Gościec przewlekły postępujący

.

Gościec przewlekły postępujący.

Chciałabym ogromnie podziękować za tak szybką i wyczerpującą odpowiedź. Żywienie Optymalne stosuję od niedawna, zauważyłam dużą poprawę i czuję się znacznie lepiej, mimo że OB nic nie drgnęło. Zmniejszyły się obrzęki stawów, prawie mnie już nie bolą.

Niestety, o prądach selektywnych nie mam co marzyć w Anglii, chociaż tutaj lecznictwo jest na nieporównywalnie (do Polski) wysokim poziomie. Bardzo bym chciała przyjechać do kraju wiosną. Może uda mi się jakoś z tymi prądami?
E.M.

Odpowiedź:

W Akademii Zdrowia „Arkadia”, przebywało 234 chorych na gościec przewlekły, w tym 213 kobiet i 21 mężczyzn. Od pierwszego dnia pobytu odstawiono wszystkie leki u 190 chorych, u pozostałych zmniejszono ilość przyjmowanych leków 17 razy. W czasie pobytu bóle stawów ustąpiły u 88 chorych, zmniejszyły się u 132, nie zmniejszyły się u 4, mimo spadku OB u tych chorych. OB obniżyło się średnio o ponad 42%.

GPP jest chorobą głównie drobnych tętniczek w tkance łącznej. Zarastają one powodując niedokrwienie tkanek, a zniekształcenia stawów, towarzyszące tej chorobie, są skutkiem autoagresji i niedokrwienia. Tkanki niedostatecznie odżywione buntują się, organizm wytwarza przeciw nim przeciwciała i w organizmie trwa nieustanna „rewolucja”. Najlepszym wskaźnikiem świadczącym o natężeniu „wojny wewnętrznej” jest OB. Czym ten wskaźnik jest wyższy, tym gorzej, tym większe nasilenie choroby. U prawie wszystkich chorych a czasie pobytu w Arkadii OB obniżyło się, tylko u 2 lekko wzrosło z powodu zachorowania na anginę i zapalenie oskrzeli.

Ważnym czynnikiem przyspieszającym proces zdrowienia były w Arkadii prądy selektywne. Rozszerzają one maksymalnie naczynia tętnicze tylko tam, gdzie jest to potrzebne. U chorych na GPP z powodu towarzyszącej przewagi układu sympatycznego występuje trwałe zwężenie tętniczek w tkankach obwodowych. Przewaga ta może również występować na poziomie najwyższych centrów układu wegetatywnego w mózgu, a skutkiem tej przewagi jest neurastenia. Zastosowanie leczenia prądami pobudzającymi układ parasympatyczny (PS), stosowanymi na centralny układ nerwowy powoduje wyleczenie neurastenii, lub znaczne zmniejszenie jej objawów. Zmniejszenie objawów neurastenii uzyskuje się u chorych wychudzonych i u chorujących na tę chorobę od wielu lat.

Usunięcie przewagi układu sympatycznego w centralnym układzie nerwowych, powoduje rozszerzenie tętnic, również w tkankach obwodowych.

Zmiany chorobowe w GPP rozpoczynają się prawie zawsze w tkankach obwodowych, narażonych na działanie zimna: stopy, dłonie, nadgarstki. Prawie nigdy nie umiejscawiają się w stawach, którym jest „ciepło” np. w stawach biodrowych. A to dowodzi, że przyczyną wyższą choroby jest niedożywienie tkanek spowodowane zwężeniem tętniczek i ich zarastaniem, a przyczyną tego jest z kolei określony, niekorzystny model żywienia pastwiskowego (dieta jarska).

Chorzy na GPP nie chorują na choroby „cywilizacyjne”, których przyczyną jest żywienie korytkowe. Nieliczne przypadki nadciśnienia, choroby wieńcowej, migreny, miażdżycy tętnic kończyn dolnych (tylko 3 chorych) występowały wyłącznie u chorych przez długie lata leczonych hormonami sterydowymi, a te wymuszają zachorowania na „choroby cywilizacyjne” poprzez wpływ na przemianę materii i wpływ na skład diety chorego. Chorzy na miażdżycę tętnic dzięki „leczeniu” dietą niskokaloryczną i niskotłuszczową znaleźli się na pastwisku (dieta jarska) i zachorowali na typową chorobę pastwiskową jaką jest GPP.

Żywienie Optymalne wymusza intensywną przebudowę organizmu. Podczas tej przebudowy wytwarza się sporo ciepła, które organizm musi wydalić, a w tym celu rozszerza naczynia tętnicze w tkankach obwodowych, a to poprawia ukrwienie i odżywienie tych tkanek, czyli usuwa wyższą przyczynę choroby.

Prądy selektywne, stosowane na tkanki obwodowe, powodują rozszerzenie tętnic w tych tkankach, na które są stosowane. U stosujących Dietę Optymalną jest to rozszerzenie trwałe, u stosujących inne modele żywienia zwężenie tętnic powraca po kilku, kilkunastu miesiącach, gdyż utrzymują się czynniki (odżywianie) wymuszające zwężenie tętnic i przewagę układu sympatycznego. U osób stosujących Żywienie Optymalne tych czynników nie ma.

Kompleksowe, przyczynowe i najszybsze leczenie GPP polega na stosowaniu Żywienia Optymalnego wzbogaconego w kolagen, usunięcie przewagi układu sympatycznego w centralnym układzie nerwowym, rozszerzenie tętnic w tkankach najbardziej tego potrzebujących.

U pani po miesiącu Żywienia Optymalnego wystąpiła duża poprawa, OB się nie obniżyło, a to oznacza, że w jednym, lub w kilku stawach rozwinęła się patologiczna błona maziowa, którą trzeba usunąć operacyjnie.

Jan Kwasniewski”

Źródło – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=718

Polecam:

– Mięso można zastępować żółtkami jaj kurzych – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=711

– Choroba Stilla, kolagenoza – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=689

http://optymalni.org.pl/index.php?dzial=miesiecznik

One Response to Gościec przewlekły postępujący

  1. ElaC pisze:

    Niżej zamieszczony obszerny komentarz napisałam do postu „Pomoc dla Kamili” http://www.stachurska.eu/?p=6635#comment-3970 , ale odnosi się on moich pewnych spostrzeżeń na temat chorób z autoagresji, dlatego pozwalam sobie i tutaj go zamiścić. Może kogoś skłoni do refleksji, moze komus pomoże. Wszystkim życzę zdrowia! :) EC

    Współczuję Kamili, bo sama jestem chora. Nie chcę przez to powiedzieć, że „zdrowy chorego nie zrozumie”, ale już Platon zauważył: „Chorzy powiadają, że nie ma nic przyjemniejszego nad zdrowie, ale oni nie wiedzieli o tym przed chorobą, że zdrowie to rzecz najprzyjemniejsza.”

    Dodam, że ja również, podobnie jak Kamila, choruję na chorobę z autoagresji – od kilkunastu lat.

    Niestety, choroba przez wiele lat nie była rozpoznana, później, gdy wyniki jednoznacznie wykazały przeciwciała przeciwjądrowe, zlekceważona przez lekarza reumatologa – po prostu zero reakcji, nie zlecono mi dalszych badań w celu postawienia konkretnej diagnozy…

    Wreszcie, dzięki hematologowi, który nie wyrzucił mnie ze swojej poradni, mimo, że już się wyjaśniło, iż nie choruję na żadną chorobę krwi, oraz mojej inicjatywie i zdobywanej w Internecie szczątkowej wiedzy, lekarze reumatolodzy potwierdzili moją (o ironio!) diagnozę, że jest to Zespół Sjögrena. Wtedy skierowano mnie do Akademii Med. w Gdańsku – w celu leczenia tego Sjögrena i obserwacji w kierunku choroby tkanki łącznej.

    Z moich obserwacji i rozmów z pacjentami podczas dwutygodniowego pobytu w szpitalu na reumatologii oraz znanych mi przypadków z mojego bliskiego otoczenia, doszłam do smutnego wniosku, że jeszcze nikogo nie wyleczono, a krótkotrwałą poprawę samopoczucia lub sprawności, uzyskuje się bardzo wysokim kosztem. Mówię tu o kosztach organizmu a nie finansowych, chociaż to także bardzo ciekawy temat.

    Aby nie było wątpliwości, że takie wnioski nie są wynikiem mojego pesymizmu spowodowanego wieloletnim złym stanem zdrowia wyjaśniam, że medycyna obecnie uważa choroby z autoagresji za nieuleczalne, nie zna ich przyczyny i stosuje leczenie wyłącznie objawowe.

    A teraz wyjaśnię co miałam na myśli mówiąc o wysokich kosztach tego leczenia.

    W szpitalu leczono mnie kroplówkami z Ketonalu 2x dziennie, do domu zlecono mi jeden lek sterydowy, jeden psychotropowy i 1 przeciwbólowy. Ten psychotropowy, to nie z powodu złego stanu psychicznego lecz na rozluźnienie mięśni szkieletowych… (Wtrącę tu, że wykonano podstawowe badania przy przyjęciu na oddział, ale kontrolnych, po dwutygodniowym leczeniu, już nie było.)

    Przepisane mi leki szybko uzależniają o czym dowiedziałam się… z ulotki, po wykupieniu lekarstw. Powodują także skutki poważne uboczne…

    W opracowaniach medycznych znalazłam m.in. informację, że nie wiadomo do końca jak działają kortykosterydy w Zespole Sjögrena. I jeszcze taką: „W długotrwałej terapii kortykosteroidami działania niepożądane mogą okazać się większe niż szkody powodowane przez samą chorobę[1], dlatego zawsze powinno się stosować najmniejszą możliwą dawkę i/lub robić przerwy w podawaniu leku.”

    Praktyka jednak wygląda inaczej – lekarze każą brać te leki stale.

    W TEJ SYTUACJI NIE ZDECYDOWAŁAM SIĘ NA LECZENIE.
    Ktoś możne uznać taką decyzję za szaleństwo. Przyznam, że sama jestem w strachu, ale rozum się buntuje przeciw nieskutecznej terapii, która wręcz może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Rozum mówi, że właśnie o rezygnacji świadczyłoby przyjmowanie codziennej dawki „trucizny” bez żadnej nadziei przecież, na wyzdrowienie…

    A ja chcę się ratować, chcę się lepiej czuć, chcę wyzdrowieć. Jednego tylko nie wiem – jak?!

    Bez długich wstępów powiem, że dzięki zainteresowaniu tematami społecznymi spotkałyśmy się z p. Teresa Stachurską w Internecie, a pani Teresa, gdy napomknęłam przypadkiem o moim żałosnym stanie zdrowia, na podstawie osobistego doświadczenia zachęcała mnie do zapoznania się z ideą Żywienia Optymalnego doktora Jana Kwaśniewskiego.

    Przyznam, że zachęcała mnie bardzo długo, a ja musiałam sięgnąć dna (zdrowotnie), aby sięgnąć po książkę Jana Kwaśniewskiego.

    Czytałam i w miarę lektury nawiedzała mnie myśl, że to może być dla mnie szansa – i nie ma co ukrywać – ostatnia szansa.

    Myślałam, że to co proponuje doktor ma sens, że poparte jest bogatą praktyką, zaowocowało wyleczeniem tysięcy ludzi. Przeprowadzono też pewne badania w tym zakresie, które w pełni potwierdziły skuteczność leczenia przez żywienie optymalne Kwaśniewskiego.
    Myślałam także, iż nie mam właściwie nic do stracenia a do zyskania wszystko. Myślałam w końcu, że ludzie stosują tę dietę, aby zgubić parę kilo i się nie boją, to dlaczego ja mam się bać i nie spróbować ratowania życia.

    Najbardziej jednak intrygują mnie własne refleksje na temat mojego odżywiania i samopoczucia oraz kilku osób z mojego bliskiego otoczenia.

    Otóż, mówiąc najkrócej, wiele lat temu przeszłam na dietę wegetariańską i pozostawałam na niej 13 lat. Nie mogę się pochwalić, że dobrze się odżywiałam, jak to robią niektórzy jarosze. Moja dieta składała się głównie z węglowodanów.

    Organizm zaczął wysyłać dramatyczne sygnały, ale ja tego zupełnie nie kojarzyłam z dietą. Niektóre niepokojące objawy dawało się zwalczać, jednak zdrowie wyraźnie załamywało się.
    Zaczęłam odwiedzać gabinety lekarskie, ale każdy widział swój kawałek pacjenta albo raczej niepokojący objaw, którego nie skojarzył z żadną przyczyną.

    Trzeba przyznać, że lekarz rodzinna sugerowała mi zmianę diety, ale bez przedstawienia argumentów, więc – bez skutku…

    Po lekturze „Diety optymalnej” zaczęłam analizować także przypadki osób mi znanych – chorujących na choroby autoimmunologiczne.

    Dwie moje bliskie koleżanki są wegetariankami, właściwie nie będę owijać w bawełnę – jedna z nich – młodsza od mnie o 10 lat – już nie żyje… Ona w ogóle fatalnie się odżywiała – ponieważ tyła od „leczenia” kortykosteroidami, to bywały okresy, że prawie nic nie jadła. Zresztą… to była w pewnym stopniu dorobiona do potrzeb ideologia, bo nie było jej stać na porządne jedzenie – głodowa renta, wydatki na leki i „obsługę niepełnosprawności”… To wyniszczyło organizm ostatecznie. Kiedy zaczęło jej się lepiej powodzić materialnie (ale za cenę ciężkiej pracy) – było już za późno. Tragedia…
    Podobnie jest z innymi chorującymi znajomymi – jedzą mało, głównie tzn. produkty light, warzywka itp.

    Jestem za krótko na diecie optymalnej, by przedstawić rezultaty. Powiem tylko, że kiełkuje we mnie nadzieja… oczywiście nie tylko z powodu podjętej decyzji, ale jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretach.
    Zachęcam tylko gorąco do zapoznania się z publikacjami Jana Kwaśniewskiego i wyrobieniu sobie własnego zdania. A także podjęcia próby, bo często pierwsze efekty przychodzą bardzo szybko i życie może się zmienić na najprzyjemniejsze (cytowany wyżej Platon) lub dużo lepsze.

    Oby tak było!
    ElaC

Dodaj komentarz