Tłuste efekty chudych zaleceń

.

Mateusz Rolik:

„Dużo miejsca na Nowej Debacie poświęcamy różnym aspektom genezy teorii dietetycznych sformułowanych w Ameryce przez kompleks polityczno-medyczno-dietetyczny latach 70-tych XX w., a przejętych potem bezkrytycznie przez inne państwa, w tym Polskę. Wierzymy, że znajomość historii pozwala spojrzeć na tę problematykę pod właściwym kątem i zrozumieć, że ma ona tylko pozorny związek z tzw. prawdą naukową i dobrem ludzi. Warto przy tym zauważyć, że także przez Polskę przewinęła się w latach 90-tych „rewolucja żywieniowa”, w ramach której nasz rodzimy establishment medyczno-żywieniowy przy pomocy mediów wywołał wśród Polaków antytłuszczową i antycholesterolową histerię. Natknęliśmy się niedawno na artykuł Joanny Solskiej pt „Cenny Umiar” opublikowany w „Polityce” w 1996 roku poświęcony masłu i margarynie . Tekst ten obrazuje, jak przebiegała u nas tzw. debata naukowa dotycząca diety, jakich używano argumentów, i jacy aktorzy (osoby i instytucje) stali za przeforsowaniem nowych, niskotłuszczowych żywieniowych zaleceń Polsce. Przypomnijmy, że zmiany te, podobnie jak na całym świecie, okazały się dla Polaków tragiczne w skutkach.

Motorem antytłuszczowych zmian dietetycznych w naszym kraju byli sygnatariusze deklaracji o nazwie Polski Konsensus Tłuszczowy podpisanej w 1996 roku. Do grupy tej należały m.in.

  • Polskie Towarzystwo Badań nad Miażdżycą,
  • Rada Promocji Żywienia,
  • Narodowy Program Profilaktyki Cholesterolowej,
  • Polski Komitet Zwalczania Raka,
  • Narodowy Program Ochrony Serca,
  • Instytut Żywności i Żywienia,
  • Instytut Kardiologii,
  • Centrum Onkologii,
  • Instytut Centrum Zdrowia Dziecka,
  • Komitet Badań Naukowych.

To te instytucje podjęły się misji przeorania mentalności Polaków i zmiany ich upodobań kulinarnych przy użyciu „zbioru rekomendacji ekspertów związanych ze zdrowiem”. Warto zauważyć, że sama koncepcja rozstrzygania kontrowersji naukowych za pomocą „konsensusu” nie była ani oryginalna, ani nowa. W 1984 roku amerykański Narodowy Instytut Zdrowia musiał zorganizować tzw. „Konferencję Konsensusu”, bo wciąż było zbyt wielu badaczy i lekarzy, którzy nie chcieli uznać i praktykować forsowanych odgórnie dogmatów niskotłuszczowych przyjętych jako oficjalną politykę rządu federalnego w 1977 roku. Zatem nasi rodzimi eksperci po prostu skopiowali metody Amerykanów trafnie zakładając, że sprawdzone rozwiązania są najlepsze. Ogłoszony „Konsensus” zrobił w Polsce takie samo wrażenie na mediach, opinii publicznej oraz władzy jak jak za oceanem.

Dodajmy, że sama idea konsensusu jest dla rozwoju nauki, rozumianego jako dążenie do prawdy, wysoce szkodliwa. Czy spory naukowe na pewno należy rozstrzygać większością głosów? Poznawanie prawdy stymuluje spór i wolna debata, a nie zgoda osiągnięta przez większość. Z tego względu Polski Konsensus Tłuszczowy odzwierciedlał bardziej „zmowę” wybranych środowisk aniżeli rzeczywisty stan wiedzy naukowej.

I co takiego doradzali nam polscy „konsensualiści” w latach 90-tych? Jakich argumentów używali? W jaki sposób debatowali ze swoimi adwersarzami? ( z całością tekstu można się zapoznać klikając na zdjęcie obok).

Przede wszystkim zalecali nam spożycie tłuszczów „trans”, używanych wówczas do produkcji margaryn, przedstawiając je jako zdrowe, dużo zdrowsze niż tłuszcze nasycone znajdujące się w maśle. Rada Promocji Zdrowego stała na stanowisku, że :

nie istnieją żadne badania kliniczne potwierdzające wpływ spożywania tłuszczów trans … na występowanie nowotworów czy zaburzeń u dzieci lub kobiet w ciąży. Rozpowszechnianie opinii tego typu jest działaniem nieodpowiedzialnym, wzbudzającym panikę w społeczeństwie, a podyktowanym wyłącznie interesem rynkowym.

Profesor Marek Naruszewicz, jako przewodniczący Polskiego Towarzystwa Badań nad Miażdżycą głosił wówczas tezę, że tłuszcze trans są zdrowe, ponieważ obniżają poziom cholesterolu (od 10 do 17%). Powoływał się przy tym na sukcesy Amerykanów, którzy „walczą z cholesterolem od 30 lat, mają już doskonałe wyniki”, dzięki temu że wyeliminowali masło z diety. „Nigdzie na świecie nauka nie potwierdziła, ze margaryna może być szkodliwa” dodawał profesor.

Powoływanie się na sukces USA brzmi dziś jak ponury żart. Amerykanie to najbardziej otyły i jeden z najbardziej zmedykalizowanych narodów na świecie. Spadek poziomu cholesterolu u Amerykanów osiągnięto nie tylko dzięki niskotłuszczowej (i chorobotwórczej) diecie, ale przede wszystkim dzięki masowemu stosowaniu leków na cholesterol (statyn). Co ważne, nigdy nie udało się udowodnić hipotezy, że niższe stężenie cholesterolu poprawia zdrowie. Wręcz przeciwnie, obecnie niższe stężenie cholesterolu we krwi coraz częściej kojarzy się ze zwiększoną umieralnością, zwłaszcza u ludzi po 60 roku życia. Dodajmy też, że już wczesne badania nad hipotezą, iż obniżanie poziomu cholesterolu za pomocą zmniejszonego spożycia tłuszczów nasyconych a zwiększonego tłuszczów nienasyconych, wykazały, że jest ona błędna. Okazywało się, że po zalecanych zmianach dietetycznych badani umierali szybciej niż osoby z grup kontrolnych.

W sprawie nawyków żywieniowych, specjaliści doradzali Polakom obniżenie spożycia tłuszczów do 30 % wszystkich spożywanych kalorii, z czego tłuszcze roślinne powinny stanowić zdecydowaną większość. Zdaniem ekspertów, Polacy jedli wtedy „stanowczo za dużo tłuszczów zwierzęcych”. W praktyce oznaczało to konieczność rezygnacji nie tylko z masła i tłustych wędlin, ale także serów (zwłaszcza tłustych i topionych). W swoim artykule Solska przestrzegała Polaków:

Smarując kanapki masłem i kładąc na nich plasterek szynki czy kiełbaski – dostarczamy organizmowi wyłącznie kwasów nasyconych, pozbawiając go potrzebnych mu – nienasyconych… Jak widać, nie samo masło jest głównym winowajcą (o czym też pisaliśmy poprzednio), ale nasze ogólne nawyki żywieniowe.

Chodziło zatem o to, aby te „złe” nawyki „poprawić”.

Ze zgrozą czyta się dziś ówczesne zalecenia na temat żywienia dzieci:

„dzieciom do lat trzech należy podawać masło i stosować w diecie oleje roślinne (oliwa z oliwek, olej rzepakowy, bezaerukowy, słonecznikowy i sojowy). Natomiast dzieciom starszym podawać margaryny wysokiej jakości (miękkie)”. Masło -jak już wiemy -jest źródłem łatwo przyswajalnego cholesterolu, niezbędnego dzieciom do rozwoju komórek mózgowych. Potem ten cholesterol nie jest już potrzebny [pogrubienie nasze – przyp. aut.].

Nie jest już potrzebny? Czyżby trzyletnie dziecko było już w pełni rozwinięte? O tym, jakie spustoszenie w całym organizmie, także osób dorosłych, powodują niedobory cholesterolu, a zwłaszcza obniżanie jego stężenia za pomocą statyn, pisze dziś wielu autorów. Można o tym przeczytać m.in. w naszym tekście pt. „Statyny, medyczna pomyłka?

Jak pisze Solska, konsensualni eksperci obalili też rzekomy „mit”, jakoby masło było najlepszym źródłem witaminy A i D. Ich zdaniem lepszym źródłem tych witamin, a także witaminy E, były margaryny. Sugerowano, że margaryny, z uwagi na zawartość witaminy E, mają „działanie antyrakowe”, „zapobiegają niedokrwistości” i „przeciwdziałają zmianom zwyrodnieniowym w układzie nerwowym”. Dziś wiemy już, jak tłumaczy prof. Grażyna Cichosz, że „im większe spożycie margaryn zawierających sztuczne izomery trans, tym większe zagrożenie otyłością, cukrzycą typu 2, miażdżycą, udarami mózgu i nowotworami”.

Jeśli chodzi o swoich oponentów, zwolennicy „Konsenusu”, zamiast dyskutować z podnoszonymi przez nich argumentami, przypisywali im zwykle nieczyste zamiary, głownie atakując ich osobiście. Opinie przeciwne klasyfikowano np. jako lobbing na rzecz producentów masła, mięsa itp. Jak na ironię obok takich oskarżeń w tekście Solskiej pojawiają się konkretne nazwy margaryn, które powinniśmy kupować, aby być zdrowi (Flora, Bona, Tina, Kama). Nasuwa się uzasadniona wątpliwość, czy w przypadku takich artykułów mamy bardziej do czynienia z informacją, czy z reklamą? Czy jest to już klasyczny „informercial”, który łączy obie formy w jedną, czy jeszcze nie?

Ale to nie wszystko. Zwolennicy „nowego sposobu odżywiania” chętnie sięgali po argumentację moralną, oskarżając swoich oponentów o to, że przyczyniają się (świadomie?) do śmierci tysięcy ludzi chorujących na choroby serca:

100 tys. Polaków rocznie pada ofiarą zawałów, a milion osób cierpi na niedokrwienną chorobę serca -mówi prof. Marek Naruszewicz, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Badań nad Miażdżycą. – Tych, którzy umrą, bierze na swoje sumienie pan prof. Światosław Ziemlański, propagujący zalety masła.

Jest to stara i dobrze znana zagrywka. Już w latach 60-tych Jean Mayer nazywał publicznie naukowców, zwolenników diet wysokotłuszczowych, „masowymi mordercami”. Tego typu argumentacja (ad hominem) sygnalizuje, że prof. Naruszewiczowi nie chodzi tzw. prawdę naukową, ale o to, aby oponenta, innego naukowca, zaatakować i potępić „moralnie”. Chodzi o to, aby zdyskredytować go w oczach opinii publicznej jako „złoczyńcę”, który swoimi poglądami chce wyrządzić nam krzywdę i dlatego nie warto z nim poważnie dyskutować. Tym czasem w bezstronnej dyskusji obiektywnych badaczy powinniśmy raczej mówić o błędach, niż o niecnych, złych zamiarach jednego z adwersarzy. Zresztą czas pokazał, jak bardzo prof. Naruszewicz się mylił.

Myliłby się ten, kto uważa, że zwolennikom Polskiego Konsensusu Tłuszczowego chodziło jedynie o zmianę naszych nawyków żywieniowych. Jak pisze Solska, chodziło im o wpływ na „określenia polityki zdrowotnej państwa w zakresie żywienia.” W praktyce oznacza to przejęcie kontroli nad procesem dzielenia ogromnych pieniędzy publicznych wydawanych przez rozmaite podmioty bezpośrednio na zakup żywności (szkoły, więzienia, szpitale itp.) , dotowanie produkcji określonych pokarmów, granty badawcze, organizację konferencji, finansowanie wydawnictw i publikacji promocyjnych, przeprowadzanie szkoleń, akcji społecznych itp. Jednym słowem chodziło o „wielką forsę”.

Trzeba wracać do historii, aby dostrzec jak działa współczesna dietetyka, jak funkcjonują instytucje publiczne, jak powstają dane poglądy, jak ewoluują i dlaczego są upowszechniane. Trzeba spoglądać wstecz, aby zrozumieć, w jaki sposób dotarliśmy do miejsca, w którym się znajdujemy. A jest coraz gorzej. Już w maju 2008 roku polscy diabetolodzy ostrzegali:

Ponad 2 mln Polaków cierpi na cukrzycę, a nadwagę i otyłość, które są czynnikami ryzyka cukrzycy typu II, stwierdza się u ponad połowy naszych rodaków.

Bez poznania genezy współczesnych problemów, bez wiedzy na temat tego, „jak to się zaczęło”, jesteśmy intelektualnie bezsilni i skazani na bezkrytyczną akceptację wyjaśnień, które tak naprawdę nic nie wyjaśniają. Ileż to razy słyszeliśmy, że aby być smukłym i zdrowym wystarczy „mniej żreć i więcej się ruszać”. Ich autorami są zwykle te same instytucje, nieraz nawet te same osoby, których wcześniejsze zalecenia leżą u źródła problemu. Niestety spuścizna nieszczęsnych pod tym względem lat 90-tych pozostaje żywa, również dzięki mediom, które codziennie utrwalają w naszych głowach antytłuszczową propagandę, zamiast stawiać ekspertom niewygodne pytania i prowokować widzów do krytycznego myślenia. Z kolei artykuł Joanny Solskiej ilustruje rolę, jaką odegrały media w bezrefleksyjnej promocji ustaleń „Konsensusu”.

Warto zapamiętać nazwy tych wszystkich instytucji skupionych wokół Polskiego Konsensusu Tłuszczowego, ponieważ do dziś doradzają nam one, jak mamy żyć i co mamy jeść, aby cieszyć się dobrym zdrowiem. Ale czy na pewno możemy im zaufać?…”

Więcej – http://nowadebata.pl/2011/11/24/tluste-efekty-chudych-zalecen/

Nie, nie możemy im zaufać. Wiele osób się o tym przekonało, ja też. Dzięki odwróceniu propagowanych przez ów Konsensus zasad odzyskałam zdrowie, czyli wyleczyłam ciężką chorobę serca stosując się do – http://www.stachurska.eu/?p=1970 , a przy okazji również nieżytu wazomotorycznego górnych dróg oddechowych na tle alergicznym, przestałam marznąć w ręce i stopy, przestałam się łatwo przeziębiać, zapadać na zapalenia oskrzeli oraz zapalenia płuc. Nie koniec temu, bo jeszcze prawie zdjęłam okulary, gdyż w miejsce -6,5 dioptrii używam jedynie okazjonalnie -1,5 dioptrii, a po astgmatyźmie też prawie ślad nie został. Możliwe że w tym przypadku pomogły również ćwiczenia.

Polecam również: ABC Żywienia Optymalnego – http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=80 .

 

 

 

 

 

 

4 Responses to Tłuste efekty chudych zaleceń

  1. Renia pisze:

    Jedno mnie tylko zastanawia – dlaczego nikt nie wyciąga wniosków z tych tłustych efektów chudych zaleceń? Pchają coraz mocniej „drzwi” w tą samą stronę, a wystarczy leciutko pociągnąć w przeciwną…

  2. Renia pisze:

    W Ameryce spożycie tłuszczów zwierzęcych systematycznie spada a otyłość systematycznie rośnie i żadnej korelacji nie widać? Dalej tylko każą ograniczać tłuszcze i 5 razy dziennie jeść warzywa i owoce…Dawniej owoce tylko w sezonie letnim jedzono, a nie jak teraz – cały rok na okrągło i to sprowadzane ze wszystkich stron świata… i jeszcze chemicznie i genetycznie „udoskonalane” ?

  3. ElaC pisze:

    Margaryna zawsze mnie odstręczała, więc jak tylko „poszłam na swoje” zaczęłam kupować wyłącznie masło. Wiele lat temu przestałam jeść mięso ze względu na zwierzęta – nie jadłam przez 13 lat. Kto wie czy nie to stało się przyczyną moich bardzo poważnych problemów zdrowotnych. Dopóki jadłam jajecznicę z boczkiem ile dusza zapragnie, nie miałam problemów.

  4. Pani Elu, trzymam kciuki za poprawę kondycji!

Dodaj komentarz