W roli głównej: empatia

W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych rozmawiając z Anglikiem zapytałam ile lat dzieli Suwałki od Londynu. Anglik najpierw nie rozumiał pytania, a gdy ustaliliśmy w czym rzecz, się zafrasował, zastanowił i następnie zrobił długi wywód o tym, że problematyczna odległość nie dotyczy ekonomii czy astronomii, ale nauk społecznych takich jak socjologia i psychologia. Kilka osób uczestniczyło w tej rozmowie. Dla Anglika oczywiste było, że najważniejsza jest empatia i za skarby świata nie mógł uwierzyć, że się z nim zgadzam, bo dotąd, a był w Polsce (naukowo) od paru miesięcy, się z takim jak prezentowane przeze mnie przekonaniem w Polsce nie spotkał. Ba, następnego dnia przyniósł mi kwiaty bo – jak mi oznajmił – niechybnie mnie uraził…

Polecam ciekawą dyskusję nt empatii z blogu Bobika:

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61567 :

Monika 13 styczeń 11, 07:54

„Och, wlasciwie to nie mialam sie odzywac, bo juz bardzo wiele tu zostalo powiedziane, i jeszcze jeden glos wcale nie wiem, czy tu jest potrzebny. Ksiazke Grossa oczywiscie kupie i przeczytam, tak jak przeczytalam z pozytkiem jego poprzednie ksiazki. Tematy te rzeczywiscie czekaly w zamrazarce, zreszta nie tylko z winy Narodu, ale takze dlatego, ze niesuwerenne i niedemokratyczne panstwo na taka debate nie moglo sobie przez dziesiatki lat pozwolic (a granie antysemityzmem w doraznych celach politycznych to nie tylko specjalnosc ostatnich lat). Czy inne kraje swoja lekcje do konca odrobily? Nie jestem tego pewna, ale pewnie sa akurat moze w tej dziedzinie zaawansowane nieco dalej. Wlasnie pomiedzy wiadomosciami o sniegu i wylaczeniach pradu, doniesiono takze o tym jak niemieckie tajne sluzby przez lata znaly adres Eichmanna w Argentynie, i jak nic na ten temat nie zrobily. I o nowym bestsellerze na niemieckim rynku ksiegarskim – opisie pogardliwego traktowania przez niemieckich, czesto bardzo szacownych pracodawcow, polskiej sprzataczki, gdzie glowna role odgrywa ciagle dobrze majacy sie stereotyp niemieckiej wyzszosci kulturowej. Z kolei, mimo roli edukacyjnej takich solidnych instytucji jak BBC, czy rzeczywiscie wszyscy Brytyjczycy w rownym stopniu poczuli sie odpowiedzialni np. za kolonializm? Chyba nie, zwlaszcza, ze na rynku ksiegarskim dopiero od nie tak dawna pojawiaja sie pozycje popularyzujace wiedze na ten temat, jak chocby polecana przeze mnie andsolowi ksiazka Williama Dalrymple’a sprzed kilku juz lat pt. “The White Mughals” – o tym w ktorym to dokladnie momencie zaczeto wobec mieszkancow Indii stosowac rasistowskie teorie o wyzszosci bialej rasy i tlumaczyc brytyjska role wobec nich jako the “white man’s burden” (wtedy, gdy chodzilo o przejecie pelnej kontroli nad cennymi zasobami naturalnymi, stad zreszta tytul wskazujacy na to, ze do pewnego momentu nie widziano przeszkod, a nawet wrecz zachecano do malzenstw z arystokracja hinduska – to wlasnie byli tytulowi the White Mughals, zas potem, by siegnac po wieksze ekonomiczne korzysci, podparto sie teoriami o rasowej wyzszosci). Jednym slowem, jest wiele nieprzerobionych tematow, ktore dopiero sie przerabia i w innych krajach. W Stanach np. przerabia sie ciagle temat niewolnictwa i segregacji, i wcale nie jest to proces latwy, czy nie napotykajacy na odzywanie sie mechanizmow obronnych, ktore niechetnie daja sie przebic calej niezbyt przyjemnej wiedzy na temat przeszlosci wlasnego narodu/panstwa (i nie, nie jest to argument z rodzaju, ze “a u was Murzynow bija, tylko jest to naprawde fascynujacy proces powiekszania pola swiadomosci na te tematy: dwa lata temu dopiero wyszla swietna ksiazka o faktycznym sposobie kontrolowania swiezo wyemancypowanych niewolnikow na Poludniu – zupelnie wstrzasajaca, i tez jeszcze, poza gronem intelektualistow, raczej szerzej nieprzyswojona w swiadomosci spolecznej). Mysle, ze tak naprawde pelne przyswojenie to jest kwestia dluzszego czasu, i w polskim przypadku, i w pozostalych, ktore przykladowo podalam (tak naprawde jest ich o wiele wiecej). Chyba tak jest wszedzie, ze najpierw zabieraja sie za trudne sprawy osoby bardziej otwarte i intelektualnie poszukujace, a potem, z czasem, ten przyczolek swiadomosci sie rozrasta, i powiekszona o nowe fakty swiadomosc zaczyna funkcjonowac w szerszej spolecznosci (choc nie u wszystkich).

A co do sposobow rozszerzania swiadomosci historycznej, to ja tez, jak Vesper i Haneczka, czy foma, mam spore watpliwosci, czy sprawie najbardziej rzeczywiscie sie przysluzy stawianie jej na zupelnym ostrzu noza, z Koltunem w roli glownej (koniecznie z duzej litery) po drugiej stronie barykady. Bo tak naprawde chcialoby sie bardzo, zeby tym koltunem zawsze byl kto inny, ale chyba tak jak jednak zupelnie nie jest. Czasem wszystkim zdarzaja sie koltunskie mysli, zwykle zreszta nieuswiadomione. Niech cieniem (I show where my sympathies lie) bedzie kto inny… Dlaczego tak pisze? Chociazby dlatego, ze z badan na temat implicit stereotypes wychodzi, ze nawet osoby bedace ofiarami niesprawiedliwych stereotypow potrafia zupelnie nieswiadomie same je w jakims stopniu miec (spopularyzowal te wiedze m.in Malcolm Gladwell w “Blysku”, gdzie opisuje, jak sam sie poddal interesujacemu i spolegliwemu testowi na implicit stereotypes, i choc swiadomie ich przeciez nie ma, i choc sam jest czesciowo African-American, i czasem bolesnie stereotypow doswiadcza, to sam tez je w jakiejs mierze ma). To zreszta chyba jedna z najbolesniejszych konsekwencji dla mniejszosci – to, ze w jakis sposob – nieswiadomie – przejmuja sposoby myslenia dominujacej wiekszosci, nawet gdy swiadomie wiedza, ze te stereotypy nie odpowiadaja bardziej skomplikowanej prawdzie.

To wszystko nie znaczy wcale, ze jedni nie sa pelni uprzedzen i stereotypow w bardzo wysokim stopniu (to ci typowo zaliczani do koltunow), a inni w duzo mniejszym stopniu (i do tego swiadomie i z uwaga przygladaja sie sobie samym, po to, zeby neutralizowac nieswiadome stosowanie stereotypow). Ale podzial na stuprocentowo swietlanych i uczciwych, oraz stuprocentowych koltunow nie tylko nie odpowiada rzeczywistosci, ale tez, moim zdaniem, przeszkadza w uzyskaniu zmian w mentalnosci, o co przeciez chodzi osobom od koltunow sie odcinajacym. Bo bez zmian w mentalnosci nawet najpiekniejsze prawa pozostana fikcja na papierze, choc oczywiscie i o prawa nalezy walczyc.

A zmiany w mentalnosci tak naprawde moga sie zdarzyc nie dlatego, ze ktos napisze nawet najlepsza ksiazke przyblizajaca trudne historyczne fakty. Zeby te fakty szerzej przyswoic trzeba czegos wiecej niz podpisywanie listow wsparcia lub protestu, wiecej niz rozmowy ze znajomymi w blogosferze, wiecej niz zalecane przez andsola fraszki i celna karykatura. (O tym dlaczego akurat te formy maja tylko ograniczona nosnosc perswazyjna, bardziej skuteczna w stosunki do juz przekonanych, niz nieprzekonanych, wiadomo juz bardzo wiele, tak posrod literaturoznawcow, jak i jezykoznawcow i psychologow). Bo tak naprawde, chodzi o to, ze i w opisywanych przez Grossa przypadkach, i w przypadku reakcji zdecydowanie znaczenie lub nawet istnienie tych przypadkow negujacych, czesto u ogolnie wcale niekrwozerczych ludzi zawiodzi/zawodla empatia. Nie “empatia” rozumiana jako touchy-feely buzzword (ostatnio ze spora doza podejrzliwosci opisywana na blogu przez Passenta), ale ta prawdziwa – przedmiot badan i przemyslen powaznych psychologow i filozofow. A empatii nie wlaczy sie poprzez techniki dystansujace, jaka jest np. karykatura czy dowcipny epigram. Empatii nie wywolaja listy z podpisami chocby najwiekszej grupy the great and the good, ani wiecowo-propagandowy styl ofukujacy innych za zasciankowosc (nota bene, to jedno ze slow, ktore czesto mnie razi w tekstach Magdaleny Srody, mimo, ze bardzo czesto zgadzam sie z ich zawartoscia). Empatie mozna pielegnowac i rozszerzac na “nieswoich” na rozne sposoby, na przyklad na ten sposob, skoro i tak juz byl dzis cytowany Szekspir (choc inne przyklady, dotyczace innych grup, mozna mnozyc, bo jak twierdzi filozof Martha Nussbaum, empatia ogolnie lezy w domenie literatury i sztuki, natomiast tradycyjna filozofia zachodnia ma tu dosc spore ograniczenia, nie mowiac juz o naukach scislych):

“I am a Jew. Hath not a Jew eyes? Hath not a Jew hands,
organs, dimensions, senses, affections, passions; fed with the same food, hurt with the same weapons, subject to the same diseases, heal’d by the same means, warm’d and cool’d by the same winter and summer, as a Christian is? If you prick us, do we not bleed? If you tickle us, do we not laugh? If you poison us, do we not die? And if you wrong us, do we not revenge?…”

No i ksztaltowanie, rozwijanie i rozszerzanie poza najblizsza grupe prawdziwej, nie popularnej buzzwordowej empatii mozna takze wlaczyc do programow szkolnych, jak to sie juz od jakiegos czasu dzieje w Ameryce Pln. – w wielu stanach USA (w tym moim), i w krolikowej Kanadzie. (Pamietam, ze to sprawa akurat bliska Teresie S., i slusznie, wbrew watpliwosciom wyrazanym tu ostatnio przez Helene, czy tez jej kocie alter ego, przyznam, ze juz nie pomne.) To tez program dlugofalowy i obliczona na cierpliwosc praca u podstaw, ktory pewnie nie zalatwi sprawy obecnych wysokich emocji, ale daje nadzieje na szklanke choc nieco wiecej niz polowie pusta.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61581 :

Helena 13 styczeń 11, 12:32

„Ciekawy jest wpis Moniki ( a generalnie ciesze sie, ze ZABA zezwolila jej na powrot na blog, bo bardzo mi juz jej – Moniki znaczy sie tutaj brakowalo).
Czy WSZYSCY Brytyjczycy w roznym stopniu poczuli sie odpowiedzialni za kolonializm? – pyta Monika i wyraza watpliwosci. Zapewne jakby przeprowadzic jakies badania socjologiczne, to by sie okazalo, ze jakis procent Brytyjczykow nie czuje sie odpowiedzialny, ale jestem przekonana, ze to poczucie odpowiedzialnosci jest jednak w mainstreamie brytyjskiej swiadoosci i publicznej debaty. Swiadcza o tym chociazby takie incydenty jak debata jaka sie toczy od paru dni w brytyjskich mediach (ale nie wylacznie miedzy dzienikarzami) wokol uwagi wygloszonej mimochodem przez bylego ministra spraw zagranicznych Jacka Strawa na temat procederu niektorych mafijnych Pakistanczykow przymuszajacych mlode biale dziewczyny do prostytucji i niezdolnosci policji do zapobiegania procederowi z powodow zbytniej poprawnosci politycznej. Ani nawet dyskutowani o tym. Slowa jego wywolaly mase krytyki – najwiekszej ze strony samej policji, ktora przyznaje jednakze, ze w miescie, o ktore chodzilo sposrod 56 aresztowanych, az 50 to byli Brytyjczycy, pakistanskiego pochodzenia. Jacka Strawa trudno zaliczyc do koltunow czy rasistow – jest on dobrze znany ze swej dzialalnosci politycznej na rzecz obalenia apartheidu w RPA i uwolnienia z wiezienia Nelsona Mandeli. Bardzo postepowy czlowiek pod kazdym wzgledem. I chociaz jego slowa ne byly pozbawione podstaw statystycznych (jakkolwiek trudnych do zaakceptoania) malo kto go bronil odkad spor sie rozpetal. A nawet ci, ktorzy go bronili, wychozili ze skory aby wytlumaczyc dlaczego pakistanska mafia odnosi wieksze sukcesy w rekrutowaniu do prostytucji bialych dziewczat niz dziewczat wywodzacych sie z wlasnej spolecznosci.
Takie spory wybuchaja w tym kraju dosc regularnie i dotycza zawsze publcznego pietnoania jakiejs grupy etnicznej, rasowej czy – najczesciej – wyznaniowej.
Wiec mysle jednak, ze zdecydowana wiekszosc Brytyjczykow lekcje kolonializmu przerobila swietnie, jest bardzo uwarazliwona na najmniejsze nawet przzejawy nietolerancji wobec mniejszosci i reaguje na nie dosc ostro. A kiedy natura ludzka domaga sie jednak od nich dania upustu uczuciom nizszym, to zawsze est jeszcze Izrael na podoredziu i to jest OK, nawet w najlepszych kregach intelektualnych

Tak, emptii uczy nas literatura (pamietam sama hektalitry lez wylanych nad Chata Wuja Toma) i madre, integracyjne wychowanie (chyba juz gdzies opowiadalam, jak mnie w dziecinstwie zmuszano, ZMUSZANO do przyjznienia sie z rowiesnkiem, Walerka, mieszkajacym pietro wyzej, calkowicie sparalizowanym wskutek polio, i zanoszenia do niego codziennie ciezkiego akwarium przed wyjsciem do szkoly).

Kiedy jednak z oddalenia patrze na polska rzeczywostosc 2011, to mam nieodparte poczuce, ze i z ta empatia i z ta tolerancja jest raczj coraz gorzej niz coraz lepiej. Pewnie, ze niektoe idee juz sie przesaczyly do swiadomosci zbiorowej, ale jednoczesnie jakby oraz wiecej ludzi “z mojej sfery”, tradycyjnie jednak bardziej tolerancyjnej niz “prosty lud” pozwala sobie na pubiczne dawanie upustu najgorszym z naszych “naturalnych” instynktow. I ze zawodzi tu nie tyle literatura czy “emocjonana inteligenja”, co zwyczajne wychowanie do wartosci demokratycznych. wychowanie obywatelskie. Stad ta pogarda do “politycznej poprawnosci”, stad przekonanie, ze wolnosc wypowiedzi jest absolutna niczym nie ograniczona, stad kompletna spoleczna obojetnosc do takich chociazby faktow, jak te zaprezentowane w podrzucnym przez Dore linku z wydarzen w Limanowej.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61586 :

andsol 13 styczeń 11, 14:07

„Dora (o 10:28), a czy jest naprawdę sprzeczność tego co napisałem i Twojej odpowiedzi? Powiedziałem: O dzisiejszych Żydach w Polsce. Są. Polakami. Żydami w momencie gdy mają na to ochotę. Nie powiedziałem tu, że brak w Polsce antysemitów czy że grzebiący żuczek nie czepi się nigdy pochodzenia, mówię, że są po prostu Polakami. A wchodzenie w historię rodziny nie jest wymuszone w pracy, przy przyjmowaniu dziecka na studia czy wyborze miejsca zamieszkania. Piszę to znając codzienność paru przyjaciół i kolegów żyjących w Polsce, których rodziny były wypychane poza Kraj w 1968 a oni nie chcieli. Twoje oświadczenie, że jesteś Żydówką ma takie dla mnie konsekwencje jak oświadczanie Miłosza, że był Litwinem. No fajnie, był, ale czytam go po polsku, a po polsku pisał.

Wydaje mi się, że godzisz się na “etniczną” definicję Polaków. Choć moje związki z Brazylią są nieporównanie skromniejsze niż Twoje z Polską, wyśmiałbym człowieka tutaj, który by mi nastawał, że jestem Polakiem, nie Brazylijczykiem. Jestem. Mam dwa obywatelstwa, dwa paszporty, dwie nacje i może mi skoczyć każdy, któremu to się nie podoba. Nawet jeśli mówię po portugalsku z akcentem, mówię lepiej niż większość Brazylijczyków, a z kultury życia codziennego jestem pół na pół. I nie widzę sensu ostrych nacjonalistycznych rozgraniczeń dzisiaj, w świecie zupełnie nowych odległości mentalnych i komunikacyjnych.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61588 :

Helena 13 styczeń 11, 14:44

„A ja mysle, ze chyba pzumiem co andsol chcial, a nawet powiedzial.
Faktycznie kwestie tozsamosciowe nie zawsze i nie dla kazdego sa jednoznaczne. Mozna byc tym czy tamtym w zaleznosci od okolicznosci i kontekstu. Mozna byc tym czy tamtym w oczach innych ludzi – tez w zaleznosci od kotekstu. Jestem kims innym gdy kibicuje druzynie na stadionie, a kim innym gdy zabieram glos w obronie Romow. Wtedy jedna tozsamosc boerze gore nad inna, ownie dla mnie wazna. Moje lojalnosci, moje utozsamianie sie jest plynne i nieustannie zmienne. Podobnie dla ludzi, ktorzy mnie odbieraja – dla romskich przyjaciol jestem gadzi, kiedy spacerujemy po bazarze, i wszyscy inni Romowie mnie widza, a cinti kiedy rozmawiamy o nietolerancji czy dzielimy sie doswiadczeniami.
Majac za soba tyle roznych tozsamosci i krajow i kultur, mnie to nie przeszkadza, nie pzrezywam zadnych kryzysow tozsamosciowych. Jeste bogatsza od innych. Jak mowia w takich sytuacjach Anglicy – I am so lucky. ”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61590 :

Helena 13 styczeń 11, 15:09

„Pamietam takie zdarzenie z zycia kiedy mialam 16 lat. Bylam w domu przyjaciol moich ridzicoe (ale bez nich) i pani dmu bardzo natretnie wypytywala mnie na okolicznosc kim ja sie naprawde czuje. Wtedy nie umialabm jeszcze powiedziec jej, zeby sie odczpila i przystala przyciskac mnie do muru, a wielorakosc tozsamosci nie przychodzila mi jeszcze do glowy jako koncept. Wiec po namysle odpowiedzialam, ze najbardziej chyba czuje sie Rosjanka – bo urodzenie, bo jezyk, bo kultura, bo tesknota. Wtedy jej maz (szkolny przyjaciel mojego ojca) , ktory dotad sie nie odzywal, zapytal: Bo tak jest wygodniej?
To pytanie tak bardzo mnie uderzylo i sprawilo mi tak ogromna przykrosc, bylo tak dalece niesprawiedliwe, ze wtedy postanowilam, ze bede odpowiiadala zawsze : Zydom ze jestem Rosjanka, POlakom – ze jestem Zydowka, Rosjanom, ze jestem Polka. Aby nikt juz mnie nie podejrzewal o tchorzostwo.
I tak tez wiele lat postepowalam. Az w jakims momencie uznalam, ze, owszem, jestem wszystkim naraz. I ze to zalezy kiedy chce byc kim.
A kiesdy jeszcze dzis przypominam sobie to pytanie Pawla, to jest mi okropnie przykro, ze mogl tak pomyslec.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61598 :

krolik 13 styczeń 11, 16:48

„Kiedys, kiedy badanie genetyczne bedzie mozna sobie zrobic w publicznym automacie, kazdy bedzie mogl poznac dokladniej swoje komponenty, ale tozsamosc jest wedle wlasnego poczucia i czasem moze byc nieco skomplikowana, jak Heleny czy Lenny Kravitza (mama African American, tata Zyd).

Monika w swoim wnikliwym wpisie pisala o wrazliwosci nie tylko na tematy dotykajace nas blisko czy osobiscie, czy o wrazliwosci, ktora w pewnym sensie pozwala nam samym sie czuc elitarnie i lepiej od niewrazliwych mas, ale o ogolnej wrazliwosci jako cesze, nad ktora trzeba i mozna pracowac, a dzieki ktorej zmiany w jaki postrzegamy innych moga byc bardziej trwale.

Kolejne bomby ksiazkowe czy dziennikarskie nie zalatwiaja sprawy, choc jako przyczynek do dyskusji moga byc pozyteczne.

Praca nad empatia/ wrazliwoscia, taka pozytywistyczna praca, ktora ja bardzo lubie i cenie. Tak trzymac dalej Tereso S.! Jestem z Pania duchem!

Znajomy Heleny pytajac ja kim sie czuje wcale nie chcial tak naprawde wiedziec kim i dlaczego, on juz znal jedynie sluszna odpowiedz i odpowiedzi Heleny, pewnie roznej od spodziewanej, przypisal moralnie niskie pobutki (bo jej “wygodniej” czuc sie Rosjanka). Duskujse z takim czlowiekiem o tozsamosciach narodowych bylyby mniej skuteczne niz gdyby ten pan pocwiczyl sobie empatie. Moze wowczas jego wypytywanie i przymuszanie do wyboru narodowosci od mlodej damy w czasie towarzyskiej wizyty nie przyszloby mu wogle do glowy.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61604 :

Cubalibre 13 styczeń 11, 17:48

„Zastanawiam się, jak definiuje i odczuwa się swoją “żydowskość”, jeśli nie jest “podkreślona” religią, strojem, wyglądem fizycznym, językiem… Czy tak jak pochodzenie – szlacheckie, chłopskie, arystokratyczne? Nazwisko i świadomość korzeni, historii rodu?
Mieszkając za granicą też się zastanawiam nad swoją tożsamością. Ile jest we mnie polskości, choć nie mam polskiego paszportu, więcej niż połowa mojego życia przypadła na “obcy” kraj i, mimo że często bywam w Polsce, to często bardziej obco (mentalnie) czuję się w mojej dawnej ojczyźnie niż tu, gdzie mieszkam. Rozmawiając z dawnymi przyjaciółmi i kolegami z czasów studiów widzę, jak oddalamy się od siebie, jak oni coraz głębiej zanurzają się w tym polskim piekielnym kotle i jak coraz trudniejsze staje się porozumienie. Nie, nie ze mną. Między nimi samymi ”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61605 :

Bobik 13 styczeń 11, 18:07

„Czy inne narody (mowa o Europie Zachodniej) odrobiły swoją lekcję z przedmiotu “rozliczanie się z historią”? Ja nie wiem, czy tę lekcję w ogóle da się odrobić raz na zawsze. Kolejna pokolenia wnoszą tu swoje, odmienne widzenie świata, a i różne zapomniane paprochy mogą wyłazić spod dywanów, więc tę lekcję chyba będzie się wałkować bez końca. Powiedziałbym raczej, że niektóre inne narody włożyły w to odrabianie dużo wysiłku i to widać. (Na marginesie: czy ktoś z Was też zalicza do szkolnych koszmarów wymianę zdań: ja się uczyłem proszę pani, naprawdę. – ale się na NAuczyłeś! Zawsze kiedy ktoś z koleżeństwa był poddawany tej torturze, zwijałem się w jego imieniu z upokorzenia.) Mniej jest tu historycznych tematów tabu i znacznie spokojniej się do własnej przeszłości podchodzi, nawetkiedy jest niepiękna. Większa jest gotowość do przyjęcia gorzkich prawd.
Przykład z Eichmannem jest bardzo dobry, bo aktualny. Ta wiadomość została podana przez niemieckie media i nie wywołała żadnej zbiorowej histerii, zaprzeczania i odsądzania od czci i wiary. Nie nacisnęła na żaden neurotyczny guzik.
Ale oczywiście jest i druga strona medalu, współczesna, np. fobie związane z islamem, czy ze spodziewanym napływem siły roboczej z innych krajów. To będą lekcje do odrobienia dla następnych generacji. This work is never done.
Według wspomnianej przez Monikę Justyny Polańskiej do tych lekcji będzie się też zaliczać wyższościowe czy wrogie traktowanie Polaków, ale ja z własnego doświadczenia nie bardzo mogę to potwierdzić. Zdarzają się na pewno takie pojedyncze przypadki, ale generalizowanie tego wydaje mi się sporą, obliczoną na wzbudzenie sensacji przesadą. Znamienna jest też tu sonda GW:
Jak sądzisz na podstawie własnego doświadczenia, jak są nastawieni Niemcy wobec Polaków?
62% To zależy od konkretnego człowieka (569)
22% Negatywnie (200)
10% Pozytywnie (91)
7% Nie mam żadnych doświadczeń (62)
Zdecydowana większość osób, które przyznają się do jakichś doświadczeń w tej materii uważa, że są przez Niemców traktowani indywidualnie, a nie jako członkowie grupy narodowościowej. Ja też bym się pod tą większością podpisał.”

– http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61606 :

Bobik 13 styczeń 11, 18:23

„Cubalibre, myśmy w rodzinie już dawno, jeszcze przed wyjechaniem, stwierdzili, że porozumienie idzie raczej po liniach formacji kulturowych niż tego, co wpisane w paszporcie. Wiele większą odczuwaliśmy wspólnotę z naszymi węgierskimi czy francuskimi przyjaciółmi, którzy podobne książki czytali i podobnej muzyki słuchali, niż – powiedzmy – z naszymi sąsiadami ze wsi, gdzie mieliśmy chałupę i kawałek pola. Przebywając na tej wsi niby żyliśmy zwyczajnym, wiejskim życiem, nawet sialiśmy coś w tym polu, ale musieliśmy regularnie wracać do miasta, bo zwariowalibyśmy, gdyby nasze rozmowy miały się toczyć wyłącznie wokół tego, czy będzie deszcz i co ksiądz powiedział na ostatnim kazaniu.
I dziś, kiedy rozmawiam z Polakami, którzy czytają podobne książki etc., wydaje mi się, że jak najbardziej przynależę do Polski. A kiedy otrę się (zwłaszcza akustycznie) w autobusie o dresiarza, albo w necie o narodowca, mam poczucie, że nic mnie z tą Polską nie łączy. Ale to samo mam w każdym kraju – w “swoim” kręgu czuję się przynależny, a w niektórych innych nie.
Natomiast wyliczaniem, ile we mnie jest czego, już przestałem się zajmować. Staram się, na ile to możliwe, być pogodnym wędrowcem między światami. ”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61646 :

Monika 14 styczeń 11, 06:55

„Tym razem padlam nie ofiara sniegu, a ofiara posniegowego nadrabiania zaleglosci, wiec tylko krotko dorzuce pare slow. Chyba najlepiej o co mi chodzilo wychwycil Krolik. Heleno, co do swiadomosci brytyjskiej postkolonialnej wiem jednak dosc sporo (sporo lat przemieszkanych, odwiedziny od lat nastoletnich i do dzisiaj nie tak rzadkie wizyty, lektury, brytyjscy przyjaciele ze studiow w bliskim kontakcie) i nie zgodze sie jednak z przedstawiona przez Ciebie wizja. Troche to jest bardziej skomplikowane i mniej rozowe niz to przedstawiasz (nie bede tez wchodzila w szczegoly jednego przypadku, dotyczacego Jacka Straw). Co nie znaczy, ze wiele sie juz zmienilo na lepsze, i ze nie ma ciaglych staran odgornych ze strony rzadu i mediow, ale swiadomosci nie zmienia sie z dnia na dzien, i ta swiadomosc najpierw zmienia sie na gorze, posrod najbardziej wyksztalconych i ciekawych. Reszte zas niespecjalnie interesuja tematy wymagajace pewnego wysilku i wola co innego (codzienne zycie, praca, i coraz wiecej czasu zajmujace media) i po prostu calej tej trudnej wiedzy nie przyswaja, i wrecz trudno tego od nich oczekiwac, bo wymagania musza byc dostosowane do mozliwosci.

A co do wynikow ankiety cytowanej przez Bobika. Bobiku, to bylo w sumie jednak troche o czyms innym, a przyklad polskiej panny sluzacej w Niemczech akurat sie podwinal pod reke (wiadomo, ze to sensacyjna literatura, a nie powazna praca naukowa, a chocby i popularyzatorska pozycja, jakby powiedzial Rys). Chodzilo mi bardziej o istnienie w nas wszystkich implicit stereotypes, ktora maja bardzo dlugie half-life, zeby zapozyczyc metafory z dziedziny fizyki. I o to, ze maja one to do siebie, ze potrafia tkwic bardzo gleboko, tak gleboko, ze my sami nie jestesmy ich swiadomi – chyba, ze jakas szczegolna sytuacja jakos nam je uswiadomi. Co ciekawe, zwykle, nawet dosc podchwytliwe ankiety ich nie wylapia, bo te stereotypy funkcjonuja poza naszym swiadomym mysleniem. Do ich wychwytywania stosuje sie swietne i przemyslnie zaprojektowane testy, mierzace np. ile mikrosekund dluzej zajmuje nam polaczenie pozytywnych epitetow z twarza osoby w jakis sposob innej (o ciemniejszej skorze, w turbanie, albo w chuscie czy kipie na glowie). I odpowiedzi tez nie sa zupelnie stale, bo mozna np. jeszcze sprawe komplikowac positive i negative priming (torowaniem). Wiec tak naprawde mowimy o czyms troche innym. W kazdym razie, okazuje sie, ze wszyscy mamy jeszcze sporo do przepracowania, i ze nie mozemy sie tak zupelnie radykalnie oddzielic nawet od narodowcow i dresiarzy (co nie znaczy, ze nie ma wazkich roznic). A juz szczegolnie argument, ze ktos jest przeciez otwarty, wiec takich stereotypow miec nie moze, nie zdaje egzaminu (jak to ladnie, od wewnatrz, opisal Gladwell). Kazdy moze, i ma, choc na pewno w innym zakresie, i ta roznica jest z pewnoscia wazna. Ale kto jest zupelnie bez skazy, niech pierwszy rzuci kamieniem… Oczywiscie, przyzwoici ludzie nad soba swiadomie pracuja, i zadaja sobie regularnie pytania. I tym procesem uwaznego przygladania sie sobie, i swoim procesom myslowym roznia sie od tych drugich.

A z wkomponowywanie elementow ksztaltowania inteligencji emocjonalnej do programow szkolnych, a w szczegolnosci wyksztalcania i rozszerzania pola naszej empatii takze na “nienaszych”, kimkolwiek ci nienasi by w danej chwili byli, to naprawde wazna i powazna sprawa. Mysle, ze mnie tu chyba nie do konca zrozumialas Heleno, choc to, co mialam na mysli dobrze wylapal Krolik. I zgadzam sie z Krolikiem – Teresa S., uparcie dopominajaca sie o uczenie inteligencji emocjonalnej i empatii w kraju na dorobku, nadrabiajacym stracone dekady, w kraju gdzie czesto o empatie trudno, zasluguje na szczegolne uznanie i wsparcie. Empatia (nie ta z programow telewizyjnych, ale ta ktora zajmuje sie psychologia rozwojowa, etyka, czy socjologia) to dla spoleczenstwa obywatelskiego (ktorego Polsce zyczysz Heleno) zupelna podstawa. Podstawa, a nie ladny, ale nieco bezuzyteczny i luksusowy dodatek. Tak twierdza liczne ksiazki madrych ludzi z Harvardu i Yale, Berkeley i Princeton, z Cambridge i Oxfordu. Tyle ze akurat, w moim odczuciu, nie do wszystkich jeszcze ta wiedza dotarla, zwlaszcza, ze jakos idzie ona wbrew tradycyjnemu mysleniu inteligentow wlasnie (czyli tych, ktorzy mogliby te wiedze spopularyzowac), ktorzy pod wplywem juz przestarzalych teorii, dalej tkwia w czyms, co znany neurokognitywista amerykanski, Antonio D’Amasio nazwal “Descartes’ Error” (to takze tytul jego bardzo znanej ksiazki, w ktorej te sprawy tlumaczy). W skrocie, okazuje sie, ze dzieweczka z ballady “Romantycznosc” jednak miala wiecej racji, niz medrca szkielko i oko (a przy okazji i wieszcz). Bez odnoszenia sie do zdolnosci wspolodczuwania tego, co odczuwa drugi czlowiek – zdolnosci wrodzonej, ale odnoszacej sie do kregu najblizszych, do wlasnego plemienia, wiec wymagajacej wzmacniania, i rozszerzenia na tych, ktorzy poza tym kregiem pozostaja – nie mozna nauczac ani etyki, ani wspolzycia pomiedzy roznymi grupami etnicznymi lub religijnymi, i nie mozna miec dobrze funkcjonujacego spoleczenstwa obywatelskiego (o tym pisal juz, co moze niektorych zdziwi, juz Adam Smith, w “The Theory of Moral Sentiments”). Moze dlatego spoleczenstwa zaangazowane w multikulturowosc, rozumiana po polnocno-amerykansku (Europejczycy maja tu akurat wiele do nadrobienia, nawet ci zachodni), a poza tym ceniace sobie pragmatyzm, jakos szybciej uznaly wage uczenia wrazliwosci na innych i wlozyly duzo wysilku we wlaczenie tego waznego aspektu edukacji do programow szkolnych. Z dobrym skutkiem, choc wiele spraw jeszcze jest do zrobienia, tak jak to stad obserwuje (i w tym uczestnicze).”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61655 :

Bobik 14 styczeń 11, 11:59

„Moniko, ja już wczoraj chciałem doszczekać nieco więcej do Twojego postu, bo o ważnych sprawach pisałaś, tylko że – jak to nieraz bywa – po całym dniu duch okazał się ochoczy, ale łapy nieco mdłe. A teraz znowu czas przyciska i nie pozwala rozwinąć myśli, ale doszedłem do wniosku, że lepiej krótko niż wcale.
Całkowicie się z Tobą zgadzam zarówno w sprawie edukacji emocjonalnej, jak i ślepych plamek, które każdy posiada, choćby był samym Gandhim, Einsteinem czy Schweitzerem. Jasne, że najtrudnej zobaczyć własną twarz, zwłaszcza wtedy, kiedy tak naprawdę oglądać jej wcale nie mamy ochoty i dużym łukiem omijamy wszelkie lustra. (Choć nie uważam, żeby całkowicie odbierało nam to prawo do formułowania osądów etycznych – skądś w końcu musimy brać przekonania co jest dobre, a co złe. Tyle że świadomość własnej niedoskonałości powinna nas skłaniać do mniejszej kategoryczności w stosowaniu tych sądów wobec konkretnych, również niedoskonałych osób)
Pamiętam taki moment sprzed kilku lat, kiedy akurat odkryłem sam u siebie taką ślepą plamkę, w postaci wyższościowego odruchu wobec mojego afrykańskiego przyjaciela. Zrobiło mi się tak okropnie głupio i wstyd, że byłem bliski włączenia tego mechanizmu obronnego, który zwykle w takich przypadkach stosujemy, czyli wyparcia. Ale jakimś szczęśliwym trafem udało mi się go nie włączyć, tylko wejrzeć w głąb mojej czarnej duszyczki i – słowo daję – wcale nie byłem zbudowany tym, co tam znalazłem. A ile razy wypierałem takie rzeczy zanim zdążyły mi dojść do świadomości? Jeden Pan B. raczy wiedzieć.
Ale oczywiście ten moment złapania się “na gorącym uczynku” był szalenie istotny, bo pozwolił mi chociaż kawałek mojego wewnętrznego ugoru przeorać. I kiedy mówię o edukacji emocjonalnej, to nie w takim sensie, żeby państwo nauczało dzieci, jakie powinny mieć uczucia, bo to rzeczywiście byłoby straszne. Chodzi o to, żeby wyrobić w dziecku odruch takch “okresowych konfrontacji z samym sobą”, zwiększać pole wrażliwości, dając równocześnie poczucie, że grzebanie się w swoich emocjach i pracowanie nad nimi nie jest niczym złym i “mięczakowatym”. Bo też nie mam wątpliwości, że nasza kultura jest szalenie przegięta w stronę ratio i nie zaszkodziłoby jej, dla równowagi, wsparcie również “drugiej nogi”.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61666 :

Helena 14 styczeń 11, 14:44

„“Czujesz sie pewnie tak jak Stas, ktoremu sie udalo zdobyc dosc chininy dla Nell” – oznajmila E. kiedy tryumfalnie wnioslam do domu “zdobyte” (tak, zdobyte!) dzis rano dalsze tubki acriflexu na jej straszliwe poparzenia sprzed dwoch dni. Niektore obszary wygladaja juz calkiem niezle (to jednak cudowna masc!), reszta musi dalej byc smarowana. Najblizsza apteka ma jutro sprowadzic dalszych szesc tubek – my tu mowimy o naprawde przemyslowych ilosciaich acriflexu.
W kwestii wpisu Moniki. W dalszy ciagu uwazam, ze brytyjski mainstream calkiem niezle poradzil sobie z dziedzictwem kolonialnym. Nie jest to oglad przez rozowe okulary, ale skutek mojego codziennego od 30 juz lat funkcjonowania w tym spoleczenstwie, ktoremu mam rozliczne rzeczy do zarzucenia, ale akurat nie to, ze nie potrafi rozmawiac o wlasnej historii w sposob jaki we mnie wzbudza najwiekszy szacunek i podziw. Historia kolonializmu brytyjskiego nie tylko nie jest wybielana, ale nawet te dobre pozostalosci tamtej epoki – i nie chodzi tylko o civil servioce w Indiach, ale trwalosc innych instytucji brytyjskich ustanowionych w koloniach – sa albo nie wspominane, albo mnimalizowane, wiec dowiaduje sie o nich zazwyczaj od przedstawicieli dawnych podbitych krajow. A trwalosc i SKUTECZNOSC organizacji takiej jak Commonwealth – eksperckiego klubu panstw -dawnych kolonii jest taka , ze moglby od niej uczyc sie rozwiazywania probemow ONZ.
Zapewne tu czy tam moga sie pojawic jakies odpryski kolonialnego myslenia – spotkalam sie z takimi we wlasnej pracy, ale sa to wypadki raczej rzadkie i dosc “niewinne” (opowiadalam kiedys jak redaktor zamawiajacy u mnie serie programow do tlumaczenia z angielskiego na wszystkie 37 jezykow Serwisu Swiatowego BBC zastanawial sie na glos “jak tacy na przyklad Rumuni przetlumacza na swoj jezyk “szlachetnego dzikusa” i czy czytali kiedykolwiek Russeau”, co wywolalo moja bolesnie ostra i wsciekla riposte…)
Empatia. Wolalabym aby panstwo nie wtykalo swego dlugiego nosa w “uczucia” obywateli – zwlaszcza polskie panstwo, ktore nieustannie uczuciami (np religijnymi, a nie tylko) sie zajmuje, jak jakis troskliwy psychiatra.
Wczoraj dal temu wraz min Klich, obrazajac sie, ze w raporcie MAKu podkreslono poziom alkoholu we krwi generala, ktory sterczal w kabinie pilota podczas proby ladowania i co jego zdaniem upokarzylo Polske na arenie miedzynarodowej. Wolalabym aby panstwo zajelo sie egzekwowaniem wlasnego prawa wobec tych, ktorzy drecza i katuja zwierzeta, usiluja wywolac burdy na stadionach, obrabowuja cmentarze oraz glosza mowe nienawisci zagrzewajac do pogromow. Bo moja empatia nie jest studnia bez dna i zazwyczaj konczy sie na ofiarach niegodziwosci, a nie na jej sprawcach. Nie ma natmiast nic przeciwko temu aby sprawcy bezpiecznie schowani za kratkami poddawani byli terapii resocjalizacyjnej. Wyjdzie nie wyjdzie, sprobowac mozna. Wiem, ze autor “Blysku” uznal by mnie za osobe bardzo niepostepowa w tym wzgledzie. Pewnie nie jestem. ”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61703 :

Monika 15 styczeń 11, 00:11

„Juz zupelnie szybciutko odpowiem Helenie, cieszac sie, ze E. sie czuje lepiej, i ze ma nadzieje na dalsza poprawe. Po pierwsze, ja nie twierdze, ze w UK, jest bardzo zle, choc zdarzaja sie incydenty na tle rasowym, o czym donosza media, i jakos funkcjonuje BNP, wiec tez jeszcze sporo zostaje do zrobienia. Ale ja w ogole, Heleno, nie pisalam o tym, a o tym ile przecietny, goniacy za chlebem i rozrywka obywatel (w czym nic zdroznego), wie o tym, co jego kraj konkretnie robil w innych krajach, i jak to w tych krajach odczuto, skoro przecietny obywatel czesto niewiele wie nawet o historii, ktora wydarzyla sie na terenie wlasnego kraju (sama slusznie narzekasz na stan edukacji). Po drugie, pewnie Twoj punkt widzenia, zwiazany takze jakos z Twoja wlasna sytuacja (white woman) i z wlasnymi osobistymi doswiadczeniami, bedzie inny od punktu widzenia kogos, who happens to be black or Asian. Tutaj raczej, jesli chcesz uczciwego opisu jak to wyglada od srodka, mozesz sie odniesc do glosow te doswiadczenia wyrazajacych, np. w powiesciach niezwykle utalentowanej Zadie Smith. (Na marginesie, ostatnio napisala swietny esej o facebooku, i ogolnie o social media, ktory wszystkim polecam.)

A do empatii, to z tego, co piszesz, odnosze wrazenie, ze mowimy chyba o zupelnie innych rzeczach, gdy uzywamy slowa “empatia”. I niech tak juz pozostanie, bo za dlugo trzeba by to slowo, jak je widza psychologowie i filozofowie tlumaczyc. Ja jednak nadal bede sie zgadzac z d’Amasio, Howardem Gardnerem, Martha Nussbaum, Lakoffem i Johnsonem, oraz wieloma innymi, ktorzy zreszta wcale nie zalecaja wtracania sie panstwa w uczucia obywateli (jak to ujelas) a tylko to, zeby szkoly nie stosowaly modelu Gradgrinde’a przy nauczaniu dzieci, bo kiedy to robia, to tez sie wtracaja w uczucia, tyle, ze negatywnie, blokujac zdrowy rozwoj osobowosci. Juz Dickens sie z tego wysmiewal, i slusznie.

A teraz ide zapoczatkowac weekend, w ramach empatii dla samej siebie, po dlugim i pracowitym tygodniu. ”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61704 :

Helena 15 styczeń 11, 00:41

„Moniko, ja nigdy nie twierdzilam, ze w UK nie zdarzaja sie rasisci – zarowno biali, jak i kolorowi ( z braku lepszeg okreslenia). Oczywoscie, ze sie zdarzaja i sama sie z nimi zetknelsm – we wlasnej redakcji zreszta. To o czym ja mowie caly czas, to ze mainstream z przeszloscia kolonialna sie uporal. Zapewne niejeden czytelnik Suna niewiele wie czym sie jego ojczyzna zajmowala w koloniach i wiedziec nie musi jesli sie tym nie interesuje. Ale wie, ze nie bylo to dobre, sluszne i piekne. A jak zechce sie dowiedziec czegos wiecej to ma pelen telewizor programow na ten temat, filmow i ksiazek, To nazywam uporaniem sie. To mi wystarczy.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61708 :

Monika 15 styczeń 11, 06:11

„No to sie, Heleno, zgadzamy mniej wiecej co do tego, co sie w UK robi na temat swiadomosci historycznej dotyczacej kolonialnej przeszlosci, i tego jaki ma to zasieg, roznicujac pomiedzy czytelnikami popularnych tabloidow, Daily Telegrapha i Guardiana, albo pomiedzy sluchaczami Radio 4 i cala reszta (z roznicami w istotnych niuansach, bo np. stawianie w jednym zdaniu “rasizmu” grupy od dawna dyskryminowanej z rasizmem grupy dominujacej jakby to byly rownorzedne zjawiska, zarowno jesli chodzi o przyczyny, zakres wystepowania, jak i rzeczywiste mozliwosci dyskryminowania – to dla mnie jednak za duzy skrot myslowy).

Cieszy mnie, ze akurat Tobie to, co dotad zrobiono w UK w zupelnosci wystarcza, ale chyba wazniejsze jest, czy wystarcza to grupom uprzednio, a czesto i teraz, podlegajacym dyskryminacji (bo, jak pewnie wiesz, dyskryminacje mozna stopniowac, od najbardziej uciazliwej do calkiem subtelnej, a mimo raniacej jej ofiary). Mozna tu uzyc analogii, i zastanowic sie, kto powinien udzielac odpowiedzi na to, czy dosyc juz zrobiono w sprawie rownouprawnienia kobiet. Czy naprawde nalezy sie zadowolic tylko odpowiedziami dawanymi przez mezczyzn, czy tez lepiej jednak zapytac same kobiety? Chyba raczej to drugie. Tak jak zreszta w stosunku do antysemityzmu, od ktorego zaczela sie ta rozmowa, i do ktorego jednak chcialabym wrocic, najwazniejsze jest jednak dla mnie to jak te sprawy widza ci, ktorzy sa bezposrednimi ofiarami antysemityzmu. I niewazne, czy mnie osobiscie wystarczy, co juz na ten temat zrobiono w Polsce (choc sygnalizuje, ze mnie osobiscie nie wystarcza). Wazne, co same osoby poszkodowane przez bezposrednie i posrednie dzialanie antysemityzmu na ten temat mysla (wczoraj dosc podobna mysl wyrazila tu Dora). W kwestiach postkolonializmu i rasizmu jest podobnie. W amerykanskich powaznych mediach od lat juz sie stosuje zasade ciaglego pytania o zdanie na te tematy samych zainteresowanych, i tak sie nadrabia poprzednie lata, a wlasciwie dekady, gdy nikt sie o ich zdanie, o ich punkt widzenia nie pytal. Czasy “daddy knows best” minely juz na szczescie bezpowrotnie, mimo zdarzajacych sie od czasu do czasu potkniec i krokow w tyl. Ale jak sie zdarzaja, to od razu sa korygowane przez elokwentnych przedstawicieli mniejszosci (mowa oczywiscie o powaznych, nietabloidowych mediach). Zdarza sie, ze wiekszosc slyszy rzeczy dla siebie przykre, ktorych sama nie zauwaza, cierpiac na plamki slepe, o ktorych ladnie dzisiaj wspomnial Bobik. Ale jakze inaczej moze sie dowiedziec o tych kwestiach, i o tym co jeszcze zostalo do zrobienia?

A ze akurat tak sie zbieglo, ze w nadchodzacy poniedzialek przypada kolejny Martin Luther King Day, podrzucam cytat z MLK na temat bojkotu posegregowanych autobusow w Mongomery, Alabama, ponad pol wieku temu (w sumie nie tak dawno, osoby urodzone wtedy sa jeszcze w sile wieku):

There are those who would try to make of this a hate campaign. This is not a war between the white and the Negro but a conflict between justice and injustice. If we are arrested every day, if we are exploited every day, if we are trampled every day, don’t ever let anyone pull you so low as to hate them. We must use the weapon of love.

Moze to zabrzmi komus za bardzo jak “kolko rozancowe” (w koncu byl pastorem), moze to zabrzmi komus nazbyt empatycznie wlasnie. So be it. But it got things done.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61710 :

Helena 15 styczeń 11, 12:22

„Moniko, absolutna zgoda. Wyrazilam sie zbyt skrotowo, mowiac “mnie to wystarczy”. Chodzilo mi o to, ze mi to wystarczy do obstawania przy twierdzeniu, ze brytysjki MAINSTREAM poradzil sobie w duzej mierze ze spuscizna koloinializmu, a nie, ze dawni kolonizowani nigdy sie nie stykaja z przejawami kolonialnego i wyzszosciowego myslenia. Ono sie zapewne, a nawet z pewnoscia zdarza (jak przytoczona przez mnie anegdota z redaktorem), ale powszechna atmosfera panujaca w spoleczenstwie JEST taka, ze mozna w tym momencie huknac i zastraszyc (jak ja to zrobilam), aby ktos uswiadmil sobie co robi.
A co do rasizmu dawniej uciskanych. Wydaje mi sie, ze w tej chwili w tym kraju jest znacznie wiekszy problem z tym co sie glosi i czego naucza sie w niektorych meczetach niz z BNP. Nie wszesdzie i nie we wszystkich, ale wylegarniami mlodych terrorystow i przejawow skrajnej nietolerancji sa jednak owe NIEKTORE meczety. Na szczescie dostatecznie zilnfiltrowane przez sluzby. Podobnie jak i BNP, ktore choc wciaz marginesowe, to jednak w ostatnich latach zyskiwalo nowych czlonkow , nie tylko dlatego, ze zasadniczo zmienilo retoryke i juz tak jawnie nie odnosi sie do najbardziej zoologicznych form rasizmu, ale takze dlatego, ze wielu ludzi wokol BNP czuje sie autentycznie zagrozonych w dzielnicach gdzie pojawiaja sie radykalne elementy muzulmanskie.
A Martina Luther Kinga cenie takze i za to, ze on wierzyl, ze do zmiany serc prowadzi przede wszystkim przyzwoite ustawodawstwo. ktore nie zezwala ludziom czynic innym ludziom wszystkiego co im serce dyktuje.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61714 :

Monika 15 styczeń 11, 13:52

„Tak, Heleno, MLK upominal sie o prawa, podobnie jak sto lat wczesniej Thoreau upominal sie o przyzwoite prawa, a takze sam byl konduktorem na Underground Railway (i przyjacielem obywatela Brown’a, ktorego Polacy znaja z pieknego wiersza Norwida). Ale on sie o te prawa upominal juz na podstawie pewnej aksjologii, i w jej sklad wchodzily wlasnie takie wartosci, za ktore w ostatecznym rozrachunku odpowiedzialne sa osrodki w mozgu, ktore czynia nas istotami empatycznymi. Bo prawa jednak moga sie zmieniac, byly przeciesz prawa norymberskie, byly decyzje Sadu Najwyzszego uznajace niewolnikow za przedmioty, i w koncowym rozrachunku, zeby miec przyzwoite prawa, i zeby ich szeroko przestrzegano, trzeba stanac o krok dalej (jak mocno podkreslal Thoreau) i krytykowac je, oraz je przemieniac odnoszac sie do wyzszych wartosci z ludzkiego odczuwania empatii sie wywodzacych. Zreszta MLK wzial wiele od Gandhiego, szczegolnie zas bardzo stare, siegajace siodmego wieku p.n.e., indyjskie pojecie ahimsa – non-harming, ktore juz wczesniej i tak zostalo przyswojone przez Thoreau – jego kolejne natchnienie w kampanii o zmiane praw segregacyjnych. No i oczywiscie, trzymal sie tego, co akurat w religii chrzescijanskiej jest dobre, acz czesto wyraznie za malo eksponowane: postulat nienawidzenia nawet wlasnych wrogow. To byly gwiazdy przewodnie MLK, czy sie to komus podoba, czy nie. A prawa, i ich przestrzeganie, byly celem, i wyrazem tych motywujacych wartosci. Zas co do tego, ze wartosci uznane przez spoleczenstwo za wazne zmieniaja prawa, albo interpretacje praw, najlepiej swiadczy przeglad historycznie zmieniajacych sie praw na calym swiecie: np. odrzucenie przez swiat zachodni tortur jako “techniki interogacyjnej”, choc sa tu smutne wyjatki, odrzucecenie kary smierci glownie przez kraje europejskie, i wiele wiele innych.

A o rasistach z madrass, i przede wszystkim fundamentalistach, i radykalizujacym sie islamie, to caly nowy temat. Mysle, ze tu wlasnie zawodzi szczegolnie myslenie o przyczynach powstawania roznych fundamentalizmow. Bo zwykle powstaja one w wyniku bodzcow z zewnatrz, w wyniku upokorzenia, utraty dobr, obcych wojsk na wlasnym terytorium, pelnej lub czesciowej utraty suwerennosci, itp. (nie wiem, czy ktos jeszcze pamieta artykul kiedys zlinkowany przez Krolika, ze zdjeciem muzulmanskiej rodziny autora 50 lat temu w kostiumach bikini, a obecnie – w skrzetnie wszystko przykrywajacych chustach). Zas BNP gra ta karta bardzo zrecznie, podobnie jak zreszta wiekszosc parti ultra-prawicowych (szczegolnie mam w pamieci niezyjacego juz Jorga Heidera). Tu niestety trzeba podjac podstawowe zadanie inteligenta, ktorego smierc zostala tutaj chyba nieco przedwczesnie ogloszona, i po prostu wiecej wiedziec o przyczynach i niuansach.

Ale to ogromny temat. A mnie kusi zaczynajaca sie sobota, spacer z dziecmi i sanki. Na razie jeszcze nie musze jeszcze marzyc o wynajmowaniu dzieci w celu uczestniczenia w tych przyjemnosciach, jak Tata Bobika. ”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61722 :

Helena 15 styczeń 11, 16:17

„Mysle, ze nasza wymiana pogladow, Moniko, zaczela sie od podwazenia tego co napialam o rozicach w podchodzeniu do wlasnej historii w spoleczenstwie brytyjskim i polskim. Pisalam, ze tu w UK rozmawia sie o niej w sposob spokojny i rzeczowy, bez emocji i ze zainteresowanie nia jest spore, o czym swiadczy jest nieustajaca obecnosc w mediach, kinematografii i na rynku wydawniczym.
Co wywolap Twoje watpliwosci (“nie wiem czy wszyscy Brytyjzycy uporali sie z dziedzictwem kolonialnym” – czy jakos tak). Nie moge odpowiadac za WSZYSTKICH Bytyjczykow, ani nawet za wiekszosc, ale wiem co widze. A widze ze zdecydowana wiekszosc tgo spoleczenstwa nie uwaza przeszlosci kolonianej za powod do dumy i ze to przekonanie przesiaknelo dosyc gleboko do wszystkich wartw spolecznych. Widze, ze nawet najgorsze rewlacje na temat przeszlosci (jak np ujawnona przed kilkunastu laty postawa mieszkancow wyspy Guernsey w czasie drugiej wojny swiatowej – wyszla jakas ksiazka na ten temat szeroko omawiana w mediach) nie wywowluje emocjonalnych reakcji, oskarzen o szkalowanie , zaprzeczaia faktom i ciagania historykow po prokuraturach. Przykre srawy sa traktowane z zadziwiajacym spokojem ducha, z powaga na jaka zasluguja, z proba wyjasnienia czy zrozumienia dlaczego sie stalo tak a nie inaczej.
I istnienie lunatycznego marginesu, rzadko dopuszczanego do glosu w mediach (to reguluja np Guidlines for Producers w BBC – aby lunaycznego marginesu nie traktowac jako symetrycznych z innymi nosicieli pogladow politycznych), a poswiecane im programy nie pozostawiaja watpliwosci, ze margines jest tylko marginesem, ktory sie sam swymi wypowiedziami kompromituje. Proby zaproszenia do cotygodniowego panelu politycznego (Question Time) przedstawociela BNP skobczylt se tyloma protestami ze strony telewizdow, politykow i komentatorow, ze BBC szybko sie z tego zamiaru wycofalo. Choc brnilo sie zawziecie przed nacskami zzewnatrz. Przegralo, bo taki jest spoleczny klimat w tym kraju. I nie pamietam tez aby wyciagano argument w postaci “dlawienia wolnosci wypowiedzi”. Na pewne publiczne wypowiedzi nie ma spolecznego przyzwolenia. Nie ma i kropka.”

http://www.blog-bobika.eu/?p=348&cpage=10#comment-61755 :

Monika 16 styczeń 11, 03:27

„Wiesz, Heleno, chyba juz rzeczywiscie chodzimy w kolko, i do tego na paralell tracks. Oczywiscie, masz najzupelniejsze prawo do swojego pogladu na sprawy, ale nawet juz nie wyprawa do biblioteki, ale chocby do Wikipedii, przedstawia sprawy z wiecej niz jednego punktu widzenia, z wiekszym niuansami, i nie az tak optymistycznie, jak Ty.

http://en.wikipedia.org/wiki/Racism_in_the_United_Kingdom

A poza tym dalo mi sporo do myslenia natkniecie sie w tej rozmowie – w moim odczuciu oczywiscie – na jakas odruchowa niechec wobec samego pojecia empatii, ktora – to juz nie tylko moim zdaniem, ale zdaniem wielu osob powaznie zajmujacym sie tematem dyskryminacji – pomoglaby, oczywiscie, nie jako jedyny czynnik, w zminimalizowaniu antysemityzmu w Polsce, a od tego przeciez zaczela sie ta cala rozmowa, i na ktorym chyba powinna sie zakonczyc. (Choc takze pamietam, gdy w pewnej konkretnej sytuacji, gdy antysemityzm wypelznal na swiatlo dzienne, i ktora doprowadzila do powstania tego blogu, do tego wlasnie pojecia bardzo ladnie odwolywal sie Bobik, wiec nie mnei jednej nawet wsrod tu obecnych to polaczenie przyszlo do glowy.) Zastanawiam zas sie nad tym dlatego, ze w podobnej grupie przypadkowo zebranych osob (ten sam status edukacyjno-spoleczny), takiego oporu wobec empatii, czy szerzej, edukacji emocjonalnej, jednak raczej by sie nie spotkalo. Oczywiscie, tutaj to pojecie funkcjonuje w swiadomosci spolecznej juz od jakiegos czasu, i w ogole Amrykanie mniej sie boja nowinek, w tym z dziedziny psychologii (polski strach przed psychologia w ogole tez tu zostal kiedys dowcipnie opisany bobikowym wierszykiem). Ale pozastanawiam sie nad tym juz raczej we wlasnym zakresie, bo jednak mimo wszystko – z roznych powodow, niezaleznych w duzej mierze od samych uczestnikow – to pewnie nienajlepsze forum dla takich dosc powaznych tematow… Lepiej pozostac przy Psach i Kotach, i pasztetowce, oraz przekluwaniu wiekszych i mniejszych balonow i balonikow.

Oh, and happy Martin Luther King Day, dla tych, ktorzy ten dzien jakos obchodza (jak napisal Krolik, to swieto dla wielu osob, nawet, gdy nie sa Amerykanami, bo MLK, jak wszystkie wielkie postacie, nalezy juz do ludzi z calego swiata – oczywiscie, o ile tylko tego chca, a nie musza wcale chciec).”

Polecam również:

– Katarzyna Janowska: Żyd w sieni – http://www.przekroj.pl/publicystyka_janowska_artykul,8100.html

– Barbara Engelking: Jest taki piękny słoneczny dzień – http://holocaustresearch.pl/index.php?show=477

– Jan Grabowski: Judenjagd – http://holocaustresearch.pl/index.php?show=478

– Bolesław Gleichgewicht – http://www.andsol.org/cudze/BG/BG.html

9 Responses to W roli głównej: empatia

  1. antonius pisze:

    @Bobik 13 styczeń 11, 18:23

    *** Natomiast wyliczaniem, ile we mnie jest czego, już przestałem się zajmować. Staram się, na ile to możliwe, być pogodnym wędrowcem między światami. ***

    Jestem przypadkowo na tym blogu, bo zacząłem czytać wpisy Teresy S. (brzydki skrót prokuratorski). Mało śledzę komentarze, ale te rozważania „multi-kulti” niestety też dotyczą mnie, choć z zupełnie innej bazy. Wszyscy tu piszący to Polacy, którzy z pewnych powodów wybyli z ojczyzny do nowej – lub nowych i po latach mają problemy z tożsamością narodową i z odczuciami (empatią). Ja to doskonale rozumiem, ja jednak nie wyemigrowałem z Polski, ale Ona przyszła do mnie i zniszczyła moją prostą tożsamości i po 66 latach koegzystencji mogę tylko tak powiedzieć jak Bobik w podanym cytacie. Spotkałem się często z żądaniem jednoznacznego określenia się, a nie jest to możliwe, bo miesza mi się wszystko, korzystam z dóbr kultury obu narodów, starając się niczego wartościowego nie uronić. Jest to los mieszkańca pogranicza, którego „mała ojczyzna” jest traktowana jak prostytutka, przechodzi z rąk do rąk i podlega natychmiast potwornemu naciskowi „re-…” czegoś tam, aby wyprostować odczucia narodowe w żądanym kierunku – na ogół z miernym skutkiem. Podaję jako przykład Śląsk i Alzację z Lotaryngią.
    Pamiętam dowcip, który powiedział mi znajomy z Lotaryngii: Gość nazywał się „Garde”. Niemcy zajęli Lotaryngię i zaproponowali mu zmianę nazwiska na „Wache” – niby to samo, a brzmi lepiej dla nowych władców. Po długim zastanowieniu się, nie zgodził się na zmianę. Argumentował tak: Wy odejdziecie, przyjdą Francuzi i przeczytają to „Vache (wasz)”. Znowu przyjdziecie i nazwiecie mnie „Kuh”, Francuzi wymówią to „Cul” (kü), a „Dupa” nie chcę się nazywać.
    Analogicznie było na Śląsku. Bismarck dopasował pisownię nazwisk dla potrzeb niemieckiej administracji, usuwając wszystkie ę, ą, ś, ć itd. ł zamieniono na ogół na dwa l. Stąd Goły nazywał się Golly, Pierzkała -Pierschkalla. Wreszcie przyszła „Macierz” po 700 latach i zrobiła porządek. Scedowała wybór pisowni nazwisk fantazji urzędnika. Jakie były rezultaty w przypadku „Golly”. Gliwickiemu urzędnikowi nie przeszkadzała ta pisownia, Krapkowicki skasował jedno „l”, jako zbytek łaski dla Ślązaka – przesadna dobroć, a Kędzierzyński dodał skośną kreseczkę i zniweczył całkowicie wysiłki Bismarcka. W efekcie różni członkowie rodziny nazywają się inaczej. W rodzinie Pierschkalla’ów każe z dzieci miało inną pisownię nazwiska i różną od rodziców. Widocznie była fluktuacja kadr (lub gustów), bo to się działo w tym samym Urzędzie Stanu Cywilnego. Ta samowola miała nieprzewidywalne następstwa. Krapkowicki „Goly” chciał odebrać swój „kawałek Polski” – świadectwo udziałowe, ale bank nie wydał, bo opolski komputer pamiętał to drugie „l” z przeszłości i klops!
    Próba prostowania pisowni wyglądała tak: Na oryginalnym akcie urodzenia urzędniczka skreśliła nazwisko i wpisała je zgodnie z dowodem osobistym, otrzymanym po twórczej działalności innego urzędnika. Idea korekcji dokumentu oryginalnego na bazie wtórnika jest według mnie największym osiągnięciem polskiej administracji na Ziemiach „Odzyskanych” (może jedynym?). Zapomniałem pogratulować tego osiągnięcia Cyrankiewiczowi, którego miałem zaszczyt przywitać w pewnym miejscu, bo to się działo na podstawie jego poufnego zarządzenia.

    PS
    Po tych poważnych rozważaniach trochę satyry. Historia z fałszowaniem nazwiska miała inne następstwa. Przyszła pora na żeniaczkę i „Goly” musiał mieć aktualną metrykę urodzenia. Urzędniczka zrobiła to co opisałem wyżej, ale też pracowała gorliwie nad dopieszczeniem imienia. Oryginalne brzmienie „Antonius” jej się nie podobało i zrobiła z tego „Antoniusza”, zamiast zwykłego Antoniego. Poczułem się prawie kochankiem Kleopatry, ale bałem się narzeczonej – zazdrosna bywała! Wyrzuciłem metrykę, znalazłem starą i się pobraliśmy z dwoma „l”. Urzędnik był kumplem teścia, nie zwrócił uwagi ani na dowód ani na datę metryki, bo był zajęty fachowym odbijaniem litrówki z okazji ślubu. Moja żona – i oczywiście dzieci też, szczyciły się wiec całe dalsze życie dwoma „l” w nazwisku, ja, biedny, miałem tylko jedno. Nie skomplikowało mi to specjalnie życia, było zauważone rzadko (w banku i na granicy). Kłopot miałem tylko w mieście mego patrona, tzn. w Padwie, gdy gospodyni miała kłopoty z przydzielaniem łóżek, bo były reprezentowane trzy nazwiska na dwa „l” (żona, córka i siostra – ta z Gliwic), a ja z tym jednym. Miasto katolickie a tu harem! Na szczęście jej mąż znał francuski i wyjaśnił jej, że ta trzecia to „sorella”. Wkurzony odebraniem mi „ojcowizny” Wałęsowskiej poszedłem na skargę do prezydenta miasta. Tam zainicjowano procedurę zmiany nazwiska na „pradawne”, przy okazji zostałem z Antoniego „Antonius’em” i dlatego przyjąłem taki nick na blogach.

  2. Bardzo ciekawe są Pana komentarze, proszę o więcej :)

    Właśnie dopisałam wstęp do postu. Wydał mi się konieczny… , no trochę poniewczasie. Wziął się on ze skojarzenia doświaczeń koleżanki, która wraz z rodziną, wyjechała do Anglii i tam – wreszcie – czuje się u siebie – a czego skutkiem stwierdza że na polskiej ziemi takiego uprawnienia nigdy nie miała, bo w zbyt wielu miejscach dawano jej odczuć, że jest osobą mało pożądaną lub wcale niepożądaną – z moją rozmową, jaka miała miejsce, przed wielu laty z Anglikiem.

    Otóż koleżanka trafiwszy do przychodni by zarejestrować tam synka, została – z użyciem tłumacza pod telefonem – odpytana również z jej (koleżanki) kondycji zdrowotnej. Zapytano ją również kiedy miała robione ostatnie badania kontrolne i zaproponowano aktualne. Nie musiała po nie lecieć do laboratorium, bo ono przekazało wyniki do przychodni, a ta zatelefonowała do koleżanki z pytaniem na jaki dzień i o jakiej porze umówić ją z lekarzem. Lekarz zaś zapytał czy chce skorzystać z rehabilitacji. Chciała, więc również potrzebował informacji w jakich terminach będzie ta rehabilitacja dla niej dogodna.
    Szok dla przybysza z kraju nad Wisłą. Jeszcze większy, że to wszystko bez wykładania na ladę zasobów finansowych, które czy to trzeba by było odjąć od pieniędzy przeznaczonych na wyżywienie, czy czynsz, czy też pozyskać drogą pożyczki. Bez podań, odmów i odwołań. Ona po kolei pytała ile ma zapłacić i w odpowiedzi za każdym razem słyszała, że nic. Widać profilaktyka się państwu może opłacać, czy jakoś tak.

    Inna kultura. Jak tam różni urzędnicy świetnie sobie radzą! U nas niewyobrażalne ?

    Zgodzi się Pan ze mną, że to bez różnicy: przychodnia, urząd taki czy inny, bo sprawa jest w empatii?

  3. http://passent.blog.polityka.pl/?p=802#comment-194831 :

    mw pisze:
    2011-02-20 o godz. 11:24

    „Prof. Balcerowicz – darwinista społeczny.

    O czym właściwie mówi prof. Balcerowicz we wczorajszym wywiadzie w Świątecznej “Gazety Wyborczej”?

    Już pisałem kilkanaście godzin temu, że straszy PiS-em Platformę!!! Czyż to nie kuriozum? Tyle się nasłuchałem (i naczytałem), że to PO straszy lud boży PiS-em, a tu masz: Balcerowicz szantażuje PiS-em Platformę, żeby wymusić na niej zgodę na Balcerowiczowy wściekły darwinizm społeczny.

    No bo prof. Balcerowicz to darwinista jak się patrzy i w tym wywiadzie daje dowody temu (jak i poprzednio): zlikwidować państwo, niech się każdy stara jak umie – wygra najsilniejszy. To powrót do sytuacji sprzed Oświecenia. Taki to “oświecony” prof. Balcerowicz, który, jak pisze “GW”, w rankingach zaufania społecznego idzie łeb w łeb z przewodniczącym Napieralskim! Co za parka! Ale do rzeczy:

    Prof. Balcerowicz pisze, że pieniądze obywatela, odkładane na emeryturę, bezpieczniejsze są, jeśli ich “zarządzaniem” zajmuje się prywatny fundusz, którego menedżerowie pobierają horrendalne prowizje za to zarządzanie, a państwo musi pożyczać pieniądze, żeby wykupić te składki z OFE – a więc to, według profesora, jest sytuacja bezpieczniejsza i korzystniejsza niż zarządzanie tymi samymi pieniędzmi przez państwo, które pożyczałoby je nie na wykup tego samego z prywatnego funduszu (sic!), ale na prospołeczne inwestycje. Dlaczego? A bo, jak mówi Balcerowicz, państwo ustawami zaraz by wszystko pozmieniało i pieniądze ludzi roztrwoniło (ukradło?, wydało na pensje tych ludzi?, zbudowało im szpitale i drogi?), natomiast akcje funduszy to…jak w banku. Pomijam już fakt, że przyszłość każdej akcji jest równie niepewna (albo pewna) jak trwałość ustawy, ale co jest zupełnie nieprawdopodobne, to pewność Balcerowicza, że państwo będzie OSZUKIWAĆ. I kto to mówi? Były wicepremier, minister, szef partii (którą doprowadził do upadku). Uderz w stół, a nożyce się odezwą.

    “Zamiast skoku na OFE, …przedstawić program ograniczania antyrozwojowych wydatków” – radzi prof. Balcerowicz. Jakie to ograniczenia: Obniżanie zasiłków, obniżanie zarobków, zwiększanie wymiaru godzin pracy, pompowanie funduszy. To ma zapewnić rozwój. Chyba na spalonej ziemi….A budowa infrastruktury przez państwo? “Przecież pierwsze tnie się wydatki na autostrady” – zauważa profesor. Widocznie wg niego autostrady można by budować, gdyby obciąć ludziom pensje a bezdomnym i bezrobotnym zasiłki. Nie widzi chyba Balcerowicz, że po prostu kraj jest biedny i gdy do wyboru jest obcięcie pensji komuś, komu ledwo starcza na przeżycie albo zatrzymanie budowy autostrady, to w państwie obywatelskim, społecznym, wybór jest chyba oczywisty.

    Ale nie dla darwinisty Balcerowicza: dla niego cel uświęca środki. “Musi pan wybrać, co jest najważniejsze….Jeżeli zasiłki są wysokie i łatwo osiągalne, to będzie więcej wyłudzeń…” Zasiłki w Polsce są wysokie!? I łatwo osiągalne!? Jakoś kiepsko widać rzeczywistość z wysokości tej wieży z kości słoniowej, z której widzi świat nasz darwinista.

    Oczywiście, prof. Balcerowicz jest święcie przekonany, że reformę emerytalną (w której tworzeniu brał udział…) poprzedzała wszechstronna dyskusja społeczna i że społeczeństwo zostało wystarczająco poinformowane o jej działaniu i ryzykach. Więc Balcerowicz nie zgadza się z twierdzeniem prowadzących wywiad, że może jednak trochę nabrano ludzi tymi wizjami wakacji pod palmami. Ale darwinista Balcerowicz zapewne uważa, że ludzie sami sobie winni: kto głupi i się nie dopytał, to ma. Inteligentni wiedzieli, co kupują (czytałem niedawno na jednym z blogów “Polityki”, że podobno prof. Balcerowicz odkłada na emeryturę tylko w ZUS – do OFE się nie zapisał. Ciekawym, czy to prawda….)

    No i te dowody na słuszność swego rozumowania. Jest zawsze tak, że “są badania, że mniejsze klasy nie poprawiają nauczania”. “To płytka analiza”. Oczywiście, są takie badania i taka analiza może być uważana za płytką. Ale są tez badania, że mniejsze klasy znacząco poprawiają jakość nauczania i są zdania, że analiza kryzysu wolnego rynku, gdy państwo “abdykowało” wcale nie jest płytka. No, ale prof. Balcerowiczowi pasują te badania i te analizy, które … mu pasują.

    Nieprawdopodobne wyparcie i zaprzeczenie. Program aspołeczny a może i antyspołeczny. Wołanie o likwidację państwa, podstawowej jednostki zorganizowania się nowoczesnego społeczeństwa. Zastanawiam się, czy do wywodów i poglądów prof. Balcerowicza nie pasuje uwaga Vaclava Havla, że “najbardziej z demokracji cieszą się jej wrogowie”. Ciekaw jestem, jak prof. Balcerowicz widzi demokracje i co przez to pojęcie rozumie?”

    Otóż to : wyparcie i zaprzeczenie.

  4. antonius pisze:

    @Teresa Stachurska pisze:
    Luty 22, 2011 o 14:17

    Szanowna „Kucharko”!
    Czy ten wpis był przeznaczony dla mnie? Nie jestem przyzwyczajony do tego, że gospodarz bloga(u) reaguje na komentarze „zwykłych” blogerów. Udzielałem się na blogach „Polityki” jako „znawca” (od niedawna) wysokościomierzy w Tu-154M, i poduczyłem się u Czesława, ale nikt się tym już nie podnieca więc przestałem liczyć (było ich 6 sztuk, z tego 5 sprawnych, a nie pomogło załodze). Ostatnio odkryłem „dziadowski blog” o szumnym tytule „Śląsk i coś tam” i pewnie jest to dla mnie najodpowiedniejsze forum, choć porozumieć się nie jest łatwo. Pani dawała często dobre linki i tak trafiłem do „kuchni”. Całe życie starałem się być w dobrych stosunkach z kucharkami, to mi się zazwyczaj opłacało.
    Odnośnie pytania czy się z czymś zgadzam, odpowiadam standardowo. Jestem człowiekiem skromnym i „spolegliwym”, nie pamiętam tylko definicji Kaczyńskiego i Miecugowa, bo były nieco inne. Dlatego z wszystkim się zgadzam, a szczególnie z gospodynią blogu. Wczoraj w Szkle Kontaktowym SMS’y walczyły z „bloga”, proponując końcówkę „a” w zbliżonych polskich wyrazach. W sumie brzmi mi lepiej „blogu”, ale jak Pani sobie życzy. Odnośnie służby zdrowia w Anglii wiem tylko z serialu „Dr Martin”, pewnie Pani zna. Moja córka w wieku mocno dojrzałym wybrała się do Niemiec i tam wyszła za mąż. Zaskoczyły ją zaproszenia do ginekologa. Jeśli ktoś je zlekceważy, to potem się leczy na własny koszt.
    Ja starałem się blisko rok o wizytę u diabetologa i teraz już się przerzuciłem na odpłatne wizyty.

  5. Renia pisze:

    Przerażające…a tylu ludzi jeszcze wierzy w „prawdomówność gazet, TV, dobre intencje koncernów i instytucji..”wszyscy oni SRTASZNIE dbają o nasze dobro, a nie o swoje dochody…” To jest prawdziwa twarz kapitalizmu…kapitalizm oprócz uprzedmiotowiania ludzi przyczynia się jeszcze do powstawania monopoli. „Niewidzialna ręka rynku” pozwala na wykańczanie konkurencji wszystkimi dozwolonymi i niedozwolonymi sposobami, przez co albo konkurencji praktycznie nie ma, albo jest zmowa koncernów…

  6. http://passent.blog.polityka.pl/2012/02/05/rzad-w-opalach/#comment-219080 :

    Ewa 1958
    6 lutego o godz. 14:38

    „@ET – 6 luty, godz.11:19 – drobna korekta onomastyczna: Bielsk Podlaski, Czyżew, Narewka, Sokoły. Od siebie dołożę jeszcze miasteczko Brańsk. Niedawno jedna ze stacji telewizyjnych wyemitowała wstrząsający dokument o Żydach z Brańska i okolic. Ponieważ te strony są mi bliskie, pozwolę sobie podać link: http://tvnplayer.pl/programy-online/superwizjer-odcinki,337/odcinek-937,juz-dosc-zycia-dla-was-bylo,S00E937,4023.html

Dodaj komentarz