.
Zygmunt Bauman:
‚
“Zaliczamy wszystkie, żyjące dzisiaj osoby, z wyjątkiem tych najstarszych, do trzech osobnych, następujących po sobie pokoleń. Pierwszym z nich jest tak zwane baby boom generation, pokolenie powojennego wyżu demograficznego, urodzone między rokiem 1946 a 1964 (…) w pamięci wciąż świeże było wspomnienie przedwojennego bezrobocia, niedostatku, mozołu i życia z dnia na dzień w ciągłym lęku przed grożącą nędzą. Przyjęli oni ochoczo zaskakująco liczne oferty zatrudnienia jako dar od losu, który los może w każdej chwili odebrać. Pracowali długo i ciężko, oszczędzali na czarną godzinę, marząc o tym, aby dać swoim dzieciom szanse na spokojne i wolne od trosk życie, którego sami nie zaznali. Kolejne pokolenie, “zwane pokoleniem X”, obejmuje osoby będące dziś między dwudziestym ósmym a czterdziestym piątym rokiem życia, urodziło się już w innym świecie, który udało się zbudować dzięki pracowitości i oszczędności ich rodziców. Pokolenie przejęło po rodzicach filozofię i strategię życiową, choć uczyniło to z oporami, z czasem widząc, że świat wokół bogaci się coraz bardziej, a perspektywy życiowe stają się coraz pewniejsze, zaczęło zdradzać rosnące zniecierpliwienie, chcąc nacieszyć się wreszcie nagrodą za poniesione ofiary i wyrzeczenia. Dlatego nazywa się je czasem uszczypliwie me generation – “pokoleniem mnie”… I wreszcie “pokolenie Y” złożone z osób pomiędzy jedenastym a dwudziestym ósmym rokiem życia. Wielu analityków i badaczy twierdzo zgodnie, że ci młodzi różnią się od swoich rodziców i dziadków. Urodzili się w świecie całkiem innym od tego, który znali w młodości ich rodzice, w świecie, którego ich rodzice nie umieliby sobie nawet wyobrazić i który powitali, gdy nastał, z mieszaniną konsternacji i niedowierzania. To świat pełen ciekawych ofert pracy, pozornie nieograniczonych wyborów, niezliczonych atrakcji i przyjemności wartych skosztowania, z których każda wydaje się bardziej kusząca od poprzedniej. (…) Wyniki najnowszych badań pokazują, że w pokoleniu Y praca spadła na sam dół listy rzeczy niezbędnych do dobrego życia.(…) Praca może uczynić życie nią wypełnione monotonnym i pozbawić je smaku. Może się okazać żmudna i nudna: nic ciekawego się nie dzieje, nic nie zajmuje wyobraźni, nic nie pobudza zmysłów. Nawet jeśli praca sprawia pewną przyjemność, pod żadnym względem nie powinna przeszkadzać w tym, co naprawdę ważne! A co jest naprawdę ważne? Mnóstwo wolnego czasu po wyjściu z biura, sklepu lub fabryki, możliwość wyrwania się z pracy, gdy tylko coś ciekawego pojawi się gdzieś na horyzoncie, podróżowanie, spędzanie czasu z przyjaciółmi w sympatycznych miejscach – wszystko, co wydarza się p o z a miejscem pracy. Życie jest gdzie indziej! (…) Młodych ludzi czeka przykre przebudzenie. Przewiduje się bowiem, że najbogatsze kraje europejskie przypomną sobie wkrótce czym jest masowe bezrobocie, które odeszło już rzekomo bezpowrotnie w zapomnienie. Jeśli ponure zapowiedzi się sprawdzą, nieograniczona swoboda wyboru i ruchu, którą dzisiejsi młodzi ludzie przyzwyczaili się uznawać (uznają od urodzenia) za naturalny porządek rzeczy, może wkrótce zniknąć. Wraz z nią zniknie pozornie nieograniczony kredyt bankowy, który – jak sądzili – zapewni im utrzymanie w razie (przejściowych i krótkich) niepowodzeń i pozwoli im przetrwać (przejściowy i krótki) okres nieobecności natychmiastowych rozwiązań dla dręczących ich problemów. Dla członków pokolenia Y sytuacja taka może się okazać wstrząsem. W przeciwieństwie do pokolenia powojennego wyżu demograficznego generacja ta nie ma bowiem wspomnień dawnych niedoli, na wpół zapomnianych umiejętności radzenia sobie z nimi, do których mogłaby się odwołać. Świat brutalnych, bezwzględnych realiów, niedostatku i nie dających się uniknąć poświęceń, z którymi trzeba się pogodzić, to dla większości z nich świat całkowicie obcy. (…)Przyszłość pokaże, jak pokolenie Y poradzi sobie z tą próbą.”
*
“Jednostki wciąż poszerzają zakres swojej wolności, lecz jednocześnie muszą pełnić dodatkowe funkcje, za które kiedyś odpowiedzialność ponosiło państwo, a które teraz zrzucono (“scedowano”) na barki jednostek. Państwa nie wystawiają już zbiorowych polis ubezpieczeniowych, pozostawiając troskę o indywidualny dobrobyt i bezpieczną przyszłość zapobiegliwości samych jednostek. (…) Zmusza to jednostki do nieustannej rywalizacji i oznacza, że solidarność wspólnotowa jawi się jako w najlepszym razie nieistotna, a w najgorszym – przeciw-skuteczna (wyjątek stanowią tymczasowe sojusze strategiczne, to znaczy relacje i związki zawierane “bez zobowiązań” i zrywane na każde żądanie).(…) oznacza to konieczność podejmowania ogromnego ryzyka i znoszenia straszliwej niepewności związanej z realizacją zadania zapewnienia sobie bezpieczeństwa indywidualnego i “wolności od lęku”. Lęk, który państwo socjalne obiecało wyplenić, powrócił ze zdwojoną mocą. Większość z nas, bez względu na zajmowaną pozycję społeczną, obawia się dzisiaj groźby wykluczenia, nawet jeśli wydaje się ona na razie mglista. Lękamy się, że nie zdołamy sprostać wymaganiom, że zostaniemy wzgardzeni, odarci z godności i upokorzeni. Politycy, podobnie jak rynki konsumpcyjne robią wszystko, żeby zbić kapitał na tych rozproszonych i mglistych lękach, które dręczą współczesne społeczeństwo.”
*
Pocieszamy się, że wszystkie akty pogwałcenia praw człowieka (przetrzymywanie więźniów latami bez postawienia im zarzutów w Guantanamo, Abu Gharib oraz prawdopodobnie w wielu innych, tajnych i z tego powodu jeszcze bardziej złowieszczych i nieludzkich obozach) dotyczyły nie “nas”, lecz “ich” – ludzi innego gatunku – i że akty przemocy nie były wymierzone w nas, przyzwoitych obywateli. Zapomnieliśmy dla własnej wygody o smutnych wnioskach Martina Niemollera, luterańskiego pastora i ofiary nazistowskich prześladowań, który mówił: “Najpierw zabrali komunistów, ale nie byłem komunistą, więc milczałem. Potem przyszli po związkowców, ale nie byłem związkowcem, więc nie odezwałem się ani słowem. Potem przyszli po Żydów, ale nie byłem Żydem… Potem po katolików, ale nie byłem katolikiem… Wreszcie przyszli po mnie… Ale wtedy nie było już nikogo, kto mógłby się za mną wstawić.”
*
“Niezdolność do uczestnictwa w grze rynkowej zaczęto traktować coraz częściej jak rodzaj przestępstwa. Państwo odrzuciło odpowiedzialność za poczucie bezradności i niepewności wywołane logiką (czy też nielogicznością) wolnego rynku. Poczucie to zdefiniowało na nowo prywatną przypadłość i prywatny problem, z którym jednostka musi radzić sobie sama za pomocą posiadanych przez siebie środków. (…)
*
Alternatywą stała się kwestia o s o b i s t e g o bezpieczeństwa: zagrożenie integralności cielesnej, posiadanej własności oraz miejsc zamieszkania spowodowane działalnością przestępczą, antyspołecznym nastawieniem “podklasy”, a ostatnio także globalnym terroryzmem.”
*
“Sprowadzenie bytów politycznych do roli posterunków policji dbających o przestrzeganie porządku w najbliższej okolicy okazało się niezbyt korzystne nawet dla tych, którzy, doprowadzając do takiego stanu sądzili, że działają w żywotnym interesie akcjonariuszy i przyczyniają się do pomnożenia ich (i swoich) zysków. Przekonamy się dopiero, czy poszukiwanie przez gospodarczych gigantów rynku ratunku u tak wyszydzanej “biurokracji państwowej” zapisze się w książkach historycznych jako współczesna Canossa globalnego kapitału, czy jako kolejna przebiegła próba zajęcia terenów, do których podboju i eksploracji nie udało się doprowadzić wcześniejszymi środkami. Dziś, tak jak kiedyś, to “zwykli ludzie” mają napełnić ponownie bezdenne kufry i szkatuły globalnych korporacji. Skoro nie napełnili ich dostatecznie wtedy, gdy uwodzono ich i kuszono obietnicami, być może uczynią to teraz, gdy zostaną zmuszeni przez państwo do obciążenia hipoteki swojej i swoich dzieci w stopniu, na który nie wyraziliby zgody nawet wówczas, gdyby kusiły ich i namawiały do tego najsprawniejsze agencje piarowskie.”
*
“Kenneth Galbraith dostrzegł, że kiedy upowszechnienie się praw socjalnych zaczyna przynosić owoce, coraz większa liczba osób posiadających prawa polityczne wykorzystuje swój głos wyborczy do wspierania indywidualnej inicjatywy. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest rosnące zróżnicowanie dochodów, poziomu życia oraz perspektyw życiowych. Galbraith przypisał tę tendencję radykalnie odmiennej filozofii życiowej nowej “zadowolonej większości”, która – czując się pewnie w świecie wielkiego ryzyka i równie wielkich możliwości – nie widziała potrzeby budowania “państwa opiekuńczego”. (…) Jeśli zaś mowa o partiach “postkomunistycznych” w Europie Środkowo-Wschodniej, przemianowanych na partie “socjaldemokratyczne” – i nieodmiennie lękających się oskarżeń o nieprzezwyciężone przywiązanie do swej komunistycznej przeszłości – to one są najbardziej entuzjastycznymi i zagorzałymi obrońcami, tudzież najbardziej konsekwentnymi wyznawcami nieograniczonej wolności dla bogatych i pozostawienia biednych ich własnemu losowi. (…) Pierwszą ofiarą, jaką złożono na ołtarzu przemian było “bezpieczeństwo egzystencjalne”. Dawny klejnot w koronie lewicy został porzucony (…) a ponieważ leżał “na ulicy”, podniosły go stamtąd niezzwłocznie siły równie niesłusznie zwane “prawicowymi”.”
*
“Pod rządami wolnorynkowego fundamentalizmu – zauważa Henry Giroux -stosunki rynkowe rozciągnęły swoją władzę na sferę publiczną i sprowadziły ludzi do roli konsumentów lub towarów konsumpcyjnych, skutecznie ograniczając ich zdolność do rozwijania pełni intelektualnych i emocjonalnych możliwości, która mogłaby z nich uczynić krytycznych obywateli.”
*
“W naszym świecie, w którym wybrakowane produkty zwraca się do sklepu; w którym unika się wszelkich napięć i wszelkiego wysiłku, w którym każdą formę bólu i cierpienia uznaje się za niesprawiedliwą, niedopuszczalną i wołającą o pomstę do nieba; w którym każde opóźnienie przyjemnego doznania (jeśli w ogóle następuje) zostaje potępione jako jawna forma opresji i niewybaczalne ograniczenie lub pozbawienie należnego prawa do szczęścia; w którym robi się wszystko, aby rozładować natychmiast wszelkie gwałtowne namiętności lub aplikować je w komplecie ze środkiem uspokajającym; w którym doświadczeniu wieczności towarzyszy klauzula “do odwołania”; w którym nieznane doświadczenia oferuje się zwykle na okres próbny i wyposaża w przycisk “skasuj”; w którym wszelkie ryzykowne przygody są zakazane, jeśli nie zostały wcześniej zaplanowane (…) w takim świecie – mówiąc krótko – w którym szczęśliwe życie zwykło się utożsamiać z nieobecnością kłopotów, niewygód i niepewności oraz brakiem potrzeby zawierania kompromisów lub ograniczania swoich zachcianek – macierzyństwo, poczęcie, narodziny i wszystko, co się z tym wiąże ( a więc na przykład bezwzględne oddanie małżeńskie/rodzicielskie albo perspektywa dozgonnej miłości do dzieci za cenę poświęceń niemożliwych do przewidzenia) to nie maleńka szczelina w obiecanym i upragnionym kokonie, lecz niemożliwa do zatkania potężna dziura, przez którą przygodność, przypadek i ślepy los mogą przeniknąć do wnętrza fortecy, wznoszonej w pocie czoła i stale dozbrajającej się w nadziei utrzymania owych znienawidzonych intruzów po drugiej stronie murów.”
*
“Celem wojen prowadzonych za pomocą najnowszych technologii jest już nie podbój terytorialny ani aneksje jakiegoś obszaru, ale zaaplikowanie ostrego i najlepiej krótkiego wstrząsu, który złamie opór atakowanych i skłoni ich do szybkiego poddania się “sterowanej z daleka” kontroli i dominacji agresorów”. Wojny takie można by nazwać wojnami globalizującymi, ponieważ przyczyną ich wybuchu bywa na ogół postawa lokalnych władz, które odmawiają otwarcia drzwi do wolnego rynku i obcego kapitału oraz poddania posiadanych zasobów ludzkich i materialnych obcej eksploatacji. Niezależnie od oficjalnie głoszonego celu, ukrytym powodem bombardowania i inwazji jest chęć zniesienia kolejnej bariery stojącej na drodze do globalnej swobody osiągania zysków.”
*
“Twierdzę, że “przeludnienie” to wymysł księgowych, kryptonim oznaczający pojawienie się grupy osób po stronie “winien” zamiast “ma” – osób, które zamiast przyczyniać się do sprawnego funkcjonowania gospodarki, sprawiają, że samo utrzymanie wskaźników służących mierzeniu i ocenie jej kondycji, nie mówiąc już o ich wzroście, staje się znacznie trudniejsze. Liczba takich osób rośnie w sposób niekontrolowany, przysparzając jedynie kosztów, lecz nie zysków. W społeczeństwie wytwórców tsą to ludzie, których pracy nie da się wykorzystać z pożytkiem (czyli z zyskiem), ponieważ wszelkie dobra mogące zaspokoić istniejące i potencjalne potrzeby da się wyprodukować, i to wyprodukować szybciej, korzystniej i “ekonomiczniej”, bez ich pomocy. W społeczeństwach konsumentów są “wybrakowanymi konsumentami”, to ludzie nie posiadający dostatecznej ilości środków, by zwiększyć chłonność rynku konsumenckiego, a zarazem kreujący inny rodzaj potrzeb, które przemysł zorientowany na konsumenta nie umie odpowiedzieć i których nie umie z zyskiem “skolonizować”. Konsumenci to główne aktywa społeczeństwa konsumenckiego; wybrakowani konsumenci to najbardziej uciążliwe i kosztowne pasywa.”
*
“Jak zauważyła Polly Toynbee, komentując następstwa najnowszego “krachu kredytowego” (“Guardian”, 25 października 2008), “po tym, jak uratowano ich przed niechybną katastrofą, bankierzy wrócili do swojej dawnej pychy, rząd zaś wrócił do taktyki nie ingerowania w poczynania bankierów…” Jesteśmy świadkami szokującego odwrócenia moralnych nauk filozofów, gdyż cała ta nieuczciwość wydaje się ostatecznie opierać na wierze w elementarną ludzką uczciwość i przyzwoitość. “Szczęśliwie dla kapitalizmu, ludzie ubodzy wykonują zwykle najprostsze prace, które nie pozwalają im zarobić na życie, muszą więc zaciągać pożyczki. Są to w większości osoby uczciwe, u których windykatorzy z łatwością wywołują wstyd i poczucie winy. Dlatego banki chętnie pożyczają im pieniądze, wierząc, że poruszą niebo i ziemię, by tylko spłacić swoje długi.”
*
“Biorąc pod uwagę rozpanoszenie, wszechobecność i nachalność mediów, każdy człowiek – mężczyzna, kobieta, dorosły i dziecko, bogaty i biedny – może, a raczej musi porównywać swój indywidualny los z losem dowolnej jednostki, zwłaszcza zaś z rozpasaną konsumpcją medialnych idoli i zmierzyć swoje zasoby “liczących się w życiu wartości” miara rozrzutności, z jaką tamci tak ostentacyjnie się obnoszą. (…) Motywem działania nie jest już mniej lub bardziej realistyczne pragnienie “by nie mieć gorzej od Kowalskich”, ale irytująco mglista idea “dorównania celebrytom”, doścignięcia supermodelek, gwiazd footballu i najpopularniejszych piosenkarzy. Jak zauważył niedawno Oliver James, prawdziwie toksyczna mieszanka powstaje w wyniku połączenia “nierealistycznych aspiracji z przekonaniem, że można je zrealizować”.”
Źródło – http://porcelanka.wordpress.com/2012/01/10/o-kryzysie-konsumpcji-i-leku/