.
„„Dla dobrego Polaka słowo pensja jest bardzo nieprzyjemne.” Z cyklu Historia dzieje się zawsze teraz
Główny Urząd Statystyczny usypia nas coraz lepszymi wrażeniami o poziomie biedy w Polsce. Biedy właściwie już nie ma, jest tylko same bogactwo: bogactwo na bezrobociu, umowach śmieciowych i o dzieło. Chociaż wrażliwy na nędzę nasz Pan prezydent niedawno łaskawie przyznał, że jeszcze nie wszystko jest idealnie, i paru biednych tu i ówdzie się jeszcze widuje… Dawniej zwykłe słowo „pensja” odchodzi w przeszłość. Narastają też zaległości z wypłatami i świętość terminu wypłaty respektują jeszcze tylko instytucje państwowe.
Popularnie było też u nas mówić w mediach, że bezdomni sobie tak z wyboru nie mieszkają nigdzie, aby żyć bardziej na luzie, zwłaszcza, że mamy świetnie zaopatrzone śmietniki. Nasze śmietniki są prawdziwymi Europejczykami. Nawet żul z hiperlipidemią (cholesterol + trójglicerydy) może na takim śmietniku utrzymywać restrykcyjną dietę.
Oczywiście media powtarzają bezkrytycznie głupstwa o słabej biedzie, bo za to im płacą. W rezultacie w najpopularniejszych audycjach opłacane słono gwiazdy dezinformacji o tym nie mówią, bo nie ma o czym. Ostatnio doniesiono o malejących dysproporcja społecznych w Polsce i spadku liczby tak biednych, że już powinni nie żyć, czyli z dochodami poniżej minimum biologicznego. W rzeczywistości jeszcze w 2013 r. poniżej tego tzw. minimum egzystencjalnego w Polsce znajdowało się 13% naszych rodaków, co jest najgorszym wskaźnikiem od 1994 r., kiedy zaczęto pomiary. Liczba osób z dochodami poniżej minimum biologicznego od ubiegłego roku wzrosła prawie o cały procent. Nie wyglądało to dobrze i postanowiono zmienić kryteria oceny na bardziej optymistyczne, więc nagle z wtorku na środę, dzięki zabiegowi technicznemu, liczba „mniej żyjących” Polaków spadła z 13 do 7%, co wywołało ogólną radość mediów, że sytuacja się poprawiła w ciągu jednej nocy.
Tymczasem ilość mniej żyjących Polaków jest o wiele większa niż owe 13%. Obecnie wg GUS-u minimum egzystencjalne na osobę wynosi w Polsce ok. 500 zł. Krzepi to, że w Polsce tak tanio się żyje. Okazuje się jednak, że ustalono kryteria, wg których np. biedny mieszkać musi obowiązkowo w mieszkaniu komunalnym, bo jest tanie. Tymczasem w ubiegłym roku w Polsce zbudowano raptem 1300 mieszkań komunalnych (poza tym buduje się komercyjne mieszkania, na które nikogo nie stać), podczas gdy w PRL-u budowało się do 300 tys. tanich mieszkań rocznie. Oprócz tego trzeba doliczyć, że w kraju spadła liczba dzieci, co powinno podnieść poziom dochodów na osobę, bo dzieci jeszcze do pracy nie wysyłamy, co jest zapewne przejawem zbyt małej elastyczności. W dziewiętnastowiecznym kapitalizmie dzieci pracowały przecież masowo w fabrykach.
Tak więc potwierdza to moją wyrażoną ostatnio hipotezę, że Polaków na biedę w ogóle nie stać i Polak może być tylko bogaty, martwy albo w Anglii. Zwykle to ostatnie. Wygląda na to, że znaczny odsetek rodaków zarabiających poniżej minimum egzystencjalnego wcale nie żyje. Typowo po polsku, mimo że nie żyją, narzekają, że im źle.
Temat wynagrodzenia stawał się w Polsce po 1989 r. tym bardziej drażliwy, im bardziej rosła przepaść między biednymi i bogatymi. W ubiegłym roku głośno było o monstrualnych zarobkach członków zarządu OFE w 2012 r. – 636 tys. zł. Udział płac w dochodzie narodowym spadł już do 35 %, podczas gdy przeciętna unijna wynosi 49 %, a na Zachodzie są to wielkości kilkukrotnie wyższe niż u nas. Niskie zarobki sprawiają, że z pensji nie da się nic odłożyć. To sprawia, że – jak wynika z badań Nordea Banku – aż 82% społeczeństwa nie posiada żadnych oszczędności, rośnie natomiast zadłużenie.
Dawniej pieniędzy się nie miało po prostu, dzisiaj pieniędzy można nie mieć coraz bardziej i bardziej.
Tymczasem dziennikarze ekonomiczni w telewizji mówią promiennie uśmiechnięci, co wiedzą, czy raczej – czego nie wiedzą. Że kiedy pensje będą jeszcze niższe, to będzie jeszcze więcej pracy, a najwięcej, kiedy pensji nie będzie wcale. Oczywiście brak pensji nie wystarczy do otrzymania pracy, trzeba jeszcze skończyć odpowiednie studia, niestety w Polsce żadne studia nie są już dosyć odpowiednie i teraz trzeba nam czegoś praktycznego, najlepiej kowali, żeby kozy kuli w Pacanowie. Inaczej mówiąc III Rzeczpospolita toczy boje z własną fantazyjną głupotą.
Problem braku pensji w historii dla czytelnika nie obeznanego z przedmiotem jest zaskakujący. Jeszcze w początku XIX wieku nasz autor hymnu narodowego – szlachcic Józef Wybicki pisał: „Dla dobrego Polaka słowo pensja jest bardzo nieprzyjemne”. Tak było. Do lat 70-tych XVIII w. wszystkie posady na urzędach w Polsce obsadzane były honorowo i bez wynagrodzenia. Urzędy mogła sprawować wyłącznie szlachta, która od roboty miała przecież swoich chłopów poddanych. Nie potrzebowała też mieć do objęcia posady żadnych kwalifikacji.
W tym samym czasie na Zachodzie wdrażana już była oświeceniowa idea zastąpienia wykształceniem i kompetencjami przywileju urodzenia, a za wykonywanie pracy zaczęto płacić pensje. Odtąd na równi szlachcic, mieszczanin i chłop z odpowiednimi kwalifikacjami mogli dojść do najwyższych zaszczytów. Oczywiście teoria zmierzała w stronę praktyki z oporami i równość szans chłopa była dosyć iluzoryczna.
Kiedy po 1772 r. wykwalifikowani pruscy urzędnicy przybyli po rozbiorach na ziemie polskie wydali się ubranymi szaro-buro nędzarzami i traktowani byli protekcjonalnie i pogardliwie. Nasza żyjąca kosztem żyjących nędzy poddanych, zamożna szlachta przyzwyczajona była do veblenowskiej konsumpcji na pokaz i demonstrowania statusu przez posiadanie: pałace, powozy, polowania, uczty, papuzie stroje widoczne z oddali bez lunety. Jak pisała Wirydianna Kwilecka-Fiszerowa: „Przybywały do nas te marne figury z węzełkiem na kiju jako całym dorobkiem. Pierwszym odruchem naszym było danie im jałmużny, potem dopiero z bolesnym rozczarowaniem rozpoznawaliśmy w nich urzędników w służbie nowego rządu. Odruchy oburzenia miarkować nam kazały względy materialne.”
Żartowano sobie z Prusaków, że język niemiecki jest tak twardy, że wysadza szczękę z zawiasów. Wirydianna informuje, że ojciec jej odczuwał „wstręt” do Prusaków. Podobnie Franciszek Gajewski pisał o Warszawie, że stosunek do Prusaków polegał na „ogólnym urąganiu się z nich”, „kto tylko mógł im płatał psoty”. Józef Wybicki jednak podejście miał inne. Znał język niemiecki i przyjął w domu na stancję radcę wojennego Leo z Królewca, o którym pisał bez obrzydzenia, a nawet wspomina o „przyjaźni”.
Podobnie mądrzejszy Fryderyk Skarbek zauważał, że pruska uniżoność wobec polskiej zamożnej szlachty w odpowiedzi na jej pogardę i lekceważenie miała szyderczy charakter i wynikała z przekonania o dzikości i barbarzyństwie oraz zacofaniu. „Dlatego można było powiedzieć, że skromność i korzenie się Prusaków przed wielkością i znaczeniem panów naszych, były tylko złośliwą ironią, pod którą się urąganie z wad naszych i zamiar używania ich na naszą zgubę ukrywały.”
Opowiada o lekceważącym powitaniu urzędnika w szlacheckim domu: „gdy pan radca wszedł do pokoju, mój kasztelan zwykle tak uprzejmy i uprzedzający dla gości, ani się ruszył z miejsca i trzymając kij bilardowy nie odwrócił nawet oka od bili przeciwnika, której bieg śledził i zimno wyrzekł zwykłe powitanie: wie geht’s? Skłaniając nieco głowę w inną stronę obróconą niż ta, od której nieproszony gość przybywał.” I podsumowuje: „Zdarzało się to już nieraz na świecie, że lud oświecony, ulegający przemocy dzikich, a przynajmniej mniej okrzesanych zdobywców, znosił ze szlachetną pogardą dumę najezdników i urągał się z jarzma, które na niego wtłaczali. Ale to się podobno nie zdarzyło nigdy, aby naród oświeceńszy i zamożniejszy we wszelkie zapasy płodów umysłowych, któremu i materialne bogactwo i moralna wartość niezaprzeczoną wyższość jednały, ulegał rzeczywiście czy pozornie, moralnej przemocy podbitego ludu i znosił od niego różnego rodzaju poniżenia, mając po sobie i władzę rządu i przewagę oświecenia. Tak było jednakże w prowincjach polskich pod panowanie pruskie przeszłych.”
Wraz z oświeceniem pojawiło się już nie w pismach filozofów, ale praktyce społecznej wykształconej klasy średniej nowoczesne przekonanie, że nie luksusowa konsumpcja, lecz oszczędność, wiedza i kompetencje są wehikułem emancypacji i poczucia własnej wartości. Tak też król nowego typu, Fryderyk II, pod prąd feudalnej pysze ogłosił się pierwszym sługą państwa i spędzał czas głównie na morderczej pracy. Prowadził bardzo skromne życie, a ubierał się tak, że po śmierci jego zniszczoną garderobę można było jedynie rozdać żebrakom. Już jego ojciec Fryderyk Wilhelm I słynął z nie przywiązywania wagi do wyglądu: „Monarcha wychodził z tego pałacu pieszo, w surducie z lichego niebieskiego sukna i z miedzianymi guzikami, który sięgał mu do połowy uda; a gdy kupował nowy surdut kazał przeszywać swoje stare guziki.” Z pogardy i lekceważenia dla luksusu słynęli ludzie zaczynającej się nowej epoki – selfmademani Robespierre i Napoleon.
Polski feudalizm, jak postnowoczesny, nie powiązany z ciężką pracą kapitalizm kasyna, celebrował konsumpcję na pokaz. W latach 90-tych w Polsce luksus był modny, a do oszczędności odnoszono się z wrogością. Neoliberałowie katolicyzm krytykowali nie za najbardziej dzikie zabobony, ale za krytykę luksusu i pochwałę wstrzemięźliwości. Pojawiały się skrajnie idiotyczne opinie, że Jezus w III RP jeździłby mercedesem.
Dla szlachty praca była pogardzanym zajęciem ludu – chłopów i mieszczan. Nawet Biblia mówiła o pracy, jako o karze po wypędzeniu z raju za grzech Ewy. Dopiero oświecenie usprawiedliwiło i uświęciło pracę. Ale obecnie potrzebny był nowy stereotyp, już kapitalistyczny, w którym ludem już nie pogardzano dlatego, że ciężko pracuje, ale odwrotnie, bo jest leniwy i zapijaczony i dlatego biedny.
Wielki oświeceniowy kodeks praw Landrecht Fryderycjański z 1794 r. zapowiadał powstanie państwa opiekuńczego. Mówił więc po nowemu, że głównym celem państwa jest wspieranie pomyślności poddanych, którzy mają prawo do pomocy i opieki swego kraju. Potem jednak doprecyzowano, że państwo ma stworzyć poddanym jedynie odpowiednie warunki do pracy, a bieda – jest zawsze samozawiniona.
Dariusz Łukasiewicz”
Źródło – http://www.lewica24.pl/ludzie-i-polityka/44-ludzie-i-polityka/4410-lukasiewicz-historia-pensji.html .
.
Polecam:
– http://www.mir.gov.pl/budownictwo/mieszkalnictwo/strony/start.aspx
.
Paupertas non est porbo – Ubostwo nie hanbi
Zwykle za ubostwo uwaza sie brak dobr materialnych. Wiekszosc ludzi woli zyc w zamoznosci i zdrowiu niz w biedzie i chorobie. Sa inne dobra, ktore czasami uchodza uwagi, ktore stoja w sprzecznosci z bogactwem typu materialnego i takich jak moc, wladza itp. Czy powiedzenie – ubostwo nie hanbi – to tylko taka uluda serwowana biednym jako namiastka prawdziwego szczescia wyrastajacego z pieniadza? Ludzie obdarzeni sa naturalnymi darami. Osoba uczulona na estetyke bedzie czerpac zadowolenie z ladnego krajobrazu, ta wrazliwosc ma swoje „ujemne” strony; taki osobnik bedzie spedzal sporo czasu przed lustrem by wygladac lepiej. Druga osoba, ktora nie jest „obciazona” takim „dobrem” zamiast marnowac czas na piekno zajmie sie mysleniem jak wywindowac sie na wyzsza pozycje. Artysta rzadko zamieni wymieni swoj talent na mamone. Bogacz zas uwaza takiego osobnika jako cierpiacego na umyslowa przypadlosc. W spoleczenstwach gdzie przewaza kultura aby dobrowolnie pomagac innym i wyrosla z wewnetrznej potrzeby jednostek ostatecznie prowadzi do dostatku i bez wygorowanych potrzeb. I odwrotnie tam gdzie istnieje znaczny brak ludzi wrazliwy na czyjas biede tam bedzie powszechna bieda. Bogaci kupujac wladze jako upiekszenie do ich statusu spolecznego zamiast sluzyc innym beda sie domagac aby ich podziwiano.
Zasobnosc jednostek moze sluzyc spoleczenstwu. Majatek jako nagromadzona energia i pod kogos panowaniem moze byc budujaca lub destrukcyjna jezeli nie jest zarzadzana przez wlasciwa osobe. Zwykle emeryci maja wiecej doswiadczenia zyciowego, stad moga zarzadzac pieniadzem lepiej niz ich wnukowie. Jezeli skarb panstwa monopolizuje rozdzial funduszy na potrzeby spoleczne za pomoca administracji to takie forma dzialania jest skazana na niepowodzenie. Zarzad panstwowy ze swej natury, nawet przy najlepszych checiach, nie jest kwalifikowany do zajmowania sie kazdym szczegolem. Jezeli zas skarb panstwa np w formie godziwej pensji przekze te pieniadze pensjonariuszom to ci beda sie nimi dzielic wsrod swoich bliskich znajac ich rzeczywiste potrzeby. Dobra pensja to wazna czesc zdrowego systemu finansowego kraju.
Powinno byc : Paupertas non est PROBO
Chutor1,
i vice versa: Czy można dyskutować o wynagrodzeniach – http://www.stachurska.eu/?p=9798 ?
Moje duże uznanie dla Pani Stachurskiej za wyszukanie tego tekstu. A wydawało mi się, że już niewiele nowego mogę dowiedzieć się z historii. Dla mnie ten teks jest inspirujący. Pomału okazuje się, że te straszne rozbiory to w rzeczywistości był jedyny ratunek i szansa na nową przyszłość dla 90% mieszkańców Rzeczypospolitej szlacheckiej. A i te 10% czegoś się nauczyło o ile głupio nie oddało życia za własną głupotę. Artykuł można by uzupełnić zdaniem, że wolność osobistą dał Polakom właśnie rosyjski car, to on też posłał chłopskie dzieci do szkoły i dał im szansę na awans, a klasa jaśniepanów odpowiedziała powstaniem, które skończyło się dla nich Syberią. Ale może to była zasłużony kara? W szkole uczyli o ucisku, ale kto tak na prawdę kogo uciskał? A rusyfikacja: Czy dzisiaj nie mamy przymusowej nauki polskiego choćby Litwinów?
Dzięki.
P.S. Bajeczka, że to renciści korzystając ze swoich przestarzałych metod i wzorców, przy tym nabuzowani pretensjami o swoje nieudane życie, i którym najbardziej ze wszystkich ciągle się tylko należy, uratują system socjalny to opowieść dla przedszkolaków.
Wysokosc wynagrodzen jest zwiazana z iloscia wytworzonych dobr, uslug i dzialalnosci rynku ale nie wylacznie. W uproszczeniu: pracownikowi nalezy sie sprawiedliwa zaplata, a w obecnych polskich czasach to takze pojmowanie co to jest „sprawiedliwa”. Przedsiebiorca jezeli moze sobie na to pozwolic placi zanizona stawke i twierdzi, ze to nie on lecz rynek o tym zadecydowal, pracownic zas mysli, ze to byl nie rynek lecz wymysl przedsiebiorcy. Odwrotnie zwiazek zawodowy moze domagac sie wiekszych plac nie w oparciu o „rynek” lecz dlatego, ze ma sile by podwyzke wymusic. Te sprawy sa latwe by je macic. Jedno jest jasne, ze nie mozna wiecej podzielic niz sie samemu posiada. W przeciwnym wypadku bedzie tak jak z dzieleniem skory na niedzwiedziu. W arytmetyce aby latwo porownac ulamki uzywa sie wspolnego mianownika lub naszym przypadku podobnego rozumienia pojecia godnej placy zarowno przez prace dajacego i prace pobierajacego. Taka umowa miedzy dwoma stronami nie bedzie sprawiedliwie pelna bez wynagrodzenia dla stron, ktore na pozor nie uczestnicza w uzgodnieniach placowych. Gdy Jan wrastal w Polsce to koszty jego utrzymania i wyksztalcenia byly pokryte przez spoleczenstwo w ktorym przebywal. Podobnie bylo z John’em w Londynie. W wieku lat 20 Jan i John zaczeli pracowac razem w Londynie wykonujac identyczna prace i obaj placa identyczny podatek na lokalne szkolnictwo. John mysli, ze Jan otrzymal godna zaplate a Jan ma z tym klopoty. Oto jego rozumowanie: zycie skalda sie z trzech czesci: spoleczenstwo wydaje na utrzymanie wzrastajacego czlowieka, robi to ponownie gdy ktos juz jest na emeryturze: lata srodkowe to energia czlowieka dojrzalego utrzymujacego siebie, pokolenia mlode i sedziwe. Poniewaz Jan wzrastal w Polsce wiec Londyn nie placil za jego mlodosc. Stad nasuwa sie wniosek, ze czysty dochod Londynu z pracy Jana jest wiekszy niz Johna. To moze byc tylko jednym z wielu przykladow dowodzacych, ze placa, praca ma wiele aspektow wymagajacych „moralnosci” nie tylko osobistej ale i lokalnej a nawet miedzynarodowej. Mao powiedzial, ze wies otacza miasto co mozna wylozyc rowniez, ze metropolia zyje kosztem prowincji.
https://www.facebook.com/#!/ela.cieslak.14 :
Ela Cieślak 22.03.2014 r. pisze:
„Idę dzisiaj do lasu, zanim zostanie sprywatyzowany i sprzedany. Lub oddany… dawnym właścicielom. Już za dwa lata będzie to możliwe. Ilu Polaków stać na las, no choćby lasek? A ilu Niemców, Holendrów, Rosjan? Taki jeden z drugim oligarcha może zapytać „ile kosztuje Polska?”
Wiele osób twierdzi, że nie mamy polskiego rządu, a w Polsce i tak nie da się żyć. Coraz więcej ucieka z tego „chorego”, jak mówią kraju. Malkontenci? Czy przyparci do muru?
Niedługo w Polsce zostaną emeryci, euro sieroty po zarobkowej emigracji i ci coraz bardziej nieliczni, którzy jeszcze mają pracę, która pozwala przynajmniej na życie powyżej minimum socjalnego.
„B., która w wyniku splotu okoliczności wyjechała zagranicę w swoim komentarzy wspomina: „Ja przeżyłam biedę w Polsce, więc wiem jak ona wygląda. Choć pracowałam, nie stać mnie było na wynajęcie mieszkania (swojego nie miałam, tak „wylądowałam” po rozwodzie). Jak zapłaciłam czynsz, nie stać mnie było na rachunki i jedzenie, albo odwrotnie. Bywało, że wpraszałam się do znajomych, żeby zjeść cokolwiek, czym mnie poczęstują. Bywało, ze chodziłam głodna albo tygodniami jadłam chleb smażony na oleju. Do dziś wspominam ten etap mojego życia jako koszmar. W końcu desperacko wyjechałam za granicę. Teraz żyje może nie bogato, ale za pensję stać mnie na jedzenie, czynsz, samochód i wakacje np. w Grecji, a pracuję w tym samym zawodzie w Polsce. Do Polski już nie wrócę, chyba, że pod karą utraty życia .
tess: „Przeżyć jeden miesiąc za minimalną pensję to nie sztuka. Trzeba żyć za nią latami, zużywając ubrania, buty, tracąc zdrowie, zęby, nie chodząc do fryzjera itd. Coraz bardziej tracisz to, co masz w danej chwili, zjadasz własny ogon…. Na koniec lądujesz na śmietniku.”
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raport-jacy-jestesmy/komentarze/news-za-dwa-lata-polska-bedzie-sprzedawana-kawalek-po-kawalku,nId,1354412?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox „
Polecam – http://wiadomosci.onet.pl/kraj/protestujacy-rodzice-niepelnosprawnych-dzieci-odrzucaja-propozycje-tuska/r9yqx i komentarze.
„…Z najnowszych badań, które Instytut Millward Brown przeprowadził na zlecenie Work Service wynika, że jedynie 17 na 100 Polaków nie rozważa emigracji! Myślą o niej już nie tylko ci, którzy tu nie mają co ze sobą zrobić: ani nie uczą się, ani nie pracują. Myśl o wyjeździe zaczęła towarzyszyć wszystkim grupom: wykształconej i nie; miejskiej i wiejskiej. Także ci, którzy mają etat, a nawet ci, którzy zarabiają powyżej 5 tys. złotych – nie wykluczają emigracji. Najbardziej popularne kierunki to Niemcy, Anglia, Skandynawia, Holandia, USA…” Więcej – http://polska.newsweek.onet.pl/emigracja-z-polski-gdzie-wyjezdzaja-polacy-newsweek-pl,artykuly,282624,1.html .
„Liczba ogarniętych obłędem szlachciców, posłów sejmikowych i sejmowych Rzeczypospolitej na ogół nie odbiegała od europejskiej średniej. Może z wyjątkiem XVIII w…” Więcej – http://ciekawe.onet.pl/historia/szaleni-poslowie,1,5607621,artykul.html .
Jacek Santorski – http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/801950,kapitalizm-po-polsku-folwark-ma-sie-dobrze.html .
Zyon napisał:
Polec cos ciekawego na poczatek, kiedys kupywalem w miare regularnie te gazete zeby wiedziec co sie dzieje ale po rozsypce redakcji zaprzestalem.
Od czego zaczac? Wink
Wykasowałem tam konto, więc odpowiadam za pośrednictwem tego forum:
Najlepszym działem w tej gazecie jest dział Tajna Historia Gospodarki.
Józef Kuraś „Ogień” – najlepszym specjalistą od Ognia jest Maciej Korkuć:
http://ipn.gov.pl/publikacje/ksiazki/jozef-kuras-ogien.-podhalanska-wojna-19391945
Znakomita postać, czytając o nim w innych źródłach trzeba uważać, kiedyś jego kuzyn pisał mi, że w jednej hurrapatriotycznej gazecie autor przemycił sporo komunistycznej propagandy, na którą nawet historycy IPN nie są jak widać wystarczająco wyczuleni.
http://www.fakt.pl/polityka/emerytura-donalda-tuska,artykuly,485443.html
80 tys. na miesiąc , kto się z nim zrówna ?