdzić w siebie niedobór witaminy C?.
    Podczas mycia zębów, gdy w plwocinie stwierdzi się ślady krwi, stanowi to sygnał ostrzegawczy. W takim przypadku należy dojeść codziennie świeże (mrożone) owoce z bitą śmietanką, do czasu ustąpienia objawów.
    mgr inż. Tomasz Kwaśniewski

    PS
    nic nie wspomniałem o roli wit. C w biosyntezie katecholamin, czy wspomagania wchłanialności żelaza pochodzenia roślinnego, bo nie jest to przedmiotem tego artykułu.”

    A fakt, że niektóre tanie specyfiki mogą mieć korzystniejsze działanie niż drogie leki i fachowcy nic o tym nie mówią, też mnie dziwi…przecież nie wszyscy z nich są bezwzględnymi materialistami… :roll:

    Pozdrawiam – Renia

  211. Nemer pisze:

    Szanowna Pani Tereso
    Z linkowanych przez Panią materiałów wynika, że ludziom zdrowym i w dobrej kondycji, na diecie niskoweglowodanowej minimalne ilości witaminy C są wystarczające ale już dla cukrzyków nie. Niektórzy fachowcy stawiają tezę, że im więcej węglowodanów w diecie i cukru w organizmie, tym większe zapotrzebowanie na witaminę C. Mnie nie chodzi o tych, którzy są zdrowi, bo dla takich to np. dieta śródziemnomorska w pełnym i rzeczywistym wydaniu może być doskonałym i prozdrowotnym sposobem odżywiania się. W świetle np. tego materiału:
    http://www.youtube.com/watch?v=JuufeaJPRsg&feature=related
    jeśli jest on wystarczająco wiarygodny i ma naukowe podstawy, to rola witaminy C dla takich indywiduów jak ja (na ten sam przykład) jest nie do przecenienia. Ponieważ dieta niskowęglowodanowa zapewnia „dostawę” pełnego zestawu aminokwasów, w tym lizyny i proliny(który nie działa podobno bez odpowiedniej ilości witaminy C), to korelacja preferowanej przez Panią diety z tą witaminą może mieć walory terapeutyczne. Ma czy nie ma, ponieważ nie ma wiarygodnych danych by nadmiar witaminy C szkodził (w przeciwieństwie do niektórych innych witamin), to ja sobie będę ją aplikował w ramach dopuszczalnych ilości węglowodanów.
    Pozdrawiam, Nemer

  212. Nemer pisze:

    Szanowna Pani Reniu
    Tak, dziękuję, czytałem już wcześniej te teksty obu Panów Kwaśniewskich i moim zamiarem nie jest demonizowanie witaminy C ale też wiadomo, że w obróbce cieplnej witamina C jest niszczona więc fakt, że wątroba i nadnercza zwierzęce zawierają jej wiele niewiele daje, bo surowych nadnerczy ani wątroby się raczej nie jada. Pozostają wiec warzywa i owoce, czyli cukry,których można spożyć przecież nie za wiele. Jeśli więc przyjmie się, że witamina C ma walory terapeutyczne, to wtedy przy stosowaniu się do zasad DO, dostarczenie np. kilku gramów (na dobę) tej substancji staje się niemożliwe bez suplementacji. Tak mi się wydaje.
    Pozdrawiam, Nemer

  213. Renia pisze:

    Ja kiedyś zakupiłam w arkadii witaminę C w tabletkach, sporządzonych z suszonych owoców dzikiej róży i żurawiny. Ale rzadko ją brałam. Teraz już może nawet jest przeterminowana… Ale taka witamina jest chyba lepsza od sztucznej, która może przyczyniać się do powstawania kamieni nerkowych.

    Pozdrawiam

  214. Panie Nemer,

    witaminy C trzeba niewiele na ŻO. Miałam kiedyś kłopoty z zębami, przyzębiem, ale znikły. Innych objawów niedoboru witaminy C też u siebie nie obserwuję, ale ma Pan pewnie rację uważając że lepiej gdy jej dostarczymy więcej niż trzeba niżby miało jej zabraknąć. Dziękuję za linka.
    Pozdrawiam wzajemnie :)

  215. http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1667282,1,dieta-wysokotluszczowa-nie-musi-grozic-otyloscia,index.html . Jasne. Trzeba by tłuszczu było dosyć, a nie za mało. I białek oraz węglowodanów odpowiednia jakość i ilość. Zegarek zaś można wyrzucić ? :)

    Dla porównania: Perspektywy, luty 1972 – http://www.stachurska.eu/?p=9236 . Cztrdzieści lat minęło, czy jakoś tak ?

  216. Jeśli ktoś nie czytał – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=755%20 , łącznie z linkiem do strony Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej.

  217. http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4703.msg178212#msg178212 :

    Renia 18.09.202r. o 21:06:40 pisze

    „I co? Dieta śródziemnomorska im nie pomogła ani…rodzeństwo…

    „Co ciekawe, w badaniu wykazano również, że w południowych krajach Europy – na Cyprze, w Hiszpanii i we Włoszech odsetek otyłych dzieci był ponad trzykrotnie wyższy niż w krajach Europy Środkowej i Północnej. Różnice te nie miały jednak związku z posiadaniem przez dzieci rodzeństwa”.

    http://dzieci.pl/chgid,14934547,page,5,title,Brak-rodzenstwa-sprzyja-otylosci,fototemat_dzieci.html

  218. OPTY pisze:

    Teresko , i tak większość , która nigdy nie miała racji nie uwierzy.
    Niesamowite rzeczy jedynie w stylu Lourdes lub Mediugorie itp. są warte wiary. Ale to i tak niczego nie zmienia jedynie pogłębia iluzje.

  219. OPTY,

    artykuł jest świetny. Pan Marek K. umiał opowiedzieć jak to jest gdy robi się krok do przodu i dwa do tyłu. Osobiście cieszę się, że ten tekst czytałam i mogę polecić Innym osobom. Pani Zuzanna Rzepecka jest Piękny Człowiek :)

  220. Lech pisze:

    Pani Teresko, Szanowny Nemerze
    to już mnięły dwa lata jak ten artukuł trzyma się w grupie najczęściej cztanych. Cieszy mnie to. Nemerze, gdzieś tam napisałeś, że reprezentuję środowisko będące w szponach biznesu. Sądzę, że się mylisz. Moje środowisko jest raczej oporne na uchwycenie się przez czyjeś szpony, głównie bisnesowe. Za to samo zamierzałoby swoje szpony biznesowe stworzyć, ale, niestety, pada w tej dziedzinie pod ciosami bałaganiarskkiej poltyki zdrowotnej państwa.
    Ja już zasadami żywienia na codzień się nie zajmujję. Pracuję z technologami żywności i specjalistami prawidłowego żywienia człowieka. Im oddaje w ręce swoich pacjentów. Oni prowadzą ich nie tylko przez meandry dietetyki, ale także przez technologie przyrządzania zdrowej żywności z produktów podstwowych oraz ostrzegają jakie niebezpieczeństwa kryją się w żywności wysoko przetworzonej. Nie są ci specjaliści w niczyich szponach, a już na pewno żadnych firm. Propagują pieczenie chleba z zakwasów wg starych receptur i tego typu uwstecznianie się w odżywianiu. Są natomiast totalnie za lodówkami, przciwnwi samodzielnemu produkowaniu przetworów konserwowanych itp. Ogólnie trzymaja się zasady: nie więcej kalorii tłuszczowych niż 30%, białkowych nie więcej niż 15% i resta to złożone węglowodany o bardzo niskim wskaźniku i ładunku glikemicznym. Owoce o wysokim wskaźniku ORAC. Czym się to różni od diety typu śródziemnomorskiego? Oto jest pytanie.
    Pozdrawiam wytrwale czytających ten fragment. Zachęcam do dyskusji dalszej, bowiem jesteśmy tym co jemy. A chcemy być zdrowi, szczęślwi i „wiecznie młodzi”.
    Lech

  221. Panie Lechu,

    więc ja już o dwa kolejne lata jestem na DO, razem 8,5 roku :) i mam się dobrze. Polecam Panu:

    http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=4593.msg250211#msg250211 :

    Admin 26.10.2013 r. o 17:05:30 pisze:

    „Tłumaczenie:

    Szwecja staje się pierwszym państwem, które odrzuca niskotłuszczową dietę,
    na rzecz diety niskowęglowodanowej, wysokotłuszczowej
    Brian Shilhavy – Health Impact News Editor
    Szwecja stała się pierwszym zachodnim krajem, który rozwija narodowy program
    dietetyczny, odrzucający popularne niskotłuszczowe dogmaty dietetyczne, na
    rzecz diety niskowęglowodanowej, wysokotłuszczowej. Zmiana w poradnikach
    dietetycznych nastąpiła po opublikowaniu wyników dwuletnich badań
    niezależnej Szwedzkiej Rady ds. Technologii Medycznej. Komitet przestudiował
    16.000 badań opublikowanych do 31 maja 2013 roku.
    Szwedzki doktor, Andreas Eenfeldt, który prowadzi najpopularniejszy blog o
    zdrowiu w Skandynawii (DietDoctor.com), opublikował niektóre fragmenty tych
    badań po angielsku:
    Polepszenie wskaźników zdrowotnych podczas stosowania diety
    niskowęglowodanowej
    „Duże zwiększenie poziomu cholesterolu HDL („dobry cholesterol”) bez
    zaistnienia większych zmian w poziomie cholesterolu LDL („zły cholesterol”).
    Zarówno podczas umiarkowanej diety niskowęglowodanowej, podczas której
    przyjmuje się z węglowodanów mniej niż 40% ogólnie wchłanianej energii, jak
    i podczas ścisłej diety niskowęglowodanowej, gdzie węglowodany stanowią
    mniej niż 20% ogólnie wchłanianej energii. Co więcej, ścisła dieta prowadzi
    do uzyskania lepszego poziomu glukozy u ludzi cierpiących na nadwagę i
    cukrzycę oraz marginalnie zmniejsza poziom trójglicerydów”.
    Dr Eenfeldt przedstawił także artykuł z lokalnej szwedzkiej gazety,
    opisującej odkrycia Komitetu:
    „Masło, oliwa z oliwek, kremowa śmietana i bekon nie są szkodliwymi
    pokarmami. Wręcz przeciwnie. Tłuszcz jest najlepszą rzeczą dla ludzi
    chcących stracić wagę. I nie ma powiązania między wysokim poziomem
    wchłanianych tłuszczów i chorobami układu sercowo-naczyniowego. W
    poniedziałek, SBU, Szwedzka Rada ds. Technologii Medycznej zrzuciła
    informacyjną „bombę”. Po 2-letnim dochodzeniu, przestudiowaniu 16.000 badań,
    raport „Dietetyczne leczenie otyłości” zmienia konwencjonalne poradniki dla
    otyłych lub diabetyków. Przez długi czas system opieki zdrowotnej szerzył
    opinię, że należy unikać tłuszczów, głównie nasyconych oraz kalorii. W
    zamian system opieki zdrowotnej nakłonił diabetyków do jedzenia dużych
    ilości owoców (= cukier) i produktów niskotłuszczowych ze znaczną ilością
    cukrów lub sztucznych słodzików – ten ostatni jest niebezpiecznym bodźcem
    dla osób uzależnionych od cukru. Dieta niskowęglowodanowa (LCHF –
    niskowęglowodanowa, wysokotłuszczowa jest szwedzkim „wynalazkiem”) nie
    będzie już uznawana za szkodliwą, kłamliwą i zachcianką nie mającą podstaw
    naukowych. Raport drastycznie zmienia aktualne pomysły i doradza dietę
    niskowęglowodanową, wysokotłuszczową jako najlepszą broń przeciwko otyłości.
    Raport opracował komitet ekspertów składający się z 10 lekarzy – część z
    nich była sceptycznie nastawiona do diety niskowęglowodanowej na początku
    badań. Jednym z członków komitetu był Profesor Fredrik Nyström, z Linköping
    (Szwecja) – długotrwały krytyk diety niskotłuszczowej i zwolennik
    korzystnego działania nasyconych tłuszczów, pochodzących ze źródeł takich
    jak masło, śmietanka kremowa i bekon”.
    Niektóre cytaty profesora Nyström’a przetłumaczone na angielski przez dr.
    Eenfeldt’a:
    „Pracowałem nad tym tak długo. To wspaniałe uczucie mieć ten raport naukowy
    i wiedzieć, że sceptycyzm związany z dietą niskowęglowodanową wśród moich
    współpracowników znikł podczas pracy. Gdy wszystkie studia naukowe są
    podsumowane, rezultat jest niezaprzeczalny – nasz głęboko osadzony lęk przed
    tłuszczem jest kompletnie bezzasadny. Nie tyje się od tłustego jedzenia, tak
    samo jak nie dostaje się arterosklerozy od wapnia lub nie staje zielonym od
    zielonych warzyw.”
    Nyström długo namawiał do znacznego zmniejszenia przyjmowania bogatych w
    węglowodany pokarmów zawierających duże ilości cukru i skrobi, w celu
    utrzymania zdrowego poziomu insuliny, lipidów we krwi i dobrego
    cholesterolu. To w praktyce oznacza unikanie cukru, ziemniaków, makaronów,
    ryżu, mąki pszenicznej, chleba, oraz użycie oliwy z oliwek, orzechów, masła,
    śmietany kremowej, tłustych ryb i tłustszych kawałków mięsa.
    „Jeśli jesz ziemniaki, mógłbyś równie dobrze zjeść cukierki. Ziemniaki
    zawierają glukozę w łańcuchach, które w przewodzie pokarmowym zamieniane są
    na cukier. Taka dieta powoduje zwiększony poziom cukru we krwi, a później
    drastycznie zwiększa poziom hormonu insuliny.”
    „Jest wiele mantr, które akceptujemy jako prawdy:
    -„Kalorie to kalorie, bez znaczenia skąd pochodzą”
    -„Wszystko zależy od balansu między pochłanianymi ilościami kalorii, a
    zużywanymi”
    -„Ludzie są grubi, ponieważ zbyt mało się ruszają”
    -„Śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia”
    Oczywiście to nie są prawdy. Tego typu nonsensy sprawiają, że ludzie z
    problemami wagowymi źle się czują sami ze sobą. Jak gdyby wszystko było
    spowodowane ich gorszym charakterem. Dla wielu ludzi większa ilość
    przyjmowanego tłuszczu oznacza, że czują się nasyceni, dłużej w takim stanie
    pozostają i nie muszą jeść co kilka minut. Z drugiej strony – nie będziesz
    czuł się nasycony po wypiciu Coli lub po zjedzeniu czegoś niemal
    beztłuszczowego, jak np. niskotłuszczowe jogurty owocowe pełne cukru. Pewnie,
    ćwiczenia fizyczne są wspaniałe pod wieloma względami, ale to od czego
    głównie zależy waga, to dieta.”
    Co USDA* aktualnie koryguje w swoich przewodnikach?
    Literatura naukowa zawierająca opis niebezpieczeństw związanych z
    rafinowanymi węglowodanami i korzyści ze spożywania zdrowych tłuszczów
    pojawiała się przez dekady. Jednym z prawdopodobnych powodów, dla których te
    badania zostały przeprowadzone w Szwecji jest fakt, że wiele osób faktycznie
    przestrzegało zaleceń takich diet. Aktualnie w Szwecji około 14% populacji
    cierpi na nadwagę – w porównaniu – jedna trzecia populacji w USA.
    Czy Stany Zjednoczone podążą za USDA i skorygują swoje poradniki
    dietetyczne? Raczej nie. Jak wcześniej wspomniałem w opublikowanym artykule
    You the Taxpayer are Funding the Agri Business Takeover of our Food Supply
    (Ty podatniku fundujesz Agro-biznesowi przejęcie naszych zapasów żywności),
    poradniki odżywiania USDA faworyzują mocno dotowane uprawy, takie jak:
    pszenica, soja i kukurydza. Polityka jest aktualnie zbyt silna w Stanach, by
    pozwolić na zmiany dietetyczne, prowadzące do zmniejszenia dochodów
    korporacji oraz ich produkcji taniego jedzenia dominującego światowe zapasy
    żywności.
    Porady dotyczące diety niskowęglowodanowej, wysokotłuszczowej zaczęły się
    pojawiać w latach 20.XX wieku, gdy została rozwinięta idea diety
    ketogenicznej w Szpitalu John’a Hopkinsa. Była ona stosowana w leczeniu
    dzieci cierpiących na epilepsje, które nie reagowały na leki. Z nadejściem
    poradników dietetycznych USDA, zaczynając od raportu McGover’na w latach 70.,
    gdzie tłuszcz został potępiony, system opieki zdrowotnej promował diety
    niskotłuszczowe. Można zobaczyć oryginalny materiał telewizyjny dotyczący
    tego raportu z 1977 roku w klipie na YouTube od The Fat Head.
    W 2002 roku dziennikarz naukowy Gary Taubes rozpoczął pisanie o
    niebezpieczeństwach związanych z dietą wysokowęglowodanową i korzyściach
    diety wysokotłuszczowej. Jego praca została opublikowana zarówno w N.Y Times
    i Time Magazine. Artykuł miał tytuł „What If It Were All a Big Fat Lie!”
    („Co, gdyby to wszystko było jednym wielkim tłustym kłamstwem!”). Główny
    nurt mediów zakrywa prawdę o błędach niskotłuszczowej diety już od wczesnych
    lat 2000. A dr Atkins i jego niskowęglowodanowa, wysokotłuszczowa dieta,
    która istnieje od wielu lat, zbiera od tegoż czasu ogromne grono ludzi
    idących tym śladem. Różne formy tej diety istnieją dzisiaj w Stanach, lecz
    wciąż są uważane za skrajne i ekstremalne. Dieta ta jest ciągle atakowana
    przez rząd i system medyczny, mimo że firmy farmaceutyczne spieszą się z
    patentowaniem leków naśladujących efekty ketozy w diecie, głównie podczas
    leczenia raka, co jest największym rynkiem udziałowym dla firm
    farmaceutycznych.
    Podczas gdy Szwedzi poczynili ogromny krok naprzód, postępując zgodnie z
    zaleceniami komisji, która przestudiowała 16.000 badań i potwierdziła
    naukowo to, co istniało od wielu lat, nikt nie spodziewa się, żeby Stany
    Zjednoczone miały zrobić cokolwiek podobnego w najbliższym czasie.
    To zależy od Ciebie, czy zrobisz własne badania, by zrozumieć PRAWDZIWE
    fakty o zdrowej diecie
    (podkreślenie TS).
    USDA – odpowiednik polskiego ministerstwa rolnictwa
    tłumaczenie: Eryk Henne”

    dot. http://healthimpactnews.com/2013/sweden-becomes-first-western-nation-to-reject-low-fat-diet-dogma-in-favor-of-low-carb-high-fat-nutrition/ .”

    =========

    W Szwecji dietę niskowęglowodanową wysokotłuszczową upowszechnia publiczna służba zdrowia. Czytałam więcej na ten temat, no i sporo rozmawiałam o sprawie ze szwedzką koleżanką. Mój wniosek: Jeszcze trochę potrwa zanim się doliczą jak ważne są proporcje między Głównymi Składnikami Odżywczymi – http://www.stachurska.eu/?p=14522 ze szczególnym uwzględnieniem skutków nadmiernego spożycia białka – http://www.stachurska.eu/?p=3359 . Ale pierwszy krok tam został zrobiony… Czy będzie Pan zdziwiony jeśi to szwedzcy lekarze dostaną Nobla za coś co w Polsce jest znane od czterdziestu lat?

    Pozdrawiam Pana :)

  222. Nemer pisze:

    Pani Tereso,
    z tym Noblem dla doktora Kwaśniewskiego, to nie jestem przekonany. Gdy dr Kwaśniewski kończył studia, to właśnie ukazała się chociażby książka Hermana Tallera – Kalorie się nie liczą. Ponomarenko, który poróżnił się z Kwaśniewskim, zarzucał mu wręcz plagiat, więc byłby problem. Nie udało mi się do tego dotrzeć, ale w pierwszej połowie ubiegłego wieku wiedza dot. diety wysokotluszczowej i niskowęglowodanowej już była publikowana podobno tutaj ale nie studiowałem szczegółowo.
    Widziałem natomiast na „Planete” film dot. diety wojskowych pilotów kanadyjskich, która była właśnie dietą LCHF.

    Przecież to jako młodemu lekarzowi wojskowemu, Janowi Kwaśniewskiemu zlecono zadanie służbowe opracowania diety dla pilotów i z tego się zdaje się odpowiednio wywiązał i co miało istotny wpływ na całe jego zawodowe życie – tak mi się wydaje.

    Lech, nasz cenny blogowy adwersarz pisze o polecanych przez siebie dietetykach m. in. – Nie są ci specjaliści w niczyich szponach, a już na pewno żadnych firm. .

    Ja tam bym specjalistom od dietetyki też tak do końca nie ufał i to nie dlatego bym uważał, że działają w złej wierze, ale chociażby dlatego

    Wojna jest ostra i brutalna, bo o ciężki szmal, więc ważne jest kto tych dietetyków szkolił i szkoli i kto te szkolenia sponsoruje.

    Żywieniowi gangsterzy potrafią korumpować a co najmniej „majoryzować” organizacje rzekomo działające na rzecz zdrowia, np.
    Heart and Stroke Foundation .

    to kolejna brzydka rzecz

    Lechu a tu jeszcze jedna
    ciekawostka dla profesjonalisty.

    Dodam jeszcze może coś na temat preferowanej przez Ciebie diety śródziemnomorskiej. Zacytuję może fragment z bloga o GMO, jaki tam popełniłem na zdanie jednego z blogowiczów – „Znani mi lekarze i biochemicy polecają dietę śródziemnomorską jako najzdrowszą.”

    Odpowiedziałem tak oto:

    „Otóż wydaje mi się, że dla osób zdrowych jest to dieta bardzo dobra ale z zastrzeżeniem, że nie w naszych polskich warunkach. „Francuski paradoks” polegający na tym, że mimo iż są podobnie otyli jak reszta „zachodniej cywilizacji” nie cierpią na choroby naczyniowe wynika nie z tego co jedzą a co piją. A wypijają do posiłków więcej niż pół flaszki wina czerwonego wytrawnego dziennie dostarczając witaminy C zapobiegającej stanom zapalnym naczyń, flawonoidów i innych antyoksydantów. Wg mnie, jest to kluczowy element tej diety a nie jakieś tam oliwki, sałaty i frutti di mare.
    Weźmy teraz młodego Polaka i ojca rodziny. Zje śniadanko z pangą z Tesco, sałatkę z fetą polaną oliwką i popije szklanką wina po czym siada w auto kupione na raty, by przenieść tyłek do roboty, której nie może stracić bo go komornik wywali z mieszkania wraz z rodziną.
    Wierny diecie siada i jedzie a w korku ktoś mu wjedzie w tyłek. Przyjedzie policja, balonik i koszmar. Ubezpieczyciel nie zapłaci ani AC ani OC, bo „winnym” jest nawalony. Ubezpieczyciel sprawcy będzie go jeszcze ciągał po sądach o odszkodowanie, bo jest winien stłuczce. Czy tak? Czyli horror. Prawo jazdy zabiorą i do kryminału wsadzą, gdzie będzie siedział z tysiącami cyklistów, co to na rower wsiedli po piwku. Wyjdzie a tu kobita z dzieckiem na ulicy, bo raty za chatę nie zapłacone.
    Na dietę śródziemnomorską to mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy jeżdżą najtańszymi samochodami świata, czyli służbowymi z kierowcą. A iluż to takich jest znowu? – z 1% może.”

    Pozdrawiam, Nemer

  223. OPTY pisze:

    Na Zachodzie było publikowanych dużo różnych książek , które niestety były u nas niedostępne z różnych względów i nie wiem czy nie było tak w tym przypadku ale i w wielu innych.
    Co do Ponomarenki , który przecież stał się teściem dla syna Doktora jest jak dla mnie sprawa dziwna ,że tak powiem. Czyżby tu w grę wchodziła zwykła zazdrość ?- nie wiem. Zresztą rzeczony zbyt dobrym zdrowiem się nie cieszył jak gdzieś czytałem i już nie ma go wśród żywych. Te rodzinne ” tajemnice ” pewnie dużo by wyjaśniły i nie bili byśmy piany po próżnicy. Może ktoś z uczestników tego bloga wie więcej i zechce podzielić się informacjami ? W ” Optymalniku „, kiedyś zdaje się trochę na ten temat pisano ale czy obiektywnie ?
    Co do plagiatu , tez byłbym ostrożnym bo przecież czymże jest jak nie plagiatem wyuczona wiedza na uczelniach i wdrażana w życie , jak nie plagiatem komponentu jej zdobytej wcześniej? Reszta to samokształcenie i praca własna , doświadczenie życiowe, eksperymenty z pacjentami i wyniki. Tak było jak się zdaje z Janem Kwaśniewskim . Więc dlaczego miałoby to być plagiatem ? Korzystał jak każdy do dzisiaj z wiedzy zgromadzonej przez poprzedników , jednak nie każdemu udało się to , co udało się Doktorowi. Bądźmy obiektywni ! Nie każdemu udało się pokleić strzępki ” pałętającej ” się po mrocznych korytarzach uniwersyteckich, wiedzy w dającą rewelacyjne skutki metodą na zdrowe i długie życie zw. żywieniem optymalnym/ dieta optymalną. Ja to tak wiedzę , możliwe że się mylę . Ale po to jest ten blog min. aby sobie takie czy inne wątpliwości w miarę rozsądnie wyjaśniać. Więc jeśli ktoś posiada wiedzą w tym temacie bardzo proszę o podzielenie się nią z nami wszystkimi ciekawymi wyjaśnienia takich wątpliwości.
    Tylko czy tak światły człowiek jakim niewątpliwie jest Doktor Kwaśniewski nie wiedziałby ,że będą takie podejrzenia ? – widział , wiedział i na pewno był i jest na nie dobrze przygotowany. Dr Marek Chyliński pracownik/wykładowca Uniwersytetu Opolskiego współautor książek o żo , jako rasowy dziennikarz, b. red . nacz. ” Dziennika Zachodniego ” też uległ złudzeniu ?
    Gdyby za Doktorem stały przebogate koncerny produkujące żywność lub leki mielibyśmy Doktora aż do przesytu w mediach , ale nie stoją . Nagrody Nobla też z tego samego powodu nie dostanie. Ale On już swoją nagrodę odebrał czego ewidentnym przykładem są wszyscy ci , którzy żyją w zdrowiu i nie myślą o nagrodach w kategoriach dotychczasowych błędnych założeń. Życie nie polega na zdobywaniu nagród, swoistym wyścigu zbrojeń w każdej możliwej dziedzinie.
    To tak sobie popisałem, wybaczcie .

  224. Lech pisze:

    Drodzy moi: Pani Tereso i Nemerze

    Dziękuję za miłe i pełne sympatii słowa. Nie będę oponował przeciwko cytowanym badaniom szwedzkim, bo są one mi nie tyle DOKŁADNIE znane, co już je przeglądałem. Ale podejście nasze do tematu żywienia nieco się różni. Piszecie o żywieniu ludzi zdrowych, bez podwyższonego ryzyka sercowo-naczyniowego, jednak jako przykład Pani Tereso, podaje Pani grupę dzieci chorych na choroby neurologicznie (padaczki oporne na leki), gdzie dieta ketogenna (czytaj tłuszczowa) poprawia działanie leków. Ja natomiast pracuję z ludźmi chorymi najczęściej na powikłany zespół metaboliczny. Zatem nie mam za dużego wyboru. 30% pokrycia kalorycznego w diecie zdrowymi tłuszczami to nie jest mało. 15% pokrycie kalorycznego białkami to akurat granica bezpieczeństwa dla tej populacji, bo zazwyczaj mamy w niej do czynienie z różnym stopniem zaawansowania nefropatii i nadmiar białek będzie szkodził. W dietach odchudzających istotnie dawkowanie białek zwiększa się nawet do 25%, ale to u ZDROWYCH. Co do węglowodanów. Chodzi o węglowodany złożone więc długo przyswajające się, z towarzyszącymi im substancjami balastowymi, czyli różnymi formami błonnika, który się nie wchłania, a wypełniając przewód pokarmowy wywołuje przedłużone uczucie sytości. Poza tym zmienia się formę skrobi, jak na przykład w makaronie przygotowywanym jako aldente, czy w podawaniu tzw. zgłąbiałych ziemniakach, gdzie zmienia się ineks glikemiczny. Co do słodzików. Dzisiaj nikt przytomny tego cukrzykom nie zaleca. Jest polecany ksylitol ew. suszona i mielona stewia.
    Nemerze, z tym paradoksem francuskim to zarówno prawda jak i niezupełnie. Gdyby dobowe zapotrzebowanie na przeciwutleniacze miało pochodzić tylko z win wytrawnych z czerwonych winogron, to tego wina trzeba wypić około 1.5 l dziennie. Wcześniej wpadniesz w nałóg i odniesiesz szkody z nadmiaru alkoholu. Przeciwutleniacze zawarte są także, a może głównie, w warzywach, jarzynach i owocach o wysokim wskaźniku ORAC, a tego Francuzi spożywają sporo. Niestety, tam też policja czuwa, tylko bodajże dopuszczalna ilość promili jest nieznacznie większa niż u nas. Zatem przeciętny Francuz uważa i bada się alkomatem przed siadaniem za kierownicę. Przynajmniej tak postępują moi znajomi. Co do diety opracowywanej dla lotników. Zgoda. Było to dawno. Ja także pamietam końcówkę lat pięćdziesiątych, gdzie trenującym młodym adeptom kolarstwa kluby wydawały dodatkowe przydziały białego cukru, by uzupełniać braki kaloryczne. Przedłużeniem prac nad dietami dla lotników, było opracowanie diety dla kosmonautów. Do dzisiaj stosuje się ją w niektórych schorzeniach, ale nie poleca ogółowi społeczeństwa. Poza tym dieta zwana śródziemnomorską to tylko zachowanie podobnych proporcji, ale z produktów u nas występujących. Nie na próżno olej rzepakowy tłoczony na zimno i z pierwszego tłoczenia nazywa sie oliwką północy.
    Zatem czym innym jest program żywieniowy adresowanny do społeczeństwa, a czym innym jest żywienie chorych na różne choroby. Inaczej żywi się zdrowych otyłych, bo otyłość to też choroba o bardzo groźnych konsekwencjach, inaczej żywi się chorych z wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym i osoby po powikłaniach tych chorób (zawały, udary mózgu, miażdzycowe niedokrwienie kończyn dolnych), inaczej chorych na padaczki itp. Pani Tereso nie od rzeczy będzie wspomnieć o pewnych odmiennych reakcjach metabolicznych różnych organizmów. Może miała Pani szczęście i dobrze toleruje dietę wysokotłuszczową. Ja, niestety, po dietach tłystych czuję się źle. Nie tolerowałem ich nawet wtedy, kiedy dziennie przejeżdżłam na rowerze średnio 75 km dziennie, a bywało, że i 180 km. Jeszcze się odezwę w tym miejscu po dokładnej konsultacji z naszymi dietetykami.

    Niezwykle serdecznie i ciepło pozdrawiam Panią Pani Tereso i Ciebie Nemerze. Dziękuję za tekst do mnie skierowany u J. Hartmana
    Pozdrawiam wszystkich Lech

  225. Panowie,

    jest już u nas dostępne tłumaczenie nowej diety zalecanej w Szwecji – http://www.empik.com/lchf-nowa-dieta-niskoweglowodanowa-hit-ze-szwecji-forenc-urszula,p1073206768,ebooki-i-mp3-p i przy okazji zajawka pn Darmowy fragment, 22 strony, z których lektury nie jest trudno wywnioskować iż nadmierne spożycie białka nie będzie jego konsumentom dobrze służyć – http://www.stachurska.eu/?p=3359 . Tak to jest ze „skrótami”? I tu dochodzimy do clou pracy dr Jana Kwaśniewskiego. Mianowicie dobrych diet jest dwie: wysokowęglowodanowa – http://www.stachurska.eu/?p=9928 oraz wysokotłuszczowa – http://www.stachurska.eu/?p=3383 . Różnica między nimi to dostęp do ATP, które wytwarza osobista wątroba jeśli ma po temu warunki, a ma wówczas gdy nie musi zajmować się nadmiarami węglowodanów i ew. białek (nadmiar najpierw przetwarzany jest na węglowodany), i alkoholu ( http://www.stachurska.eu/?p=8609 ), tak z grubsza.

    W tłumaczeniu które zamieściłam 6.11.2013 r. o 17:59 za kluczowe mam zdanie, wytłuszczone przeze mnie, „To zależy od Ciebie, czy zrobisz własne badania, by zrozumieć PRAWDZIWE fakty o zdrowej diecie co dla mnie oznaczało że można się spodziewać zmian… w LCHF. I dobrze, jeśli jej użytkownicy nie będą na te zmiany musieli długo czekać, szkoda zdrowia :) Poza kwestią proporcji B : T : W w LCHF może jeszcze brakować odniesienia zapatrzebowania na białko do wagi należnej, czyli – znowu z grubsza – wzrostu użytkownika diety.

    Szkoda, że „Jak nie chorować?” – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsMore&iProduct=6 nie jest przetłumaczone na angielski, a w zaistniałej sytuacji również na szwedzki.

    Panie Lechu,

    prawdopodobnie nie będzie się Panu podobać, że dałam tu znowu kilka linków, ale co zrobić skoro wiem że nie ma to jak nie trzymać mózgu w cudzej głowie i „zaryzykować” konfrontację z większą liczbą argumentów zamiast – z mniejszą.

    Pozdrawiam :)

  226. Lech pisze:

    Pani Tereso – to mi się „libi” jak powiedzieliby Czesi. Czyli mnogość linków nie przeraziła mnie, ale nie dowiedziałem się z nich niczego, czego dotychczas nie wiedziałem. W mojej wypowiedzi wiele faktów w nich zawartych to uwzględniłem. Ktoś stwierdził, że język jest zbyt trudny i student medycyny wielu faktów nie mógł wytłumaczyć. Ano nie mógł, bo wiele tej wiedzy zdobywa się na kursach dopiero przedspecjalizacyjnych. Poza tym jest to ABC medycznej biochemii. np. Bez znajomości np. przemian związków wysokoenergetycznych nie da się zastosować rozsądnie wielu leków stosowanych np. w kardiologii. Tak więc pani Tereso nihil novi. Dieta jednak jest także lekarstwem. Proszę jednak przeliczyć procenty w moim tekście i wyjdzie Pani to samo. Poza jednym, a mianowicie toksycznym działaniem tłuszczów z kawasami nienasyconymi na wątrobę. Pozdrawiam.

  227. OPTY pisze:

    ” Szkoda, że „Jak nie chorować?” – http://optymalni.org.pl/sklep/?p=productsMore&iProduct=6 nie jest przetłumaczone na angielski, a w zaistniałej sytuacji również na szwedzki. ” – T.S.

    A szkoda , szkoda . Tylko obawiam się ,że podobnie jak u nas niezrozumienie i spowodowana tym swoista odraza byłyby nie mniejsze .

  228. Panie Lechu,

    pisze Pan:”Ogólnie trzymaja się zasady: nie więcej kalorii tłuszczowych niż 30%, białkowych nie więcej niż 15% i resta to złożone węglowodany..” Otóż nie należy łączyć źródeł energii: albo węglowodany, albo tłuszcze. Trzeba wybrać na stałe. 30 % to nie jest 5-10 %. 30 % na diecie wysokowęglowodanowej to stanowczo za dużo. Na wysokotłuszczowej zaś za o wiele za mało. A co do błonnika – http://www.stachurska.eu/?p=925

    Nie wątpię że dieta to lekarstwo, najlepsze, jeśli jest adekwatna do potrzeb organizmu. Toż się dietą „wyciągnęłam” z uciążliwych przewlekłych i nieuleczalnych schorzeń. Czyż nie lepsze są żółtka – http://www.stachurska.eu/?p=1659 od wszystkich „ORAC” razem wziętych – http://pl.wikipedia.org/wiki/ORAC? Ja żółtek zjadam nie mniej niż 6 (100 gram) dziennie z masłem/smalcem/słoniną/śmietanką. Nie pamiętam czy pisałam, że łączna waga moich posiłków dziennie wynosi 500 – 600 gram, dzięki czemu moja wątroba nie ma wiele do roboty.

    Każdego dnia czytam wypowiedzi dietetyków i powiem Panu – można doznać oczopląsu. Mało tego, znam dietetyczkę, która nie mogąc się wyleczyć ani tym co jadła, ani lekami ze swoich kłopotów zdrowotnych, rozpoczęła Dietę Optymalną i jedyny problem jaki ma to wyzwolić się z wyuczonych nawyków. Uważa że jej trudniej niż osobom owszem posiadających nawyki, ale egzaminów w nich utwierdzających nie zdawały. A widzi, że to co dotąd umiała pomocne być nie może. Proszę zobaczyć co obecnie diabetolodzy zalecają diabetykom – http://www.stachurska.eu/?p=12340 .

    PS. Najlepsze B : T : W w chorobach serca – http://www.stachurska.eu/?p=1970 , sprawdziłam osobiście.

    PPS. Niesamowita metamorfoza Marka K. – http://www.stachurska.eu/?p=14492 .

  229. Panie Lechu,

    polecam jeszcze rzecz o korzeniach mody na warzywa i owoce oraz margaryny – http://nowadebata.pl/2012/04/27/zywieniowy-stan-wyjatkowy/ .

  230. Wczoraj w szwedzkiej telewizji cztery lekarki z KAROLINSKIEJ odpowiadały na pytania telewidzów dot. diety wysokotłuszczowej niskowęglowodanowej. Program trwał 1,5 godziny. Szwedzka koleżanaka mi dziś opowiadała. Nadal nie ma nic o nadmiarze białka, wadze należnej, proporcjach B : T : W. Dziesięcioro lekarzy w Karolinskiej wdraża tę dietę, badania zakrojone są na szeroką skalę. Koleżanka utrzymuje że w Szwecji jak już co robią to starannie więc do kwestii ilości białka itd pewnie dojdą. Mówiłam, że skoro są tłumaczenia książek Dr Kwaśniewskiego na angielski to być może nie będzie trudno szwedzim lekarzom do nich dotrzeć :)

Dodaj komentarz