Pomoc dla Kamili

„Mam 26 lat i choruję na stwardnienie rozsiane od 8 lat. Byłam normalnym dzieckiem, dobrą uczennicą, studentką ekonomii na tyle ambitną, żeby wyjechać na stypendium do Austrii i uzyskać dyplom z wyróżnieniem.

Do pewnego momentu choroba w niczym mi nie przeszkadzała, nawet w uprawianiu sportu. Od dwóch i pół roku przebieg choroby niespodziewanie przybrał agresywną postać i zaczęła się walka o przetrwanie w polskich realiach. Lekarze sugerowali jak najszybsze rozpoczęcie terapii lekiem Tysabri, której koszt to 6.400 zł miesięcznie, a Polska to jedyny kraj w Europie, który tego leku nie refunduje, ani nie współfinansuje.

To nie jest eksperymanetalna terapia, tylko standard leczenia w normalnych krajach. Wprawdzie lek mnie nie wyleczy całkowicie, bo takiego jeszcze niestety nie wynaleziono, ale przy długim stosowaniu powstrzyma chorobę, może też zmniejszyć powstałą niepełnosprawność, a więc umożliwić normalne życie.

Czekałam na refundację z NFZ do 05.2011 r. Moja niepełnosprawność rozwinęła się do tego stopnia, że ledwo chodziłam z dwiema kulami, straciłam czucie w nogach i towarzyszył temu koszmarny ból. W maju 2011 r. zdecydowałam się na prywatne leczenie. Po 9 miesiącach leczenia poprawa mojego zdrowia jest naprawdę duża, ale lekarze nie pozostawiają złudzeń: jeśli przerwę terapię teraz, wrócę do stanu sprzed kuracji. Nie pozostawiają też złudzeń, że refundacji jak nie było w 2011 roku, tak nie będzie również w 2012 roku…

Moi przyjaciele postanowili pomóc mi w zbieraniu funduszy na lek i w ten sposób powstała akcja pt: „Przyjaciel pod ochroną”. To jest inicjatywa młodych ludzi, którzy ‘wzięli sprawę w swoje ręce’. Szukamy 4.864 Przyjaciół, którzy wpłacą 25 zł na moje leczenie. Taka kwota umożliwi mi dokończenie podstawowej, dwuletniej kuracji. Akcje promujemy głównie w Internecie. Dołączyło do nas już 1.742 Przyjaciół.

Niedawno mieliśmy okazję nakręcić spot reklamowy promujący akcję, można obejrzeć go na stronie akcji www.przyjacielpodochrona.pl

Kamila Karkosińska”

Źródło – http://passent.blog.polityka.pl/2012/01/30/pomoc-dla-kamili/

Numer konta – http://przyjacielpodochrona.weebly.com/chro324-przyjaciela.html

33 Responses to Pomoc dla Kamili

  1. Renia pisze:

    Tutaj też by mogła pomóc Dieta Optymalna. Niejedna osoba już się wyleczyła z SM Dietą Optymalną…

  2. Renia pisze:

    Nawet z tak ciężko chorych wyciąga się „grube” pieniądze bez dawania im nawet szansy na wyleczenie…smutne to… ?

  3. Doradca żo pisze:

    Do Kamili
    Jestem doradcą żywienia optymalnego. Od 14 lat prowadzimy w Ustroniu- Jaszowcu w hotelu „Globus „wczasy z żywieniem optymalnym wspomagające leczenie wielu chorób. Każdego roku gościmy kilka osób i z tą przypadłością również. Korzystają oni ze specjalistycznych zabiegów: prądy selektywne, masaże . Uczą się też zasad stosowania tej metody żywienia, którą będą musieli stosować już do końca życia. Obserwując ich stwierdzamy, że ta metoda naprawdę przynosi znaczną poprawę ruchową , daje dużo energii i siły, ponieważ energia wodorowa pochodząca z tłuszczów nasyconych i z żółtek jest najlepszą dla człowieka. Naprawdę warto to zastosować ! Nie należy się tego obawiać. Proszę nam zaufać, a przynajmniej spróbować, aby się samemu przekonać. Serdecznie polecam. Pozdrawiam .

  4. Nie pierwszy raz dowiaduję się o leczniu na SM gdy ktoś choruje na boreliozę – http://roczes.ovh.org/ewa.htm . Nie dość, że medycyna ma niewiele do zaoferowania w dziedzinie leczenia – http://www.stachurska.eu/?p=2190 , to jeszcze i w dziedznie diagnostyki!

  5. Piotr N pisze:

    Przykro mi, ale to co tu piszecie to zwykła bzdura. Z SM nie można się wyleczyć, a już na pewno żadną dietą. Mój Ojciec chorował na SM i takie rzeczy może opowiadać tylko ktoś kto nie ma pojęcia o przebiegu i leczeniu tej choroby. Etiologia choroby jest do dziś nieznana i to co czytam choćby w artykułach Kwaśniewskiego wkurza mnie niesamowicie. Jak można opowiadać takie bzdury!? Zaglądałem na bloga ze względu na kwestie społeczno-ekonomiczne, ale to co tu przeczytałem to po prostu jeden wielki żart i czuje jakbym się spotkał ze znachorem, który nowotwór chce leczyć kapustą kiszoną.

  6. Renia pisze:

    Jak można coś odrzucać tylko dlatego, że się w to nie wierzy? Ja poznałam w arkadiach osoby, którym stan zdrowia tak się poprawił (jedna z pań była już wcześniej na wózku inwalidzkim), że nie odczuwały tego, że wczesniej chorowały na SM. Cieszyły się zdrowiem. Niektóre zaawansowane „przypadki” nie dadzą się wyleczyć na DO ale zawsze stan chorego można poprawić.
    Mojej kuzynki mąż w wieku 30 lat zmarł na SM. Ale wtedy o DO nie słyszeliśmy. A nawet gdybyśmy słyszeli, to nie wiadomo i tak czy on i jego rodzina uwierzyłaby w to, że „zwykła” dieta może przywrócić zdrowie…
    Prędzej ludzie uwierzą w to, że złym jedzeniem można sobie zdrowie zmarnować, niż odwrotnie, że dobrym można je poprawić. To nie są ani żarty, ani cuda…a tym bardziej to nie są kłamstwa wyssane z palca…
    Jak ja dowiedziałam się o Diecie Optymalnej to od razu tak do końca w nią nie uwierzyłam, ale też nie odrzuciłam jej, pomyślałam sobie „a nuż to jest to” i spróbowałam…i bardzo się z tego cieszę… ?
    Można sobie posłuchać opinii pacjentów stosujących Dietę Optymalną…

  7. Piotr N pisze:

    Akceptacja czegoś nie polega na wierze tylko na faktach, badaniach naukowych. Piszesz brednie i po prostu kłamiesz wymyślając kolejne historie wyssane z palca, które obrażają moją inteligencję. Nie broń się teraz, że „że złym jedzeniem można sobie zdrowie zmarnować”, bo napisałaś nie o marnowaniu sobie zdrowia tylko leczeniu określonej choroby czyli SM przy użyciu diety co jest brednią!!!

    To co tu napisałaś tylko potwierdza, że nie masz bladego pojęcia o czym piszesz. Na SM się nie umiera! Umrzeć można ze względu na dolegliwości, które czasem pojawiają się w związku z SM.

    Stan chorego w SM regularnie się pogarsza, potem potrafi się poprawić na kilka miesięcy tak, że chory który nie chodził może się normalnie poruszać, po czym zupełnie niespodziewanie potrafi nadejść kolejne załamanie. I to jest element tej choroby, a nie efekt żadnej diety! Znam ludzi i rodziny chorych na SM od Kanady po Polskę i nikt się żadną dietą nigdy nie wyleczył. Szerzenie takich bredni powinno być karalne!! W poprzednim poście widzę jakąś reklamę hotelu będącego ośrodkiem żywienia czyli chcecie po prostu naciągać chorych ludzi na pieniądze!!

  8. OPTY pisze:

    Piotr N pisze:
    Luty 8, 2012 o 04:01
    Przykro mi, ale to co tu piszecie to zwykła bzdura. Z SM nie można się wyleczyć, a już na pewno żadną dietą. Mój Ojciec chorował na SM i takie rzeczy może opowiadać tylko ktoś kto nie ma pojęcia o przebiegu i leczeniu tej choroby.
    ————————-
    ” Nie ma chorób nieuleczalnych jest tylko brak wiedzy o tych chorobach. ” – prof. J. Aleksandrowicz

  9. Renia pisze:

    Nikt nie musi wierzyć, że dzięki Diecie Optymalnej można się pozbyć chorób…wystarczy, że jest taka informacja i każdy decyduje o sobie sam…

  10. Chorowałam na dusznicę bolesną oraz kilka innych uciążliwych chorób, z którymi nauczułam się jakoś żyć. Z dusznicą się nie dawało… Sądziłam, że to już koniec. Każdy, nawet najmniejszy, wysiłek fizyczny był nie do zniesienia. Żeby dojść do pobliskiego, bardzo pobliskiego (parę kroków od końca bloku) sklepu spożywczego potrzebowałam ze 4 – 5 razy odpoczywać, bo kontynuowanie wysiłku nie było możliwe, stojąc jak świeca na chodniku póki ból dławicowy nie odpuścił. Lekarz proponował mi nosić przy sobie nitroglicerynę… Przepisał też jakieś tabletki, ale nie pomogły. Zwątpiłam

    Koleżanka chorująca na cukrzycę wybrała się siedem lat temu do Arkadii w Jastrzębiej Górze z optymalnym modelem żywienia, by się dowiedzieć czy ono będzie dla Niej pomocne. Zadzwoniła stamtąd z propozycją żebym i ja przyjechała gdyż akurat jest tam oprócz żywienia prowadzone szkolenie na temat ŻO co może być dla mnie przydatne. Propozycja nie była do zrealizowania, bo niby jak miałam tam dojechać jeśli nie byłam w stanie wsiąść do pociągu. A jeszcze i pieniędzy na koszty nie miałam. Cud boski, jak to mówią, że się nie zniechęciła i… pomogła. Jej mąż mnie zawiózł autem. Szkolenie okazało się przydatne. Korzystałam też z żywienia widząc przy tym po trzy razy dziennie jak ma wyglądać to co na talerzu. I korzystałam z prądów selektywnych, po których po dziś dzień nie marznę ni w stopy, ni w dłonie, a wcześniej marzłam nieprzytomnie.

    W przerwach między posiłkami nie łasuchowałam, poza jednym razem kiedy zjadłam lody optymalne w kawiarni nad morzem. Ciekawa ich byłam, bo kawiarnia była „zwykła” a w ofercie desery optymalne miała. Widać klienteli na te desery nie brakowało.

    Po powrocie dietę stosowałam – zdawało mi się – starannie, ale poza tym że nie marzłam w stopy i ręce oraz poprawił mi się nastrój, jeszcze przez ponad dwa lata żadnej poprawy w funkcjonowaniu mego serca nie odczuwałam. Jakoś jednak, może dzięki poprawie nastroju spowodowanego dużym spożyciem tłuszczu, czekałam cierpliwie. W grudniu 2007 roku przez przypadek trafiłam na stronę http://www.dr-kwasniewski.pl i tam trafiłam na szczegół, że dla osób chorujących na serce proporcje B : T : W mają wynosić 1 : 3 – 4 : do 0,6. Jest ta proporcja w książkach Doktora Kwaśniewskiego zalecana wielokrotnie, ale dla mnie jakoś dostrzegalna nie była. Wyraźnie za szybko teksty czytałam. Jedno zdanie bez kontekstu na forum dało się łatwiej zauważyć. Wniosek: książki dr Jana Kwaśniewskiego nie są do szybkiego czytania.

    W Jastrzębiej Górze byłam na przełomie kwietnia i maja 2005 roku. Zaraz będzie siedem lat. Chodzę normalnie, bóle dławicowe mnie nie łapią. Ustało też kilka innych dokuczliwych dolegliwości: kamień z nerki (cierpiałam okrutnie jedną noc, a mąż koleżanki miał z tego powodu operowane dwie nerki i żadna po operacji pracy nie podjęła, skutkiem czego jest dializowany) sam wyszedł, wątroba przestała być powiększona, refluks nie dokucza, nieżyt wazomotoryczny górnych dróg oddechowych na tle alergicznym znikł, do łazienki nie chodzę nocą z moczem po cztery razy, a najczęściej raz, choć zdarza się że i w ogóle, śpię dobrze. Czuję się dobrze, choć nie czułam się tak nawet w dzieciństwie.

    Napisałam powyższe by przytoczyć wypowiedź dr Jana Kwaśniewskiego nt stwardnienia rozsianego i stwardnienia bocznego zanikowego – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=72 , którą znalazłam przed dwiema godzinami. Osobiście wiem o dwu osobach chorujących na SM i słowo daję ich żywienie nie jest jak i nie było optymalne. Jedna żywiła się warzywami i owocami, drugą zaś mama karmi kaszami.

    Pani Kamili serdecznie życzę, by zrobiła jak ja, czyli udała się jednak do którejś Arkadii, skorzystała z zabiegów i nauczyła się perfekt Diety Optymalnej oraz następnie ją skrupulatnie stosowała. Ponieważ nie da się tego zrealizować bezkosztowo, dobrze że jest możliwość liczyć na przyjaciół, którzy wesprą finansowo. Ja też się dołączę.

  11. Verbal pisze:

    To wychodzi na to ,że na „dusznicę bolesną” chorowała Pani , tak mniej więcej , nie później niż w latach 70-tych. Ciekawe :)

  12. Verbal pisze:

    Jedno wiadomo , albo ten opis jakiś kompletnie pokręcony albo to nie była dusznica bolesna :)

  13. Renia pisze:

    ? …skąd ja to znam… :roll: ?

  14. Doradca żo pisze:

    „Każda idea największa żle pojęta może wyzwolić „antyczłowieka”( Ks .Prof.Wł. Sedlak)
    Czytając powyższe komentarze Piotra N i Opty widzę przed sobą właśnie „antyludzi”. Podłość w każdym calu , nienawiść , głupota- oto cechy Wasze!!!Jak można negować coś czego się nigdy nie widziało i nie przeżyło?Nie życzę sobie uwag typu” naciągać chorych ludzi na pieniądze”. Nie napisałam że żywieniem optymalnym można wyleczyć SM. Proszę przeczytać ze zrozumieniem !!,( bo widzę że z tym jest duży problem), a potem zabierać głos.Czy tak ma wyglądać pomoc schorowanym ludziom??Świat to my- ludzie. Na głupim fundamencie – głupi będzie świat, na podłym fundamencie -podły będzie świat.Zastanów się człowieku dokąd dążysz!!

  15. Doradca żo pisze:

    PRZEPRASZAM Z CAŁEGO SERCA OPTY.!!!
    Moja uwaga odnosi się oczywiście do Verbala i Piotra N
    Jeszcze raz PRZEPRASZAM!!!!

  16. Renia pisze:

    Czym większe odkrycie ktoś zrobi dla ludzkości, tym więcej ma wrogów… ?

    „Największy obserwator medycyny – Pasteur – ile musiał staczać zażartych dyskusji, znosić obelg, podłych oszczerstw i małodusznej złośliwości, on – największy z największych. Drwiono z Pasteura, drwiono z bakterii, podpisywano się haniebnymi traktatami. Najwięcej i najdłużej zwalczali Pasteura „uczeni” Niemcy. Swoje nacjonalistyczne i antyfrancuskie opinie kierowali przeciwko bakteriologii, negując jej istnienie. W podłościach posuwano się daleko. Kiedy Yersin, uczeń Pasteura został wysłany do Hongkongu, gdzie wybuchła właśnie straszliwa epidemia dżumy, zorganizowano cały niecny spisek pod przewodnictwem „uczonego” japońskiego Kitasato, aby utrudnić mu prace, uniemożliwić badania. A jednak młody Yersin dokonał swego epokowego odkrycia, udowadniając związek dżumy człowieka z dżumą szczurów. Znalazł identyczne zarazki u zmarłych ludzi i u zdechłych szczurów, mimo że nie pozwalano mu pracować, nie udostępniono zwłok do badań, niszczono preparaty mikroskopowe. Musiał zbudować mały, prowizoryczny szałas koło szpitala i przekupywać grabarzy… Dziwny jest ten świat… dziwny, głupi i beznadziejnie zawistny…”

    http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=489

  17. Reniu, aż chce się „salę” zapytać: Są pytania?

  18. „PETER PLICHTA

    TAJEMNICZA FORMUŁA BOGA

    Przed kilkoma laty trafiła do mnie książka Petera Plichty pod tytułem „Tajemnicza formuła Boga”. Dr Plichta jest Niemcem. W tej książce przekazał wiele informacji, warto, żeby się Państwo z nimi zapoznali i przemyśleli. Kim był dr Plichta? Wszechstronnie wykształconym człowiekiem, skończył chemię, chemię jądrową, fizykę, prawo, farmację, matematykę, teorię liczb, logikę. Co on takiego pisze na tematy nas interesujące? Wszystkich podatników też. Na str. 10 tłumaczenia polskiego pisze:

    „Przyjmuje się obecnie, iż odkrycia w naukach przyrodniczych, w medycynie, mają swoje źródło tam, gdzie przepada tak wiele pieniędzy podatników – czyli na uniwersytetach – subwencjonowanych programach badawczych. Jest to wierutne kłamstwo, ponieważ przełomowe odkrycia o rzeczywistej wartości poznawczej zawsze były dziełem jednostek, nigdy zaś zespołów badawczych, wspieranych milionowymi dotacjami. Te twórcze jednostki z zasady nie były, nie są, specjalistami w jednej tylko dziedzinie wiedzy, ale z pewnością nie są fachowymi „idiotami”. Muszą to być badacze kierujący się wyłącznie własnym, wewnętrznym dążeniem do prawdy, wolni od wszelkich nacisków machiny szkolnictwa wyższego, a ponadto dysponujący fachową wiedzą z najtrudniejszych dyscyplin.”

    Tu pan dr Plichta przytacza nazwisko Leibniz’a – matematyka, prawnika, fizyka, chemika, dyplomaty, historyka, autora wielu publikacji z różnych dziedzin, konstruktora rozmaitych urządzeń. Pozwolę sobie przytoczyć mój komentarz: Osoby znane Polakom – Staszic, prof. Aleksandrowicz, zwłaszcza ks. prof. Włodzimierz Sedlak, który był wykształcony w dziedzinie fizyki, chemii, antropologii, pedagogiki – odkrył krzemowe formy życia, odkrył dymarki świętokrzyskie i sposób, w jaki wypalano rudę, zajął się głównie bioelektroniką, stworzył jako pierwszy bioelektronikę, był wiele lat profesorem biologii teoretycznej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i serdecznym przyjacielem zmarłego papieża Jana Pawła II. Na str. 14 dr Plichta pisze:

    „Odkrycia w naukach przyrodniczych potrzebowały zawsze bardzo długiego czasu, aby się przebić, (średnio 50 lat). Dlatego nierozsądnie byłoby kroczyć utartymi ścieżkami, a więc rozpowszechniać nową wiedzę w świecie nauki przez publikacje i wykłady. W gabinetach redakcyjnych najbardziej „renomowanych wydawnictw” siedzą redaktorzy przyjmujący z zasady tylko prace z elitarnych uniwersytetów. Zwracanie się do tych środowisk naukowych jest także całkowicie pozbawione sensu, spotkalibyśmy się zawsze z pełnym niezrozumieniem, albowiem dziesiątki lat świętowania dotychczasowych osiągnięć sprawiły, że najistotniejsze pytania zupełnie do nich nie docierają.

    Odkrycia naukowe tylko wtedy przynoszą pożytek, kiedy mogą być wykorzystane dla dobra ludzkości. Naukowcy rozmnożyli się jak myszy, finansowani z pieniędzy podatników, których nikt nie pyta o zdanie, a nauka stała się zwyczajnym źródłem utrzymania. O tym, że prawdziwy postęp nauki rodzi się z wątpienia i krytyki, zapomina się całkowicie lub świadomie milczy. Historia uczy, że chociaż postępu naukowego nie da się powstrzymać, może on być jednak niezwykle opóźniany przez ignorantów. Z nieznajomości prawdy rodzi się tylko ogólny bełkot, z jej poznania natomiast – jasność i spokój. Ale najbardziej idiotycznie zachowano się
    w biologii, będącej częścią medycyny. Zarówno w przeszłości, jak i obecnie, w żadnej innej dziedzinie nauki nie wygłaszano wciąż od nowa tak wielu bzdur. Jedne bzdury są zastępowane przez nowe. Zakłamanie bierze się głównie z ignorowania i przemilczania wielu faktów oraz stawiania tez, których długo jeszcze nie da się podważyć. Badań, które by mogły je podważyć – nie wykonuje się, jest to tabu. Gdy takie badania się zrobi i wykaże, że jest inaczej – zaciekle zwalcza się badacza.”

    Wiedza, którą Państwu przekazuję od ponad 30 lat jest dla rodzaju ludzkiego, dla zdrowych, dla chorych – bardzo ważna, jedna z najważniejszych. Zawsze, czym jest ważniejsza – tym bardziej jest zwalczana przez tych, którzy dobrze żyją z istniejącego stanu rzeczy. Ocenę tych myśli Petera Plichty zostawiam Państwu do przemyślenia, do zastanowienia się i wyciągnięcia wniosków.
    Dziękuję Państwu.

    Jan Kwaśniewski”
    Źródło – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=587

  19. Doradca żo pisze:

    ” Wniosek-geneza kłamstwa jest botaniczno-zoologiczna. Kłamstwo jest atawizmem w życiu człowieka. Cywilizacja ,czyli usprawnienie życia przez kłamstwo, jest zdehumanizowaniem człowieka, jest protoludzką cywilizacją.”
    „Nie trzeba być apostołem. Wystarczy być człowiekiem. Zwykły uśmiech, słowo wydobyte z serca, pociecha ,cicho i miękko pogłaskany czyjś ból, zniesiona zniewaga, dżwigany los, otwarta dłoń czyniąca dobro,spełniony obowiązek to produkcja jasności na potem gdy mnie już nie będzie.Zostanie jasne światło i kierunek”-Ks. Prof.Wł. Sedlak
    A więc czy człowiek może być człowiekiem? Może i powinien . Niestety będzie nim tylko wtedy kiedy mózgi ludzkie zaczną być zasilane też i innym paliwem niż glukoza. A to gwarantuje tyko żywienie optymalne wg wiedzy dr J. Kwaśniewskiego.Ale dla wielu to za proste żeby było prawdziwe, ponieważ „ludzkość to zbiorowisko konfliktów,egocentryzm i pomieszanie pojęć.”

  20. Renia pisze:

    Pasuje tutaj ta sentencja:

    „Władza wykorzystuje wiedzę jak pijak latarnię – po to, żeby się podeprzeć, nie zaś po to, aby się oświecić.”

    Stanisław Ossowski

  21. ElaC pisze:

    Współczuję Kamili, bo sama jestem chora. Nie chcę przez to powiedzieć, że „zdrowy chorego nie zrozumie”, ale już Platon zauważył: „Chorzy powiadają, że nie ma nic przyjemniejszego nad zdrowie, ale oni nie wiedzieli o tym przed chorobą, że zdrowie to rzecz najprzyjemniejsza.”

    Dodam, że ja również, podobnie jak Kamila, choruję na chorobę z autoagresji – od kilkunastu lat.

    Niestety, choroba przez wiele lat nie była rozpoznana, później, gdy wyniki jednoznacznie wykazały przeciwciała przeciwjądrowe, zlekceważona przez lekarza reumatologa – po prostu zero reakcji, nie zlecono mi dalszych badań w celu postawienia konkretnej diagnozy…

    Wreszcie, dzięki hematologowi, który nie wyrzucił mnie ze swojej poradni, mimo, że już się wyjaśniło, iż nie choruję na żadną chorobę krwi, oraz mojej inicjatywie i zdobywanej w Internecie szczątkowej wiedzy, lekarze reumatolodzy potwierdzili moją (o ironio!) diagnozę, że jest to Zespół Sjögrena. Wtedy skierowano mnie do Akademii Med. w Gdańsku – w celu leczenia tego Sjögrena i obserwacji w kierunku choroby tkanki łącznej.

    Z moich obserwacji i rozmów z pacjentami podczas dwutygodniowego pobytu w szpitalu na reumatologii oraz znanych mi przypadków z mojego bliskiego otoczenia, doszłam do smutnego wniosku, że jeszcze nikogo nie wyleczono, a krótkotrwałą poprawę samopoczucia lub sprawności, uzyskuje się bardzo wysokim kosztem. Mówię tu o kosztach organizmu a nie finansowych, chociaż to także bardzo ciekawy temat.

    Aby nie było wątpliwości, że takie wnioski nie są wynikiem mojego pesymizmu spowodowanego wieloletnim złym stanem zdrowia wyjaśniam, że medycyna obecnie uważa choroby z autoagresji za nieuleczalne, nie zna ich przyczyny i stosuje leczenie wyłącznie objawowe.

    A teraz wyjaśnię co miałam na myśli mówiąc o wysokich kosztach tego leczenia.

    W szpitalu leczono mnie kroplówkami z Ketonalu 2x dziennie, do domu zlecono mi jeden lek sterydowy, jeden psychotropowy i 1 przeciwbólowy. Ten psychotropowy, to nie z powodu złego stanu psychicznego lecz na rozluźnienie mięśni szkieletowych… (Wtrącę tu, że wykonano podstawowe badania przy przyjęciu na oddział, ale kontrolnych, po dwutygodniowym leczeniu, już nie było.)

    Przepisane mi leki szybko uzależniają o czym dowiedziałam się… z ulotki, po wykupieniu lekarstw. Powodują także skutki poważne uboczne…

    W opracowaniach medycznych znalazłam m.in. informację, że nie wiadomo do końca jak działają kortykosterydy w Zespole Sjögrena. I jeszcze taką: „W długotrwałej terapii kortykosteroidami działania niepożądane mogą okazać się większe niż szkody powodowane przez samą chorobę[1], dlatego zawsze powinno się stosować najmniejszą możliwą dawkę i/lub robić przerwy w podawaniu leku.”

    Praktyka jednak wygląda inaczej – lekarze każą brać te leki stale.

    W TEJ SYTUACJI NIE ZDECYDOWAŁAM SIĘ NA LECZENIE.
    Ktoś możne uznać taką decyzję za szaleństwo. Przyznam, że sama jestem w strachu, ale rozum się buntuje przeciw nieskutecznej terapii, która wręcz może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Rozum mówi, że właśnie o rezygnacji świadczyłoby przyjmowanie codziennej dawki „trucizny” bez żadnej nadziei przecież, na wyzdrowienie…

    A ja chcę się ratować, chcę się lepiej czuć, chcę wyzdrowieć. Jednego tylko nie wiem – jak?!

    Bez długich wstępów powiem, że dzięki zainteresowaniu tematami społecznymi spotkałyśmy się z p. Teresa Stachurską w Internecie, a pani Teresa, gdy napomknęłam przypadkiem o moim żałosnym stanie zdrowia, na podstawie osobistego doświadczenia zachęcała mnie do zapoznania się z ideą Żywienia Optymalnego doktora Jana Kwaśniewskiego.

    Przyznam, że zachęcała mnie bardzo długo, a ja musiałam sięgnąć dna (zdrowotnie), aby sięgnąć po książkę Jana Kwaśniewskiego.

    Czytałam i w miarę lektury nawiedzała mnie myśl, że to może być dla mnie szansa – i nie ma co ukrywać – ostatnia szansa.

    Myślałam, że to co proponuje doktor ma sens, że poparte jest bogatą praktyką, zaowocowało wyleczeniem tysięcy ludzi. Przeprowadzono też pewne badania w tym zakresie, które w pełni potwierdziły skuteczność leczenia przez żywienie optymalne Kwaśniewskiego.
    Myślałam także, iż nie mam właściwie nic do stracenia a do zyskania wszystko. Myślałam w końcu, że ludzie stosują tę dietę, aby zgubić parę kilo i się nie boją, to dlaczego ja mam się bać i nie spróbować ratowania życia.

    Najbardziej jednak intrygują mnie własne refleksje na temat mojego odżywiania i samopoczucia oraz kilku osób z mojego bliskiego otoczenia.

    Otóż, mówiąc najkrócej, wiele lat temu przeszłam na dietę wegetariańską i pozostawałam na niej 13 lat. Nie mogę się pochwalić, że dobrze się odżywiałam, jak to robią niektórzy jarosze. Moja dieta składała się głównie z węglowodanów.

    Organizm zaczął wysyłać dramatyczne sygnały, ale ja tego zupełnie nie kojarzyłam z dietą. Niektóre niepokojące objawy dawało się zwalczać, jednak zdrowie wyraźnie załamywało się.
    Zaczęłam odwiedzać gabinety lekarskie, ale każdy widział swój kawałek pacjenta albo raczej niepokojący objaw, którego nie skojarzył z żadną przyczyną.

    Trzeba przyznać, że lekarz rodzinna sugerowała mi zmianę diety, ale bez przedstawienia argumentów, więc – bez skutku…

    Po lekturze „Diety optymalnej” zaczęłam analizować także przypadki osób mi znanych – chorujących na choroby autoimmunologiczne.

    Dwie moje bliskie koleżanki są wegetariankami, właściwie nie będę owijać w bawełnę – jedna z nich – młodsza od mnie o 10 lat – już nie żyje… Ona w ogóle fatalnie się odżywiała – ponieważ tyła od „leczenia” kortykosteroidami, to bywały okresy, że prawie nic nie jadła. Zresztą… to była w pewnym stopniu dorobiona do potrzeb ideologia, bo nie było jej stać na porządne jedzenie – głodowa renta, wydatki na leki i „obsługę niepełnosprawności”… To wyniszczyło organizm ostatecznie. Kiedy zaczęło jej się lepiej powodzić materialnie (ale za cenę ciężkiej pracy) – było już za późno. Tragedia…
    Podobnie jest z innymi chorującymi znajomymi – jedzą mało, głównie tzn. produkty light, warzywka itp.

    Jestem za krótko na diecie optymalnej, by przedstawić rezultaty. Powiem tylko, że kiełkuje we mnie nadzieja… oczywiście nie tylko z powodu podjętej decyzji, ale jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretach.
    Zachęcam tylko gorąco do zapoznania się z publikacjami Jana Kwaśniewskiego i wyrobieniu sobie własnego zdania. A także podjęcia próby, bo często pierwsze efekty przychodzą bardzo szybko i życie może się zmienić na najprzyjemniejsze (cytowany wyżej Platon) lub dużo lepsze.

    Oby tak było!
    ElaC

  22. Renia pisze:

    Pani Elu bardzo ucieszyła mnie Pani decyzja. Wierzę w to, że Pani się powiedzie tak jak mi. Ja też miałam chorobę z autoagresji (Hashimoto) i – wbrew prognozom lekarzy konwencjonalnych – wyzdrowiałam. Cieszę się odzyskanym zdrowiem, cieszę się życiem i mam nawet chęci oraz energię do nauki. Oby była Pani wytrwała, to jestem pewna, że i Pani się zdrowie znacznie poprawi… Jak już wzmocni się system immunologiczny od wartościowego jedzenia, to poradzi on sobie z chorobą – jeśli nawet nie całkowicie – to na pewno w znacznym stopniu poprawi się Pani zdrowie i komfort życia. Trzymam za Panią kciuki… Życie w zdrowiu jest piękne…
    Aż same się proszą o zacytowanie słowa naszego Wieszcza:
    „…zdrowie, ile cię trzeba cenić ten się tylko dowie, kto cię stracił…”

  23. ElaC pisze:

    Dziękuję Pani Reniu! :)

  24. Renia pisze:

    ?

  25. Doradca żo pisze:

    Pani EluC!
    Dobrze, że stosuje Pani żywienie optymalne. Należy w nim uwzględnić większą ilość żółtek ( co najmniej 5-6 szt. dziennie), podroby, kolagen i wit C. Należy piec chlebek optymalny z dodatkiem siemienia lnianego Żółtka jak Pani zapewne wie mają białko życiodajne, wszystkie niezbędne aminokwasy, witaminy, minerały oraz najlepiej przyswajalne tłuszcze . Człowiek oprócz tłuszczów nasyconych potrzebuje też niewielką ilość NNKT , które odgrywają ogromną rolę dla naszego zdrowia i są przydatne w różnych schorzeniach, ze względu na obecność omega3 i omega 6 .Każda błona komórkowa zbudowana jest z cienkiej warstwy tłuszczu,pochodzącego właśnie z NNKT, których nasz organizm nie jest w stanie sam wytworzyć samodzielnie .Natomiast tłuszcze nasycone mają ich niewiele.Najlepszym żródłem NNKT są tłuste ryby, zwłaszcza śledż bałtycki, a także siemię lniane, i olej lniany tłoczony na zimno.Najlepszy olej lniany Budwigowy. Dr. Budwig poleca go właśnie też i w przypadku wysychania błon śluzowych! Dr. Budwig pisze:”w procesie formowania się wydzielin śluzowych, niezwykle ważne jest wzajemne oddziaływanie nienasyconych, powierzchniowo czynnych tłuszczów z białkami- wtedy mogą zwilżać błony śluzowe. Żaden z gruczołów : wątroba , trzustka , migdałki ,ślinianki nie są w stanie produkować śluzu bez nienasyconych kwasów tłuszczowych. Kiedy wprowadzimy je do naszego organizmu, wtedy istotne funkcje- wydzielanie gruczołowe – wracają do normalnego stanu.”
    Olej ten należy zamówić w dobrym sklepie ziołowym . Przywozi go kurier w opakowaniu zabezpieczającym przed kontaktem ze światłem, ponieważ wtedy nie utlenia się. Przechowywany on jest w sklepie w lodówce, ( tak samo w domu również). Można go też zamówić w sklepie internetowym na str: www. oleofarm .com.pl .Jest to najbardziej wartościowy olej . Zawiera najlepsze kwasy omega 3 i antyoksydanty. Powinna go Pani spożywać na zimno najlepiej z żółtkami. Można zrobić z nich pastę właśnie z olejem lnianym ,makrelą , serem żółtym i dowolnymi przyprawami. Można połączyć z twarożkiem i szczypiorkiem, lub czosnkiem. Można po prostu wypić, łyżkę po śniadaniu i łyżkę po kolacji .Można wymyślać coś po swojemu. Najlepiej łączyć go z białkiem.Dr. Budwig poleca miksować olej z twarogiem, ponieważ obecność aminokwasów siarczkowych w twarożku stabilizuje wiązania nienasyconych kwasów tłuszczowych i nie dopuszcza do zbyt szybkiego ich utleniania. Proszę spróbować. Na pewno nie zaszkodzi , a myślę że po paru miesiącach powinien już być jakiś pozytywny efekt, czego Pani z całego serca życzę i serdecznie pozdrawiam.

  26. Doradca żo,

    poszukałam wypowiedzi nt NNKT Admina ze strony dr-kwasniewski.pl – http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=3362.msg68173#msg68173 :

    admin 2009-04-09, 18:50:09 pisze:

    „3-6 omega to jeden z najlepszych trików „naukowych” dwudziestego wieku. Wszyscy twierdzą, że muszą być uzyskiwane z diety, ale nikt, nigdy nie udowodnił niezbędności tych kwasów u dorosłych osób, a u dzieci „udało” się sztucznie uzyskać następujące objawy niedoboru (podaję za Szygłem) cyt.: „podrażnienie skóry w okolicy krocza, zgrubienie, suchość i łuszczenie się skóry, wyprzenie skóry (intertrigo) oraz spadek poziomu kwasu linolowego w lipidach surowicy krwi.”
    Znacie kogokolwiek kto ma (miał) takie objawy?
    A proporcje 3-6 omega to zwykła bzdura wychodząca „naukowcom” zajmującym się dietami beztłuszczowymi. Nie ma tłuszczu w diecie – pojawiają się „objawy” niedoboru NNKT u dzieci, które szybko ustępują po podaniu masła. Dlatego dzieci do lat trzech obowiązkowo muszą szkodzić sobie „naukowo” „szkodliwym” masłem, a nie „zdrową” margaryną W czwartym roku życia już mogą jeść „zdrowe” metale ciężkie z margaryn…
    Zamiast masła „naukowcy” w diecie beztłuszczowej zalecają podawanie kwasu linolowego w ilości 2% dobowej ilości zjadanych kalorii.
    Wszystkie badania, że u dorosłych ludzi 3-6 omega powodują: polepszenie transportu cholesterolu, obniżają poziom cholesterolu, obniżają skłonność do skrzeplin, wpływają na metabolizm cholesterolu i lipidów, stanowią niezbędny składnik budulcowy komórek, że są niezbędne do wytwarzania prostaglandyn jest tylko stwierdzaniem faktów biochemicznych i niczym więcej.
    Przecież trzeba jakoś ludziom uzasadnić konieczność zjadania tłuszczu w ilości nie mniejszej niż 2% zapotrzebowania kalorycznego na dobę. Najlepiej np: w postaci oleju do smażenia, co równiez likwiduje „niezbędność” 3-6

    PS
    gdy „szwindel” stał się głośny, zrezygnowano z nazwy wit. F i z nazwy NNTK, na rzecz „3-6omega z tłustych ryb morskich”, bo wszystko się zaczęło od Eskimosów, którzy nie jedząc zdrowo (czytaj: naukowo) nie mieli miażdżycy… Każdy produkt zwierzęcy zawierający tłuszcz zawiera również „3-6 omega z tłustych ryb morskich”. ? ”

    Tyle cytatu. Wszystko mi mówi, że żółtka, masło, boczek, a jak ryba to (lubię) węgorz, ale ten akurat jest pierońsko drogi więc się nie łakomię. Czasem trochę oliwy z oliwek używam, rzadko naprawdę. Piszę na ten temat żeby Pani EliC nie komplikować zaopatrzenia w dobre produkty żywnościowe. A! Chorzy ludzie żółtek powinni jeść dużo, choćby i piętnaście dziennie :) , tak się nauczyłam i przy tym obstaję. W wątku „Gościec przewlekły postępujący” jest na ten temat link.

  27. Renia pisze:

    Ja pozbyłam się choroby z autoagresji (i nie tylko) bez używania jakichkolwiek (sorry, sporadycznie do śledzi z cebulką troszkę oleju słonecznikowego nieraz dodałam) olejów roślinnych. Nie są one wymogiem Diety Optymalnej. W początkowym okresie stosowania DO bazowałam głównie na gotowych przepisach z Książki Kucharskiej T. J. Kwaśniewskich.

  28. OPTY pisze:

    Witajcie moi mili !
    Ja jak sobie wylicze to zjadam miesięcznie od 180 do 220 jaj ( żółtek) co daje rocznie ok 2400 jaj . A ,że tak jem już od wielu , wielu lat wyszło mi jakieś 22- 25 tys. jaj . Ale JAJA !? – hehehe
    I chory jestem jak cholera , kiedy ich nie jem . hehehe taki ze mnie jajcarz , hehehe . Coś mi dobry humor dziś dopisuje to i tak sobie plotę . Pozdrawiam wszystkie jajojady !

  29. Renia pisze:

    Witaj OPTY ? Ja podobnie. Codziennie na śniadanie zjadam 4 żółtka i jedno białko (albo w formie omleta – z różnymi dodatkami, albo w formie jajecznicy – z dodatkami lub na samym maśle). Poza tym jeszcze jajka zjadam w kotletach, klopsikach, chlebku biszkoptowym, w serniku itp. Tak, że chyba nie zostaje za Tobą w tyle… Też lubię sobie robić jaja… ?

  30. ElaC pisze:

    Dobrze, że tu zajrzałam. Dzięki za wskazówki. Dzisiaj przyrządziłam nereczki, były tak dobre, że wstyd, ale się przejadłam. Sos wzmocniłam mocno śmietanką, no i mięsko smażyłam nie żałując smalcu, bo same nerki trochę za cienkie są dla optymalnych :)

  31. Renia pisze:

    Świetnie Pani Elu, że Pani sobie tak dobrze radzi i urozmaica to optymalne jedzenie. Ja już sobie nie wyobrażam powrotu do poprzedniego sposobu jedzenia. Już mi by nawet nie smakowało – nie wspominając o zdrowiu…
    Pozdrawiam Panią serdecznie … ?

    P.S. Na początku najgorsze co może być to „dobre” rady i ostrzeżenia przed Dietą Optymalną osób życzliwych…potrafią niektórych całkowicie zniechęcić i wystraszyć… ? Teraz jestem na takie „mądrości” odporna, ale z początku miałam obawy…

  32. Mikołaj pisze:

    do Piotra N; Piotrze pisz częściej,więcej i”dobitniej”o tych bezdusznych HIENACH !!!,które żerują nawet na Chorych na Stwardnienie Rozsiane !!!-to jest POprostu CHAMSTWO „obecnego Wieku”!-,ale dopadnie coś POdobnego ich rodziny,albo ich samych !!!.Oby tak się stało !.

Dodaj komentarz