.
Piotr Ikonowicz:
‚
„Taką ofertę otrzymują ludzie od rządzącej elity, która właśnie obraduje na Światowym Szczycie Ekonomicznym w Davos. Z badań wynika, że blisko 30 proc. naszego społeczeństwa zarabia ustawowe minimum (lub niewiele więcej).
Rośnie Pokolenie 1500. Ekspertka rynku pracy i psycholog Renata Kaczyńska-Maciejowska, dyr. zarządzająca firmy Prospera Consulting, zajmującej się doradztwem zawodowym i personalnym. doradza, aby mimo iż większość absolwentów czeka okresowy „pobyt” w szeregach pokolenia 1500, nie obrażać się na to i nie siedzieć z założonymi rękami, tylko godzić się na niższe wynagrodzenie, bo jakoś zacząć trzeba. Urocze? Nieprawdaż. Pani ekspert bierze oczywiście za swoje rady odpowiednio większe wynagrodzenie, jak przystało na profesjonalistkę w dziedzinie poganiania niewolników (pardon: „zarządzania zasobami ludzkimi”). Na blokadzie jednej z eksmisji jakich masowo dokonują ostatnio władze Poznania anarchiści wywiesili transparent: „Zasoby ludzkie mają dość!”.
Według ostatnich danych GUS średnia płaca w Polsce wynosiła w II kwartale 2011 roku 3573,27 złotych brutto (czyli ok. 2555 złotych netto). Wysokość podawanej w komunikatach średniej płacy krajowej wywołuje oburzenie i frustrację u większości pracowników. I nie ma się specjalnie czemu dziwić skoro “średniej krajowej” nie osiąga 65% zatrudnionych. Najczęściej pobieraną pensją (Modalna) była w 2010 r. kwota 2020,13 złotych brutto (około 1474,29 złote netto).
Większość pracowników w Polsce pracuje dłużej niż przewiduje to kodeks pracy. Z danych GUS, wynika, że aż 11 milionów z 16 milionów pracujących Polaków spędza w pracy ponad 40 godzin tygodniowo. Wśród wszystkich krajów OECD Polska zajmuje trzecie miejsce pod względem rocznego, przeciętnego czasu pracy w przeliczeniu na jednego pracownika. W 2009 roku statystyczny Polak przepracował 2015 godzin rocznie, ustępując jedynie Koreańczykom (z Korei Płd) – 2074 godzin i nieznacznie Rosjanom -2016. Według danych EWCS 31% badanych deklaruje pracę 7 dni w tygodniu, a w sumie 44% twierdzi, że pracuje sześć albo siedem dni w tygodniu. Prawie 1,2 mln osób w Polsce pracuje w więcej niż jednym miejscu – tak wynika z danych GUS za II kwartał 2010 r. Stanowi to 7,3 proc. wszystkich zatrudnionych.
Przyjrzyjmy się więc typowej polskiej rodzinie zarabiającej grosze i pracującej najdłużej (w wymiarze godzinowym) w Europie. Najczęściej występująca płaca netto to 1474 zł. W większości polskich rodzin oboje rodzice pracują i mają dwoje dzieci. Mając na utrzymanie 2948 złotych miesięcznie, to jest po 750 na osobę, rodzina ta nie może otrzymać miesięcznego dodatku na dziecko gdyż przekracza o 244 zł kryterium dochodowe, które do niego uprawnia. Rodzina taka nie może się tym bardziej ubiegać się o świadczenia z pomocy społecznej, bo przekracza o 390 zł kryterium dochodowe, które do niej uprawnia.
Przygotowany przez GUS raport „Warunki życia” wskazuje, że czteroosobowa rodzina w 2010 roku miesięcznie wydawała 3965 zł, z czego niespełna 800 zł pochłonęło utrzymanie mieszkania, a 980 zł wyżywienie. Transport kosztował rodzinę blisko 380 zł, natomiast na usługi łączności przeznaczono około 160 zł. Odzież to kolejny miesięczny wydatek na poziomie 210 zł. W roku 2011 w wyniku wzrostu cen mieszkania, transportu, energii wydatki wynosiły 4120 zł. Tyle wynika z rosnących kosztów, które nie uwzględniają całej masy ważnych wydatków takich jak : wyprawki szkolne dla dzieci, koszty leczenia, koszt wypoczynku, książek, sprzętu sportowego, wpłat na szkolny komitet rodzicielski, czy korzystanie z różnych form kultury, wypoczynku i rekreacji. Kosztu urlopów nie ma sensu w ogóle rozważać skoro dwie trzecie badanych Polaków nie może sobie pozwolić nawet na tydzień urlopu z rodziną poza miejscem zamieszkania.
Zasadniczy problem polega na tym, że najczęściej występująca, a więc typowa polska rodzina ma do dyspozycji zaledwie 2948 zł., a więc o 1017 zł. mniej niż wynika to z kosztów utrzymania. Trudno jednak przyjąć, że ludzie w ogóle nie chorują. Słabość publicznego systemu zdrowia sprawia, że aż połowa polskich rodzin korzysta ze świadczeń zdrowotnych, za które płaci prywatnie. Z Zielonej Księgi, dokumentu przygotowanego dla resortu zdrowia, wynika, że jeszcze sześć lat temu na prywatną opiekę medyczną decydowało się zaledwie 24 proc. polskich rodzin. A w roku 2010 była to już co druga polska rodzina. Miesięczne wydatki na ochronę zdrowia przypadające na osobę w gospodarstwie domowym wynoszą średnio 41 zł. To daje dodatkowo 164 zł. Fakt, że ponosi je co druga rodzina kompensują wydatki na leki, których w tym budżecie jeszcze nie uwzględniono. Nawet jeżeli w ogóle nie jeżdżą na urlopy, nie chodzą do kina, nie kupują książek to i tak muszą raz do roku wyposażyć dzieci w wieku szkolnym w książki i przybory do nauki. Wiąże się to z dodatkowym, jednorazowym wydatkiem rzędu co najmniej 1000 zł, co rozłożone na 12 miesięcy co zwiększa koszt utrzymania o 83 zł. miesięcznie i zwiększa deficyt budżetu domowego(wraz z kosztami leczenia) do 1264 zł. Ze wspomnianego wyżej badania GUS można wyczytać, że udział wydatków w dochodzie rozporządzalnym najniższej grupie kwintalowej (20% gospodarstw domowych o najniższych dochodach) wynosi 119,4% co oznacza, że gospodarstwa najbiedniejsze były zmuszone korzystać ze swoich oszczędności lub z kredytów. CBOS zaś informuje w komunikacie z 2010 r., że większość polskiego społeczeństwa (63 proc.) polskich gospodarstw domowych nie ma żadnych oszczędności a większość badanych z gospodarstw posiadających oszczędności (65 proc.) deklaruje, że byliby w stanie się z nich utrzymać dłużej niż dwa miesiące. Korzystanie z kredytów też jest wątpliwe, bo żyjąc na styk już dawno mają jakieś pożyczki do spłacenia i większość z nich nie ma już bankowej zdolności kredytowej. Pozostaje im więc tylko sięgać do instytucji para bankowych czyli mówiąc wprost – lichwiarzy.
W przypadku naszej „modelowej rodziny” z dwójką dzieci udział wydatków w dochodzie wyniesie 143%. Z całą pewnością zadłużanie mieszkania nie pokrywa tego deficytu, zwłaszcza, że zaległość w wysokości trzech czynszów prowadzi do eksmisji i bezdomności. Jakaś część ludzi postawionych w takiej sytuacji uzyskuje dodatkowe dochody z pracy na czarno. To w jakiejś mierze tłumaczy alarmujące dane o czasie pracy Polaków. Część uzyskuje wsparcie rodziny, jednak najbardziej pospolitą formą łatania domowego budżetu jest zaciąganie pożyczek. Gospodarstwa domowe, które zmuszone są zaciągać kredyty na pokrycie bieżących kosztów utrzymania określane są jako bankrutujące. Do kosztów utrzymania dochodzi bowiem koszt obsługi zadłużenia. Jak wynika z przeprowadzonego przez TNS OBOP na zlecenie UOKiK w 2008 r. badania połowa Polaków (51 proc.) rozwiązuje swoje problemy finansowe pożyczając pieniądze, a co trzecie gospodarstwo domowe jest zadłużone. Według danych Krajowego Rejestru Długów, 17 proc. Polaków ma zobowiązania wyższe niż połowa ich dochodów. To jest już ta granica, powyżej której traci się zdolność do spłacania należności – twierdzi wiceprezes Krajowego Rejestru Długów Jakub Kostecki.
Warto przyjrzeć się też wydatkom na żywność, bo mimo, że kwalifikowane są one jako sztywne, to przecież bardzo często tu polskie gospodarstwa domowe zmuszone są oszczędzać. Nasza przykładowa rodzina powinna miesięcznie przeznaczać na żywność 980 zł. Oznacza to, że na osobę w rodzinie przypada 245 zł, co podzielone przez 30 dni w miesiącu daje 8 zł 16 gr. na osobę. Jest oczywiście metodologia każąca liczyć dzieci do określonej granicy wiekowej za jakiś ułamek osoby dorosłej, ale dla prawidłowego rozwoju dzieci potrzebują diety bogatszej w białka i witaminy, która zwykle jest bardziej kosztowna. Dodatkowo przyjęto tu dla uproszenia 30-dniowy miesiąc co daje zapas 10 dni, który powinien kompensować różnice w ilości spożywanych produktów żywnościowych. Wystarczy uzmysłowić sobie, że duża część dzieci w wieku szkolnym je obiady w szkole, który potrafi kosztować nawet 6 zł. Przyrządzenie śniadania i kolacji za 2 zł 16 gr. To trudne zadanie.
Mamy więc następującą sytuację: Albo podejmiemy byle jaką pracę, w której możemy pracując bez wytchnienia, po godzinach, świątek piątek czy niedziela co najwyżej się wolniej zadłużać, albo od razu zaczniemy przymierać głodem czekając aż przyjdzie komornik i wyrzuci nas z mieszkania na ulicę. I jak mówi pani ekspert od rynku pracy Maciejowska, nie ma się co obrażać i siedzieć z założonymi rękami. Do roboty chamy!”
Źródło – http://www.super-nowa.pl/art.php?i=22651
‚
Polecam:
– http://interia360.pl/artykul/dla-kogo-jest-ten-kraj,51105
– Stanisław Lem – pół wieku temu – http://www.stachurska.eu/?p=6548
– Henryk Lewandowski: Ile za pracę – http://www.stachurska.eu/?p=5835
‚
Ubolewanie nad rzeczywistością niczego nie wnosi a autor nie przedstawia żadnych propozycji. Przypomnijmy więc może, że najszybciej rozwijaliśmy się po ustawie o wolności gospodarczej Wilczka. Obecnie mamy: koncesje, regulacje (ok. 280 zawodów jest zablokowanych), zakazy (np. handlu ulicznego), skomplikowane prawo podatkowe, rozbudowaną (a więc kosztowną) administrację. Socjalizm i biadolenie prowadzą donikąd.
@Zenon Patelnia
To nie jest blog dla Ciebie. Polecam przenosiny do Korwina-Mikke. Nikt tu nie głosi poglądów socjalistycznych tylko lewicowe. Póki co mamy też w Polsce mamy degresywny podatek dochodowy (dane OECD).
Przywoływać końcówkę lat 80-tych i ustawę Wilczka żeby coś udowodnić to już czystej wody populizm. Wszystkie koszty kapitalizmu przerzuca się w Polsce na państwo. Efekty są jakie są. Tylko żeby to zrozumieć trzeba widzieć, że świat ma więcej barw. Ty widzisz tylko dychotomiczny obraz.
Wolność gospodarcza absolutnie nie stoi w sprzeczności z wrażliwością społeczną. Połączenie tych dwu wartości nosi nazwę społecznej gospodarki rynkowej (niem. soziale Marktwirtschaft) i było oficjalną doktryną ekonomiczną RFN mniej więcej do roku 2000. A gdy przestało nią być, to wiemy że w Niemczech nie stało się od tego lepiej…
Adamski, oczywiście – http://www.stachurska.eu/?p=6146 . W uzupełnieniu – http://www.stachurska.eu/?p=6132