Krk, wspólnota i kretes

.

http://paradowska.blog.polityka.pl/2011/10/19/kalisz-czy-miller/#comment-88705 :

Antonius pisze:
2011-10-22 o godz. 12:02

„Rozprawka pseudo-naukowa na temat hasła „walki z kościołem”

Ostatnio słyszy się we wszystkich mediach, że RPP rozpoczyna ponowną walkę z kościołem katolickim wzorem komuny, a już tak dobrze było. Kościół uzyskał zdecydowanie więcej niż kiedykolwiek stracił, nadal korzysta z Funduszu, wcisnął „swoich” do każdej możliwej dziury, miesza ostro w polityce, mając ogromny posłuch u wszystkich rządzących i chcących rządzić, doi z kasy państwowej strumień gotówki, żyć, nie umierać!

A tu przychodzi taki pajac i chce nieco ukrócić tak piękne przywileje. Wytacza się od razu przeciw niemu ciężkie armaty, ale nie traktuje się tego zbyt poważnie, bo wiadomo (ja nie wiem skąd), że Palikot tę walkę przegra z kretesem (choć nie pamiętam co to ten kretes), bo kościół jest wieczny i nie tacy próbowali z nim walczyć (Hitler, Stalin et consortes).

Takim uderzeniem poniżej pasa jest przytaczanie definicji „kościoła”. „Jest to wspólnota wyznaniowa wiernych…itd.”, która w Polsce według spisów z parafii obejmuje około 30 milionów Polaków. I jak tu Ali Baba i jego 40 rozbójników chce wygrać walkę z taką rzeszą zwartych w szyku bojowym katolików polskich, nie mając broni masowej zagłady? Porażka jest oczywistą oczywistością i rację ma Niesiołowski. Można też w sejmie uchwalić dowolne ustawy i podjąć uchwały, bo większość posłów należy do takiego „kościoła”. Mam jednak pewne obiekcje do takiej definicji. Należałoby sprecyzować rolę, prawa i obowiązki członków tej wspólnoty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie ma tu równości. To nawet ma objawy zewnętrzne – chodzenie pewnej części tego kościoła w mundurach.
29 milionów i jeszcze ciut, ciut katolików jest ubranych normalnie. Zwyczajowo kobiety w sukniach, mężczyźni w spodniach. To oczywiście trochę przestarzały wzorzec, ale załóżmy na chwilę, że tak jest. Nieco ważniejsi, bo pewnie lepsi, są ci członkowie wspólnoty, na ogół mężczyźni (ostatnio coś się zmienia), którzy chodzą w czarnych sukienkach nawet w upały, to szeregowy kler, o którym porzekadło polskie mówi: „Nie zginie, kto ma księdza w rodzinie”! Nieważny jest tu charakter koligacji (brat, siostra, syn lub córka itp.). Ta rzesza czarnych sukienek wykonuje robotę, zgodną z kolorem sukienek. Znacznie lepiej mają ubrani w bardziej kolorowe szaty, ci już mieszkają w pałacach i raczej biedy nie klepią, nawet w okresie najgorszego kryzysu gospodarczego, a w okresie wzmożonej „walki” z kościołem zdarza się, że wróg daje im szansę na spokojne przemyślenie swych poczynań życiowych w kurortowych miejscach odosobnienia, skąd wracają wzmocnieni odpoczynkiem, aby kontynuować walkę. Te drobne różnice w przywilejach pewnego ułamka zbioru wyznaniowego w porównaniu z resztą wynikają z podziału obowiązków. Najważniejsze zadania ma tzw. hierarchia, która musi więc też mieć lepsze warunki życia, np. dobre „flaszki” w wojsku, podobnie jak w świeckich organizacjach, np. młody prokurator bez roboty, nudzący się – 15000 zł miesięcznie. Jeśli komuś się nie podoba, że ubranie odpowiedniej szaty (czarnej lub bardziej kolorowej) daje zbyt dużo przywilejów, wtedy jest krzyk, że walczy z „kościołem”!

A, „gó..o prawda”, ten ułamek populacji, szacuję na mniej niż 100000 i to nie kościół, to często zwyczajne pasożyty, które przyspawały się do koryta, czy jak kto woli źródełka ziemskich rozkoszy i udają, ze należy im się to, bo reprezentują jedynie prawdziwego Boga na Ziemi. Przekonał mnie jedynie ksiądz Natanek, który ma światłowodowe połączenie ze swym zwierzchnikiem w niebie – to rozumiem (jako fizyk wiem jak działa), ale w przypadku pani HGW, która bez telefonu konferowała z „jedną trzecią” tego Boga, miałem wątpliwości, czy aby nie jest stuknięta.

Uznanie, że kościół to nie instytucja, lecz wspólnota wiernych, ma poważne następstwa, m. in. to, że ogromny majątek polskiego kościoła jest własnością wspólną, a wiec też i moją. Jakoś tego nie odczuwam.

Lubię satyrę, bo tylko w absurdalnej przesadzie widać dobrze problem. Na blogach Polityki, spotkałem ten wątek w pięknym wykonaniu. Rozumowanie przebiega tak. Skoro ja jestem „kościół” i proboszcz jest „kościół” i majątek jest nasz – „wspólny”, to dlaczego proboszcz nie pozwala mi korzystać z kościelnego BMW, też lubię auta tej firmy. Alkoholowych wątków „wspólnych” a nie wspólnych, nie będę przytaczał. Chciałbym choć raz w życiu kierować Maybachem – chyba też wspólnym?

Mówmy więc szczerze i otwarcie. Palikot nie walczy z 30 milionami katolików polskich, czyli z kościołem w Polsce, a z nieuzasadnioną ingerencją garstki „pseudo-katolików” – hierarchii tego kościoła w sprawy całego społeczeńtwa (boję się użyć określenia „naród”), chcąc uzyskać w miarę przyzwoitą koegzystencję całego kościoła z państwem i dla dobra tegoż „dużego” kościoła, odcinając przewód finansowy, z którego KK doi państwo, a więc nie – definicyjny kościół ( tych 29 z hakiem milionów Polaków), ale hierarchia kościelna i czarni pomocnicy szeregowi.

Niechby się stało tak jak zawsze marzyłem:

Ksiądz do kościoła, rabin do synagogi, imam do meczetu etc.”.

Jestem za podatkiem kościelnym jak w Niemczech, z pełną jawnością i kontrolą finansów przez prawdziwe Rady Parafialne, a płacą tylko ci, którym posługi religijne pomagają w życiu. Jest ich w Polsce tylu, że nie zginie kler z głodu, nawet na kawior dla biskupów wystarczy, o Lexusach i Maybachach nawet nie wspomnę, bo oto zabiegają moherowe berety – i słusznie! Dobra posługa – dobre zadośćuczynienie finansowe!
Nie będzie kanonik takim szajsem (polskim fiatem) jeździł w służbie tak ważnego Boga (podobno słowa wybitnego „sukienkowego” z Gdańska).

PS

Ta obłuda „obrońców kościoła” jest identyczna z reakcjami ludzi wierzących „inaczej” tzn. Narodu Sowieckiego w dawnych czasach. Był taki wspaniały serial ze Syberii. Każdy napotkany funkcjonariusz partyjny to był łajdak, szubrawiec i w ogóle gnida. Wszyscy lokalni towarzysze byli takimi. Prości ludzie i tak wierzyli, że partia (taki mityczny twór, piękny, mądry i uczciwy) zrobi kiedyś porządek z lokalnymi skurw…ami. Nikt nie pomyślał, że co jak co, ale właśnie ta partia to zbiór „wyznaniowy” sukinsynów, którzy chcą żyć wygodnie kosztem reszty narodu.

W Polsce często widziałem identyczne zachowanie. Co rusz to partyjni byli łajdakami, ale próba ataku na jednego z nich wywołała natychmiast obronę „szlachetnej” partii – symbolu raczej niż realnego zbioru szubrawców i karierowiczów.

Dokładnie tak samo reagują „obrońcy” kościoła, jeśli ktoś napiętnuje lokalnego pedofila, gdy nie udało się hierarchii zamieść sprawy pod dywan. Ludzie, napuszczeni przez owych obrońców czci kościoła, zamiast zbrodniarza w sukience niszczą ofiary pedofilii wyalienowaniem ich z tego prawdziwego (zbiorowego) kościoła, zamiast pomóc i próbować oczyścić stajnię Augiasza. Niestety hipokryzja sięga najwyższych władz KK i podobno nawet „nasz” papież nie był w pełni uczciwy pod tym względem.”

Polecam:

http://tygodnik.onet.pl/30,0,69584,antykoscielny_bunt_mlodych,artykul.html

– Nic dwa razy się nie zdarza – http://www.stachurska.eu/?p=4781

– W Warszawie widać co i jak – http://www.stachurska.eu/?p=2712

– Bogatym więcej brakuje – http://www.stachurska.eu/?p=2983

12 Responses to Krk, wspólnota i kretes

  1. Musze sprostowac liczbe tzw osob duchownych w Polsce. Wszystkich jest ok. 50.000 (tendencja malejaca) w tym ok. 5000 na misjach zagranicznych tez finansowanych z budżetu panstwa polskiego.

  2. Kuba pisze:

    Jak mówi każda przepowiednia tych w czarnych sukienkach też szlag trafi i ja tego doczekam napewno.

    pozdrawiam wierzących głęboko w takie proroctwo

  3. W co wierzą ci którzy wierzą – Sławomir Wawrzyniak, ojciec zmarłego po dopalaczach 28-latka – http://onet.tv/l/zdrowie/cala-prawda-o-dopalaczach-ktore-zbieraja-smiertelne-zniwo/29dsgh

Dodaj komentarz